25 kwi 2013

4.There is dissolve in the falling apart and will see at once the world at large.


Music on

W końcu znalazłam się w centrum miasta, gdzie zmierzałam bez celu przez kolejne ulice, nie wiedząc zbytnio nawet którędy się dalej kierować. Szczęście, że nie było tu dziś tłoczno, ponieważ bez problemu mogłabym się zgubić. Oczywiście tylko wtedy, gdyby był to okres turystyczny. W celu zrobienia zakupów do domu, skierowałam się do najbliższego supermarketu. Złapałam za czerwony koszyk i mijając kolejne alejki, pakowałam do niego to jest mi potrzebne do dalszego funkcjonowania. W większości była to naprawdę zdrowa żywność. Słodycze, fast foody, czy innego tego typu świństwa nie wchodziły w grę. Większość myśli, że pewnie jestem zadufaną w sobie dziewczyną, która boi się, żeby tylko nie przytyć, bo musi mieć wymiary modelki. Wcale tak nie jest, bo rzeczywistością jest, że wcale nie jestem wychudzona. Jestem po prostu szczupła, mam zaokrąglenia tam gdzie powinny być i z tego się cieszę. Natomiast utrzymuję dietę, bowiem nie chcę wrócić do tego, co było kiedyś, tudzież jeszcze dwa lata temu ważyłam siedemdziesiąt trzy kilogramy, przy wzroście stu sześćdziesięciu ośmiu centymetrów. Może nie byłam osobą otyłą, ale zdecydowanie miałam nadwagę, co z wiekiem zaczęło mi zwyczajnie przeszkadzać. Stopniowo chudłam bez osiągania efektu jojo. Starałam się uprawiać sport i nie jeść tych wszystkich gówien, które choć są cholernie dobre, niestety mnie - bardzo szkodzą. Nie mogę do tego wrócić, ponieważ wiem, że z moją przemianą materii mogłabym na nowo powrócić do starej wagi, a to byłoby okropnie nieznośne, ponieważ odkąd pamiętam, ludzie często kpili ze mnie w chamski sposób. Oczywiście często chłopcy zwracali na mnie uwagę, tyle, że oprócz ładnej buzi, nie posiadałam niestety świetnej figury, która dopełniałaby moją perfekcyjność. Teraz jestem usatysfakcjonowana, bo naprawdę dobrze czuję się w swoim ciele. Schudnięcie piętnastu kilogramów było wyzwaniem, które zdecydowałam się podjąć i jak widać-prawidłowo.  
Zapłaciłam za kupione produkty i skierowałam się w prawą stronę, gdzie kontynuowałam moją bezcelową wędrówkę. Chciałam po prostu trochę bardziej poznać to miejsce. Zaklimatyzować się i poczuć, że nie jestem tak obca. Czuję się tu naprawdę dobrze, choć przyjechałam dopiero wczoraj. Na pierwszy rzut oka było widać, że jednak jestem osobą, która pochodzi z innego miasta, kraju. Widziałam wzrok przechodnich, którymi najczęściej byli mężczyźni, lustrujący moją osobę z góry do dołu. Może nie byłam jakąś szkaradą, ale bez przesady. W sumie lubiłam kiedy mężczyźni byli mną zainteresowani, ale często wprawiało mnie to w zakłopotanie. Znienacka poczułam na sobie wzrok kolejnego przechodnia. Moje oczy skierowały się w lewą stronę, gdzie ujrzałam wysoką szczupłą blondynkę oraz trochę wyższego od niej chłopaka z czapką, spod której wystawały brązowe włosy. Chwilowo oniemiałam, bowiem nastolatek był naprawdę przystojny. Miał w sobie coś, co powodowało, że mogłabym na niego patrzeć bez chwili wytchnienia. Był naprawdę czarujący. Wydawało mi się nawet, że skądś już kojarzę tą twarz, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Zauważyłam, że owa postać również zadziornie na mnie spogląda nie mrugając nawet przy tym oczu. Ta chwila była odrobinę dziwna, bowiem nigdy wcześniej nie spotkałam się z tego typu sytuacją. Kiedy ktoś na mnie spoglądał, często spuszczałam wzrok, żeby nie robić tego samego. W tym przypadku było całkowicie inaczej. Nie chciałam spuszczać oczu z nieznajomego. Niestety po chwili, to on przestał patrzeć w moim kierunku, bowiem zagadany przez swoją towarzyszkę, otrząsnął się z natłoku myśli i zajął się blondynką. Nie czekając chwili dłużej poszłam dalej zdecydowanie przyśpieszając przy tym kroku. I w sumie tyle go widziałam, lecz byłam świadoma, że na długo nie zapomnę tej twarzy, tylko cholera, muszę sobie przypomnieć gdzie go wcześniej widziałam! Zbliżając się do ostrego zakrętu, skierowałam się w prawą stronę znienacka lądując na zimnym betonie. Upadek był dość bolesny i to najbardziej dla moich pośladków, ale nie panikowałam, bowiem po chwili spostrzegłam wyciągniętą w moją stronę opaloną męską dłoń. Zbawicielem jak i jednocześnie oprawcą mojego potknięcie był tajemniczy brunet o naprawdę pięknych, szmaragdowy tęczówkach wyjątkowym uśmiechem. Nie zastanawiając się dłużej, podałam chłopakowi dłoń wstając na równe nogi. Otrzepałam brudne spodnie i spojrzałam na szatyna.
- Bardzo przepraszam, jestem niezdarą – odezwałam się patrząc na niego przepraszającym wzrokiem
- Żartujesz? Ja powinienem Cię przeprosić. W końcu to ja wpadłem na Twoją osobę. Jak zwykle myślałem o niewiadomo czym – odpowiedział wywracając przy tym oczami, a z jego świetlistej twarzy nie znikał słodki uśmiech – Jestem Louis – dokończył podając mi kolejny raz tę samą rękę
- Sofia – odparłam ściskając delikatnie dłoń chłopaka – Naprawdę nic się nie stało. Często ląduje na ziemi, więc już się przyzwyczaiłam – odezwałam się ponownie na co chłopak zmarszczył lekko brwi zastanawiając się nad sensem moich słów – To znaczy chodzi o to, że jestem wielką gapą, więc ta sytuacja nie jest mi obca. Nie ważne – potrząsnęłam głową zdając sobie sprawę z mojej głupoty. A tak przy okazji tego chłopaka również skądś kojarzyłam. Cholera, czy to możliwe, że znam tu wszystkich i na dodatek nie mam pojęcia skąd?
- Jesteś słodka. Lubię Cię! – puścił mi oczko i wskazał palcem na moją osobę. – Może masz ochotę na kawę, ciastko, lody, czy coś w tym rodzaju? Ja stawiam! – zaproponował nie spuszczając oczu z mojej roześmianej twarzy. Był naprawdę kochany.
- Kawa! Jasne, czemu nie – odparłam, po czym prowadzona przez chłopaka w przeciwną stronę zagłębiłam się z nim w długą pogadankę.
            Siedząc w pobliskiej kawiarni i popijając karmelowe latte cały czas na moich ustach widniał uśmiech, spowodowany opowieściami i żartami Louis’a. Nie miałam pojęcia, że od razu złapię z chłopakiem wspólny język i wiele tematów, w których oboje czuliśmy się swobodnie. Lecz wciąż nurtowała mnie odpowiedź na jedno pytanie.
- Louis, powiedz, skąd Cię kojarzę? – zapytałam patrząc nad niego z zastanowieniem
- Dużo osób się mnie o to pyta. Więc jeśli jeszcze się nie domyśliłaś, jestem piosenkarzem. Pochodzisz z Polski więc w sumie możesz mnie nie znać, choć słyszałem, że tam dziewczyny mają fioła na naszym punkcie.. – zaczął na jednym wdechu, na co ja tylko popatrzyłam na niego z wielkim zaskoczeniem – Gram w zespole. Bardzo znanym zespole – ciągnął dalej na co ja otworzyłam usta z zaskoczenia
- Jak się nazywa? – zapytałam po chwili namysłu
- One Direction – o cholera. Jaka jestem głupia! Jak mogłam tego nie wiedzieć. Matko boska, One Direction! Zespół, który odkryli w programie x-factor, ten sam który podbił serca milionom nastolatek. Przecież sama byłam w nich kiedyś zakochana! Ale to było przejściowe. Po śmierci taty zupełnie na siłę próbowałam znaleźć sobie jakieś zajęcie i w końcu odkryłam chłopaków z owego zespołu. Może nie byłam jakąś ich wielką fanką, ale wiem tyle, że uwielbiałam ich piosenki, a wyjątkową sympatią darzyłam chłopaka w lokach, który był w moim wieku. Kurde, chłopaka w lokach. O ile się nie mylę miał na imię Harry i … o kurde. Czy to nie tego samego osobnika zobaczyłam dziś na ulicy? Nie wiem już czy mam omamy, czy może dzieję się ze mną coś niedobrego, ale przysięgam, że to naprawdę dziwna sytuacja.
Nie przyznając się Louis’owi, że ich znam pokiwałam tylko głową dając mu przy tym do zrozumienia, że nie robi to na mnie jakiegoś większego wrażenia i nie mam zamiaru robić z tego jakiegoś szału, na co chłopak był pozytywnie zaskoczony. W pewnym momencie rozdzwonił się mój telefon, a na wyświetlaczu widniało imię mojej wczorajszej zbawczyni.
- Cześć Kathrin, jak tam?- odebrałam patrząc przepraszająco na mojego towarzysza
- Witaj słońce, za niecałe dziesięć minut będę u Ciebie z chłopakiem. Musisz go poznać! On też bardzo chcę Cię w końcu zobaczyć, dużo mu o Tobie opowiadałam i nie może uwierzyć w nasza historię – mówiła jak najęta. To dziwne, że znam ją od wczoraj i tak bardzo ją polubiłam. Wywiera na mnie naprawdę pozytywne wrażenie. Na dodatek jest trochę podobna do mnie.
- Okej, okej w takim razie już do was biegnę – odpowiedziałam nakładając na siebie czarną ramoneskę
- Nie jesteś w domu? Dopiero co przyjechałaś, a już randkujesz! Oj Sofi Sofi – powiedziała chichocząc pod nosem
- Błagam Cię! Opowiem Ci później. Do zobaczenia! – rozłączyłam się, a po chwili wstałam z wcześniej zajmowanego miejsca
- Przepraszam Cię Lou, ale niespodziewanie ktoś mnie zaraz odwiedzi więc muszę lecieć.
- Szkoda, naprawdę świetna z Ciebie koleżanka. Zobaczymy się jeszcze? – zapytał uśmiechając się i również wstając ze swojego krzesła
- Na pewno!- odpowiedziałam uśmiechając się ostatni raz – Na razie!- dokończyłam wychodząc z kawiarni kierując się już teraz w stronę mieszkania.

*


Miesiąc później
 
Biegnę właśnie do Balans Cafe, gdzie pracuję od około tygodnia. Na samym początku mojego pobytu tutaj załapałam się na stanowisko sekretarki w pewnej małej firmie. Patrząc na moje kwalifikacje, było to dość dziwne, że zostałam tam zatrudniona, ale nie była to tak ciężka i trudna praca jak mogłoby się wydawać. Wykonywałam dziennie po kilkanaście telefonów, odbierałam faksy i inne tego typu pierdoły, nic specjalnego. Niestety po jakimś czasie mój wspaniały szef, mężczyzna po czterdziestce, powiem szczerze, że nawet w miarę przystojny, najprościej w świecie zaczął się do mnie dobierać. Nie potrafię sobie pozwolić na tego typu sytuacje, więc czym prędzej samowolnie się zwolniłam, co później okazało się być chyba zbyt pochopną decyzją, bowiem ze znalezieniem kolejnej pracy nie było już tak łatwo, ale na szczęście jestem aktualnie kelnerką w dość sporej, ale bardzo przytulnej kawiarni znajdującej się w centrum miasta. Co prawda nie jest to zajęcie sekretarki, ale zawsze coś. A, że ogromnie zależy mi na tej pracy, staram się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki i być zawsze punktualna, dlatego ani razu nie spotkałam się ze skargą na mój temat. Do tego właścicielem kawiarni jest przemiły pan po sześćdziesiątce, z którym bardzo często lubię rozmawiać czy pożartować, więc jak na razie chyba nie mam się czego obawiać. Mam nadzieję.
- Dzień dobry Panie Stevenson – odezwałam się wchodząc do pomieszczenia, w którym można było poczuć sympatyczny klimat, między innymi ze względu na wystrój i naprawdę bardzo miłą atmosferę, która panowała w całej kawiarni.
- Witaj Sofio, miło Cię widzieć- odparł mężczyzna wycierając szmatką małe, ozdobne filiżanki, które były tak bardzo charakterystyczne dla owej kawiarenki.
- Mnie pana również. Jest już Amanda?
- Tak, w pomieszczeniu dla pracowników – odpowiedział mężczyzna obdarowując mnie skromnym uśmiechem
- Pójdę do niej – odparłam wykonując ten sam gest, kierując się po chwili w stronę naszej tak zwanej ‘kanciapy’. Amanda była dziewczyną, która również pracowała w Balans Cafe. Poznałam ją w ten sam dzień, w którym mnie tu zatrudniono. Dziewczyna jest specyficznej urody, bowiem jest mulatką o ciemno brązowych włosach i dużych zielonych oczach, na dodatek jest naprawdę bardzo ładna. Od samego początku byłam pod wrażeniem jej wyglądu. Najlepsze jest to, że naprawdę dobrze się rozumiemy.
- Cześć Am – odezwałam się wchodząc do pomieszczenia witając się z dziewczyną obdarowując ją całusem w policzek
- Hej – odpowiedziała – Cholera, ledwo dzisiaj wstałam, mam takiego kaca, że to jest niemożliwością – westchnęła brunetka siedząc na skórzanym fotelu, chowając przy tym twarz w dłoniach

- Właśnie widzę, że jesteś lekko… zachwiana? – zaśmiałam się zawiązując na biodrach mój biały fartuszek, który nie opuszczał mnie na krok w teraźniejszej pracy.
- Nawet mi nie mów. Na dodatek dziś jest sobota, wiec największy zapierdziel. Chyba tu umrę!
- Nie martw się, poradzimy sobie! – zachęciłam ją ciągnąc przy tym za rękę w stronę lady.
            Nie minęło pół godziny, a ludzie zaczęli się schodzić jak mrówki. Nie rozumiałam czemu w weekend było naprawdę tak dużo ludzi. Może dlatego, że było wolne od pracy i zazwyczaj w soboty ludzie mieli ochotę na liczne pogawędki przy dobrym deserze i smakowitej kawie, która bywa u nas wyjątkowo udana i nie mówię tego tylko dlatego, bo tu pracuję. Jest naprawdę wyśmienita!
Stałam odwrócona tyłem do klientów, gdy usłyszałam nagłe wołanie koleżanki z pracy.
- Sofi, trzy expreso! – pośpiesznie wykonałam polecenie, na co dziewczyna pierwsze dwie kawy od razu podała owym klientom. Po skończeniu trzeciego expreso, wyłączyłam maszynę i wzięłam do ręki niewielką filiżankę widniejącą na białym talerzyku i odwróciwszy się na pięcie miałam w zamiarze podać ją zamawiającemu, lecz na widok osobnika, który definitywnie mnie zszokował, zdołałam tylko wylać zawartość szklanki na przeszywającą mnie wzrokiem postać. Mam przerąbane.
- Kurwa! To są jakieś żarty? – krzyknął zielonooki szatyn spoglądając na dużą, brązową plamę widniejącą na białej koszulce ukazującą jego wspaniałą sylwetkę.
- O! Cześć… Sofia?- upewnił się znajomy mi już szatyn, który towarzyszył pozostałej dwójce.
- Cześc Lou – pomachałam mu lekko patrząc z przejęciem na całą ich trójkę. Obok lokowatego chłopaka stała ta sama blondynka, którą widziałam u jego boku za pierwszym razem
- Znasz tą pokrakę? – zapytał chłopak patrząc na przyjaciela z zaskoczeniem i żalem, jakby współczuł mu, że miał okazję poznać kogoś takiego jak ja. Przepraszam, dla niego byłam cholerną ‘Pokraką’.  Co za skończony dupek! Miałam się wtrącić i dopowiedzieć kilka słów od siebie, ale zdałam sobie sprawę, że przecież jest klientem i bez problemu mógłby zrobić przez to ładne zamieszanie. I na to się chyba zapowiadało.
- Ja… Przepraszam! – wtrąciłam się patrząc na chłopaka z naprawdę szczerym wyrazem współczucia
- Tak, poznałem ją jakiś miesiąc temu. Czyli jednak się spotykamy! – uśmiechnął się, zupełnie nie przejmując się sytuacją, która przed chwilą wyniknęła
- Czy ty się słyszysz?- zapytał go po raz kolejny zielonooki – Ta idiotka wylała na mnie kawę! – krzyknął patrząc tym razem na moją osobę. Myłaby kto! Jeszcze jakiś czas temu gdy mnie widział, nie mógł odciągnąć ode mnie wzorku, a teraz jedynie co potrafi zrobić, to kierować w moją stronę jedynie wyzwiska. Tego chyba już za wiele.
- Harry ma rację, skoro nie potrafi się zrobić najprostszych rzeczy, które należą do nic nieznaczącej kelnerki, to chyba czas zmienić stanowisko, może na jakiś zmywak czy coś w tym stylu? – wtrąciła się chuda blondynka, która spojrzała na mnie z wrednym wyrazem twarzy. W tym momencie miałam ochotę wyrwać jej te kudły, ale na szczęście powstrzymała mnie Amanda.
- A kim ty do cholery jesteś, że masz czelność mówić takie rzeczy? – zapytała mulatka patrząc na dziewczynę zdezorientowanym, ale zarazem wściekłym spojrzeniem
- Dziewczyno, naprawdę o to pytasz? Błagam, zacznij czytać gazety, albo najlepiej na początek weź sobie jakąś lekturę, bo nie świecisz zbytnio mądrością - odparła niebieskooka stojąca tuż obok loczka
- Ogarnij się Taylor, to ty jesteś pusta jak puszka po wypitej pepsi – odezwał się Lou nie zwracając uwagi na ostrzegający wzrok przyjaciela. Widać nie krępował się zbytnio obrażać owej dziewczyny przy mojej dawnej przejściowej miłości. Ale ja byłam głupia. Wtedy był widocznie całkiem inny.
- Naprawdę nie chcemy problemów – odezwałam się zakłopotana całą sytuacją
- Za późno do cholery, jak mam niby teraz przejść przez miasto? Chcę rozmawiać z szefem – zakomunikował Harry uderzając pięścią o drewnianą ladą. Byłam naprawdę zaskoczona całą sytuacją, bo jak można być aż tak nerwowym?
- Co tu się dzieje? – zapytał mój ulubiony staruszek wychodząc właśnie z pomieszczenia kuchennego.
- Co się dzieję? Ta łamaga wylała na mnie całą kawę i śmie twierdzić, że nic się takiego nie stało – wskazał na mnie, kłamiąc przy tym bezczelnie

- Co proszę? Nic takiego nie powiedziałam, przecież przeprosiłam! – wtrąciłam się nieproszona przeszywając chłopaka wzrokiem. Jak można być tak chamskim?
- A ta druga ma czelność się ze mną wykłócać, choć tak naprawdę jedyne co potrafi to szczekać swoją murzyńską jadaczką! – odparła blondynka, której słowa podziałały na nas niczym płachta na byka, typowo.
- Chwila , chwila, chwila. Na razie cała ta sprawa niepokoi mnie jedynie z państwa strony, bo oprócz wyzwisk na moje pracownice nie słyszałem z waszych ust niczego grzecznego. To chyba nie jest kulturalne zachowanie. – odpowiedział patrząc przemiennie na loczka i dziewczynę. Co prawda nie zaskoczył mnie tym zbytnio, bowiem wiedziałam, że nie da nam zrobić krzywdy lub oskarżać o coś, co nie jest prawdą. – Nie chciałabym, żeby sytuacją z obrazą dziewczyn się powtórzyła. Tymczasem Sofia zrobi Panu drugą kawę i mam nadzieję, że to wystarczy. – dokończył nie zwracając uwagi co ma do powiedzenia dalej ta oto kłótliwa dwójka.
- Nie trzeba – powiedział wściekły szatyn obdarowując mnie wściekłym spojrzeniem, po czym biorąco swoją dziewczynę za rękę wyszedł z kawiarni zostawiając nas same z Louis’em.
- Wybaczcie, ta dziewczyna naprawdę ma problemy z psychiką, a Harry odkąd z nią jest cholernie się zmienił. – westchnął szatyn obdarowując naszą dwójkę jak zwykle szerokim uśmiechem
- Widać. Mam nadzieję, że już tu nie zajrzą. A właśnie Louis! To jest Amanda, Amanda to Louis – przedstawiłam sobie dwójkę znajomych

- Nie trudno tego nie wiedzieć, skoro należy do najbardziej znanego zespołu w Wielkiej Brytanii – uśmiechnęła się do mnie, a następnie do niego podając mu przy tym dłoń.
- No cóż, Sofia nie wiedziała!- zaśmiał się patrząc na mnie marszcząc brwi
- Oj tam, szczegół! – powiedziałam przewracając przy tym śmiesznie oczami
- Wiem, że masz dużo pracy, ale mam nadzieję, że dasz się umówić na jakiś wypad. – zaproponował biorąc w tej chwili leżącą obok serwetkę, zapisując na niej jakieś cyfry – Tu masz mój numer, jak coś to dzwoń. I do zobaczenia po raz drugi!- pożegnał się z nami i biorąc przykład z pozostałej dwójki również opuścił pomieszczenie. Kolejny znajomy do kolekcji. 



***

Witajcie mordki! Jak wam się podoba kolejny rozdział? W końcu doszło do spotkania Sofii i Harry’go, jak sami widzicie w nie najbardziej miły spokój, więc pewnie dużą część z was zaskoczyłam. Nie potrafiłam za bardzo wymyślić, w jaki sposób ta dwójka miałaby się spotkać i może to trochę pójście na łatwiznę i pomysł jest nudny i oklepany, ale trudno. Liczę na opinie, bo jak na razie ciężko to idzie. Dodałam postać Amandy do podstrony CHARACTERS, więc zapraszam!
20 komentarzy = nowy rozdział!

Buzi buzi :*:*

16 kwi 2013

3.Maybe I'm a different breed, and maybe I'm not listening,so blame it on my dissociation.



Sofia

Kolejne alejki tej sympatycznej okolicy, które mijałyśmy wraz z Kathrin jak do tej pory nie były mi znane, ale co się dziwić skoro nigdy jeszcze nie byłam w tym kraju, a co dopiero w tej dzielnicy. Deszcz, który był straszliwie nieznośny, momentalnie przestał padać, co również mnie dziwiło, bo w końcu sporo nasłuchałam się, że Anglia jest bardzo deszczowa, ale widocznie występują tu dość krótkotrwałe opady, co mnie cieszy. Choć szczerze wolałabym, żeby popadało na dobre i przestało na długi czas. Jestem typem człowieka, który raczej woli wypoczywać przy słońcu, niż stale być mokrym. Oczywiście pretensje mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie, bo przecież mogłam wybrać gorącą Hiszpanie lub nawet Afrykę, lecz ja postawiłam na Anglię, choć tak naprawdę deszcz to dla mnie jedna wielka katusza. Sama sobie dziękuję za moją świetną pomysłowość.
Blake była naprawdę przemiłą osobą. Bardzo cieszę się, że na nią trafiłam, bo zawsze mógł to być po raz kolejny jakiś nachalny psychopata. Szłyśmy już dobre dziesięć minut rozmawiając głównie o mnie, moim kraju, o tym dlaczego zdecydowałam tu przyjechać i różnych tego typu pierdołach, ale wciąż nie miałam pojęcia dokąd zmierzamy.
- Kathrin, mogłabyś w końcu coś nabąknąć o miejscu, do którego idziemy? Bo nic z tego nie rozumiem – odezwałam się  patrząc na blondynkę i przy okazji dalej ciągnąc wraz z nią moją stukilową walizkę.
- Na tej ulicy znajduję się nieduży, parterowy domek, w którym mieszkałam wraz z moimi rodzicami przez wiele lat, lecz oboje wyjechali do Manchesteru i zapewne szybko nie wrócą skoro siedzą tam już dobre trzy lata. W każdym razie zostawili mi go bym dalej mogła w nim zamieszkiwać, ale, że przebywam od paru miesięcy u mojego chłopaka, to… stoi pusty – odpowiedziała i znienacka zatrzymała się na środku chodnika, na co również przystanęłam razem z nią. Przed nami stał rzeczywiście niewielkich rozmiarów domek wykonany z cegły ceramicznej. Z zewnątrz wyglądał na bardzo zadbany i przytulny, lecz dalej nie wiedziałam co ma wspólnego z moją osobą.
- Jest prześliczny, dlaczego nikt w nim nie mieszka ? – zapytałam po raz kolejny dziewczynę wpatrującą się w budowlę jej wspomnień
- Jeśli chodzi o rodzinę to już nikogo tu nie mam. Wynajęcie również nie wchodzi w grę, bo mam do niego zbyt duży sentyment, ale jeśli chcesz, na czas nieobecności moich rodziców możesz w nim zamieszkać – uśmiechnęła się kierując tym razem wzrok na mnie, a ja tylko stałam bezruchu i nie wiedziałam co powiedzieć, bowiem kompletnie zamurowały mnie słowa dziewczyny. Możliwe było to, że na samym wejściu spotkało mnie tak wiele szczęścia? Niektórzy przyjeżdżają, szukają miesiącami pracy by jakimś cudem się utrzymać, schronienia, które oczywiście jest niezbędne do dalszego funkcjonowania i przyjaciół, którzy będę trwać przy nich w tych wszystkich trudnych chwilach. A ja za jednym pstryknięciem palca dostałam prawie wszystko z wymienionych aspektów. No, poza pracą. Z tym może być ciężko.
- Sofia, żyjesz? – pomachała mi ręką tuż przed samą twarzą na co od razu oprzytomniałam potrząsając głową, patrząc przemiennie na dziewczynę i dom.
- Ja… Nie wiem co powiedzieć, to wspaniałe z twojej strony, ale dlaczego ja? – zapytałam zdezorientowała, bo od samego początku zaoferowania przez nią tej propozycji, nurtowało mnie to pytanie
- Po prostu mam wyczucie do ludzi, a ty wydajesz się odpowiednia do zamieszkania w tej posiadłości
- Ale… Boże, nie wiem czy mogę się na to zgodzić – spuściłam wzrok na ziemie. Martwiłam się, że to może być zbyt wiele, nie potrafiłam za żadne skarby uwierzyć w nadmiar szczęścia.
- Proszę Cię, to żadna propozycja, to nakaz! – zaśmiała się – A jeśli nie pasuję Ci ta rola, to możesz być po prostu opiekunką domu, która w zamian może w nim mieszkać. Oczywiście nie musisz płacić za wynajem, tylko swoje potrzeby i rachunki – zaczęła wyliczać, a na mojej twarzy pojawiał się jeszcze większy uśmiech.
- Tak strasznie Ci dziękuje! Nie wiem czy będę w stanie Ci to kiedyś wynagrodzić – rzuciłam się dziewczynie na szyję, na co ta objęła mnie ramieniem. Z moich oczu mimowolnie pociekły łzy, bowiem nie byłam przyzwyczajona do tego rodzaju podarunków i propozycji.
- Dobrze nie stójmy tak bo znowu się zaraz rozpada. Musisz się rozgościć w swoim nowym domu – zachichotała, po czym złapałyśmy kolejny raz za uchwyty walizki by jakimś cudem wnieść ją do mieszania. Moja twarz była rozpromieniona na milion sposobów, bowiem wiedziałam, że to zasługa taty. Mojego anioła stróża.

Był kolejny dzień, a dom, po którym oprowadziła mnie wczoraj Kathrin i który przez jakiś czas miał być moim teraźniejszym miejscem zamieszkania był rzeczywiście przepiękny i tak jak przypuszczałam, tak samo przestronny i przytulny jak wydawał się z zewnątrz. Choć rzeczywiście był nie wielki, co kompletnie mi nie przeszkadzało, bo miałam w nim zamieszkać sama. Był dość przestronny i urządzony w nowoczesnym stylu. Odkąd tu jestem dzwoniłam do mamy trzy razy i za każdym razem miałam ogromną frajdę z tego, jak bardzo cieszyła się, że w ten a nie inny sposób pokierowały się moje początkowe losy w tym mieście. Tak bardzo chciałabym, żeby była tu wraz z babcią i dzieliła te chwile ze mną, ale na razie mogę sobie o tym pomarzyć, lecz wiem, że jak tylko będę miała więcej pieniędzy i swój własny kącik, na pewno je tutaj sprowadzę.
Zapewne marzą o tym tak samo jak ja. Urządziłam się w pokoju, który niegdyś należał do Kathrin. Przewodnim kolorem pomieszczenia była biel. Ściany pokryte były deskami tej oto barwy, a poza tym na podłodze leżał puchowy dywan, biurko oraz dwuosobowe łóżko, na którym widniały pastelowe narzuty. Przyznam, że blondynka miała naprawdę wspaniały gust, a ten pokój był zdecydowanie w moim stylu. Na jednej ze ścian wisiało parę zdjęć, które oczywiście kompletnie mi w niczym nie przeszkadzały. Przedstawiały różne zdarzenia z wcześniejszych lat blondynki, przez co wydaję mi się, że mogłam ją nawet bardziej poznać. Wiedziałam, że ta dziewczyna stanie mi się naprawdę bliska, co ogromnie mnie cieszyło. Wczorajszego dnia, gdy zamierzała się do wyjścia i zostawienia mnie, żebym się lepiej zaklimatyzowała, ostrzegła, że będzie wpadać co drugi dzień by zajrzeć jak mieszka mi się w nowym domu. Nabąknęła jeszcze, że jeśli będę robić jakiekolwiek imprezy, mam dać jej znać wcześniej i oczywiście również zaprosić, bo inaczej skopie mi tyłek, na co tylko się zaśmiałam, bo szczerze wątpię, żebym robiła tu kiedykolwiek jakąś imprezę. Poza tym, darzę to miejsce zbyt dużym szacunkiem, żeby zrobić z niego pierwsze lepsze pobojowisko. Z racji tego, że dochodziła godzina szesnasta, a ja jeszcze nie zjadłam dzisiaj żadnego konkretnego posiłku, postanowiłam wyjść z domu na małe zakupy i poznanie tutejszej okolicy.
Wzięłam szybki prysznic, a następnie wróciłam do pokoju ubierając na siebie czarne legginsy, kremowy sweterek, skórzaną brązową ramoneskę oraz botki tego samego koloru. Wrzuciłam do podręcznej torby jeszcze niezbędne mi rzeczy i gotowa do wyjścia skierowałam się w okolicę mojego wczorajszego przyjazdu.


                                                                               Harry


Kolejne sekundy, minuty ciągnęły się w nieskończoność. Było kolejne popołudnie, a ja siedziałem z chłopakami i Paul’em czekając na nadejście dziewczyny. Dziewczyny, która przez kolejne miesiące będzie moją własną. Dziewczyny, której kompletnie nie znam, a mam wejść w nią związek, który oczywiście ma wyglądać na śmiertelnie poważny. Dobrze, że tylko wyglądać. Szczęście, że nie mogą mnie zmusić do miłości i kochania tej oto blondynki. Każdy był rozluźniony i zajęty czymś innym. Tylko ja siedziałem jak na szpilkach, ale w sumie co się dziwić. To nie oni mają zamiar poznać kobietę, na którą będę skazani przez najbliższy czas. Nikt zapewne nie lubi jeśli się go do czegoś zmusza, ale ja jestem osobą, która wręcz tego nienawidzi. Zawsze decydowałem o sobie sam i każdy znał granice mojej wytrzymałości. Pamiętam jak moja mama zawsze mówiła mi, abym nie wciągnął się w ten wir sławy i nie dał sobą pomiatać, oraz żebym pamiętał przy tym kim byłem zanim stałem się rozpoznawalny. No właśnie, kim byłem, a kim jestem teraz? Linia wspomnień przed czasów zespołu stała się tak cienka, że sam już się w tym pogubiłem, lecz wiem, że jakaś cząstka starego Harry’go wciąż gdzieś we mnie siedzi. Musi. Bez niej bym nie istniał.
- No Hazza, gdzie ta twoja piękność? – zapytał Horan przeciągając się przy tym i ziewając jednocześnie. Chłopak się chyba niezbyt wyspał, ale taką cenę się płaci, kiedy przychodzisz z imprezy o szóstej nad ranem kompletnie zalany w trupa. Nie mam mu tego za złe, wręcz cieszę się, że korzysta z życia póki może, a jednocześnie zazdroszczę mu tej wielkiej swobody, jaka jest mu dana przez menadżerów, w porównaniu do nas, do mnie. Bo to najbardziej ja jestem pilnowany przez członków naszej wytwórni. To ja mam ciągle powtarzane co mogę, a czego nie. Na co w danym dniu mogę sobie pozwolić, na co nie i co jest z góry narzucone na plany kolejnych wieczorów, które miały wywoływać kolejne skandale lub sensacje na ramach mediów. Trudno uwierzyć, że najmłodszy ma największe ultimatum, ale może dlatego, bo choć rzeczywiście chłopcy byli starsi, to ja zachowuje się jakbym miał najwięcej lat pośród nich wszystkich. To ja spotykałem się ze starszymi kobietami, to ja chodzę na wszelkie bankiety i przyjęcia, to ja jestem najbardziej rozpoznawalny wśród sław i choć czasami mnie to męczy i uważam, że to nie sprawiedliwe, bo w końcu jesteśmy jednością, lecz jednak pochlebia mi to.
- Pfff, nie żartuj Niall, już twój tyłek jest od niej ładniejszy – prychnął Lou nie zerkając nawet w moją stronę
- Ej! Mam ładny tyłek! – odpowiedział naburmuszony blondyn wstając nagle z kanapy, trząsając po chwili swoim zadkiem. Dom idiotów – dosłownie.
- No w sumie nie powiedziałbym, ale niech Ci będzie, dziś nie chcemy żadnych sporów, bo jeszcze zdenerwujemy Hazze – odezwał się znowu Tomlinson obdarowując mnie tym razem lekkim uśmiechem
-Rozumiem, że jesteście rozluźnieni na maksa, ale w tej wyjątkowej sytuacji chyba potraficie mnie zrozumieć prawda? – zapytałem wstając z kanapy słysząc przy okazji dzwonek do drzwi
- Dobra chłopcy uspokójcie się, już przyjechali – powiedział na biegu Higgins kierując się w stronę drzwi frontowych. Popatrzyliśmy na siebie wszyscy z lekkim zdenerwowaniem jakby przed nami za moment miała stanąć królowa Anglii. Jeszcze nigdy wcześniej nie miałem poczucia takiego dyskomfortu. To samo przeżywaliśmy, kiedy Zayn miał poznać Perrie. Tyle, że wtedy jeszcze nie do końca robiło to na mnie jakieś ogromne wrażenie, lecz teraz dopiero mogę zdać sobie sprawę jak chłopakowi było ciężko. Teraz wiem, bo sam mam okazję to poczuć. Usłyszeliśmy dwa kobiece głosy, dochodzące coraz bliżej obszernego salony, w którym właśnie zajmowaliśmy miejsca. No to przedstawienie czas zacząć.
- Harry, chłopcy, to jest Samantha Perl, menadżerka naszej gwiazdy, a to jest właśnie ona we własnej osobie. Taylor Swift. – powiedział podekscytowany Paul. Na te słowa miałem ochotę wybuchnąć śmiechem, widząc również zdziwione miny pozostałych chłopaków, bo tego typu sytuacja, przy której Higgins tak bardzo chciał się podlizać, nie miała miejsca zbyt często. Powiedziałbym nawet, że nigdy, ale zostawmy tę sprawę. Przed moimi oczami stanęła kobieta w średnim wieku o rudych włosach i szczupłej sylwetce, a tuż obok niej bardzo smukła blondwłosa dziewczyna o niebieskich oczach. Jej wzrost rzeczywiście był dość spory, zupełnie tak jak mówił Louis, bowiem była niewiele niższa ode mnie. Falowane kosmyki opadały na jej kościste ramiona, a na głowie widniał czarny kapelusz.
Do tego ubrana była w białą koszulę i czarne obcisłe spodnie, które uwydatniały jej długie i przy okazji chude nogi. Moim zdaniem, dziewczyna była naprawdę ładna. Może nie zawsze zwracałem uwagę na tego typu urodę, w sumie była dość przeciętna, ale miała coś, co przyciągało ją do siebie niczym magnez. Może to właśnie to czuli Ci wszyscy faceci, którym zawracała w głowach?
- Miło was poznać – przywitała się grzecznie z każdym z chłopaków podając rękę – Dużo o Tobie słyszałam Harry – powiedziała podchodząc do mnie i całując przy tym w policzek, co dość mocno mnie zaskoczyło.
- Mnie również miło poznać Ciebie Taylor i również słyszałem o tobie mnóstwo rzeczy
- Mam nadzieję, że tych pozytywnych? – zaśmiała się lekko i cofnęła się o dwa kroki, by znów zająć miejsce tuż obok Perl. Na słowa dziewczyny spojrzałem tylko na Louisa, który patrzył tępo w podłogę z wielkim uśmiechem na ustach. Czy on naprawdę nie mógł tego chociaż odrobinę ukryć?
- Absolutnie samych pozytywnych – odpowiedziałem uśmiechając się do niej lekko, następnie spoglądając na Paul’a, który tylko kiwnął pozytywnie głową, dając mi do zrozumienia, że świetnie sobie radzę. No co ty nie powiesz Paul? Powinienem zostać aktorem.
- Może Taylor i Harry pójdą się gdzieś przejść, żeby się lepiej poznać, a my z Samanthą uzgodnimy jeszcze niektóre szczegóły umowy, co wy na to? – zapytał nas brunet. Co ten człowiek jeszcze wymyśli?
- Tak, to świetny pomysł! Z wielką chęcią poznam Cię bliżej Harry! – zaśmiała się po raz kolejny blondynka, marszcząc przy tym oczy w śmieszny sposób. Spoglądnęłam po chłopakach, którzy wyglądali jakby ani trochę nie byli wciągnięci w całą tą sytuację i rzeczywiście tak było. Liczyłem się tylko ja i Taylor. Z wyrazu ich twarzy można było tylko odczytać niechęć i współczucie, którym mnie obdarowują. Chociaż tyle. Ktoś mnie jednak trochę rozumie.
- Tak, jasne – westchnąłem uśmiechając się do wszystkich sztucznie, po czym narzucając jeszcze kurtkę, wyszedłem wraz z blondynką kierując się kolejnymi alejkami prowadzącymi do centrum miasta.
            Spędzając chwile z Taylor, w żadnym momencie nie było między nami niezręcznej ciszy. Może powodem tego był fakt, że dziewczyna była strasznie rozgadana i stale mówiła o tym, że jej menadżerka również często narzuca jej jakieś niechciane związki, przez co jest postrzegana za dziewczynę, która cały czas zmienia partnerów i jest nieszczęśliwa, bo są z nią tylko, aby ją wykorzystać. Nic podobnego, bowiem to zazwyczaj ona zrywa, lub kończy te chore znajomości, które mają wpływać jedynie na polepszenie kariery i niepotrzebny konflikt w jej życiu. Nie wiedzieć czemu, wierzyłem jej i coraz szybciej zdawałem sobie sprawę, że to co mówił Louis było jedynie brednią, jaka wyszła z ust faceta, który chciał tylko zaszkodzić dziewczynie opowiadając o niej wyssane z palca bzdury. Swift wcale nie była taka zła, na jaką wyglądała. Może czasami bywała irytująca, ale wydawało mi się, że ani trochę nie będę się męczył w tym pseudo związku, a może nawet wyniknie z tego naprawdę coś poważnego?
- Harry wiem, że to może być dla ciebie trudne, ale razem damy radę. Przecież nie jestem najgorsza prawda? – zapytała przysuwając się do mnie, czym zdziwiła mnie po raz kolejny dzisiejszego dnia, bowiem była o dziwo bardzo śmiałą osobą
- Jasne, że nie. Prawdę mówiąc cieszę się, że to akurat ty jesteś tą dziewczyną. Myślę, że będziemy dobrymi przyjaciółmi – odpowiedziałem obdarowując ją szczerym uśmiechem.
- Tak, przyjaciółmi. Pewnie – burknęła spuszczając wzrok na dół, po czym znienacka zmieniła temat. Znajdowaliśmy się na Oxford Street, czyli najbardziej ruchliwej arterii handlowej w Europie. Kiedy nadchodził sezon wakacyjny, przechadzała się tędy masa turystów, więc trudno było się poruszać po tak bardzo zatłoczonym miejscu. Na szczęście był początek marca, więc bez problemu można było sobie pozwolić na swobodny spacer nie licząc na to, że zostanę oblegany przez multum fanek. Nagle mój wzrok skierował się w lewą stronę, gdzie zobaczyłem przechadzającą się szczupłą szatynkę, która była dla mnie tak bardzo rozpoznawalna. Poruszała się z gracją, ale również lekkim zdezorientowaniem, jakby była w tym miejscu dopiero po raz pierwszy. Zdecydowanie przyciągała wzrok innych ludzi, co dało się zobaczyć po mijających ją mężczyznach patrzących z pożądaniem na jej wyjątkową osobę.
Zmrużyłem oczy i zauważyłem, że jej wzrok spoczął w tej chwili w moim kierunku. Przystanęła na chwilę, w momencie kiedy ja wciąż szedłem u boku Taylor. Nie potrafiłem odciągnąć wzroku od nieznajomej i trwałoby to pewnie dłużej, gdyby nie to, że usłyszałem głos blondynki.
- Harry słuchasz mnie? – zapytała spoglądając na mnie zniecierpliwionym wzrokiem, na co moje oczy momentalnie skierowały się w jej stronę
- Przepraszam, zamyśliłem się – odpowiedziałem, po czym wzrok samoistnie znów przeniósł się w miejsce, od którego chwile temu nie mógł w stanie się odciągnąć, lecz w tym momencie dało się zauważyć jedynie pusty chodnik, na którym nie stała już piękna szatynka. Moje rozczarowanie było nie do pojęcia i nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tak reaguję na ową postać.
- Chodź, pójdziemy coś zjeść- zaproponowałem dziewczynie stojącej tuż obok, po czym nie myśląc dalej o wcześniejszej sytuacji, znów zostałem pochłonięty opowieściami Taylor. 

***

Witajcie moje skarbeczki kochane! Jak się podoba? Znowu wyszedł o dziwo dość długi. Kolejny razem z perspektywy Sofii i Harry'go. Na początku piszę z obu stron, bo tak mi jest łatwiej, z racji tego, że się jeszcze nie znajdą, ale obiecuję, że to nastąpi i to już niebawem! Za to nasz bohater poznał tym razem kogoś zupełnie innego. Jak wasze wrażenia po pojawieniu się Taylor? 
Liczę na szczere opinie! Kolejny rozdział dodam w niedzielę, jeśli dobrze pójdzie !

Zapraszam po raz kolejny do oglądania zwiastunu opowiadania <KLIK>
oraz zachęcam również do czytania drugiego bloga, którego prowadzę - wishmeyourself 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

buzibuzi :*:*

7 kwi 2013

2.The longer I stand here the louder the silence is, so I talk to the shadows hoping that you might be listening.





Sofia

Jest godzina osiemnasta wieczorem. Jestem po dwudziestopięciogodzinnej podróży pociągiem i muszę powiedzieć, że nigdy nie byłam aż tak zmęczona. Jadę właśnie londyńską taksówką kierując się do centrum miasta. Nie wiem gdzie dziś zostanę na noc, nie wiem co będzie ze mną jutro, nie wiem nic. Tak to jest kiedy jedzie się do zupełnie nowego kraju i to w ciemno, bez jakiejkolwiek zapewnionej kwatery czy pracy. Lecz wiem tyle, że nie mogę nikogo winić, w końcu sama tego chciałam. Anglicy są naprawdę mili, ale przy okazji natrętni i lekko zboczeni. Miałam okazję się o tym przekonać na dworcu, gdy jakiś mężczyzna pomógł mi z moją ogromną walizką, przy okazji mówiąc, że ‘jeśli nie mam się gdzie podziać, chętnie się mną zaopiekuje.’ Krótko mówiąc – obrzydliwe. Dlatego nie czekając zbytnio długo grzecznie podziękowałam, żeby nie zrobić sobie większych problemów i czym prędzej zwiałam z tamtego miejsca. Teraz gawędziłam sobie z przesympatycznym taksówkarzem, który na szczęście nie ukazywał żadnych podejrzanych podtekstów w odniesieniu do mojej osoby. Mężczyzna zwrócił uwagę na mój bagaż i od razu stwierdził, że pewnie jestem tu ‘nowa’. No i miał rację. Nowa oraz zupełnie zielona i zdezorientowana w tym co mnie otacza. Śmiało stwierdził, że sobie poradzę, jeśli tylko dobrze zacznę. Tak, chciałabym dobrze zacząć, ale jak na razie zbytnio się na to nie zanosi. No bo cóż ja mogę zrobić? Biedna, zwykła polska dziewczyna, która przyjechała do tak wielkiego i wpływowego kraju by zarobić na rodzinę. W dodatku nie mająca tu zupełnie nikogo, kto mógłby mnie przytrzymać na duchu, lub w czymkolwiek pomóc. Jazda nie zajęła nam dłużej niż piętnaście minut, a już z łatwością mogłam określić nazwy różnorodnych zabytków, które mnie otaczały. Taksówkarz zatrzymał się we skazanym przeze mnie miejscu, które znajdowało się tuż niedaleko Big Bena. W rzeczywistości jest jeszcze większy i piękniejszy. Widok naprawdę zapierał dech w piersiach.
- Ile płacę ? – zapytałam bruneta pośpiesznie zaglądając do mojej małej torebki, w której trzymałam najpotrzebniejsze drobne rzeczy takie jak paszport czy portfel.
- Nic, powiedzmy, że była to drobna przysługa tak na DOBRY POCZĄTEK – jak to powiedział wcześniej. Czy to już oznaczało, że jestem pewniakiem i na pewno sobie poradzę? Wątpię.
- Naprawdę chciałabym zapłacić, głupio mi zostawić pana bez niczego – odpowiedziałam lekko się uśmiechając w stronę mężczyzny wyjmując parę banknotów ze skórzanego portfela, które zdążyłam wymienić jeszcze w polskim kantorze.
- Proszę wysiąść, pomogę Pani z bagażem –zignorował mnie po czym wysiadł z czarnego LTI.* Nie czekając dłużej poszłam w jego ślady by skierować się po chwili w stronę bagażnika, gdzie mężczyzna z trudem wyjął moją walizkę. W sumie nie dziwię się, ważyła pewnie dobre 20 kilogramów, a taksówkarz zdecydowanie był chudszy ode mnie, więc skoro mnie było ciężko, jemu na pewno jeszcze bardziej.
- Dziękuje Panu za wszystko. Jestem naprawdę mile zaskoczona, że już na wstępie zostałam tak dobrze przyjęta – odezwałam się i położyłam rękę na ramieniu niższego ode mnie bruneta
- Nie ma za co, mam nadzieję, że się Pani ułoży. Oby ten początek okazał się naprawdę dobrym – odpowiedział uśmiechając się lekko w moją stronę. Po chwili odwrócił się na pięcie, wsiadł do pojazdu i nie czekając dłużej odjechał zostawiając mnie samą. Zdezorientowaną, zmęczoną, zupełnie nie wiedzącą co dalej. Rzeczywiście świetny początek.

*

Harry

Otworzyłem mozolnie duże zielone oczy, by ujrzeć siedzącego przy moim biurku Louisa, który kombinował coś na laptopie. Musiałem usnąć kiedy przyszliśmy z porannej próby. Nie miałem ochoty zupełnie na nic. Gdybym mógłbym przespać całe swoje życie zapewne bym się na to zgodził. Zresztą co się dziwić, skoro ostatnie czasy wszyscy chodzimy lekko zmęczeni i podenerwowani. Mamy ogromną ilość koncertów, a to tylko w samym Londynie. Nie wiem co będzie kiedy przyjdzie czas na resztę kraju lub Europy czy pozostałych kontynentów. Oczywiście kochałem to robić, bez wątpienia jestem wdzięczny losowi, że jestem w zespole, bowiem mój świat zmienił się od tego czasu nie do poznania. Co najważniejsze, poznałem czterech chłopaków, którzy już na zawsze będą częścią mojego życia na zawsze. Denerwowało mnie tylko ciągłe obserwowanie ze strony menadżera i całej wytwórni, z którą mamy podpisaną umowę na kolejne trzy lata. Oczywiście nie możemy jakoś wyjątkowo narzekać, lecz gdy słyszę o jakiś przekrętach lub wrabianiu naszych fanów, dzięki którym tak naprawdę istniejemy, aż wszystko się we mnie gotuję. Nikt z nas tego nie rozumie. Dostajemy upomnienia gdy ktoś zrobi nam zdjęcia z przypadkowymi dziewczynami, bo w końcu to niedorzeczne, żeby chłopaki z One Direction spotykali się z normalnymi ludźmi, nie mających zupełnie nic wspólnego ze światem show biznesu. Zresztą sam zdążyłem się o tym ostatnio przekonać kiedy poszedłem z Liam’em i Niall’em na imprezę do ‘Secret’ i nawiązałem znajomość z tajemniczą brunetką. W sumie nie pamiętam zbyt dużo z tego wypadu. Wiem tyle, że podeszła do mnie i nawet chyba była moją fanką, trochę się po obściskiwaliśmy, a następnie pojechałem z nią do jej domu, a później już chyba wiadomo co się działo. Rano zostawiłem ją jeszcze śpiącą i pewnie nieświadomą tego, że gdy się obudzi, już więcej nie zobaczy swojego idealnego gwiazdora na oczy. Choć w sumie i tak cieszył bym się na jej miejscu. W końcu która z naszych fanek nie dałaby wszystkiego, żeby któryś z nas ją przeleciał? No właśnie, żadna. Dlatego tak bardzo lubię być Harry’m Styles’em. Czasami naprawdę czytam wiele bzdur na mój temat na przykład to, że po koncercie biorę do pokoju hotelowego kilka dziewczyn, a następnie calutką noc odprawiam z nimi wielkie orgie. Często śmiać mi się chcę, bo to już naprawdę niemała przesada, ale staram się na to zbytnio nie zwracać uwagi, bowiem ten kto mnie zna, wie, że to marne bzdury. Wiadomo, że lubię zaszaleć, i to nawet często, ale zawsze raczej wystarczy mi jedna dziewczyna. Niestety już za parę dni będę mógł zapomnieć o różnorodnych wybrykach na jakiś czas, bowiem czeka mnie niewiarygodnie POWAŻNY związek z niejaką panną Swift. Nie chcę tego robić, zdecydowanie nie podoba mi się tego typu układ, ale nic na to nie poradzę.
- Harry słuchasz mnie?
- Tak, po prostu zamyśliłem się, co mówiłeś? – zapytałem otrząsając się z potoku myśli kierując wzrok na szatyna
- Nic ważnego, ale wydaję mi się, że coś z tobą nie tak. Od wczoraj jesteś jakiś dziwny i zamyślony. Coś się stało ? – zapytał Tomlinson. No właśnie, w końcu znał mnie jak mało kto, wiec nie dziwię się, że to akurat on z pośród czwórki chłopaków zaczął coś podejrzewać.
- Nie. Wszystko w porządku – odpowiedziałem wstając z łóżka kierując się w stronę obszernej szafy, by po chwili zdjąć szary podkoszulek i nałożyć na siebie granatowy t-shirt.
- Wiem, że coś Cię gryzie. Przecież mnie możesz powiedzieć, jesteśmy jak bracia. – na te słowa skierowałem swój wzrok na dół przypatrując się moim białym conversom. Westchnąłem ciężko, ponieważ wiedziałem, że chłopak ma rację, a mnie potrzebna jest teraz przyjacielska rada.
- Pamiętasz jak przedwczoraj powiedziałem Ci, że Paul ma dla mnie jakąś ważną sprawę? – zapytałem siadając koło niebieskookiego na obszernym łóżku, na co on tylko przytaknął. – Pojechałem tam i dowiedziałem się o pewnym planie, który chcę wykorzystać względem mnie Paul. Chodzi o to, że podobno potrzebna jest w naszym zespole mała zmiana. Mianowicie chcą zainicjować mój nagły związek z jedną z amerykańskich gwiazdeczek, a ja niestety nie mam nic do gadania i muszę się na to zgodzić – powiedziałem jednym tchem wpatrując się tępo w jeden punkt na białej ścianie.
- Harry nie zapytam co chcesz z tym zrobić, bo zdaję sobie sprawę, że nie masz innego wyjścia jak zgodzić się na ten bezsensowny układ, zupełnie tak jak Zayn, ale wierzę, że dasz sobie radę – objął mnie przyjacielsko ramieniem i uśmiechnął lekko wywołując tym sposobem również lekki uśmiech na mojej twarzy
- Tylko co wtedy jeśli w tym śmiesznym związku będę się męczył zupełnie jak Zayn i na każdym kroku kłócił się z Taylor? – zapytałem zdezorientowany biorąc pod uwagę udawany związek Malika, który oczywiście dochodzi do skutku, lecz niestety wymaga wielu wyrzeczeń chłopaka
- Taylor? Taylor Swift? Jaja sobie robisz? – prychnął pod nosem zabierając dłoń z mojego ramienia
- Nie, a o co chodzi?
- Nie mieli już Ci kogo dać tylko tą wielką, wredną szkapę? – zapytał chichocząc pod nosem. Lekko się zdziwiłem, bo nie miałem zielonego pojęcia, że chłopak ma takie zdanie o tej dziewczynie. W końcu znał ją dokładnie tak jak ja, czyli w ogóle
- Hej, hej skąd wiesz? - zapytałem pośpiesznie
- Skąd wiem, że jest wielką szkapą? Harry przecież to widać, ona chyba jest wyższa od Ciebie i niemiłosiernie chuda – odezwał się wstając z łóżka kierując się do przeglądanego jeszcze parę chwil temu laptopa
- Stary bez przesady, mam metr osiemdziesiąt trzy nie jestem jakimś kurduplem – odparłem wywracając przy tym oczami – Poza tym chodziło mi bardziej o to skąd wiesz, że jest wredna?
- Mój kumpel przyjaźnił się z jej byłym chłopakiem, który nie mówił o niej w jakiś kolorowych barwach. Podobno to cwana bestia i zrobi wszystko, żeby zatrzymać przy sobie gościa, który jej się spodoba. Zresztą chyba czytałeś o jej bujnym życiu towarzyskim? Aż sam się dziwię, bo dziewczyna jest średnia na jeża, a i tak do niej lgną, lecz szybko uciekają tam gdzie pieprz rośnie kiedy zdają sobie sprawę w co wdepnęli – odparł przeglądając w tym momencie swoje konto na twitterze, zupełnie jakby nie był przejęty tym co mówi, natomiast ja zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy rzeczywiście będą z tego problemy
- Dobra, to tylko taka gadka, może nie jest rzeczywiście tak jak mówisz. Przyjeżdża jutro więc zobaczymy jak będzie. A może to fajna dziewczyna? Poza tym moim zdaniem jest całkiem niezła. – odezwałem się sięgając po czarną bluzę z kapturem zakładając ją na siebie. – Idę się przejść, jak coś to dzwoń – powiedziałem po chwili do chłopaka, po czym zszedłem na dół i wziąłem jeszcze ze stolika na przedpokoju klucze oraz telefon komórkowy i wyszedłem z pomieszczenia by po chwili móc zaciągnąć się londyńskim powietrzem.

*

Sofia

Usiadłam na pobliskiej ławce, która znajdowała się w bardzo hucznym centrum okolicy, ale jakoś strasznie się tym nie przejmowałam. Próbowałam się skupiłam na mapie miasta, którą kupiłam przed chwilą w jakimś pierwszym lepszym kiosku, który napotkałam na swojej drodze. Miałam zamiar poszukać jakiegoś motelu lub taniego hotelu, ale jakoś mało co potrafiłam odczytać z tej cholernej mapy. W co ja się wpakowałam!? Czy da się być jeszcze głupszym? Szczerze w to wątpię, bo tylko ja jestem tak wspaniałomyślna. Serio jestem aż tak słaba, że nie wiem co ze sobą począć? ‘Weź się w garść Zośka’ – pomyślałam, ale nie wiem czy to jakoś bardzo wpłynęło na moją psychikę lub dalsze poczynanie. Wyjęłam z małej torebki paczkę malboro, po czym chwytając jednego, złapałam go w usta by po chwili odpalić i rozkoszować się słodkim dymem, od którego byłam niestety uzależniona od śmierci taty. Smutna prawda.
Nie umiałam sobie od tego czasu poradzić, więc zaczęłam palić to gówno, choć i tak cieszę się, że nie brałam niczego mocniejszego. Co prawda zapaliłam parę razy trawkę, ale na szczęście ani trochę mnie do tego nie ciągnęło. Chociaż tyle, lecz niestety chęci poczucia dymu w płucach nie mogłam odmówić za żadne skarby. Moja mama często mnie za to tępiła. Co prawda nigdy nie paliłam przy niej i często się z tym kryłam, ale ona nie była głupia i potrafiła to wyczuć, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że sama kiedyś paliła, lecz gdy zaszła ze mną w ciążę – momentalnie przestała i do tego czasu nie zapaliła ani razu. Powtarzała tylko, żebym nie popełniała jej błędów, bo nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo szkodzi to zdrowiu. Oczywiście wiem, że miała rację, ale jakoś nie potrafiłam przestać. Robiłam to dla ulgi, no i bardzo często po prostu dla zabicia nudy. Nagle na mojej oliwkowej skórze poczułam drobne kropelki wodę, który zapewne spadały z pochmurnego już nieba. No tak, przecież Londyn jest bardzo deszczowym miastem, więc kolejny plus dzisiejszego dnia. Może być jeszcze gorzej? Wstałam czym prędzej z ławki, lecz po chwili poczułam jeszcze większą ilość wody na moim ciele, bowiem, że byłam bardzo blisko drogi a na ulicach można było dostrzec spore kałuże zapewne pozostałe jeszcze po wcześniejszym deszczu – zostałam najprościej w świecie oblana w wyniku szybkiej jazdy jakiegoś pojazdu, a raczej dupka w tym pojeździe, bo jak można jechać z taką prędkością widząc ludzi na chodnikach i wielkie kałuże wody?
- Kurwa mać! – krzyknęłam otrząsając się z zimnej wody, moje ciałko momentalnie dostało gęsiej skórki w wyniku zimna jakie zaczęłam czuć
- Nie wiem po jakiemu to, ale brzmi groźnie – usłyszałam lekki aksamitny głos za swoimi plecami. Odwróciłam się szybko i dostrzegłam pewną blondwłosą dziewczynę, która patrzyła na mnie z żalem, ale również lekkim uśmiechem. Widać, że była niebywale sympatyczna.
- W takim razie jesteś całkiem dobra w nauce języków. Jestem Zosia – powiedziałam podając dziewczynie prawą rękę
- Jak ? – zapytała mrużąc przy tym oczy. W sumie polskie imiona chyba trudno są przyswajane przez Anglików, nie zastanawiałam się, że co poniektórzy mogą mieć trudność ze zrozumieniem lub wypowiedzeniem mojego imienia, choć nie należało ono do najtrudniejszych.
- Przepraszam, to po Polsku. Mów mi Sofia – wymyśliłam na biegu. Hm w sumie podoba mi się. To takie oficjalne i angielskie.
- Miło mi, nazywam się Kathrin Blake, a ty chyba jesteś tu nowa? – zapytała ściskając przy tym moją dłoń
- Aż tak widać? Jesteś trzecią osobą, która mi to mówi, nie mówiąc już o tych wszystkich ludziach, którzy patrzą na mnie z żalem – odpowiedziałam obdarowując niebieskooką dużym uśmiechem
- W sumie stwierdziłam to po akcencie, walizce i imieniu – zaśmiała się patrząc na dużą czarną torbę, która spoczywała na lekko mokrym już chodniku – A widząc po niej to chyba pojawiłaś się i nie masz na razie zamiaru uciekać?
- Coś mi się zdaję, że jeśli dalej będzie mi doskwierać tyle szczęścia jak do tej pory, to zanim się obejrzę już będę w pociągu w drodze powrotnej – prychnęłam rozglądając się po otoczeniu. Widziałam parę osób przyglądających się naszej dwójce, ale na teraźniejszą chwilę nie zwracałam zbytnio na to większej uwagi
- A gdzie mieszkasz? – skierowała w moją stronę kolejne pytanie
- Problem w tym, że przyjechałam tu w ciemno i nie mam się zbytnio gdzie podziać. Więc będę wdzięczna jeśli tylko pokażesz mi drogę do jakiegoś motelu i nie będę Ci zawracać głowy – odparłam z nadzieję, że dziewczyna mnie posłucha i spełni moją prośbę.
- To nie będzie potrzebne – odpowiedziała z zaciekawieniem, po czym chwyciła moją walizkę, obróciła się na pięcie i zaczęła iść w prawą stronę.
- Jak to ? – zapytałam podbiegając do niej bowiem była już nieduży kawałek dalej ode mnie
- Po prostu chodź za mną, a i tak na marginesie, ciężką masz tą walizkę – zaśmiała się na co zareagowałam tak samo i chwyciłam drugą część uchwytu torby by nieść ją razem z dziewczyną w miejsce, którego jeszcze nie znałam.

*

Harry

Nie mając pomysłu co ze sobą zrobić skierowałem się w stronę centrum, które znajdowało się jakieś dziesięć minut piechotą od naszego domu. Zdumiewające było to, że mieszkaliśmy w zaciszu i miejscu naprawdę spokojnym jak na Londyn, a parę przecznic dalej odbywało się życie godne chaosu i pasji. Tak dużo się tutaj działo. Czasami nie nadążałem za tym miastem. Nocny styl życia był najlepszym jaki miałem okazję dotychczas poznać. Odbywało się tu multum jakichkolwiek gal muzycznych czy filmowych, a także ogromna ilość imprez, przez co w czasie drogi co chwilę można było dostrzec inny klub czy pub, no i było to również miasto zabytku, przez co to wspaniałe miejsce posiadało wszystkie atrakcje, jakie dusza tylko mogła zapragnąć. Przechodząc niedaleko Big Bena usiadłem na ławce rozmyślając co czeka mnie w przeciągu kolejnych dni, których nadejścia lekko się bałem, oczywiście z wiadomych przyczyn. Mój wzrok mimowolnie skierował się na drugą stronę ulicy, gdzie siedziała drobna szatynka z dużą walizką przy boku. W prawdzie była dość normalna, niczym nie wyróżniająca się, ale coś sprawiało, że gdy na nią patrzyłem dało się odczuć jakąś specyficzność i wyjątkowość. Była na prawdę piękna. Długie jasnobrązowe fale opadały na ramiona szarej, skórzanej kurtki. Z tak wielkiej odległości nie było szans, żebym dostrzegł kolor jej oczu, ale widziałem, że była ona średniego wzrostu, sylwetkę miała smukłą i była jakby to powiedzieć - przestraszona? Tak, zdecydowanie obserwując ją dało się odczuć strach i niemoc. Często patrzyła w górę na zachmurzone niebo i co parę chwil zaciągała się dymem z papierosa, którego przed chwilą wyciągnęła. Nie wiem co mnie naszło, ale miałem ochotę do niej podejść i zapytać czy wszystko z nią w porządku, lecz coś mnie przed tym powstrzymywało, ale sam nie wiedziałem tak na prawdę co. Po chwili zauważyłem, że dziewczyna wstaję z miejsca i wyrzuca peta na ziemię. Nagle tuż obok niej przejechał spory, biały samochód, który przez sekundę zasłonił mi jej widok, lecz po krótkim momencie na nowo mogłem dostrzec szatynkę, która stała tym razem cała mokra od nadmiaru wody na jej ubraniach. No tak, przecież pada. Gdybym nie zwrócił na nią uwagi, pewnie dalej bym siedział nieświadomy, że sam również stopniowo pokrywam się coraz to większą ilością wody. Zachichotałem lekko, kiedy z jej ust wymsknął się jakiś krzyk i już definitywnie miałem podejść w jej stronę, kiedy ujrzałem, że przy jej boku znalazła się znienacka jakaś tajemnicza blondynka, której wcześniej nie widziałem. – Pewnie jakaś znajoma, na którą czekała – pomyślałem. I patrząc jeszcze ostatni raz na tajemniczą ciemnowłosą dziewczynę, odwróciłem się i skierowałem w stronę domu, który znajdował się w przeciwnym kierunku od miejsca postoju tejże piękności. I tak cały kolejny wieczór moje myśli były pochłonięte tylko jej osobą, choć jeszcze nie miałem pojęcia co to oznacza i nie wiem czy chciałem się dowiedzieć. 

 

 ***

  LTI.* - rodzaj/marka angielskich taksówek

Jest to najdłuższy rozdział jaki kiedykolwiek miałam przyjemność pisać. Zawsze jest tak, że kiedy zabieram się do pisania, za cholerę nie mam weny i wiem, że nic z tego nie będzie, ale po czasie jestem w takim transie, że nie wiem kiedy skończyć. Rozdział miał pojawić się wczoraj, ale zupełnie nie miałam czasu na napisanie go, więc jest dzisiaj. Postaram się dodawać kolejne w każdą niedzielę (najpóźniej). Zobaczymy jak mi to wyjdzie. Oczywiście bardzo wam dziękuje za wszystkie komentarze, wejścia i obserwujących. Na prawdę bardzo motywuję mnie to do dalszej pracy ! Chcę was ponownie zaprosić na zwiastun bloga, który zrobiłam o dziwo samiuteńka. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu wam przestawi historię Sofii i Harry'go, którą mam w zamiarze stopniowo ujawniać. 

+ zmieniłam nazwę bloggerską z PAULIN JANXOXO [która była mało sensowna] na SOFIA STYLES - co bardzo mi się podoba :D

 

 

CZYTASZ=KOMENTUJESZ


Buzibuzi :*