25 sty 2014

36.All I want is nothing more to hear you knocking at my door cause' if I could see your face once more I could die a happy man, I'm sure.



“Happiness is not something ready made. It comes from your own actions.”

            Ostatnie popołudnie z chłopakami nie zadowalało mnie nawet w najmniejszym stopniu, a świadomość, że nie będę się widziała z Harry’m przez kolejne całe dwa miesiące była na tyle dobijająca, że nawet nie chciałam o tym zanadto myśleć. Nie rozstawałam się z nim na krok przez ostatnie cztery miesiące, a tymczasem miała nadejść nasza pierwsza tak długa rozłąka, i nie miałam pojęcia jak dam radę w niej przetrwać, lecz nie miałam innego wyjścia. Wchodząc w związek ze Styles’em od samego początku wiedziałam na co się piszę oraz, że takie sytuacje będą miały miejsce bardzo często. Długie okresy nie widzenia się i tęsknoty to jedne z głównych cech tej chaotycznej pracy, lecz postanowiłam być silna. Miałam Kathrin, a także resztę dziewczyn, które swobodnie mogą postawić się na moim miejscu, i także muszą to wszystko znosić, zupełnie tak jak ja, dlatego nie czułam się przez to zupełnie sama, co było choć odrobinę pocieszające.
            Tym razem byliśmy w komplecie wszyscy, oprócz Blake oczywiście, która niestety nie miała tak wielkiej szansy jak każda z nas, by spotkać się ze swoim ukochanym, dlatego moje współczucie w stosunku do niej nie znało końca, ale zarazem była ona najsilniejszą osobą, którą kiedykolwiek poznałam, więc wiedziałam, że doskonale da sobie radę. Danielle dołączyła do nas jakieś dwa tygodnie wcześniej, przez co miałyśmy tak wielką zabawę, jaka nie śniła się żadnej przeciętnej osobie. Oczywiście ja wciąż uważałam siebie za całkowicie przeciętną, bo w końcu wyróżniałam się tylko tym, że w prawdzie miałam zupełnie nieprzeciętnego chłopaka, i sama nie dowierzałam, że to wszystko przytrafiło się właśnie mnie. Wszystkie przygody, wspólne imprezy, wycieczki, zwiedzanie świata, a nawet normalne siedzenie w towarzystwie tych wszystkich ludzi było już czymś zupełnie nieprawdopodobnym, ale jak bardzo radosnym i niezwykłym. Z nimi czułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd, a najpiękniejsze było to, że traktowali mnie zupełnie jak równą sobie, tylko dlatego, że oni w prawdzie również byli normalnymi chłopakami, oraz dziewczynami tych chłopaków, którym po prostu się poszczęściło w życiu trochę bardziej niż pospolitym ludziom. Choć może nie w każdym aspekcie tego słowa szczęście rzeczywiście odgrywało główną rolę, bowiem wzloty i upadki pozostawały wciąż niezliczone, ale jakoś sobie radzili, a największym skarbem jaki posiadali, który pomógł im przezwyciężyć wszystkie trudności była przyjaźń. Jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna przyjaźń, która zapewne już zawsze pozostanie tak bardzo zwięzłą i udaną jak teraz.
- Niall, chciałam cię o coś zapytać – zagadnęłam do chłopaka, gdy wszyscy siedzieliśmy w samolocie w drodze do Londynu, gdzie każda z nas miała wysiąść, a chłopcy w dalszej podróży udać się do Irlandii, przez co Annie również postanowiła z nimi zostać, bowiem z racji tego, iż był to rodzinny kraj blondyna, z radością chciała spędzić trochę czasu z jego rodziną i bliskimi, co całkowicie rozumiałam, i w prawdzie strasznie im tego zazdrościłam, ale ja również miałam swój czas, dlatego nie mogłam jakoś wybrednie narzekać. Następnie na ich liście znajdowały się całe Stany Zjednoczone i Azja, co niekoniecznie pałało we mnie radość, bowiem jednak zupełnie inny kontynent to całkiem inna sprawa, ale nie miałam innego wyjścia, jak pogodzenie się z zaistniałą sytuacją.
- Mianowicie o co, słońce? – uśmiechnął się szeroko, na co zachichotałam, bowiem tego typu zwroty w moim kierunku były jak zwykle na początku dziennym, i oczywiście miały jedynie znaczenie przyjacielskie, nic poza tym.
- Czy ten czerwony plecak, o tam w rogu – wskazałam palcem w przestrzeń za chłopakiem. – Należy do ciebie?
- Tak, a o co chodzi?
- Aaa o nic, zupełnie o nic – uśmiechnęłam się słodko, i czekając aż usiądzie i zajmie się rozmową ze swoją dziewczyną, wyjęłam po chwili porcję kanapek zapakowaną w sreberko i zaczęłam konsumować. Oczywiście należały do nikogo innego jak właśnie do Horan’a, lecz wydawało mi się, że lepszą opcją będzie mu nie mówić o mojej drobnej kradzieży.
- Wiesz, że jeśli się dowie, zapewne będzie planował zbrodnię, a że lecimy samolotem, nie będziesz miała gdzie uciec? – doszedł mnie szept Zayn’a z prawej strony, na co uśmiechnęłam się podstępnie.
- Jeśli, się dowie – podkreśliłam pierwsze słowo, i jak gdyby nigdy nic powróciłam do wcześniejszej czynności. Co jak co, ale brak zdolności w robieniu kanapek Niall’owi zarzucić nie można było pod żadnym względem. Niestety mój spokój nie trwał długo, bowiem po chwili poczułam na sobie groźny wzrok niebieskookiego, choć przecież jedzenie już dawno przetwarzało się w moim brzuchu.
- A tobie co? – zmarszczyłam czoło, przyglądając mu się z uwagą, gdy po chwili podszedł i podał mi swój telefon. Zdezorientowana wzięłam go do ręki, i w zasadzie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż na pierwszej stronie instagrama widniało moje zdjęcie, dodane z profilu Harry’ego, gdzie bez żadnych skrupułów jak i powodów do zmartwień, konsumowałam kanapkę Horan’a.
- Eeee, zostały okruszki? – zrobiłam obrzydliwie słodką minę, myśląc, że może mój wyraz twarzy niczym kotka ze shrek’a coś da, ale w aspekcie jedzenia, Niall często stawał się bezlitosny.
- Zofio Olesińka – zaczął, wypowiadając moje polskie imię i nazwisko ze śmiesznym akcentem, co od samego początku nie wróżyło niczego dobrego. – Czy kiedykolwiek w świecie, dałem ci odczuć, że to co moje, jest i twoje? – stanął przede mną wrogo nastawiony, dlatego nie czekając dłużej skuliłam się, chowając głowę pod ramieniem Zayn’a, który co chwilę chichotał, jakby było to dla niego czymś niewiarygodnie zabawnym, lecz ja zdecydowanie nie czułam się zabawna.
- Tak? – pisnęłam, gdy przez szczeliny palców dłoni ujrzałam, że jego mina staje się mniej wroga.
- No więc dlaczego się tak kulisz złotko? – zmarszczyłam brwi, starając się znaleźć w jego wyrazie twarzy jakiegoś podstępu, ale wydawał mi się raczej szczery. – Gdybym wiedział wcześniej, zrobiłbym ci nawet więcej – ukazał rząd swoich białych zębów, targając przy tym moje włosy, co chyba ostatnio polubił jak dla mnie aż za bardzo, przez co zdecydowanie moje jasne kosmyki cierpiały bardziej, ale w takiej sytuacji, gdy on był miły, czy ja mogłam być zła?
- Jesteś super Nialler! – krzyknęłam, trącając przy tym ramieniem Malik’a.
- A to za co? – zrobił zdziwioną minę.
- Za twoje śmiechy, chichy. Jeszcze pytasz? – odparłam z pretensją, lecz teraz pozostała mi zupełnie inna misja. Spojrzałam na wprost, gdzie zupełnie bez jakichkolwiek domysłów siedział ten lokowaty potwór, nie dając nic po sobie poznać. Obierając swoje jabłko ze skórki, zachowywał całkowity spokój, nie odzywając się zupełnie słowem.
- Ty podstępny draniu! – wzięłam jabłko i rzuciłam za siebie. Znając mój traf, zapewne wpadło w ręce Horan’a, więc w sumie nawet byłam zadowolona. - Chciałeś mnie zdemaskować!
- No już, nie bierz sobie tak tego do serca – odparł, ściskając mnie za biodra, gdy po chwili wylądowałam na jego kolanach.
- A jak inaczej mam to potraktować? – chciał grać? Będę grać.
- Zdecydowanie łagodniej – pokiwał palcem, będąc pewny swoich słów.
- Wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać – odparłam uśmiechając się szeroko, muskając jego pełne wargi.
- Tak lepiej – mruknął swoim jak zawsze nieziemsko seksownym głosem, który wprawiał mnie w stan całkowitej bezwładności, ale byłam na tyle twarda, aby się mu oprzeć. Chociaż raz.
- Zaraz przyjdę – odparłam pośpiesznie, po czym wstałam z jego kolan i skierowałam się w przeciwnym kierunku, gdzie akurat siedział Zayn, pisząc zapewne smsa do swojej ukochanej.
- Możesz mi się zrekompensować – szepnęłam na tyle, aby nikt mnie nie słyszał.
- Nie mam za co, Sofi – spojrzał na mnie z pod byka, robiąc swoją głupią, śmieszną minę, na co wywróciłam oczami.
- Nie ważne. I tak mi pomożesz – usiadłam obok niego, podpierając brodę na ręce. – Masz jakieś kompromitujące zdjęcia Harry’ego, które nie ujrzało światła dziennego?
- Jego nie da się skompromitować. Wiesz, że nie robi sobie nic z takich zdjęć, których i tak jest pełno w sieci.
- Wiem, ale muszę się jakoś odwdzięczyć. Proszę, poszukaj czegoś dla mnie – ustawiłam ręce jak do modlitwy, oczekując jego odpowiedzi, która oczywiście była pozytywna, bo przecież jak mogło być inaczej? Nikt nie potrafił mi się oprzeć.
- Zobaczmy. Powinienem mieć coś na telefon – westchnął w efekcie przegranej pozycji, a już po chwili miałam dokładnie to czego chciałam. Zaśmiałam się głośno tak, że zwróciłam tym samym uwagę wszystkich w samolocie, a było w nim naprawdę sporo ludzi, choć w zasadzie był ich prywatnym.
- A tobie co? – usłyszałam głos Louis’a, którego chyba przypadkiem wybudziłam z drzemki.
- Nic. Po prostu... – stukałam palcami o kant siedzenia, z bezradności wymyślenia jakiejkolwiek wymówki. – Em… Zayn? – spojrzałam kątem oka na bruneta, tym samym zrzucając wszystko na niego.
- Czytamy kawały – jak zwykle zbyt błyskotliwie jak na niego wybrnął z sytuacji, w efekcie czego nawet klasnęłam dłońmi.
- Dokładnie! Super śmieszne kawały – zaśmiałam się, szukając wsparcia u przyglądających się nam osób, ale niestety się nie doczekałam. – Eh, zupełny brak zrozumienia w tym samolocie – zakończyłam, wywracając oczami, a gdy w końcu na nowo każdy zajął się sobą, mogłam swobodnie wejść na swój profil i dodać to jakże cudownie rozkoszne zdjęcia Harry’ego, które wątpię, że jakoś bardzo go zezłości, bowiem raczej nie był do końca tego typem człowieka, ale zawsze coś. Po chwili zdołałam usłyszeć kolejno śmiechy naszych przyjaciół, którzy chwilami ledwo trzymali się na stołkach. Jak dla mnie owa reakcja była chwilami zbyt przesadna, bo w końcu wyszedł całkiem słodko i niewinnie. I tak niemiłosiernie kochałam go nawet w tej postaci, dlatego nie widziałam w tym jakiejś konkretnej, wielkiej rzeczy, ale jeśli rzeczywiście było to tak bardzo śmieszne, tym lepiej dla mnie.
- Myślę, że Sofi wygrała! – Annie przybiła mi piątkę, przysiadając u mego boku.
- Stary! Pamiętam, gdy mówiłeś, że to zdjęcie pod żadnym względem nie może wyjść do sieci, ale stało się – odezwał się Tomlinson, gdy lokowaty spojrzał na mnie wrogo. Od razu wziął swojego i-phona, i z łatwością mogłam przemyśleć co dokładnie zrobi. Wejście na instagrama, sprawdzenie aktualności, zobaczenie zdjęcia, spojrzenie na ilość polubień i komentarzy, złość i zbliżamy się do końca owego procesu, gdy patrzy na mnie obrażonym wzrokiem, podchodzi, bierze mnie za fraki i wyrzuca z samolotu. No dobrze, w zasadzie wszystko to było prawdą, z wyjątkiem tego ostatniego. No i przed ostatniego. O dziwo nie dotknął mnie nawet palcem. Stał tuż nade mną, gdy ja ściśle oglądałam swoje paznokcie, robiąc niewinną minę, lecz po chwili i tak zdołałam jedynie wybuchnąć śmiechem, bo chyba nic innego mi nie pozostało.
- Wiedz, że wciąż cie kocham. Nawet jakbyś był łysy – złapałam jego dłonie i splotłam z moimi, lecz to i tak nie zmieniło jego obojętnego wyrazu twarzy, gdzie usta wciąż pozostawały zaciśnięte, a brwi podniesione, przez co nie wyglądał nawet na złego, lecz raczej zażenowanego moich postępkiem.
- Rozejm? – zapytałam z nadzieją, na co jego postawa lekko się rozluźniła.
- Rozejm, podstępna wiewiórko.


            Lotnisko. Najgorsza część całego wyjazdu, choć każdy z nas miał od początku świadomość, że nastąpi szybciej niż się obejrzymy. Ale czy naprawdę musiała nastąpić aż tak szybko? Nie mogliśmy jednak bardzo rozpaczać. W końcu nie rozstawaliśmy się na zawsze, a wydawało się, iż wszyscy tak właśnie się czuliśmy.
- Będę bardzo za tobą tęsknić. Za twoimi włosami też… - odparłam, stojąc z Harry’m twarzą w twarz, obejmując jego kark.
- Ja za tobą i twoimi łakomymi kradzieżami również – powiedział rozbawiony, na co zachichotałam.
- Dwa miesiące, i do mnie wrócisz? – zapytałam, będąc i tak raczej tego faktu pewna. Nie wiem co musiałoby stanąć na naszej drodze, aby tak się jednak nie stało. Uśmiechnął się lekko, całując mnie w czoło.
- Dwa miesiące i wrócę.
- Tylko pamiętaj, dzwoń każdego dnia i zdawaj mi relacje. Chcę wiedzieć co się dzieję.
- Obiecuję, że będę dzwonił nawet trzy razy dziennie – zaśmiał się, gdy jedna łza spłynęła po moim policzku. Nawet nie wiedziałam dlaczego płaczę. Mój chłopak musiał wyjechać na dwa miesiące, co jeszcze nie było tragedią. Taką miał pracę i robił to czego chciał. Dawało mu to radość i cudowne doznania, dlatego nie musiałam się chyba o nic martwić.
- Przywieziesz mi figurkę statuy wolności? – odparłam smutno, gdy położył dłonie na moich rozgrzanych policzkach, ścierając tym samym łzy.
- Dla ciebie przywiozę nawet nie figurkę, a oryginał – ostatni raz pocałował moje usta, po czym bez słowa odwrócił się i zostawił mnie w miejscu, gdzie najlepsza podróż mojego życia została zakończona. Podróż, która nigdy nie wróci, lecz mam nadzieję, że ON jednak tak.

            W efekcie mojego powrotu, był jednak jeden wielki plus. Znów mogłam zobaczyć moją przyjaciółkę, za którą tak bardzo tęskniłam przez te całe cztery miesiące. Telefoniczny kontakt to zdecydowanie za mało, a ja byłam pełna radości, że znów mogłam z nią spokojnie porozmawiać i opowiedzieć o wszystkich wrażeniach i przeżyciach, które miałam okazję doznać.
            Siedziałyśmy właśnie w pobliskim barze, decydując się na małe świętowanie. Chociaż na tyle mogłyśmy sobie pozwolić, mając świadomość, iż obaj nasi chłopcy są w zupełnie innym kraju.
- Mam ochotę się porządnie nawalić – odezwała się blondynka, nie owijając w bawełnę, i tym razem i ja przyznałam jej całkowitą rację. Również miałam na to niebywałą ochotę, dlatego bez żadnych sprzeciwień się zgodziłam. – Tequila? – spojrzała na mnie z zadowoleniem i błyskiem w oku, na co uśmiechnęłam się satysfakcjonująco.
- Tequila!
- Czy to nie dziwne, że zeszłam się z Zayn’em, a nie minęło kilka tygodni, gdy na nowo musieliśmy się rozstać? – była smutna, widziałam to po niej od razu, czemu kompletnie się nie dziwiłam, bo gdybym była na jej miejscu, zapewne usiadłabym w wygodnym fotelu i płakała przez cały ten cholerny czas rozłąki.
- Nie jestem w stanie wyrazić mojego współczucia, i tego jak mi przykro. Ale to na razie ich ostatnia trasa na kolejny… rok? Później już wszyscy będą o was wiedzieli i bez problemu pojedziesz z nim gdzie tylko będziesz chciała. Musisz myśleć o nadchodzącym czasie, a nie o teraźniejszych smutkach.
- Tak, ale to cholernie dołujące – odezwała się, wypijając jednym chłystem całą zawartość kieliszka. – Ale nie ważne, nie mówmy o tym. Jesteś zadowolona podróżą?
- Właśnie na nowo zaczęłaś ten temat, a ja nie chcę cię bardziej dołować – poklepałam jej ramię, po czym powtórzyłam jej alkoholowy gest.
- Jeśli jesteś szczęśliwa, ja również jestem – uśmiechnęła się promiennie, za co kochałam ją najbardziej. To niemożliwe, jak bardzo jej uśmiech mógł wprawić człowieka w kompletny stan uradowania i zadowolenia.
- Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Mam cudownych przyjaciół, rodzinę, najlepszego chłopaka pod słońcem, a na dodatek zwiedziłam kawał świata. O co więcej mogłabym prosić?
- O więcej tequili! – zaśmiała się, zwracając do kelnera po kolejną porcję.
            Nawet nie wiem kiedy minęły kolejne trzy godziny, gdzie znienacka zadzwonił mój telefon, i z ledwością mogłam go wyciągnąć z mojej małej torebki, bowiem byłam chyba już na tyle pijana, iż moje niektóre kończyny odmawiały całkowitego posłuszeństwa.
- To Harry – spojrzałam zdesperowana na blondynkę, na co wybuchła śmiechem.
- Spoko! To tylko parę kropel tequili. Nic się nie dzieje – mówiła przepitym głosem, który śmieszył mnie za każdym razem coraz bardziej, gdy miałam okazję go usłyszeć.
- Harry, cześć! Co u ciebie? – odebrałam, jak zawsze pełna entuzjazmu.
- Jesteś pijana? – mogłam być pewna, że owe słowa usłyszę na samym wstępie.
- Tylko odrobinkę.
- To tak świętujesz nasze rozstanie? – w słuchawce usłyszałam czysty dźwięk jego śmiechu, przez co moje nogi coraz bardziej robiły się jak z waty.
- Nie mów tego w taki sposób. Czuję się wtedy, jakbyśmy zerwali!
- Wybacz, nie wiedziałem jakiego innego słowa użyć.
- Powiedzmy, że tak świętujemy z Kathrin to, że nie ma tu ani ciebie, ani również Zayn’a, dlatego pijemy także za was.
- Pijana, ale wciąż pomysłowa. Zaskakujesz mnie coraz bardziej – ponownie ten cudowny melodyczny dźwięk, przez który w moim sercu niespodziewanie pojawia się rażąca lawina.
- I zdarzy się to jeszcze nie raz! – zaśmiałam się, przy okazji również na widok Kathrin, która wciąż wpajała w siebie niezliczoną ilość kieliszków z trunkiem, przez co robiłam się trochę zdesperowana, bowiem obawiałam się, że sama nie dam sobie z nią do końca rady.
- Trzymam cię za słowo, i nie przeszkadzam. Zadzwoń do mnie jak tylko dojedziesz do domu.
- Dobrze mój złoty chłopaku, tak zrobię.
- Uważajcie na siebie. I pamiętaj, że cię kocham! – zakończył rozmowę, przez co mimowolnie się rozłączyłam. Na widok zapijaczono zrozpaczonej Kathrin mój mózg zaczął przyjmować nagłe, dość mądre wnioski, iż zdecydowanie nastała na nas pora. Jakimś cudem złapałam ją za ramię i wyszłam z miejskiego pubu, zamawiając wcześniej upragnioną taksówkę.
- Może pomóc? – doszedł mnie męski głos, na co automatycznie spojrzałam w tamtą stronę, gdzie ujrzałam postawnego blondyna z zarostem.
- No cóż, nastąpiła lekka awaria – zmieszana, zmierzwiłam lekko moje włosy, wciąż przytrzymując upitą blondynkę.
- W takim razie moja pomoc jest chyba wskazana – kąciki jego ust podniosły się ku górze, gdy wziął dziewczynę na ręce i zwinnie położył ją na tylnych siedzeniach samochodu.
- Dziękuje – odezwałam się, gdy stał już naprzeciwko mnie. – Chyba zaszalałyśmy aż za bardzo – westchnęłam, lekko się przy tym uśmiechając.
- Widać powody do świętowania były tego warte.
- No cóż… Rozstałam się z moim chłopakiem, więc opijałam smutki – zachichotałam, lecz po chwili zdałam sobie sprawę z nie do końca dobrze sformułowanych słów, lecz nie miałam głowy, ani tym bardziej sił, aby to sprostować.
- W takim razie rzeczywiście były tego warte – na nowo obdarzył mnie promiennym uśmiechem, lecz gdy przyjrzałam mu się bardziej, skądś miałam wrażenie, iż już widziałam tego rodzaju uśmiech.
- Czy ja cię skądś znam? – zapytałam z podejrzeniem, na co on swobodnie znalazł odpowiedź.
- Jeśli często tu wpadasz, to zapewne tak. Jestem stałym bywalcem.
- Oh – pokiwałam głową, w efekcie moich błędnych kojarzeń. – W zasadzie byłam tu pierwszy raz, więc musiałam się pomylić.
- Zapewne tak – odparł krótko, wciąż wpatrując się w moją twarz, co stawało się zdecydowanie niezręczne i dość niekomfortowe, dlatego postanowiłam jak najszybciej opuścić owe miejsce.
- Muszę iść. Dziękuje za pomoc.
- Zawsze do usług – odezwał się po chwili, gdy ja tymczasem mogłam swobodnie wejść do samochodu i kierować się tam, gdzie może nie koniecznie chciałam być najbardziej na świecie, ale w końcu nie mogłam wsiąść w samolot i polecieć do Irlandii, dlatego dom na obrzeżach Londynu na tę chwilę powinien być wystarczająco zadowalający, a z przyjaciółką u mego boku, co prawda zanadto wciętą, zdecydowanie taki był.

***

Witajcie skarby!
Jak podoba wam się taki przebieg zdarzeń.
Wiele zagadek i przemyśleń dla was, na kolejne rozdziały, których pozostało już tylko cztery + epilog.
Mam nadzieję, że będziecie ze mną do końca tej części, a zobaczymy czy jest jakaś szansa na kolejną.

KOCHAM!

12 sty 2014

35.You don't have to dance at all, you can just lay there looking good or you can play by yourself.



“Life isn't about finding yourself. Life is about creating yourself.”

            Kolejne dni nie wyróżniały się niczym innym, jak tylko siedzeniu w swoim towarzystwie, śmianiu z byle czego, wspólnej zabawy oraz uczestnictwie w koncertach chłopaków. Przez to wszystko mogę przysiąc, że znałam ich teksty piosenek bardziej niż oni sami, przez co często łapałam ich nawet na drobnych pomyłkach podczas śpiewania, ale wolałam im o tym nie wspominać.
            Holandia przywitała nas niesamowicie piękną pogodą, i tym ogromnym ciepłem, które biło od ludzi na kilometr. Cieszyłam się, iż mogę odwiedzić ten cudowny kraj. Czułam się w nim na swój sposób bezpieczna, i nie miałam za żadne skarby pojęcia czym właściwie było to spowodowane. Tutejsi fani chłopaków byli niesamowicie oddani, a często nawet ja byłam proszona o wspólne zdjęcie, co zaskakiwało mnie niewyobrażalnie, lecz bardziej w ten pozytywny sposób.
            Niebawem Eleanor miała wrócić do Manchesteru, Annie odwiedzić rodzinę w Chicago, a ja powrócić do swojego życia w Londynie. Tęskniłam za Kathrin coraz bardziej z każdym kolejnym dniem, i w prawdzie powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty zostawiać jej samej, ale pragnęłam również spędzić miłe chwile z moim chłopakiem, dlatego była to sytuacja wprawdzie bez wyjścia, lecz przyjaciółka zapewniła mnie, że zanim się obejrzę, znów się spotkamy.
            Aktualnie całą ekipą siedzieliśmy w bardzo dużym pomieszczeniu, które służyło za tak zwaną garderobę chłopaków, lecz w prawdziwe powiedziawszy nigdy nie przypuszczałam, iż garderoba może okazać się rzeczywiście tak wielka. Chociaż logicznie myśląc, miejsce przeznaczone dla pięciu niewyżytych i tryskających energią chłopaków zdecydowanie powinno mieć całkiem spore rozmiary.
- Skarbie, co robisz? – doszedł mnie głos lokowatego, gdy wraz z Calder siedziałyśmy na brązowej kanapie, robiąc sobie zdjęcia dla zabicia nudy, wykonując przy każdym kolejnym coraz to bardziej śmieszną minę.
- Pstrykamy sobie foteczki na instagrama – wyprzedziła mnie szatynka.
- Dzięki, skarbie – odezwał się znów, patrząc w zabawny sposób na dziewczynę, przez co mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
- Odkąd pamiętam, to nie jest twój skarb – zwrócił mu uwagę Tomlinson, siedząc na podkręcanym fotelu, gdzie ich stylistka układała mu włosy.
- Powiedz to jej – odpowiedział mu zdezorientowany Harry, wskazując na zielonooką, puszczając w radiu głośniej muzykę. Jak zwykle chodził bez koszulki, w samych jeansowych rurkach, co nie zdziwiło mnie zanadto, dlatego każdy mógł patrzeć na niego tak, jak ja oglądałam go prawie każdego dnia.
- Harry, twoja kolej – odezwała się tym razem Lou, z którą od razu po pierwszym spotkaniu załapałam świetny kontakt, a najbardziej w świecie lubiłam jej małą córeczkę, którą traktowałam jak młodszą siostrę, jak chyba każdy z nas tu zebranych, oprócz oczywiście jej prawowitych rodziców.
            Dziewczynka przydreptała do mnie w szybkim tempie, siadając na kolanach, co podejrzewam lubiła najbardziej. Wyciągnęła swój magiczny zeszycik z kolorowankami oraz kredki, po czym zaczęła przecierać żółtą mazią po rysunkowej kaczuszce.
- Pomalujemy razem? – zwróciłam się do niej, na co rozchichotana pokiwała twierdząco głową. W pewnym momencie spojrzałam w stronę mojego chłopaka, który zachwycając się suszeniem włosów, delektował się tym robiąc śmieszne gesty.
- A tobie co? – odezwałam się, przymrużając lekko oczy zza moich czarnych korygujących okularów, dając tym samym wolność moim oczom. Nie wyglądałam najgorzej, a soczewki postanowiłam odłożyć na czas, gdy w prawdzie nie potrzebowałam ich tak bardzo. Poza tym Harry’mu podobało się to bardziej, niż cokolwiek innego, dlatego zbytnio nie narzekałam. I w tym momencie pominęłam fakt, iż ostatnio powiedział, że wyglądam w nich jak jego prywatna, seksowna sekretarka. Przy takich chwilach ręce naprawdę mi opadały.
- Nawet go o to nie pytaj, ja już się przyzwyczaiłam – odparła stojąca bezczynnie Lou, czekając aż zadowoli Styles’a na swój własny sposób.
- Po prostu… lubię ten wiatr w suszarce – rzekł rozmarzony, na co rozbawiona wywróciłam oczami.
- Wiatr? Serio? Ile ty masz lat, pięć? – zaśmiałam się. – Przypuszczam, że Lux ujęłaby to w mądrzejszy sposób, prawda? – spojrzałam na blondwłosą dziewczynkę, która nie miała zapewne zbytnio pojęcia o naszej rozmowie, ale i tak śmiała się do woli.
- I przyznaj się tu do czegoś co sprawia ci przyjemność, a zostaniesz skarcony – westchnął lokowaty, przez co wyłonił u wszystkich wybuch śmiechu.
- Jeśli takie coś sprawia ci przyjemność, nie wiem jak musisz się czuć w łóżku z Sofi – zagadnął Payne, na co szatyn skarcił go wzrokiem.
- Oh, uwierz Liam. Sama się zastanawiam, czy aby na pewno robię wszystko co w mojej mocy, żeby uzyskać ten sam efekt radości co teraz – odparłam rozbawiona, co nie było nowością przy ciągłych żartach tej doskonałej piątki.
- Jesteście w miarę gotowi? Zagrajmy w kosza! Gra we dwójkę nie jest tak satysfakcjonująca jak w większą ilość – oznajmiła Annie, zjawiając się nagle z Malikiem u boku.
- Hej! Szło nam całkiem nieźle, nie narzekaj – odparł urażony mulat, trzymając w dłoniach pomarańczową piłkę.
- W sumie można zagrać, czemu nie – odezwała się rozpromieniona El, chwytając dłoń swojego chłopaka.
- Okej, w takim razie każdy ma przerwę i chwilę na trochę zabawy – oznajmił tym razem Paul, z którym od czasu nurtujących sytuacji z Taylor, również o dziwo utrzymywałam pokojowe stosunki. Chyba w końcu poddał się na dobre, co całkowicie było mnie jak i Harry’mu na rękę.
- Nie jestem chyba najlepsza w kosza – zagadnęłam niepozornie, bo jak Boga kocham naprawdę nie lubiłam tej gry od czasu gimnazjum, gdzie bez skrupułów dostałam piłką w oko, czego skutkiem było chodzenie ze śliwkową plamą na twarzy przez kolejne dwa tygodnie.
- Oh, jesteś dobra we wszystkich kwiatuszku – po cudownej relaksacji, Harry podszedł do mnie, owijając ramiona wokół mojej szyi.
- Nie mów do mnie kwiatuszku, to mi się źle kojarzy – zrobiłam zabawnie wściekłą minę, przypominając sobie chwilę, gdy oboje nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach, a on bezczelnie nazywał mnie właśnie w ten sposób. Złość kumulowała się z każdym kolejnym tym słowem coraz bardziej, dlatego wolałabym zapomnieć o tym przykrym wydarzeniu.
- Nie narzekaj. Wiesz, że już wtedy cię kochałem – odparł, jakby czytając mi w myślach, muskając mój policzek.
- Czyżby? – spojrzałam na niego spod byka, na co pewnie pokiwał głową.
- Wy się namyślcie, a my idziemy na boisko – doszedł nas głos Liam’a, gdy po chwili całe towarzystwo opuściło pomieszczenie, przez co zostaliśmy tylko we dwoje.Wciąż nie byłam do końca pewna mojej decyzji, ale w końcu jeśli gramy wszyscy to wszyscy. Już miałam się zbierać, gdy znienacka usłyszałam ponownie głos, a raczej pisk Styles’a.
- Moja ulubiona piosenka! – podbiegł do radia, i jeszcze bardziej je podgłosił, choć jak na mój gust i tak leciało wystarczająco zbyt głośno, ale jak widać nie mnie to oceniać. Spojrzałam na niego z podejrzeniem w oczach, a on jak nigdy nic zaczął sobie podśpiewywać i w śmiesznie ponętny sposób robić kokietujące ruchy, na co jak zwykle nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Co ty mi robisz z głową człowieku?
- Nie podoba ci się? Mówiłaś, że jestem dobrym tancerzem.
- Kiedy tak mówiłam? – zapytałam, zastanawiając się nad jego słowami, bowiem raczej nie przypominałam sobie owej sytuacji.
- Albo to nie byłaś ty? – odparł zamyślony, na co zmarszczyłam czoło, patrząc na niego z żenadą. Ten chłopak czasami zbyt poważnie wpływał na moją psychikę, przez co rujnowała się kompletnie, i bałam się, że za niedługo to ja będę zachowywała się jak beztroska dwunastolatka.
- Idę – westchnęłam, mijając jego sylwetkę, na co złapał mnie za ramię, a gdy odwróciłam się i spojrzałam na jego twarz, nie pozostawało mi nic innego jak po raz kolejny się roześmiać. Walnęłam się w czoło, i pokręciłam tym samym głową.
- Powinni cię zamknąć w pokoju bez klamek i zawinąć w kaftan.
- Widzisz, podziałało. Zawsze cię rozbawię.
- Tak, dobrze, że nie strzelasz swoich sucharów, bo mogłabym gorzko zapłakać – po chwili zostawiłam go z pseudo obrażoną miną i dołączyłam do pozostałych.


            Szczęściem było, iż miałam na sobie materiałowe szorty, luźną bluzkę oraz trampki, co zapewniło mi ogromną wygodę i wielki komfort. O dziwo mój chłopak dołączył do nas zaraz po mnie, tyle, że tym razem nałożył na siebie koszulkę. Dobre i to. Szybko podzieliliśmy się na drużyny, do których zaliczała się również stylistka Lou, reszta zespołu grająca na instrumentach oraz sam Paul. W mojej drużynie, gdzie kapitanem był Malik, należeli również Niall, Josh, Eleanor, Dan oraz Higgins, natomiast w drugiej Harry, Tomlinson, Liam, Annie, Sandy, Teasdale oraz John. Sam mąż Lou wraz z ich córeczką stwierdził, że będzie sędziował, dlatego bez problemu mogliśmy zacząć grę.
Oczywiście nie było tak źle jak myślałam, a nawet mogę stwierdzić, że szło mi całkiem nieźle. Zapewne dlatego, iż nasza drużyna była tak bardzo zgrana, że lepszej sobie wymarzyć nie mogłam. Z łatwością mogę również stwierdzić, iż gra w przeciwnej drużynie niż Harry była jeszcze bardziej ekscytująca i zabawna, a gdy widziałam ich porażki, oraz jego miny na te oto skutki, myślałam, że już kompletnie padnę na kolana.
- Podaj Sofi! – usłyszałam zdyszany głos Malika, gdy piłka z rąk Josh’a, aktualnie znajdowała się w moich rękach. Czym prędzej pokozłowałam ją w stronę kosza, i już miałam rzucać, gdy moją drogę przeciął mi sam Harry.
- Nie wygrasz – uśmiechnęłam się kpiąco, gdy ten wciąż stał przede mną.
- Założymy się?
- Lepiej nie, bo wiesz, że się nie dam – odparłam, patrząc na niego kokietująco, przygryzając przy tym wargę, przez co wiedziałam, że bez problemu dosięgnę celu. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, wciąż kozłując piłkę, i starając się w ponętny sposób kręcić tyłeczkiem. Nie wiedziałam czy moje żenujące starania rzeczywiście się opłaciły, ale gdy znów odwróciłam się w jego stronę, i zobaczyłam, że stoi bez ruchu, niebezpiecznie szybko oddychając, wykorzystałam sytuację, a po chwili piłka znalazła się w koszu.
- Punkt dla nas – usatysfakcjonowana wyszczerzyłam zęby, gdy spojrzał na mnie zszokowany.
- Ty podstępna mała glizdo. Zrobiłaś to specjalnie.
- Mówiłam ci, że wygram, a ty swoje – zanim się spojrzałam, lokowaty w szybkim tempie złapał mnie za biodra, i przerzucił sobie przez ramię. Śmiałam się tak bardzo, że nawet nie miałam zupełnie siły się w jakikolwiek sposób wyrwać.
- Dobrze, koniec tego dobrego! Wygraliśmy – krzyknął Horan, przybijając piątki naszej drużynie.
- Cudownie.

            Dochodziła godzina siedemnasta, a ja bezczynnie siedziałam na kanapie wraz z Annie, objadając się wszystkimi słodkościami, które miałyśmy okazję znaleźć w naszym wspólnym apartamencie, który miał chyba pięćdziesiąt sypialni, dwadzieścia łazienek i pięć kuchni. No może przesadziłam, ale dla całej ekipy absolutnie nie zabrakło tu miejsca.
- Gdzie idziesz? – zapytałam lokowatego, który ubrany w czarne szorty oraz szarą koszulkę i adidasy, kierował się z butelką wody do drzwi wyjściowych.
- Na siłownie. Dziś moje ćwiczenia z Matt’em.
- Mogę iść z tobą?
- Zrezygnujesz z wcinania słodyczy, żeby iść ze mną poćwiczyć? – odparł zdumiony, tak jakby w ogóle nie było to możliwe. Okej, może nie koniecznie sport jest moją ulubioną czynnością, ale czasem trzeba się poświęcić.
- Oczywiście. Czy to takie dziwne? – zapytałam, wzruszając ramionami, robiąc przy tym głupią minę, na co spojrzał na mnie jak na kretynkę. Mówiłam, że jego zachowanie szybko mi się przyjmie, no i masz.
- Okej, okej. Włóż coś wygodnego, czekam jeszcze pięć minut i wychodzę – rozłożył się na kanapie, stukając palcami o jej kant. Zdziwiłam się, że nie wyciągnął stopera, no ale cóż, czasem jednak potrafi mnie zaskoczyć.
            Skierowałam się do mojego pokoju, i jakimś cudem znalazłam czarne spodenki, bardzo podobne do szortów Harry’ego, do tego krótką koszulkę na ramiączkach oraz adidasy. W dniu pakowania, byłam w stu procentach pewna, że jednak nie będą mi na nic potrzebne, ale jak widać myliłam się. Spięłam włosy w luźnego kucyka tak, aby mi nie przeszkadzały i można powiedzieć, że byłam zwarta i gotowa do ćwiczeń.
- Mówiłem pięć minut, a nie piętnaście – od razu po wejściu do salonu doszedł mnie chrypkowaty głos, na co wywróciłam oczami.
- Nie dąsaj się. Nie było mnie raptem siedem. Naucz się korzystać z zegarka – westchnęłam, na co pokręcił głową, lecz nie odzywał się już nic.
            Po niedługiej chwili znaleźliśmy się w hotelowej siłowni, gdzie nie było absolutnie nikogo oprócz prywatnego trenera. Zastanawiałam się, po co ludzie tworzą takie miejsca, skoro i tak nie są zbyt często używane? Wątpię, że osoby będące na wczasach myślą o tym, żeby zejść na dół poćwiczyć, ale to już inna bajka. Może zrobili ją specjalnie na przyjazd One Direction? Kto wie.
            Już od dwudziestu minut biegałam na bieżni obok Harry’ego i miałam serdecznie dość. Jak widać moja kondycja, której nabrałam przez ostatnie dwa lata kompletnie wisiała na włosku, czego skutkiem była kolka i niemałe wyczerpanie. Spojrzałam na Styles’a
zrezygnowana, lecz on w pełni energii i zadowolenia pokazał mi jedynie język, i nie wiedziałam czy był to znak jego zwycięstwa, czy może przekonanie mnie, abym się nie poddawała.
- Nudzi mnie już to – odparłam zdyszana, na co się zaśmiał.
- Mówiłem, że mogłaś zostać – zwrócił mi uwagę, na co westchnęłam.
- Chciałam spędzić z tobą czas, a ty mi się tak odwdzięczasz.
- Przepraszam. Ale wiedz, że nie musisz robić tego co ja. Zaraz będę ponosił ciężary, i obawiam się, że temu już nie do końca podołasz więc idź poćwicz coś innego.
- Tak zrobię – odparłam, i z radością zeszłam z tej cholernej bieżni, by skierować się do sprzętu działającego na brzuch.


            Po kolejnej godzinie miałam serdecznie dość, dlatego w spokoju usiadłam na ławce i wypróżniłam całą butelkę półlitrowej wody zaledwie jednym chłystem.
- Wiesz dalej co robić? – usłyszałam głos Matt’a, w trakcie gdy Harry zabierał się do podnoszenia tych nieszczęsnych ciężarów.
- Tak, nie martw się. Zrobię wszystko do końca, a ty możesz się już zbierać – oznajmił, a moja radość wręcz nie znała granic. Po chwili postawny blondyn pożegnał się ze mną skinieniem głowy i zniknął z zasięgu naszych oczu. Podeszłam bliżej lokowatego, a rządza podniecenia była tak wielka, że sama nie wiedziałam co mam ze sobą w tej chwili zrobić. Widok jego sylwetki bez koszulki, do tego podnoszącego sztangi, był nadwyraz pociągający. Już nawet nie przeszkadzał mi pot, który zalewał go całego, czemu kompletnie nie byłam zdziwiona, w końcu sama się nieźle zmachałam.
- Jesteś cholernie seksowny – odparłam, wachlując się ręką, bowiem temperatura w pomieszczeniu sięgała naprawdę wysokiej liczby, a atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca.
- Dzięki – uśmiechnął się promiennie. – Tobie też niczego nie brakuje.
- Czy to nie dziwne, że pociągasz mnie nawet, jeśli leje się z ciebie litrami?
- Jeśli to ma cię pocieszyć, to ja pragnąłbym ciebie nawet jakbyś była wysmarowana gó…
- Dobra nie kończ, zrozumiałam – zaśmiałam się, lecz po kolejnych dwóch minutach, gdy nie kończył swojej czynności, nie było mi do ponownego śmiechu. Moje podniecenie wspinało się na kolejny szczyt, i robiłam wszystko co mogłam, aby jakoś ustąpiło. Nawet pstrykanie palcami, czy zaciśnięcie ud w niczym nie pomogło, także w tej sytuacji byłam kompletnie bezradna.
- To nie jest śmieszne, zrób coś – odparłam zniecierpliwiona, bo przecież ile można było wytrzymać?
- Ale co?
- Nie wiem. Odłóż tą sztangę – rzekłam pośpiesznie, na co wykonał wskazaną przeze mnie czynność.
- I co teraz? – zapytał, spoglądając na mnie podejrzliwie, i tylko tyle było mu dane powiedzieć, bowiem bez jakiegokolwiek pozwolenia, rzuciłam się na niego niczym wygłodniała lwica, podgryzając jego dolną wargę. Bez problemu znaleźliśmy wolną ścianę, do której od razu zostałam przyciśnięta. Chłopak delikatnie muskał moją szyję, wkładając w tym samym czasie swoją dużą dłoń do koronkowych majtek.
- Tak – dyszałam niekontrolowanie szybko, starając się to robić w miarę cichy sposób, lecz w tego typu warunkach było to niezmiernie trudnym aspektem. Jego dwa palce bez problemu wsunęły się do mojego wnętrza, dotykając przy tym głównego punktu mojego spełnienia.
- Jesteś mokra – wymsknęło mu się, na co spojrzałam na niego z pożądaniem.
- Ciekawe kto jest tego powodem.
- Tylko ja – ukazał rząd białych zębów, i ponownie zatopił się w moich wargach. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, iż on sam nie może dłużej wytrzymać zupełnie tak jak ja. Szybko pozbyłam się jego szortów wraz z bokserkami, a on uczynił ten sam gest wobec mnie. Złapał mnie w pasie i podniósł tak, abym mogła opleść nogami jego biodra, po czym wbił się w mnie tak, że niespodziewanie krzyknęłam z nadmiaru podniecenia.
- Przepraszam – szepnęłam, na co zachichotał. Jak widać nawet w uprawianiu seksu byliśmy nadwyraz komiczni, ale czy to w czymkolwiek przeszkadzało? Absolutnie nie. Bo tylko on był osobą, przed którą nie miałam ani trochę wstydu. Mogłam przy nim robić wiele niestosownych, a nawet nie pasujących do kobiet rzeczy, a on i tak kochał mnie całym sobą.
            Schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi, ściskając ją mocno dłońmi. Jestem pewna, że mój nierównomierny oddech i ciche odgłosy wpływały na niego tak bardzo, iż miałam świadomość, że niebawem nadejdzie jego jak i moje spełnienie. Pchnięcia stawały się coraz to głębsze i mocniejsze, co wprawiało mnie w kompletny stan ekstazy. Tego się po prostu nie dało wytłumaczyć, a seks w tak nietypowych miejscach, gdy mieliśmy świadomość, iż w każdej chwili może ktoś wejść, stawał się jeszcze bardziej ekscytujący i namiętny. Zupełnie tak, jakby nikt oprócz naszej dwójki nie istniał. Parę minut później, gdy mój organizm nie wytrzymał, a on doznał całkowitego spełnienia tuż za mną, wątpię czy w ogóle potrafiłabym ustać na nogach, dlatego byłam wdzięczna lokowatemu, że jakimś cudem mnie jeszcze podtrzymywał. Koszykówa, siłownia i seks? Bardziej zmęczona nie byłam nigdy w życiu.
- Co ty ze mną robisz kobieto? – usłyszałam jego cichy szept, gdy opierałam głowę o ścianę, aby móc w jakikolwiek sposób unormować oddech.
- To przez ciebie. Jeśli jeszcze kiedykolwiek zaproponuje ci, że pójdę z tobą na siłownie, zamknij mnie w klatce.
- Nie ma mowy. To ty byłaś największą atrakcją mojej wizyty tutaj.
- I jak to się skończyło? Tym, że zaraz usnę na podłodze. Zaniesiesz mnie? – zrobiłam zdesperowaną minę, na co wybuchł śmiechem.
- Myślisz, że mam na to siłę?
- W końcu podnosiłeś ciężary. Myślę, że te pięćdziesiąt siedem kilo nie zrobi ci większej różnicy.
- Kiedyś mnie wykończysz – westchnął, ubierając na siebie bokserki, gdy ja w tym czasie, kiedy jeszcze mogłam ustać na nogach, założyłam dolną część bielizny oraz spodenki.
- Wiem, ale jeszcze nie teraz.

***

WITAJCIE MOI KOCHANI!

Jak się podoba rozdział? Coś ostatnio pojawia się więcej namiętnych scen, ale mogę sobie dać uciąć rękę, że na pewno wam to nie przeszkadza.
Do końca tej części zostało jeszcze jakiej mniej więcej cztery rozdziały i epilog. Pamiętajcie, że to od was zależy, czy pojawi się również i druga część. Zapomniałam zapytać pod ostatnim postem jak podoba wam się nowy wygląd bloga? Oczywiście nagłówek zrobiony przez moją ukochaną Endżi, której bloga możecie znaleźć pod tym adresem: http://high-price.blogspot.com/

Tymczasem zapraszam was na moją kolejną, nową historię, do której pomysł pojawił się w przeciągu kilku ostatnich dni, i zdecydowałam, że koniecznie muszę się z wami nim podzielić. Mam nadzieje, że jest warto, i że spodoba się wam dokładnie tak samo jak mnie.


Niebawem ujrzycie trailer, także bądźcie cierpliwi.

KOCHAM!