23 lut 2014

40.You are the guy who stole my heart I am the girl you're always fighting for, we have a love people dream about, a real life fairytale.



“You can have anything you want, if you go out and get it. If you claim it as your own.

You have a right to it.”

Rok później

                Życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiesz na jaki smak trafisz. Tak było w moim przypadku. Przyjeżdżając do Londynu nie miałam pojęcia co może mnie spotkać. Czy podołam? Czy wrócę szybciej niż w ogóle przyjadę? Czy ludzie okażą mi trochę szacunku i zawrę nowe znajomości? Czy praca będzie dostatecznie dobra, abym mogła się sama utrzymać? Czy nie będę tęsknić za rodziną? Czy jestem wystarczająco silna, aby zostać zupełnie sama w tak wielkim mieście? A może spotka mnie coś tak niespodziewanego, że sama nie będę mogła w to wszystko uwierzyć? Jak się okazało, tak się właśnie stało. To właśnie ja. Jedyna na kilkadziesiąt milionów ludzi, której przytrafiła się tak wspaniała historia. Los sprawił mi tyle niespodzianek, że do tej pory nie potrafię ich zliczyć. Przez ostatnie dwa lata wiele się zmieniło. Po pierwsze, byłam już prawowitą dwudziestodwulatką i sama nawet nie miałam najmniejszego pojęcia kiedy czas tak szybko zleciał. Zyskałam wiele cudownych przyjaźni na całe życie. Odkryłam jaki świat naprawdę bywa piękny i że można kochać. Prawdziwą, jedyną w swoim rodzaju miłością, która nie boi się jakichkolwiek przeszkód. Niejednokrotnie miałam okazję się o tym przekonać, bowiem na mojej drodze stawało wiele przeciwności, ale pokonałam je, a moim najwierniejszym pomocnikiem okazał się ten, którego tą miłością darzyłam ponad wszystko. Nigdy się nie poddał. Był przy moim boku nawet przy najgorszych doznaniach i postarał się, aby nie stała mi się krzywda. Często obwiniał się za coś, na co kompletnie nie miał wpływu, i chyba to wyraźnie pokazywało jego skruchę i ogromną miłość, którą mnie darzy.  Można by stwierdzić, że to wszystko działo się zupełnie tak, jakbym odgrywała główną rolę w magicznej bajce, która nie ma swojego własnego końca. Jak do tej pory nie znałam jej zakończenia, ale na razie nie chciałam o nim wiedzieć. Liczyło się tu i teraz. A najbardziej to, że w końcu odnalazłam siebie. Odnalazłam szczęście.

You are my light, you are my star, you are my sunshine and my dark,
You are the everything I dreamed about...

                To zabawne jak wiele wspomnień może powrócić, gdy pojawiasz się w tym samym miejscu po raz drugi. Nastał czerwiec, a temperatura na zewnątrz sięgała prawie trzydziestu stopni. Jaką szkodą byłoby odmówić kolejnej wycieczki do domu letniskowego Liam’a, gdzie przeżyliśmy tak wiele cudownych chwil? W jedno z upalnych popołudni, po raz kolejny postanowiliśmy rozbić camping w naszym ulubionym lasku. Chłopcy nieśli ze sobą namioty, zaś my targałyśmy cały potrzebny prowiant. Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego towarzystwa, od tej znakomitej dziewiątki.
- Dziś ma być pełnia. Módlcie się, żeby nie zaczęło padać –odezwał się Lou, prowadząc nas swobodnym krokiem.
- Ostatnim razem pogoda nam dopisała. Powinniście się raczej obawiać dzikich zwierząt – powiedziała Kathrin, łaskocząc i naśmiewając się przy okazji z biednego Zayn’a.
- Hej, to nie jest śmieszne. Jak już mówiłem, oglądałem takie coś w filmach, więc czemu nie miałoby się zdarzyć w prawdziwym życiu?
- Słyszałem, że takie biwaki są również popularne wśród wampirów – zagadnął Liam, na co zachichotałam, wywracając przy tym oczami.
- Naoglądałeś się za dużo seriali – skitowała go mulatka, całując przy tym w policzek.
- Zapowiada się kolejny, udany wieczór – Eleanor westchnęła, na co przyznałam jej całkowitą rację.
- Nie będzie żadnych wampirów ani dzikich zwierząt –odezwałam się rozbawiona, idąc u boku lokowatego. – Ty jesteś odważny, prawda? – musnęłam jego policzek, chwytając za rękę.
- On odważny? – prychnął Niall, śmiejąc się przy tym wniebogłosy. – Chciałabyś go widzieć przy oglądaniu Paranormal Activity. Myślałem, że już nigdy nie pozbiera.
- Nie powiem kto ostatnio wchodził pod łóżko przy seansie horrorów, który podkreślam, wymyśliłeś ty sam – Annie spojrzała na niego wymownym wzrokiem, na co lekko się zmieszał.
- Dziękuje ci skarbie. Wiedziałem, że na tobie mogę zawsze polegać.
- Cała przyjemność po mojej strony, kochany. 
- Chyba zgubiłam już wątek waszych rozmów – westchnęła Blake, przystając na chwilę. – Muszę się napić. Ta droga mnie wykończy.
- Możesz już tak zostać. Właśnie doszliśmy do celu –Liam klasnął w ręce, a po chwili wszyscy mieliśmy okazje pokazać swoje niebywałe zdolności w rozkładaniu namiotów, co oczywiście nie każdemu szło zbyt łatwo. Niby skąd miałam wiedzieć jak rozłożyć namiot, skoro nigdy wcześniej nie miałam z tym do czynienia? Wiem jedno. Gdybym pozostała sama na bezludnej wyspie, zapewne nie wytrwałabym maksymalnie dwóch dni, zresztą zupełnie tak jak mój partner, który w tejże czynności niestety nie był zbyt błyskotliwy.
- To idzie w tą stronę? –zapytał, patrząc na mnie w sposób, jakbym była osobą wszechwiedzącą. Dziwiłam się, bo zdawało mi się, że przez te wszystkie wspólne chwile, raczej zdołał poznać mnie na tyle, aby upewnić się w kwestii, iż dużo mi do tego brakuje.
- Serio mnie o to pytasz? Mogę ci podać przepis na ciasteczka z czekoladą, ale nie instrukcję jak rozbijać namiot.
- Hej, każdy potrafi zrobić ciasteczka z czekoladą – blondyn spojrzał na mnie pewnym wzrokiem, na co wzruszyłam ramiona.
- No właśnie o tym mówię – rozejrzałam się po całej grupie, i o dziwo dwa namioty pozostawały już dawno rozłożone. Danielle pakowała rzeczy do ich wspólnego ‘lokum’, natomiast Zayn i Kathrin siedzieli rozluźnieni na leżakach, z radością patrząc na nasze porażki.
- Co jak co, ale nie pomyślałabym, że wasza dwójka zrobi to pierwsza – wskazałam na nich palcem, w efekcie czego usłyszałam chichot przyjaciółki.
- Tylko wyglądamy na mało inteligentnych, ale w rzeczywistości pobijamy was wszystkich na głowy.
- Przepraszam bardzo, ale  ja wyglądam na bardzo inteligentnego – zwrócił jej uwagę brunet, na co wywróciła oczami.
- Oczywiście – westchnęła, powracając do dalszego spożywania chipsów. Po całej konwersacji, w końcu odwróciłam się do Harry’ego, w celu dalszej walki z tym cholernym namiotem, ale widok jaki zastałam przeszedł moje wszelkie oczekiwania.
- Sam to zrobiłeś? – spojrzałam na niego zaskoczona, kiedy namiot był już w pełnej gotowości.
- Mów co chcesz, ale twój chłopak potrafi czynić cuda – uśmiechnął się szeroko, gdy w tym samym czasie zjawił się obok mnie Payne.
- Jeśli twój chłopak ma na imię Liam, to prawda. Potrafi czynić cuda – odparł na odchodne, kierując się w szybkim tempie do mulatki. Skarciłam lokowatego wzrokiem, który w efekcie zmieszania podrapał się po głowie.
- No cóż… Może masz ochotę na pianki?
- Nic nie mów.

You ran around inside my head, when you passed out, I felt dead
And I realized you make me live...

                Gdy nastał późny wieczór, wszyscy swobodnie rozłożyliśmy się wokół ogniska, delektując się tą cudowną atmosferą jak i znakomitym towarzystwem. To niebywałe ile wspólnych chwil zdołaliśmy ze sobą przeżyć, a jeszcze wiele z nich czekało na nas otworem. Z radością każdy z nas mógł stwierdzić, że w stu procentach pozostawał najbardziej spełnionym człowiekiem na całej kuli ziemskiej. Rozglądając się po kolei po przyjaciołach, dostrzegłam Zayn’a i Kathrin, którzy roześmiani, nieustannie konwersowali i nabijali z siebie nawzajem. To chyba oni z nas wszystkich musieli tak dużo przejść. Kochali się ponad wszystko, lecz bywało wiele momentów, gdy niestety los całkowicie rujnował ich wspólne plany. Życie w show biznesie nie było łatwe, a o tym nie przekonałam się jedynie ja z Harry’m, ale również i oni. Byli w tym temacie niebywale doświadczenie, ale przetrwali. Choć zdarzało się wiele upadków, oni dzielnie wstawali, nie oglądając się wstecz, by w końcu dotrwać do wygranej, którą było ich wspólne życie. Tuż obok nich usadowił się Liam z Danielle. Trzymający się za dłonie, byli absolutnie jedną z najbardziej perfekcyjnych par jakie miałam kiedykolwiek okazję poznać. Wydaję mi się, że ani razu nie byłam świadkiem jakiejkolwiek ich kłótni, a nawet przypuszczałam, że jeśli takowe miały miejsce, to jednak niebywale rzadko. Oboje byli bardzo dojrzali, co było widać w ich wzajemnej relacji. Odczuwałam, że są sobie pisani od samego początku, i nie było możliwości, aby egzystowali w tym świecie osobno. Louis’a i Eleanor kochałam ponad wszystko. To właśnie szatyn okazał się na początku moim najlepszym przyjacielem, co oczywiście ukazywało się do tej pory. On jako pierwszy pokazał mi ich chaotyczny świat i zaufał na tyle, abym mogła mieć miano jego bratniej duszy. Tomlinson od początku walczył o to, abym czuła się jak najbardziej swobodnie w ich towarzystwie. Chronił mnie przed początkowo ‘wrednym’ Harry’m i wierzył w moją osobę, jak w żadną inną. To właśnie z jego ust wynikły słowa: ‘Ty byłabyś dla niego idealna…’. Mówiąc ON, oczywiście miał na myśli nikogo innego jak Styles’a, z którym jak wiadomo od samego początku nie poczułam zbyt silnej więzi, a jedyne na co miałam ochotę to walnąć w jego twarz tak mocno, aż w końcu odzyskałby wszystkie zagubione rozumy. Na szczęście jednak obeszło się bez rękoczynów, a lokowaty na nowo stał się osobą, jaką nie tylko oni chcieli, żeby był, ale tą, w którą on sam pragnął się na nowo przemienić. Obok nas rozsiadł się Niall z Annie. O tej dwójce mogłabym mówić bez końca, zważając głównie na to, jaką wielką radość sprawiał mi ich związek. Horan zawsze okazywał niesamowitą wrażliwość i pomoc. Był po prostu niewiarygodnie dobrym człowiekiem, który niestety nie miał zbyt dużego szczęścia w miłości. Wiedziałam od początku, jak bardzo załamany był, gdy między nim a blondynką zaczynało się psuć, choć jeszcze nie nastąpił konkretny początek ich wspólnej relacji. Miałam pojęcia, jak bardzo jest delikatny na tego typu sprawy, dlatego nie do końca byłam pewna, czy to właśnie zabiegana Annie jest dla niego dobrym wyborem, lecz po głębszym jej poznaniu i znalezieniu bliskiej przyjaciółki, z łatwością mogłam wymierzyć wyrok, którym było ich niebywałe zakochanie. Uzupełniali się w każdej kwestii, i oboje byli równie zabawni, dlatego nie mogłam znaleźć dla nich innego wyjścia. Gdy skierowałam swój wzrok w lewą stronę, zastałam chyba jeden z tych piękniejszych widoków, które na szczęście miałam okazję widywać każdego kolejnego dnia i ani mi się śniło, żeby kiedykolwiek wpatrywanie w jego osobę zaczęło mnie nudzić. Był jak perfekcyjny obraz, z którego człowiek nie ma najmniejszej ochoty spuszczać oczy. Jego kasztanowe podkręcane włosy, które zawsze pozostawały w pełnym nieładzie. Cudowna twarz, która miała w sobie ogromnie dużo męskości, lecz znalazło się w niej również coś, co pozostawiało zarys dziecka. Najpiękniejszy w świecie uśmiech, dający wokół tyle radości i szczęścia, o jakie nigdy nie miałam odwagi prosić i wykwintne ciało, zdobione niewiarygodnie dużą liczbą tatuaży, których już dawno zdążyłam się  nauczyć na pamięć z każdym najmniejszym szczegółem. Najbardziej jednak niebywałe było to, że ten właśnie człowiek związał się właśnie ze mną. Na kilka miliardów kobiet, to właśnie ja stałam się tą idealnie dobraną kandydatką, która z radością mogła potwierdzić, że owy mężczyzna należy jedynie do niej. Nikogo więcej.
- Kto by pomyślał, że spotkamy się po półtora roku czasu w tym samym miejscu i w tym samym komplecie? –odezwał się lokowaty, spozierając kolejno po wszystkich zebranych.
- Nie koniecznie w tym samym – zwrócił mu uwagę Niall, dokończając swoje piwo.
- No tak, żałuje, że nie było mnie z wami za pierwszym razem, ale w końcu się doczekałam – oznajmiła z uśmiechem Annie.
- Ze śmiałością mogę stwierdzić, że jesteś o wiele lepszym zastępstwem poprzedniej kandydatki – odezwał się Louis, spoglądając znacząco na mnie i Harry’ego.
- Byłem młody i głupi, cóż poradzić – zielonooki obdarował mnie ciepłym spojrzeniem, ściskając moją dłoń.
- Głupi to mało powiedziane, ale dobrze, że pojawiła się nasza super bohaterka – zaśmiał się blondyn.
- No już, dajmy spokój pannie Swift. Jestem pewna, że gdyby spotkała na swojej drodze właściwą osobę, która wyciągnęłaby z niej dobre cechy, nie byłoby tak źle – odparłam wzdychając, a najlepsze w tym wszystkim było to, że naprawdę w to wierzyłam. Taylor może należała do osób nieco aroganckich, egoistycznych i chamskich, ale na dobrą sprawę, nie wydawało mi się do końca, że miała złe serce.
- Tyle przez nią wycierpiałaś, lecz wciąż ją bronisz – rzekła z zadumą El. – Dlatego właśnie tak wszyscy cię kochamy.
- To prawda. W prawdzie powiedziawszy nie wiem czy byłoby między nami wszystkimi tak kolorowo, gdybyś nie pojawiła się w naszym życiu –
Liam uśmiechnął się do mnie pogodnie, na co odwzajemniłam gest.
- Po prostu jesteś naszym małym promyczkiem. Od początku wiedziałam, że jest coś między waszą dwójką – Danielle wskazała na mnie i Harry’ego, gdy oboje zachichotaliśmy.
- Oh, było wcześniej niż zdążyłaś się zorientować – zagadnęła Blake.
- Jak to? – zapytałam, patrząc na nią zdezorientowanym, ale jednocześnie rozbawionym wzrokiem.
- No już nie bądźcie tacy cnotliwy. Wszyscy wiemy co działo się, kiedy obydwoje przypadkiem zgubiliście się w lesie, a potem postanowiliście plusnąć do jeziorka – Louis spojrzał na nas usatysfakcjonowanym wzrokiem, na co oboje lekko się zarumieniliśmy.
- Hej, chcesz powiedzieć, że to wszystko było ustalone? – zapytał z podejrzeniem Harry.
- Oczywiście! – odezwał się Niall. – Myślisz, że naprawdę się wtedy zgubiłem, a oni nie poszli was szukać? W jakim ty świecie żyjesz?
- Jak widać wykonaliśmy całkiem dobrą robotę – rzekła z pewnością Calder.
- W innym przypadku mógłbym mieć wam za złe – zaczął lokowaty. – Ale na pewno nie w tym – kąciki jego ust podniosły się, gdy na mnie spojrzał. Musnęłam jego policzek, wdychając przy tym jego cudowny zapach.
- Jak myślicie? W jaki sposób potoczy się dalej nasze życie? – zagadnął po chwili ciszy Zayn.
- Mam nadzieję, że nasza kariera potrwa jeszcze parę lat, a później doznamy w końcu wyciszenia – odezwał się Liam, na co Niall przyznał mu rację.
- Tak. Założymy w końcu własne rodziny… - spojrzał znacząco na Annie. – I będziemy tu przyjeżdżać każdego roku, aby później pokazywać naszym dzieciom to wspaniałe miejsce wspomnień… - dokończył, gdy Louis spojrzał na niego z podejrzeniem. – No co tak patrzysz? Wiem, że marzysz o gromadce dzieci z El!
- To prawda – westchnął pasiasty, obejmując swoją dziewczynę. – Jak każdy z was. Właśnie z tymi kobietami, z którymi jesteście tu dzisiaj – uśmiechnęłam się w duchu, gdy Harry spojrzał na mnie z radością. – Jesteśmy najlepszą drużyną, jaka kiedykolwiek miała szansę zaistnieć. Nie wyobrażam sobie w tym gronie kogoś innego. Wszyscy jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i wspieramy się jak tylko to możliwe.
- To powinien być nasz pakt – wyrwała się Kathrin. – Coroczna wycieczka w to właśnie miejsce, i nie chcę widzieć przeciwstawień.
- Zgoda! – Louis wstawał, jak gdyby miał podpisywać umowę na śmierć i życie, z czego chciało mi się jednoznacznie śmiać, ale po chwili dostrzegłam, że reszta również nie pozostaje mu dłużna i powtarza jego czynność.
- Zgoda! – Niall i Annie uśmiechnęli się szeroko, tuląc w swoich ramionach.
- Oczywiście, że zgoda – odparli usatysfakcjonowani Danielle i Liam. Harry po chwili również wstał, podając mi swoją dłoń, na którą popatrzyłam z zadumą. Po chwili chwyciłam ją, by równać się z resztą przyjaciół.
- Zgoda – pokiwałam twierdząco głową, po raz kolejny patrząc w oczy chłopakowi. Oczy, które właśnie tak jak teraz, miałam nadzieję, że już zawsze będą przepełnione dumą, szczęściem i miłością.

You are the guy who stole my heart
I am the girl you're always figting for
We have a love people dream about...

                Po długo oczekiwanej pełni, każdy z nas zadomowił się w swoich namiotach, niebywale padnięty po niezmiernie ekscytującym, ale jakże cudownie wspólnie przeżytym dniu. Gdy sama już miałam ochotę położyć się spać, nagle ktoś zatrzymał mnie, chwytając delikatnie za ramię.
- Z tobą jeszcze nie skończyłem – Harry uśmiechnął się tajemniczo, gdy spojrzałam na niego z podejrzeniem.
- Chcesz mnie porwać, mam rację?
- Jesteś bardzo spostrzegawcza.
- Znam cię lepiej niż myślisz – chwyciłam mocno jego dłonią, by mógł prowadzić mnie w miejsce tak bardzo przez nas zapamiętane. Miejsce, gdzie nastąpił ogromny przełom naszej znajomości, dzięki któremu również poznaliśmy się lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Gdzieś, gdzie nasze uczucia zostały podane na tacy, a wspólna relacja nigdy już nie była taka jak wcześniej. Na tafli przejrzystego jeziora pozostawał odbity ogromny księżyc, a wokół panowała tak relaksująca cisza, że jedynie co mogliśmy usłyszeć, to dźwięk naszych oddechów.
- Jest przepięknie – westchnęłam cicho, zamykając na chwilę oczy.
- To miejsce już zawsze zapadnie nam w pamięci…
- Kto by pomyślał, że stanie się to w jeziorze – zachichotałam, czym zwróciłam jego uwagę. Przypatrywał mi się przez dłuższą chwilę, kładąc na policzku swoją ciepłą dłoń. – Co? – odparłam, uśmiechając się do niego promiennie.
- Uwielbiam dźwięk twojego śmiechu… - musnął moje wargi delikatnie, i choć tak bardzo przyzwyczaiłam się do miękkości jego ust, za każdym razem smakował zupełnie inaczej, lecz na swój sposób wyjątkowo. – Czy myślałaś nad tym co powiedział Zayn? Jak potoczy się dalej nasze życie? – zapytał, spoglądając na mnie z nadzieją.
- Myślę, że los już dawno wybrał dla nas prawidłową drogę. Musimy mieć jedynie nadzieję, że będziemy podążać tą samą ścieżką...
- Nie wyobrażam sobie w tej podróży kogokolwiek innego, od ciebie.
- Uważaj o co prosisz, bo może to zostać spełnione…
- Wiem o co proszę – pokiwał głową, obdarowując mnie znowu czułym wzrokiem.
- O co? – szepnęłam, rozchylając lekko wargi.
- O to, żebyś mnie kochała… - uśmiechnęłam się lekko, a w moich oczach wyraźnie można było dostrzec świecące od blasku księżyca iskierki.
- Ta prośba już dawno została spełniona.
- W takim razie nigdy mnie nie opuszczaj –przybliżył się bardziej, bym swobodnie mogła czuć jego spokojny oddech.
- Więc zawsze przy mnie bądź.

***

Kochani moi!
Nie wiem czy mam płakać z rozpaczy czy z radości, chyba jedno i drugie, ale jestem jednak podłamana tym, że to już ostatni rozdział tego opowiadania, ale jednocześnie niezmiernie usatysfakcjonowana, że doprowadziłam je do końca.
LIP zawsze był moim ulubieńcem i traktowałam je jak własne dziecko. Wniosło do mojego życia wiele szczególnych wartości, które już na zawsze ze mną pozostaną. Dzięki niemu mogłam również poznać i wasze odczucia, które często były bardzo różne, zaczynając od śmiechu kończąc na płaczu, ale ja byłam z wami przez cały ten czas i przeżywałam dokładnie to samo.
Chyba nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia, bo nigdy nie byłam jednak fanką smutnych końcówek. Oczywiście przed nami jeszcze epilog, więc mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do samego końca.

KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ!

14 lut 2014

39.I wanna scream, is this a dream? How could this happen to me? This isn't fair, this nightmare, this kind of torture I just can't bear. I want you here...



“I am here to love you, to hold you in my arms, to protect you.”

NARRACJA TRZECIOOSOBOWA

- Tak, przy telefonie – (…) - ale to niemożliwe! –(…)- Wszystko z nią w porządku ? A co z Robertem ? –(…)- Mój Boże... – słowa, które dochodziły z kuchni bardzo zaintrygowały szesnastoletnią szatynkę. Nie czekając dłużej odłożyła na stolik czytaną jeszcze przed chwilą książkę i zrywając się na proste nogi, podbiegła do owego pomieszczenia, gdzie znajdowała się jej babcia, która w tym momencie zanosiła się gromkim szlochem.
- Babciu co się stało ? – zapytała przerażona dziewczyna, klękając koło płaczącej staruszki
- Twoi rodzicie mieli wypadek – powiedziała kobieta, przecierając gorzkie łzy haftowaną chusteczką
- Co? Wszystko z nimi w porządku? Mają jakieś obrażenia? Mów babciu! – krzyknęła dziewczyna błąkając się po pomieszczeniu
- Zosiu… Twój tata. On … nie żyję.

            Białe szpitalne ściany wprowadzają w jeszcze bardziej melancholijny nastrój, który zdecydowanie nie pomaga w oczekiwaniu na wieści o poszkodowanych. Czas dłuży się nieubłaganie, a nadzieja, która na samym początku sięga najwyższego szczytu, maleje z każdą kolejną godziną, minutą, sekundą… Ten rodzaj oczekiwania jest chyba najgorszym jakie istnieje. Nie oczekujesz na narodziny dziecka, ani też na pobranie krwi czy odbiór badań. Oczekujesz na wieść, która może zmienić twoje życie w raj albo co gorsza, w piekło. Nikt nie wie jaki będzie ostateczny sąd, lecz każdy ze zdeterminowaniem oczekuje najlepszej możliwości. Nie wszystkim się jednak udaje…

- Jak tylko dojedziesz, od razu zadzwoń proszę. W końcu jedziesz w ciemno i nie wiemy co się stanie, gdy już będziesz na miejscu – odezwała się blondynka, stojąc wciąż na dworcu kolejowym, z którego jej córka miała zaraz wyjeżdżać.
- Dobrze mamo nie martw się, zadzwonię na pewno. Dam radę! Tata nade mną czuwa – odpowiedziała brunetka, patrząc w górę, ściskając przy tym złoty naszyjnik podarowany przed ojca. 
- Wiem córeczko. Kocham Cię – rzekła kobieta, ściskając dziewczynę po raz ostatni.
- Ja was też kocham! – odparła, posyłając im w powietrzu ostatniego buziaka i chwytając czarną walizkę, skierowała się w stronę pociągu.

            Trwają przygotowania do operacji przywiezionej kilkanaście minut wcześniej młodej dziewczyny. Jej twarz niegdyś zarumieniona, teraz pozostaje blada. Blond kosmyki opadają na smukłe ramiona, a duże niebieski oczy pozostają niewidoczne pod zamkniętymi powiekami. Jej szczupłe ciało, na którym widnieje piękna sukienka zostaje na chwilę przykryte białym prześcieradłem. Nie jest już tak ciepła jak jeszcze przed chwilą, a puls coraz bardziej daję oznaki zminimalizowanego tempa. Z powodu postrzału w prawe płuco, ledwo oddycha samodzielnie, przez co jest podłącza do respiratora. Nie wiadomo czy przeżyje.

- Miło mi, nazywam się Kathrin Blake, a ty chyba jesteś tu nowa? – zapytała blondwłosa, ściskając przy tym rękę niebieskookiej.
- Aż tak widać? Jesteś trzecią osobą, która mi to mówi, nie wspominając już o tych wszystkich ludziach, którzy patrzą na mnie z żalem – odpowiedziała, obdarowując ją dużym uśmiechem.
- W sumie stwierdziłam to po akcencie, walizce i imieniu – zaśmiała się, patrząc na dużą czarną torbę, która spoczywała na lekko mokrym już chodniku – A widząc po niej, to chyba pojawiłaś się i nie masz na razie zamiaru uciekać?
- Coś mi się zdaję, że jeśli dalej będzie mi doskwierać tyle szczęścia jak do tej pory, to zanim się obejrzę już będę w pociągu w drodze powrotnej – prychnęła szatynka, rozglądając się po otoczeniu.
- A gdzie mieszkasz? – zapytała po raz kolejny blondynka.
- Problem w tym, że przyjechałam tu w ciemno i nie mam się zbytnio gdzie podziać, więc będę wdzięczna, jeśli tylko pokażesz mi drogę do jakiegoś motelu i nie będę ci zawracać głowy – odparła z nadzieją, że dziewczyna ją posłucha i spełni ową prośbę.
- To nie będzie potrzebne – powiedziała  z zaciekawieniem, po czym chwyciła jej walizkę, obróciła się na pięcie i zaczęła iść w prawą stronę.
- Jak to ? – zapytała niebieskooka, podbiegając do niej w szybkim tempie.
- Po prostu chodź za mną. A i tak na marginesie, ciężką masz tą walizkę – zaśmiała się, na co ciemnowłosa zareagowałam tak samo i chwyciła drugą część uchwytu torby, by nieść ją razem z dziewczyną w miejsce, którego jeszcze nie znała.

            Na korytarzu tuż obok drzwi, w którym operowana jest postrzelona dziewczyna, stoi wysoki szatyn, patrząc ze łzami na obraz za szybą. Wypłakał już wszystko co tylko mógł, ale wciąż nie brakuje mu kolejnych kropli, spływających po jego rozgrzanych policzkach. Zaciska mocno pięść, a drugą dłoń trzyma na szybie. Patrząc z zewnątrz, można powiedzieć, że jest kompletnie zdruzgotany, lecz tak naprawdę jest o wiele gorzej. Jego serce stopniowo pęka na miliony małych kawałeczków, a cały świat zdaje się umierać. Dlaczego? Bo to właśnie jego świat leży po drugiej stronie szyby.

Znienacka poczuła na sobie wzrok kolejnego przechodnia. Jej oczy skierowały się w lewą stronę, gdzie ujrzała wysoką szczupłą blondynkę oraz trochę wyższego od niej chłopaka z czapką, spod której wystawały brązowe loki. Chwilowo oniemiała, bowiem nastolatek był naprawdę przystojny. Miał w sobie coś, co powodowało, że mogłaby na niego patrzeć bez chwili wytchnienia. Był naprawdę czarujący. Wydawało jej się nawet, że skądś już kojarzyła tą twarz, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć skąd. Zauważyła, że owa postać również zadziornie na nią spogląda, nie mrugając nawet przy tym oczu. Ta chwila była odrobinę dziwna, bowiem nigdy wcześniej nie spotkała się z tego typu sytuacją. Kiedy ktoś na nią spoglądał, często spuszczała wzrok, żeby nie robić tego samego. W tym przypadku było całkowicie inaczej. Nie chciała odciągnąć oczu od nieznajomego. Niestety po chwili, to on przestał patrzeć w jej kierunku, bowiem zagadany przez swoją towarzyszkę, otrząsnął się z natłoku myśli i zajął się blondynką. Nie czekając chwili dłużej, poszła dalej, zdecydowanie przyśpieszając przy tym kroku. I w sumie tyle go widziała, lecz była świadoma, że na długo nie zapomni tej twarzy.

            - Harry, wszystko będzie dobrze – niebieskooki blondyn trzyma dłoń na ramieniu przyjaciela, dodając mu przy tym otuchy, choć sam ledwo stoi na prostych nogach. Operowana dziewczyna jest jego najlepszą przyjaciółką i cudowną osobą. Nie wie jakby przeżył, gdyby jej istnienie się zakończyło, dlatego zamiast dopuszczając do siebie najgorsze myśli, stoi wraz z pozostałymi przyjaciółmi z zespołu, którzy od razu po telefonie Styles’a, przyjechali do Londyńskiego szpitala. Kathrin stoi nieruchomo, zasłaniając dłonią usta, aby nie wydawać głośnego jęku z nadmiaru przerażenia i bólu. Obok niej przystojny mulat, który przytula się do jej boku, również niemało załamany ową sytuacją, która zeszła na nich jak grom z jasnego nieba. Dalej Louis, który dzielnie próbuje powstrzymać łzy, choć wszystko dusi w środku. Jako jedyny spogląda na sytuację za szklaną szybą. Eleanor wraz z Danielle klęczą obok drzwi pokoju operacyjnego, popijając czarną kawę z plastikowych kubków. Ich oczy są napuchnięte, ale już nie wylewa się z nich ani jedna kropla łez. Annie przysiaduje obok Harry’ego, starając się pomóc swojemu chłopakowi w pocieszeniu zielonookiego. Choć jej przyjaźń z Sofi nie jest długa, zdążyła się do niej przyzwyczaić na tyle, by cierpieć razem z pozostałymi.
- Jak to się mogło stać? – lokowaty łka, siedząc ze spuszczoną głową na pobliskiej ławce.
- Nie wiem, Harry. Nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Wszystko będzie dobrze… - odpowiada Niall, po raz kolejny cytując ostatnie słowa.
- Nie! – szatyn w prędkością wstaje. – Mam dość mówienia, że wszystko będzie dobrze. Byłoby dobrze, gdybym do jasnej cholery nie zachował się jak dupek lub poszedł za nią, kiedy wyszła z tego przeklętego klubu. Zamiast tego, leży tutaj nieruchoma, walcząc o swoje życie. A najgorsze w tym wszystkim jego to, że trwa to już trzy godziny, a my do tej pory nie dowiedzieliśmy się zupełnie nic, więc kurwa nie! Nie będzie dobrze – wybucha z nadmiaru emocji, a jego głos z ledwością można usłyszeć na wyższym piętrze szpitala. Wszyscy stoją nieruchomo, rozpaczając coraz bardziej, bo w zasadzie nikt nie wie na co innego mógłby się zdać.
- Przestań! – mówi Tomlinson, podtrzymując go mocno za umięśnione ramiona. – Ona jest ważna dla każdego z nas, nie tylko ty rozpaczasz, wiec weź się w garść i znajdź w sobie nadzieję, bo tylko ona może nas uratować.

- Co ty do cholery robisz? – odparła szatynka, próbując wyrwać się z ramion lokowatego.
- Nie rób scen skarbie, staram ci się pomóc – wypowiedział słowa tuż do jej ucha, przy okazji muskając je lekko ustami, na co zadrżała.
- Teraz skarbie, a wcześniej byłam idiotką, niedorajdą, łamagą i pijaczką. Czy ty człowieku w ogóle zastanawiasz się nad tym co robisz? – mówiła bez końca, a ja on jedynie na co miał ochotę to jak najszybciej ją uciszyć, najlepiej stykając swoje usta z jej, ale to byłaby chyba przesada na dziś.
- Skończyłaś? – zapytał, pokazując znudzenie.
- Nie, nie skończyłam! Niby jak chciałeś mi pomóc? – zapytała ponownie, na co zmarszczył lekko brwi.
- Może i nie darzę cię zbytnio sympatią, ale nie chcę patrzeć jak dajesz się wykorzystać jakiemuś dennemu kolesiowi – odezwał się, choć wiedział, że tymi słowami rozpętał prawdziwą wojnę.
- Słucham? Czy ty siebie słyszysz? Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać. Poza tym, to był zwykły taniec, zresztą dlaczego ja Ci się w ogóle tłumaczę? – zapytała, próbując znów wyswobodzić się z jego silnych ramion, na co w żadnym wypadku jej nie pozwolił.
- Puść mnie! – zacisnęła wargi
- Nie – odpowiedział krótko, uśmiechając się ironicznie
- Puść mnie! – powtórzyła, lecz wiedziała, że jej siły idą na marne i po prostu westchnęła, dalej bujając się z nim w rytm muzyki.
- Jeszcze mi podziękujesz – wypowiedział, niemal stykając się z jej ustami.

            Operacja nie ma końca, ale stan pacjentki zdecydowanie nie ulega polepszeniu. Lekarze z każdą kolejną godziną tracą siły, lecz nie przestają walczyć o jej życie. Na korytarzu panuje cisza. Każdy jest zagłębiony w swoich myślach, a nawet jakby się odezwał, zapewne byłoby tu puszczone mimo uszu.
- Pan Styles? – nagle zjawia się dwóch, ciemnoskórych facetów w mundurach, zwracając uwagę całej dziewiątki.
- Tak, to ja – odzywa się chłopak, podchodząc do obu mężczyzn.
- Austin Clark i Mathew Adams z wydziału policyjnego. Prowadzimy sprawę w związku z postrzeleniem Zofii Olesińskiej. Myśleliśmy, że zajmie nam to o wiele dłużej, ale sprawy potoczyły się w prostszy sposób.
- Co ma pan na myśli? – tym razem do rozmowy wkracza Louis.
- Okazało się, że świadkiem postrzału była młoda dziewczyna, przez co mogliśmy wykonać jego portret. Niestety do tej pory nie udało nam się znaleźć poszukiwanego, ale jak się okazało jest nim niejaki Josh Newton – lokowaty na usłyszenie tych słów otwiera szeroko oczy i zasłania usta dłonią. Zdesperowany kręci głową i wali pięścią w ścianę.
- Czy coś się stało? – pyta zdezorientowany policjant.
- Dowiedziałem się o tym niedawno, ale podczas jednego z wywiadów, ten człowiek zadawał Sofi dziwne pytania, dosłownie tak, jakby chciał ją w czymś pogrążyć. Później spotkała go pod pubem, ale próbował grać zupełnie kogoś innego tak, żeby tylko nie domyśliła się, że jest tym, kogo podejrzewa. Kilka dni temu mówiła mi, że od jakiegoś czasu ma przeczucie, jakby ją ktoś śledził… - chłopak odwraca się i zaciska mocno powieki. – Do jasnej cholery dlaczego wcześniej tego nie rozgryzłem? Dlaczego jej nie wierzyłem!? – przeciera dłońmi twarz i wzdycha głęboko, zwracając się znów do mężczyzn. – Musicie go znaleźć.
- Jak na razie dotarliśmy do jego lokum i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że chyba miał niemałą obsesję na pana punkcie.
- Moim? – pyta zdziwiony Harry, na co pozostała reszta podchodzi bliżej i z uwagą wsłuchuje się w ich konwersację.
- Znaleźliśmy wiele zdjęć, wywiadów oraz reportaży na pana temat, a także pamiętnik, w którym opisywał wydarzenia z pańskiego życia. Widocznie śledził każdy ruch. No i jeszcze coś… - ciemnoskóry spojrzał ze współczuciem na chłopaka. – Były również fotografie pańskiej dziewczyny oraz dokładnie opisy jak zamierza ją zamordować – lokowaty zaciska pięści najmocniej jak potrafi, a jego szczęka pozostaje widocznie zarysowana. Złość kumuluje się w nim jak nigdy wcześniej, a chęć dopadnięcia podłego drania jeszcze bardziej, lecz wie, że nie może opuścić najważniejszej w życiu osoby, która znajduje się właśnie w tym miejscu.
- Czyli to przeze mnie? – mówi zły, a w jego oczach znów pojawiają się łzy. – To ja powinienem tam leżeć, nie ona – wskazuje na pokój za szybą, nie wiedząc co ma ze sobą począć.
- Musi się pan uspokoić i w żadnym wypadku nie obwiniać za to co się stało. Najwidoczniej mamy do czynienia z psychopatą, dlatego zrobimy co w naszych siłach, żeby go dorwać.

Zaczęła ponętnie kręcić biodrami i błądzić rękoma po swoim rozgrzanym do granic możliwości ciele. W tym momencie nic się nie liczyło. Była tylko muzyka i ona sama. Potrzebowała tego. Rozluźnienia, zabawy i braku użalania się nad przeszłością. Wiedziała, że tata by tego chciał. A byłby uradowany, gdyby zobaczył, że bawiła się w naprawdę miłym i bezpiecznym towarzystwie i nic złego się nie dzieję. Nagle poczuła, że ktoś ją obserwuje. I gdy podniosła wzrok, rzeczywiście tak było, bowiem wiele zebranych tu osób, głownie mężczyzn, patrzyło na jej ciało i poczynania z ogromnym podziwem i nutką pożądania, lecz nie chodziło tu dosadnie o obserwacje tychże osób, lecz o kogoś zupełnie innego. I rzeczywiście kolejny raz się nie myliła, bowiem gdy jej wzrok powędrował w stronę dużej ściany, pomalowanej na głęboko granatowy kolor, jedyne co dostrzegła to znów te zielone, hipnotyzujące tęczówki, rozchwiane brązowe włosy, w których grzywka była przeczesana w prawą stronę oraz idealna postura ciała z masą tatuaży na wyrzeźbionych bicepsach i odsłoniętej po części klatce piersiowej. Widząc jego zdeterminowaną twarz, miała ochotę podejść i ponownie wlepić w niego swoje rozgoryczone wargi, lecz wiedziała, że ta sytuacja nie może się ponownie powtórzyć. Oddychała szybko i niepewnie. Mogła ze swobodą powiedzieć, że na nikogo innego w tym momencie nie patrzył i jedynie to właśnie ona była w zasięgu jego wzroku. Czy to kolejna zagrywka, czy naprawdę tak bardzo intrygowała szatyna, że on sam nie mógł się opanować? Przysięgła, że odkryję w końcu kim tak naprawdę jest Harry Styles i jakie są jego zamiary.

- Jeśli czegoś się dowiemy, będę z panią w stałym kontakcie – szatyn rozmawia przez telefon z matką operowanej dziewczyny, choć słowa, które wypowiadał były najgorszymi, które musiał kiedykolwiek przekazać. Połączenie zostaje po chwili przerwane, a on wraca do pozostałych przyjaciół.
- I co? – pyta Zayn, wciąż trzymając w swoich ramionach Kathrin.
- Przyleci pierwszym samolotem – wzdycha, i siada tuż obok Liam’a.
- Wiesz o tym, że nie mogłeś na to nic poradzić… - odzywa się przyjaciel, na co zielonooki prycha.
- Oczywiście, że mogłem Liam. Naprawdę próbujesz mi wpoić kłamstwo i kolejne pocieszenie?
- W tym momencie nie jest ci to potrzebne. Staram się dać ci do zrozumienia, że nie powinieneś się użalać nad tym, że to wszystko mogło się potoczyć inaczej. Musisz wierzyć, że najlepsze jeszcze przed wami.
- Ciekawe co ty byś powiedział, gdyby zamiast Sofi, leżała tu Danielle! – zdenerwowany, patrzy na smutną mulatkę, lecz po chwili jego emocje stopniowo opadają. – Przepraszam, nie miałem tego na myśli. Nie chciałem tego. Nie chciałem tego dla żadnego z was, ale dla niej? Chciałem ją chronić ponad wszystko, a w ostatecznej mecie wynikło z tego, że teraz to właśnie ona musi ponosić za wszystko winę – wzdycha, opierając głowę na ścianie. – Nie wiem czy przeżyję, jeśli ona umrze…

- O, jednak jesteś – uśmiechnął się szeroko, podpływając do szatynki.
- O, wyobraź sobie, że nie przyszłam tu postać i patrzeć tępo jak pływasz.
- Czemu nie zanurzysz się cała? – zapytał, marszcząc brwi z niezrozumieniem.
- Bo woda jest już trochę zimniejsza niż wcześniej – powiedziała zakłopotana, ocierając dłońmi o ramiona.
- Po prostu się zanurz, zaraz będzie lepiej – chwilę stała w niepewności, gdy w końcu zdecydowała się i szybko zniknęła w wodzie po sam czubek głowy. Gdy się wynurzyła, jej włosy były całkowicie mokre, ale zimno nie doskwierało już tak bardzo.
- Mówiłem – odezwał się ponownie, wpatrując się nieustannie w jej oczy.
- Harry…? – odezwała się niepewnie.
- Tak?
- Kochasz Taylor? – zapytała przełykając ślinę ze zdenerwowania. Nie wiedziała dlaczego zadała to pytanie. Nie miała również pojęcia dlaczego też chciała znać na nie odpowiedź. Może sama się już w tym wszystkim pogubiła? Może po prostu chciała wiedzieć bo…
- Przecież wiesz, jak między nami jest – westchnął ciężko, spoglądając gdzieś w bok.
- Co masz na myśli? – zapytała, nie wiedząc o co mu dokładnie chodzi.
- Wiem, że Louis ci wszystko powiedział. Dobrze znasz moje relacje z Taylor i zdajesz sobie sprawę, że to wszystko jest kompletną bzdurą.
- Ale przecież niedawno mówiłeś, że naprawdę ją kochasz – powiedziała zdezorientowana.
- Chciałem ci po prostu zrobić na złość – oblizał nerwowo usta językiem.
- Dlaczego?
- Bo … - zatrzymał się na chwilę wzdychając ciężko – Byłem tak zły na siebie, że to ty tak bardzo zwróciłaś moją uwagę, a później dlatego, że mnie odrzuciłaś. Nie wiem co się stało. Byłem innym człowiekiem. Mściwym, wrednym i zbyt pewnym siebie. Gdy się pojawiłaś, to przyszło ze zdwojoną siłą, ale gdy w końcu moje uczucia w stosunku do ciebie zaczęły się zmieniać i coraz bardziej łagodnieć, zdałem sobie sprawę, że to ty czynisz mnie lepszym człowiekiem – zatrzymał się znów i spojrzał na nią wzrokiem pełnym obaw – Po prostu… Zakochuje się w tobie Sofi.

            Kolejna lekarka wychodzi z pokoju operacyjnego, lecz mija całą dziewiątkę, nie pozostawiając ze sobą ani krzty komentarza, lecz cała grupa i tak mimowolnie wstaje i zaczyna się ożywiać.
- Ile to do cholery może trwać? Dlaczego nie dostaliśmy jeszcze żadnych wieści? – odzywa się Kathrin wręcz krzycząc, gdy Zayn stara się ją powoli uspokajać.
- Ja również nie wytrzymam tej niepewności – Annie wzdycha, przytulając się mocniej do blondyna.
- Idźcie do domu – mówi Harry, widząc zmęczenie na twarzach przyjaciół. Dochodzi już szósta nad ranem, a żadne z nich nie zmrużyło oka przez całą zeszłą noc. – Zostanę, a jeśli czegoś się dowiem od razu dam wam znać.
- Nie możemy cię tak zostawić… - odzywa się po chwili Niall.
- Musimy brać pod uwagę każdą możliwość, a nie chcę żebyście byli przy tej najgorszej – Harry wzdycha, pozostawiając ciemny wzrok na podłogowych kafelkach. Jest załamany, lecz próbuje grać twardego. W jego głowie zaczynają się tworzyć różne scenariusze, a zmęczenie również i jemu daje po sobie znać.
- O czym ty w ogóle myślisz? – Louis wybucha, podchodząc do niego bliżej. – Ona nie umrze, rozumiesz!? Nie umrze!

- Nie chcę tego. Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Ja tego też nie chcę, Harry. Dlatego może potraktujmy to jako drobne potknięcie i wróćmy w końcu do rzeczywistości – spojrzała na niego z bólem, którego miała nadzieję nie było widać aż tak bardzo. Nie chciała pokazać swojej słabości, i tego, że tak naprawdę niczego innego nie pragnęła, jak być w jego ramionach już na zawsze. Ale to nie było pisane jej życie.
- Potknięcie? – prychnął – Myślisz, że to wszystko było tylko potknięciem? Czymś zbędnym i bezuczuciowym? – podszedł bliżej, chwytając ją za ramię – Bo ja tak nie myślę.
- Co mam ci powiedzieć? To było najważniejszym przeżyciem w moim całym życiu, ale co mam zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić?
- Po prostu bądź ze mną – spojrzał czule w jej oczy, znienacka muskając delikatnie jej usta. Pocałunek nie należał do długich, lecz raczej tych chwilowych i przecenionych uczuciem.
- Wiesz, Harry… – zaczęła, oswobadzając się z jego silnych ramion, gdy jedna łza spłynęła po jej policzku - Czasami w życiu zdarza Ci się olśnić. Czytałeś kiedyś książkę ‘Noce w Rodanthe’? Opowiada ona o dwójce ludzi po przejściach, których znienacka połączyło najsilniejsze uczucie na świecie. Prawdziwa miłość. Nie taka, która łączy większość ludzi na świecie, którzy biorą ślub ze sobą bo tak trzeba, bo zmusza ich na to wiek lub wzajemne przyzwyczajenie. Uczucie, które objawia się w przeciągu kilku dni, lecz pozostaje na całe życie, mimo tego, że tych dwojga ludzi dzieli rozłąka, a następnie śmierć. Właśnie takiego uczucia pragnę. Pragnę wzajemnego szacunku i kompromisu. Zaufania oraz oddania. Fascynacji i namiętności, i choćbym musiała czekać na to całe życie lub pozostać sama na wieczność, zaryzykuję, bo to właśnie przyszłość, której oczekuję, i jeśli nie jesteś gotów by mi to zapewnić, zrozumiem, lecz nie trzymaj mnie dalej w zbędnej nadziei, bo dłużej tak nie mogę.

- Synku! – do korytarza wbiega piękna, czarnowłosa kobieta w średnim wieku, a obok niej o połowę młodsza szatynka.
- Mamo! – lokowaty doskakuje do niej i wtula się w jej ciepłe ramiona. – To przeze mnie. Ona tam leży przeze mnie! – chłopak łka, a matka powtarza jego gest. Gemma stoi obok i zaciska mocno wargi, lecz to nie wstrzymuje ją od wylewania pojedynczych łez.
- Spokojnie skarbie… Już dobrze – Ann bierze Harry’ego za rękę i razem siadają na osobnej ławce. - Są już jakieś wieści?
- Nic… Wciąż ją operują. Nie wiem co mam o tym myśleć – nastała chwila ciszy, a każde z nich zagłębiło się na chwilę w rozmyśleniach. – Ona jest dla mnie najważniejsza, mamo. Nie mogę jej stracić…
- Pamiętasz jak przyjechaliście do mnie w odwiedziny? Mówiłeś, że była tak zestresowana, jak mało kto, lecz poradziła sobie znakomicie. Wiedziałam wtedy, że zawsze już będziemy razem, choć następnego dnia się wahałam. Zastanawiałam się jak poradzi sobie z tym wszystkim, co otacza ciebie. Ale później mijały kolejne miesiące, a ja wiedziałam, że równie z tym radzi sobie doskonale. Ona jest ucieleśnieniem twoich marzeń, Harry. Dzięki niej, stałeś się tym, kim jesteś teraz. Musisz spojrzeć prawdzie w oczy i starać się myśleć pozytywnie. Ona nie odejdzie, bo potrafi radzić sobie z trudnościami jak mało kto. W tym przypadku również tak będzie. Jestem tego pewna.


- Wróciłeś – powiedziała szeptem na widok lokowatego chłopaka.
- Wróciłem – odparł, spoglądając na nią z nieodgadnionym bólem. Stali w ciszy, wpatrując się w swoje oczy, mając nadzieję, że ktoś z nich przerwie tą cholerną udrękę i będzie tak jak wcześniej. – Ale mam mało czasu – powiedział po chwili, gdy skinęła lekko głową na znak zrozumienia, choć tak naprawdę nie rozumiała tego kompletnie. Nie chciała rozumieć.
- Wejdziesz na chwilę? – odezwała się ponownie, a on przekroczył próg jej drzwi.
- Płakałaś? – zapytał, wpatrując się w jej zaczerwione oczy.
- Nie spodziewałam się, że aż tak będzie widać – skinęła głową w dół, aby nie mógł zobaczyć udręki, która wciąż kryła się w jej spojrzeniu. Chłopak podszedł do niej i chwycił za podbródek, podnosząc jej twarz ku niemu.
- Nie chcę, żebyś płakała. Nigdy więcej – zmarszczył brwi tak, jakby to co mówił było ostatnim jego ostrzeżeniem.
- A co, jeśli jest to silniejsze ode mnie? – spojrzała w jego przepełnione gehenną tęczówki.
- Nie jestem wart twoich łez. Nikt nie jest ich wart.
- Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste? To wszystko ma się ot tak skończyć. Myślisz, że jak się z tym czuję? Gdy już zaczynało być dobrze, wszystko musiało się spieprzyć. Zapewne byłoby to o wiele łatwiejsze, gdybym… - zatrzymała się, zaciskając mocno powieki.
- Gdybyś co? – milczała – Gdybyś co, Sofio?
- Gdybym się w tobie nie zakochała, Harry – jej głowa znów podążyła w dół, a powieki, z których wydobywały się krople łez, pozostawały zamknięte. Chłopak musnął ustami czubek jej głowy, a po chwili oparł się o niego brodą.
- Przyszedłem… Przyszedłem, żeby ci coś powiedzieć – zaczął spokojnie, lecz jego głos drżał. – Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale chcę, żebyś wiedziała jedno… - jej wzrok znów skupił się na jego twarzy, gdy zauważyła, że jego oczy również delikatnie lśnią. – Kocham cię Sofi, naprawdę cię kocham. W życiu nie przypuszczałem, że kiedyś to powiem. Na początku broniłem się tego jak ognia, ale przy końcu nie dałem już rady. Gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem, nie było to wtedy na mieście, gdy przechadzałaś się ulicami Oxford’u. Było to dzień wcześniej. Siedziałaś na ławce z wielką walizką przy boku – wpatrywała się w niego zahipnotyzowana, przypominając sobie ten właśnie dzień – Byłaś taka zagubiona, samotna. Oczarowałaś mnie – zaśmiał się lekko, patrząc gdzieś w bok, by tylko się nie rozpłakać. Dokładnie widziała, że z tym walczy, ale przychodziło mu to z ogromną trudnością – Wtedy zobaczyłem w tobie kogoś wyjątkowego, chociaż nawet nie wiedziałem jak masz na imię ani kim jesteś. Pragnąłem do ciebie podejść, ale wtedy przyszła Kathrin. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to ona. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdybym wtedy rzeczywiście do ciebie przyszedł – przybliżył się, kładąc dłonie na jej policzkach – Może zakochałabym się już wtedy? Może uparłbym się i uniknął całego zamieszania z Taylor? Może to wszystko potoczyłoby się inaczej niż teraz.
- Widocznie tak musiało być…
- Nie. Wcale nie – podniósł głos, jak gdyby był wściekły, że to wszystko miało taki, a nie inny ciąg wydarzeń. – Tak naprawdę ja jestem temu wszystkiemu winien. Nie Paul, nie Taylor, tylko ja – łzy płynęły z jego oczu, a ona po raz pierwszy widziała go w takim stanie. – Wszystko przez to, że nie mogę mieć własnego zdania do cholery – kopnął stojące obok krzesło, w wyniku czego przewróciło się na podłogę.
- Ciiiii – szepnęła, przytulając się do niego. Miała nadzieję, że choć trochę go uspokoi i jak się okazało tak też było. –Zostaniesz ze mną? – spojrzała na niego z nadzieją, a ten swój wzrok pokierował na drzwi. - Nie możesz…
- Zostanę. Dopóki nie zaśniesz – odezwał się znowu, po czym wziął ją na ręce i kierując się w stronę sypialni, po chwili położył ją na wygodnym łóżku, a sam usadowił się obok.
- Ja też cię kocham, Harry…

            Po następnej godzinie, Harry’emu udało się namówić przyjaciół do opuszczenia szpitala i zapewnił ich, iż da znać jak tylko zawiadomią go o najmniejszym szczególe. Ta sytuacja dołowała go doszczętnie, dlatego nie dziwne, iż sam wyglądał jak kompletny wrak człowieka. Rozmyślał nad wszystkim. Jak pierwszy raz ją zobaczył, jak ogromne wrażenie zrobił na nim kolor jej tęczówek, z jaką gracją stawiała kolejne kroki i jak bardzo magiczny był dla niego jej najmniejszy dotyk. Była dla niego chodzącą doskonałością. Kobietą idealną, przed którą nie miał żadnych sekretów. Prychał na myśl, że mógłby z niej zrezygnować. Co mogłoby nastąpić, gdyby nie było przy nim tej jednej jedynej dziewczyny, którą kochał ponad swoje życie? Był gotów oddać wszystko, aby tylko doszła do siebie. Miał wiarę, i nie potrafił zdołać się jej pozbyć za wszelką cenę.

- Moja cudowna kucharka. Zawsze lubiłaś gotować – blondynka pocałowała córkę w czoło, na co kąciki jej ust podniosły się w górę.
- Tak – zaśmiała się – Pamiętam jak z tatą robiliśmy ci różne wykwintne dania, które jednak nie zawsze ci smakowały – przypomniała sobie owe momenty, i choć powinna poczuć smutek, było wręcz przeciwnie. Wizyta mamy jeszcze bardziej przypomniała jej o zmarłym ojcu, lecz nie chciała rozpaczać. Wspominając bliskie osoby, powinno się zachować radość i entuzjazm, bowiem choć te chwile nigdy nie wrócą, na zawsze zapadną w pamięć.
- Myślał, że jest następcą Kurt’a Scheller’a. Raz ugotował jakieś francuskie danie i tak się zatrułam, że całą noc wymiotowałam i nie wiedziałam jak się nazywam. Przepraszał mnie przez kolejny tydzień - zaśmiała się równie entuzjastycznie, lecz po chwili nastał moment ciszy. – Był cudownym mężczyzną. Bardzo wylewnym – uśmiechnęła się ciepło – Co oczywiście nie przeszkadzało mi w żadnym wypadku. Na każdym kroku podkreślał, jak bardzo mnie kochał. Mówił, że rozświetliłam jego życie i jestem najlepszą osobą, jaką mógł spotkać na swojej drodze – jej oczy zaszkliły się, gdy córka patrzyła na nią z bólem – Ciebie również kochał najbardziej na świecie. Byłaś jego promykiem. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej córki. Zawsze był z ciebie dumny i powtarzał, że wyrośniesz na wspaniałą osobę. Byłby zadowolony, że wychowaliśmy cię na tak dojrzałą, piękną kobietę.
- Oh, mamo – przytuliła ją, niewiarygodnie się wzruszając, bowiem słowa, które mówiła, były niezwykle prawdziwe i niesamowite, lecz z drugiej, bardzo bolesne. Zapewne dlatego, iż już nigdy nie zobaczy tego człowieka. Nigdy nie będzie mogła go przytulić, nazwać tatą… Nigdy już nie usłyszy, jak bardzo go kocha.
- Życzę ci takiego samego związku, który łączył mnie z twoim tatą. Byliśmy niewiarygodnie szczęśliwi, a ty byłaś najsmaczniejszym owocem naszej miłości. Spotkanie kogoś, kto pokocha się z wzajemnością, jest wspaniałym uczuciem. Ale spotkanie bratniej duszy jest uczuciem chyba jeszcze wspanialszym. Bratnia dusza to ktoś, kto rozumie cię lepiej niż ktokolwiek inny, kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny, będzie przy tobie zawsze, bez względu na wszystko. Podobno nic nie trwa wiecznie, ale czasami miłość trwa nawet wtedy, kiedy ukochana osoba odejdzie.

- Co z nią? – samotnego chłopaka doszedł dojrzały kobiecy głos, a gdy podniósł swój wzrok, ukazała mu się sylwetka matki Sofi.
- Nie dają znać od paru godzin. To czekanie mnie zabija – chłopak wzdycha i obydwoje patrzą za szybę.
- Ona jest wszystkim co mi pozostało – kobieta łka, a lokowatego ten widok załamuje coraz bardziej. Nie tylko widok jej matki, ale także właśnie tej dziewczyny, która leży bezbronna na łóżku po drugiej stronie. Jego dziewczyny…
- Gdybym mógł cofnąć czas, zrobiłbym to bez zawahania. Bo prawdą jest, że dałem jej odejść. Nawet nie przejmowałem się tym, co spotka ją w drodze do domu… Nie myślałem o tym w ten sposób. Okazało się jednak to najgorsze, a ja nie mogłem zrobić nic. Jeśli jest tu choć jeden winny tej sytuacji, jestem nim ja… - brunetka patrzy na niego ze wzruszeniem, a po chwili szczelnie zamyka w swoich ramionach.
- Dałeś mojej córce szczęście, o jakim nigdy nie marzyła. Dałeś jej coś, czego nie mogłam dać ja. Zawsze będę ci za to wdzięczna. Ona również. Pokazałeś jej nowy świat i otworzyłeś drzwi do życia, które zawsze chciałam, żeby miała…  - z sali pośpiesznie wychodzi pielęgniarka, i kieruje swój wzrok na dwójkę przed drzwiami.
- Operacja zakończyła się pozytywnie. Jej stan jest stabilny – kobieta wzdycha z radością, a w oczach Harry’ego pojawiają się iskierki szczęścia. Jeszcze nigdy nie był tak bardzo szczęśliwy, jak teraz.
- Czy możemy do niej pójść? – pyta z nadzieją brunetka, gdy pielęgniarka patrzy na nią z zastanowieniem
- Tylko jedna osoba. Jeszcze się do końca nie przebudziła, więc tym bardziej nie można jej męczyć – obydwoje patrzą na siebie z niecierpliwością, gdy po chwili odzywa się matka Sofi.
- Idź. To ty jesteś jej najbardziej potrzebny.

-Bardzo, bardzo za tobą tęsknie – odezwała się, cicho wzdychając. – Czy to nie dziwne? Nie widziałam cię dwa dni.
- Powiedziałbym, że to raczej wspaniałe, a nie dziwne. Ale nie jesteś sama, bo ja też cholernie tęsknie – oparł się o ścianę, marząc o tym, aby dotknąć jej delikatnych dłoni, rozpalonych policzków i pełnych warg, które należały tylko i wyłącznie do niego.
- W takim razie zgaduję, że … to chyba miłość? – doszedł go ponownie jej głos, na co serce zabiło mocniej.
- Tak. To zdecydowanie miłość.

            Chłopak wchodzi niepewnie do sali, a widok bladej piękności zapiera dech w jego piersiach. Nie z powodu stałego pożądania czy zachwytu, lecz nieposkromionej miłości i bólu. Tak bardzo chciałby znów zobaczyć jej uśmiech, iskierki szczęścia w jej oczach oraz zapach cynamonu, którym zawsze odświeżała go dogłębnie po wyjściu z kąpieli. Teraz nie mógł tego odczuć. Podszedł bliżej i siadł na krześle obok, chwytając jej kruchą dłoń w swoją.
- Jesteś zbyt słaba, by cokolwiek powiedzieć, a ja zbyt tchórzliwy, aby wyznać jakim cholernym draniem się okazałem. Ale taka jest właśnie prawda. Wiedziałem, że nasz związek od czasu mojego powrotu nie był taki, jaki chciałaś żeby był, a ja nie zrobiłem nic, by choć trochę się postarać. Nie zważałem na twoje uczucia i to chyba było największym potwierdzeniem jak bardzo się zmieniłem i na nowo stałem osobą, którą byłem przed poznaniem ciebie. To ty mnie wtedy uratowałaś. Sprawiłaś, że zacząłem postrzegać zupełnie inaczej otaczający mnie świat. Rodzinę, przyjaźń, szczęście, miłość… Tym razem również chciałaś mnie uratować, ale to ja nie chciałem od ciebie pomocy. Zamiast zdań sobie sprawę, że to właśnie ty jesteś osobą, która czyni mnie lepszym człowiekiem, pomyślałem, że w jakiś sposób  chcesz mnie kontrolować. Że chcesz, abym stał się taki, jaki chciałaś żebym był. I to okazało się słuszne, bo ja również chcę być tym, jakim ty chcesz, żebym się okazał. Bo w takiej postaci jestem czegoś wart. Może nie ciebie, bo zdaje mi się, że nigdy nie będę wystarczająco dobry, żeby zasługiwać na kogoś tak niesamowitego jak ty… Wiedz, że żałuję wszystkiego co się stało, bo to właśnie przeze mnie tu leżysz. W tym momencie chciałabym, aby chwila, w której się poznaliśmy nigdy nie nastąpiła, bo właśnie wtedy nie byłoby cię tutaj. Ale gdy myślę, że nie nastąpiłby również te wszystkie chwile, które z tobą przeżyłem, to znowu mój świat pozostałby pusty i bez jakiegokolwiek sensu. Bo jesteś najważniejszą wartością mojego życia. Bez ciebie bym nie istniał… - jedna kropla spływa po jego policzku, gdy znienacka czuje lekki uścisk dłoni.
- Harry – odzywa się aksamitny, przemęczony głos. – Myślałam, że cię straciłam.
- To ja myślałem, że straciłem ciebie – odzywa się wzruszony, a jednocześnie szczęśliwy z tej cudownej chwili. – Nigdy więcej mnie nie opuszczaj… - patrzy na nią z miłością, gdy kąciki jej ust się lekko podnoszą.
- Więc zawsze przy mnie bądź…

***

NIGDY, PRZENIGDY NIE WSTAWIŁAM DŁUŻSZEGO ROZDZIAŁU.
MAM NADZIEJĘ, ŻE WAS NIE ZAWIODŁAM.

ZAPRASZAM NA PROMO OPOWIADANIA!


KOCHAM!