W końcu znalazłam się w centrum miasta, gdzie
zmierzałam bez celu przez kolejne ulice, nie wiedząc zbytnio nawet którędy się
dalej kierować. Szczęście, że nie było tu dziś tłoczno, ponieważ bez problemu
mogłabym się zgubić. Oczywiście tylko wtedy, gdyby był to okres turystyczny. W
celu zrobienia zakupów do domu, skierowałam się do najbliższego supermarketu.
Złapałam za czerwony koszyk i mijając kolejne alejki, pakowałam do niego to
jest mi potrzebne do dalszego funkcjonowania. W większości była to naprawdę zdrowa
żywność. Słodycze, fast foody, czy innego tego typu świństwa nie wchodziły w
grę. Większość myśli, że pewnie jestem zadufaną w sobie dziewczyną, która boi
się, żeby tylko nie przytyć, bo musi mieć wymiary modelki. Wcale tak nie jest,
bo rzeczywistością jest, że wcale nie jestem wychudzona. Jestem po prostu
szczupła, mam zaokrąglenia tam gdzie powinny być i z tego się cieszę. Natomiast
utrzymuję dietę, bowiem nie chcę wrócić do tego, co było kiedyś, tudzież
jeszcze dwa lata temu ważyłam siedemdziesiąt trzy kilogramy, przy wzroście stu
sześćdziesięciu ośmiu centymetrów. Może nie byłam osobą otyłą, ale zdecydowanie
miałam nadwagę, co z wiekiem zaczęło mi zwyczajnie przeszkadzać. Stopniowo
chudłam bez osiągania efektu jojo. Starałam się uprawiać sport i nie jeść tych
wszystkich gówien, które choć są cholernie dobre, niestety mnie - bardzo
szkodzą. Nie mogę do tego wrócić, ponieważ wiem, że z moją przemianą materii
mogłabym na nowo powrócić do starej wagi, a to byłoby okropnie nieznośne,
ponieważ odkąd pamiętam, ludzie często kpili ze mnie w chamski sposób. Oczywiście
często chłopcy zwracali na mnie uwagę, tyle, że oprócz ładnej buzi, nie
posiadałam niestety świetnej figury, która dopełniałaby moją perfekcyjność. Teraz
jestem usatysfakcjonowana, bo naprawdę dobrze czuję się w swoim ciele. Schudnięcie
piętnastu kilogramów było wyzwaniem, które zdecydowałam się podjąć i jak
widać-prawidłowo.
Zapłaciłam za kupione produkty i
skierowałam się w prawą stronę, gdzie kontynuowałam moją bezcelową wędrówkę.
Chciałam po prostu trochę bardziej poznać to miejsce. Zaklimatyzować się i
poczuć, że nie jestem tak obca. Czuję się tu naprawdę dobrze, choć przyjechałam
dopiero wczoraj. Na pierwszy rzut oka było widać, że jednak jestem osobą, która
pochodzi z innego miasta, kraju. Widziałam wzrok przechodnich, którymi
najczęściej byli mężczyźni, lustrujący moją osobę z góry do dołu. Może nie
byłam jakąś szkaradą, ale bez przesady. W sumie lubiłam kiedy mężczyźni byli
mną zainteresowani, ale często wprawiało mnie to w zakłopotanie. Znienacka
poczułam na sobie wzrok kolejnego przechodnia. Moje oczy skierowały się w lewą
stronę, gdzie ujrzałam wysoką szczupłą blondynkę oraz trochę wyższego od niej chłopaka
z czapką, spod której wystawały brązowe włosy. Chwilowo oniemiałam, bowiem nastolatek
był naprawdę przystojny. Miał w sobie coś, co powodowało, że mogłabym na niego
patrzeć bez chwili wytchnienia. Był naprawdę czarujący. Wydawało mi się nawet,
że skądś już kojarzę tą twarz, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd.
Zauważyłam, że owa postać również zadziornie na mnie spogląda nie mrugając
nawet przy tym oczu. Ta chwila była odrobinę dziwna, bowiem nigdy wcześniej nie
spotkałam się z tego typu sytuacją. Kiedy ktoś na mnie spoglądał, często
spuszczałam wzrok, żeby nie robić tego samego. W tym przypadku było całkowicie
inaczej. Nie chciałam spuszczać oczu z nieznajomego. Niestety po chwili, to on
przestał patrzeć w moim kierunku, bowiem zagadany przez swoją towarzyszkę,
otrząsnął się z natłoku myśli i zajął się blondynką. Nie czekając chwili dłużej
poszłam dalej zdecydowanie przyśpieszając przy tym kroku. I w sumie tyle go
widziałam, lecz byłam świadoma, że na długo nie zapomnę tej twarzy, tylko
cholera, muszę sobie przypomnieć gdzie go wcześniej widziałam! Zbliżając się do
ostrego zakrętu, skierowałam się w prawą stronę znienacka lądując na zimnym
betonie. Upadek był dość bolesny i to najbardziej dla moich pośladków, ale nie
panikowałam, bowiem po chwili spostrzegłam wyciągniętą w moją stronę opaloną
męską dłoń. Zbawicielem jak i jednocześnie oprawcą mojego potknięcie był
tajemniczy brunet o naprawdę pięknych, szmaragdowy tęczówkach wyjątkowym
uśmiechem. Nie zastanawiając się dłużej, podałam chłopakowi dłoń wstając na
równe nogi. Otrzepałam brudne spodnie i spojrzałam na szatyna.
-
Bardzo przepraszam, jestem niezdarą – odezwałam się patrząc na niego
przepraszającym wzrokiem
-
Żartujesz? Ja powinienem Cię przeprosić. W końcu to ja wpadłem na Twoją osobę.
Jak zwykle myślałem o niewiadomo czym – odpowiedział wywracając przy tym
oczami, a z jego świetlistej twarzy nie znikał słodki uśmiech – Jestem Louis –
dokończył podając mi kolejny raz tę samą rękę
-
Sofia – odparłam ściskając delikatnie dłoń chłopaka – Naprawdę nic się nie
stało. Często ląduje na ziemi, więc już się przyzwyczaiłam – odezwałam się
ponownie na co chłopak zmarszczył lekko brwi zastanawiając się nad sensem moich
słów – To znaczy chodzi o to, że jestem wielką gapą, więc ta sytuacja nie jest
mi obca. Nie ważne – potrząsnęłam głową zdając sobie sprawę z mojej głupoty. A
tak przy okazji tego chłopaka również skądś kojarzyłam. Cholera, czy to
możliwe, że znam tu wszystkich i na dodatek nie mam pojęcia skąd?
-
Jesteś słodka. Lubię Cię! – puścił mi oczko i wskazał palcem na moją osobę. –
Może masz ochotę na kawę, ciastko, lody, czy coś w tym rodzaju? Ja stawiam! –
zaproponował nie spuszczając oczu z mojej roześmianej twarzy. Był naprawdę kochany.
-
Kawa! Jasne, czemu nie – odparłam, po czym prowadzona przez chłopaka w
przeciwną stronę zagłębiłam się z nim w długą pogadankę.
Siedząc w pobliskiej kawiarni i
popijając karmelowe latte cały czas na moich ustach widniał uśmiech,
spowodowany opowieściami i żartami Louis’a. Nie miałam pojęcia, że od razu
złapię z chłopakiem wspólny język i wiele tematów, w których oboje czuliśmy się
swobodnie. Lecz wciąż nurtowała mnie odpowiedź na jedno pytanie.
-
Louis, powiedz, skąd Cię kojarzę? – zapytałam patrząc nad niego z
zastanowieniem
-
Dużo osób się mnie o to pyta. Więc jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, jestem
piosenkarzem. Pochodzisz z Polski więc w sumie możesz mnie nie znać, choć
słyszałem, że tam dziewczyny mają fioła na naszym punkcie.. – zaczął na jednym
wdechu, na co ja tylko popatrzyłam na niego z wielkim zaskoczeniem – Gram w
zespole. Bardzo znanym zespole – ciągnął dalej na co ja otworzyłam usta z
zaskoczenia
-
Jak się nazywa? – zapytałam po chwili namysłu
-
One Direction – o cholera. Jaka jestem głupia! Jak mogłam tego nie wiedzieć.
Matko boska, One Direction! Zespół, który odkryli w programie x-factor, ten sam
który podbił serca milionom nastolatek. Przecież sama byłam w nich kiedyś
zakochana! Ale to było przejściowe. Po śmierci taty zupełnie na siłę próbowałam
znaleźć sobie jakieś zajęcie i w końcu odkryłam chłopaków z owego zespołu. Może
nie byłam jakąś ich wielką fanką, ale wiem tyle, że uwielbiałam ich piosenki, a
wyjątkową sympatią darzyłam chłopaka w lokach, który był w moim wieku. Kurde,
chłopaka w lokach. O ile się nie mylę miał na imię Harry i … o kurde. Czy to
nie tego samego osobnika zobaczyłam dziś na ulicy? Nie wiem już czy mam omamy,
czy może dzieję się ze mną coś niedobrego, ale przysięgam, że to naprawdę dziwna
sytuacja.
Nie
przyznając się Louis’owi, że ich znam pokiwałam tylko głową dając mu przy tym
do zrozumienia, że nie robi to na mnie jakiegoś większego wrażenia i nie mam
zamiaru robić z tego jakiegoś szału, na co chłopak był pozytywnie zaskoczony. W
pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon, a na wyświetlaczu widniało imię
mojej wczorajszej zbawczyni.
-
Cześć Kathrin, jak tam?- odebrałam patrząc przepraszająco na mojego towarzysza
-
Witaj słońce, za niecałe dziesięć minut będę u Ciebie z chłopakiem. Musisz go
poznać! On też bardzo chcę Cię w końcu zobaczyć, dużo mu o Tobie opowiadałam i
nie może uwierzyć w nasza historię – mówiła jak najęta. To dziwne, że znam ją
od wczoraj i tak bardzo ją polubiłam. Wywiera na mnie naprawdę pozytywne wrażenie.
Na dodatek jest trochę podobna do mnie.
-
Okej, okej w takim razie już do was biegnę – odpowiedziałam nakładając na
siebie czarną ramoneskę
-
Nie jesteś w domu? Dopiero co przyjechałaś, a już randkujesz! Oj Sofi Sofi –
powiedziała chichocząc pod nosem
-
Błagam Cię! Opowiem Ci później. Do zobaczenia! – rozłączyłam się, a po chwili
wstałam z wcześniej zajmowanego miejsca
-
Przepraszam Cię Lou, ale niespodziewanie ktoś mnie zaraz odwiedzi więc muszę
lecieć.
-
Szkoda, naprawdę świetna z Ciebie koleżanka. Zobaczymy się jeszcze? – zapytał uśmiechając
się i również wstając ze swojego krzesła
-
Na pewno!- odpowiedziałam uśmiechając się ostatni raz – Na razie!- dokończyłam
wychodząc z kawiarni kierując się już teraz w stronę mieszkania.
*
Miesiąc później
Biegnę właśnie do Balans Cafe, gdzie
pracuję od około tygodnia. Na samym początku mojego pobytu tutaj załapałam się
na stanowisko sekretarki w pewnej małej firmie. Patrząc na moje kwalifikacje,
było to dość dziwne, że zostałam tam zatrudniona, ale nie była to tak ciężka i
trudna praca jak mogłoby się wydawać. Wykonywałam dziennie po kilkanaście
telefonów, odbierałam faksy i inne tego typu pierdoły, nic specjalnego.
Niestety po jakimś czasie mój wspaniały szef, mężczyzna po czterdziestce,
powiem szczerze, że nawet w miarę przystojny, najprościej w świecie zaczął się
do mnie dobierać. Nie potrafię sobie pozwolić na tego typu sytuacje, więc czym
prędzej samowolnie się zwolniłam, co później okazało się być chyba zbyt
pochopną decyzją, bowiem ze znalezieniem kolejnej pracy nie było już tak łatwo,
ale na szczęście jestem aktualnie kelnerką w dość sporej, ale bardzo przytulnej
kawiarni znajdującej się w centrum miasta. Co prawda nie jest to zajęcie
sekretarki, ale zawsze coś. A, że ogromnie zależy mi na tej pracy, staram się
jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki i być zawsze punktualna, dlatego ani
razu nie spotkałam się ze skargą na mój temat. Do tego właścicielem kawiarni
jest przemiły pan po sześćdziesiątce, z którym bardzo często lubię rozmawiać
czy pożartować, więc jak na razie chyba nie mam się czego obawiać. Mam
nadzieję.
-
Dzień dobry Panie Stevenson – odezwałam się wchodząc do pomieszczenia, w którym
można było poczuć sympatyczny klimat, między innymi ze względu na wystrój i naprawdę
bardzo miłą atmosferę, która panowała w całej kawiarni.
-
Witaj Sofio, miło Cię widzieć- odparł mężczyzna wycierając szmatką małe,
ozdobne filiżanki, które były tak bardzo charakterystyczne dla owej kawiarenki.
-
Mnie pana również. Jest już Amanda?
-
Tak, w pomieszczeniu dla pracowników – odpowiedział mężczyzna obdarowując mnie
skromnym uśmiechem
-
Pójdę do niej – odparłam wykonując ten sam gest, kierując się po chwili w stronę
naszej tak zwanej ‘kanciapy’. Amanda była dziewczyną, która również pracowała w
Balans Cafe. Poznałam ją w ten sam dzień, w którym mnie tu zatrudniono. Dziewczyna
jest specyficznej urody, bowiem jest mulatką o ciemno brązowych włosach i
dużych zielonych oczach, na dodatek jest naprawdę bardzo ładna. Od samego początku
byłam pod wrażeniem jej wyglądu. Najlepsze jest to, że naprawdę dobrze się rozumiemy.
-
Cześć Am – odezwałam się wchodząc do pomieszczenia witając się z dziewczyną
obdarowując ją całusem w policzek
-
Hej – odpowiedziała – Cholera, ledwo dzisiaj wstałam, mam takiego kaca, że to
jest niemożliwością – westchnęła brunetka siedząc na skórzanym fotelu, chowając
przy tym twarz w dłoniach
-
Właśnie widzę, że jesteś lekko… zachwiana? – zaśmiałam się zawiązując na
biodrach mój biały fartuszek, który nie opuszczał mnie na krok w teraźniejszej
pracy.
-
Nawet mi nie mów. Na dodatek dziś jest sobota, wiec największy zapierdziel.
Chyba tu umrę!
-
Nie martw się, poradzimy sobie! – zachęciłam ją ciągnąc przy tym za rękę w
stronę lady.
Nie minęło pół godziny, a ludzie
zaczęli się schodzić jak mrówki. Nie rozumiałam czemu w weekend było naprawdę tak
dużo ludzi. Może dlatego, że było wolne od pracy i zazwyczaj w soboty ludzie
mieli ochotę na liczne pogawędki przy dobrym deserze i smakowitej kawie, która bywa
u nas wyjątkowo udana i nie mówię tego tylko dlatego, bo tu pracuję. Jest naprawdę
wyśmienita!
Stałam
odwrócona tyłem do klientów, gdy usłyszałam nagłe wołanie koleżanki z pracy.
-
Sofi, trzy expreso! – pośpiesznie wykonałam polecenie, na co dziewczyna
pierwsze dwie kawy od razu podała owym klientom. Po skończeniu trzeciego
expreso, wyłączyłam maszynę i wzięłam do ręki niewielką filiżankę widniejącą na
białym talerzyku i odwróciwszy się na pięcie miałam w zamiarze podać ją
zamawiającemu, lecz na widok osobnika, który definitywnie mnie zszokował,
zdołałam tylko wylać zawartość szklanki na przeszywającą mnie wzrokiem postać.
Mam przerąbane.
-
Kurwa! To są jakieś żarty? – krzyknął zielonooki szatyn spoglądając na dużą,
brązową plamę widniejącą na białej koszulce ukazującą jego wspaniałą sylwetkę.
-
O! Cześć… Sofia?- upewnił się znajomy mi już szatyn, który towarzyszył pozostałej
dwójce.
-
Cześc Lou – pomachałam mu lekko patrząc z przejęciem na całą ich trójkę. Obok
lokowatego chłopaka stała ta sama blondynka, którą widziałam u jego boku za pierwszym
razem
-
Znasz tą pokrakę? – zapytał chłopak patrząc na przyjaciela z zaskoczeniem i
żalem, jakby współczuł mu, że miał okazję poznać kogoś takiego jak ja.
Przepraszam, dla niego byłam cholerną ‘Pokraką’. Co za skończony dupek! Miałam się wtrącić i
dopowiedzieć kilka słów od siebie, ale zdałam sobie sprawę, że przecież jest
klientem i bez problemu mógłby zrobić przez to ładne zamieszanie. I na to się
chyba zapowiadało.
-
Ja… Przepraszam! – wtrąciłam się patrząc na chłopaka z naprawdę szczerym
wyrazem współczucia
-
Tak, poznałem ją jakiś miesiąc temu. Czyli jednak się spotykamy! – uśmiechnął się,
zupełnie nie przejmując się sytuacją, która przed chwilą wyniknęła
-
Czy ty się słyszysz?- zapytał go po raz kolejny zielonooki – Ta idiotka wylała
na mnie kawę! – krzyknął patrząc tym razem na moją osobę. Myłaby kto! Jeszcze
jakiś czas temu gdy mnie widział, nie mógł odciągnąć ode mnie wzorku, a teraz
jedynie co potrafi zrobić, to kierować w moją stronę jedynie wyzwiska. Tego
chyba już za wiele.
-
Harry ma rację, skoro nie potrafi się zrobić najprostszych rzeczy, które należą
do nic nieznaczącej kelnerki, to chyba czas zmienić stanowisko, może na jakiś
zmywak czy coś w tym stylu? – wtrąciła się chuda blondynka, która spojrzała na
mnie z wrednym wyrazem twarzy. W tym momencie miałam ochotę wyrwać jej te
kudły, ale na szczęście powstrzymała mnie Amanda.
-
A kim ty do cholery jesteś, że masz czelność mówić takie rzeczy? – zapytała mulatka
patrząc na dziewczynę zdezorientowanym, ale zarazem wściekłym spojrzeniem
-
Dziewczyno, naprawdę o to pytasz? Błagam, zacznij czytać gazety, albo najlepiej
na początek weź sobie jakąś lekturę, bo nie świecisz zbytnio mądrością -
odparła niebieskooka stojąca tuż obok loczka
-
Ogarnij się Taylor, to ty jesteś pusta jak puszka po wypitej pepsi – odezwał się
Lou nie zwracając uwagi na ostrzegający wzrok przyjaciela. Widać nie krępował
się zbytnio obrażać owej dziewczyny przy mojej dawnej przejściowej miłości. Ale
ja byłam głupia. Wtedy był widocznie całkiem inny.
-
Naprawdę nie chcemy problemów – odezwałam się zakłopotana całą sytuacją
-
Za późno do cholery, jak mam niby teraz przejść przez miasto? Chcę rozmawiać z
szefem – zakomunikował Harry uderzając pięścią o drewnianą ladą. Byłam naprawdę
zaskoczona całą sytuacją, bo jak można być aż tak nerwowym?
-
Co tu się dzieje? – zapytał mój ulubiony staruszek wychodząc właśnie z
pomieszczenia kuchennego.
-
Co się dzieję? Ta łamaga wylała na mnie całą kawę i śmie twierdzić, że nic się
takiego nie stało – wskazał na mnie, kłamiąc przy tym bezczelnie
-
Co proszę? Nic takiego nie powiedziałam, przecież przeprosiłam! – wtrąciłam się
nieproszona przeszywając chłopaka wzrokiem. Jak można być tak chamskim?
-
A ta druga ma czelność się ze mną wykłócać, choć tak naprawdę jedyne co potrafi
to szczekać swoją murzyńską jadaczką! – odparła blondynka, której słowa podziałały
na nas niczym płachta na byka, typowo.
-
Chwila , chwila, chwila. Na razie cała ta sprawa niepokoi mnie jedynie z
państwa strony, bo oprócz wyzwisk na moje pracownice nie słyszałem z waszych
ust niczego grzecznego. To chyba nie jest kulturalne zachowanie. – odpowiedział
patrząc przemiennie na loczka i dziewczynę. Co prawda nie zaskoczył mnie tym
zbytnio, bowiem wiedziałam, że nie da nam zrobić krzywdy lub oskarżać o coś, co
nie jest prawdą. – Nie chciałabym, żeby sytuacją z obrazą dziewczyn się
powtórzyła. Tymczasem Sofia zrobi Panu drugą kawę i mam nadzieję, że to wystarczy.
– dokończył nie zwracając uwagi co ma do powiedzenia dalej ta oto kłótliwa
dwójka.
-
Nie trzeba – powiedział wściekły szatyn obdarowując mnie wściekłym spojrzeniem,
po czym biorąco swoją dziewczynę za rękę wyszedł z kawiarni zostawiając nas same
z Louis’em.
-
Wybaczcie, ta dziewczyna naprawdę ma problemy z psychiką, a Harry odkąd z nią
jest cholernie się zmienił. – westchnął szatyn obdarowując naszą dwójkę jak
zwykle szerokim uśmiechem
-
Widać. Mam nadzieję, że już tu nie zajrzą. A właśnie Louis! To jest Amanda,
Amanda to Louis – przedstawiłam sobie dwójkę znajomych
-
Nie trudno tego nie wiedzieć, skoro należy do najbardziej znanego zespołu w
Wielkiej Brytanii – uśmiechnęła się do mnie, a następnie do niego podając mu
przy tym dłoń.
-
No cóż, Sofia nie wiedziała!- zaśmiał się patrząc na mnie marszcząc brwi
-
Oj tam, szczegół! – powiedziałam przewracając przy tym śmiesznie oczami
-
Wiem, że masz dużo pracy, ale mam nadzieję, że dasz się umówić na jakiś wypad. –
zaproponował biorąc w tej chwili leżącą obok serwetkę, zapisując na niej jakieś
cyfry – Tu masz mój numer, jak coś to dzwoń. I do zobaczenia po raz drugi!-
pożegnał się z nami i biorąc przykład z pozostałej dwójki również opuścił
pomieszczenie. Kolejny znajomy do kolekcji.
***
Witajcie
mordki! Jak wam się podoba kolejny rozdział? W końcu doszło do spotkania Sofii
i Harry’go, jak sami widzicie w nie najbardziej miły spokój, więc pewnie dużą
część z was zaskoczyłam. Nie potrafiłam za bardzo wymyślić, w jaki sposób ta
dwójka miałaby się spotkać i może to trochę pójście na łatwiznę i pomysł jest
nudny i oklepany, ale trudno. Liczę na opinie, bo jak na razie ciężko to idzie. Dodałam postać Amandy do podstrony CHARACTERS, więc zapraszam!
20
komentarzy = nowy rozdział!
Buzi
buzi :*:*