26 maj 2013

8.Another life that's gone to waste, another light lost from your face, it's complicated



Sofia

To naprawdę bardzo miłe uczucie, gdy w poranek po imprezie, budzisz się i nie jesteś na kacu. Nie boli Cię głowa i czujesz się całkiem w porządku, przynajmniej nie masz wrażenia, że zaraz zwymiotujesz, nie lecisz do kuchni z zachłannością wypicia choć pięciu kropli wody, a co najlepsze, masz apetyt i wrażenie, że naprawdę chcę Ci się wstać i powitać nowy dzień. Tak też było w moim przypadku, bowiem wczoraj, a w sumie można powiedzieć, że już dzisiaj, bowiem wraz z Kathrin, przyszłyśmy z klubu dopiero o trzeciej nad ranem, wypiłam jedynie niedużą szklankę whisky, tak więc czułam się doskonale. No może pomijając fakt, że mój humor został zupełnie zrujnowany przez tego daremnego palanta, ale nie chcę już nawet o tym myśleć. Nie pozwolę, żeby ten idiota zatruwał mi całe życie, swoim niedojrzałym i durnym zachowaniem. Sam początek naszych rozmów kompletnie mnie nie zdziwił, ponieważ przeczuwałam, że nie będzie zbyt sympatycznie, ale to co zrobił później, przebiło wszelkie możliwości. Byłam ogromnie zła, ponieważ spędzając czas ze Steven’em, czułam się naprawdę świetnie i nie miałam najmniejszej ochoty, żeby ktoś nam przerwał, ale niestety do akcji musiał wkroczyć Pan Dumny Harry Egoistyczny Styles, więc wszystko trysnęło niczym mydlana bańka. Sama przed sobą muszę przyznać, iż naprawdę moje nerwy sięgały zenitu, ale w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób nie przeszkadzało mi to tak bardzo. Gdy loczek ocierał się swoim nieskazitelnym ciałem o moje, we wszystkich wnętrznościach czułam multum wibracji. Wdychając jego perfumy, połączone z zapachem żelu do kąpieli, myślałam, że to najlepsza delektacja, jaką miałam przyjemność odczuć. Jego chrypkowaty głos, był dla moich uszu niczym wymarzona melodia, a duże zielone oczy hipnotyzowały za każdym razem, gdy tylko lustrowałam je dogłębnie wzrokiem. Dlaczego tak pociągający chłopak, który wpływa na mnie w taki, a nie inny sposób, musi być takim cholernym kretynem? Wiem, że nie mogę myśleć o nim w sposób inny, niż o najgorszym wrogu, lecz nie do końca mam wrażenie, że nim jest. Wydaję mi się, że nawet go trochę pociągam i jest zazdrosny, co zresztą pokazał swoim wczorajszym zachowaniem, bo przecież jakby miał mnie głęboko gdzieś, to nie przejmowałby się za żadne skarby moim wczorajszym partnerem. A może to tylko moje głupie przypuszczenia? Może nienawidzi mnie na tyle mocno, że w jakiś sposób chce mi zrobić na złość, odciągając wszystkich, najbardziej odpowiednich kandydatów? Nie mam pojęcia, lecz miałam nadzieję, iż dowiem się tego od Kathrin, bowiem wczoraj już nie miałyśmy siły, ani tym bardziej nerwów, żeby poruszać te tematy.
Po wszystkich rozmyśleniach, usłyszałam nad uchem głośne ziewnięcie, które wydało się z ust blondynki. Postanowiłyśmy wczoraj, że nie będzie specjalnie wracała do domu, tylko prześpi się u mnie. A raczej nie u mnie, lecz u siebie, bo w końcu to wciąż był jej dom. Ja byłam tylko jego dodatkiem i przypadkowym mieszkańcem.
- Fajnie jest się tak dobrze czuć z rana po imprezie. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałam taką sytuację – uśmiechnęła się spoglądając w biały sufit.
- Uwierz, że ja też. – westchnęłam – A jak Ci się ogólnie wczoraj podobało? – zapytałam patrząc na jej profil
- Teraz pytanie, czy w ogóle mi się choć trochę podobało – odparła, na co spojrzałam na nią marszcząc przy tym czoło, doszukując się dalszych wyjaśnień.
- Fajnie było znów spotkać chłopaków, ale ta cała sytuacja z Zayn’em, a później jeszcze Harry. Istna komedia – odezwała się ponownie, obracając się na bok w moją stronę.
- Czekaj, czekaj. Od początku. O co chodzi z Malik’iem? Bo już wczoraj miałam wrażenie, że coś nie gra.

- To długa historia. - odpowiedziała zmieszana
- Mamy czas Kat – powiedziałam uśmiechając się lekko, by dodać jej choć trochę otuchy.
- To zaczęło się jakiś rok temu. Poznałam Zayn’a i już wtedy on i chłopcy byli bardzo znani, a on sam był po związku z Perrie. Ale tym prawdziwym. Kiedyś byli ze sobą na poważnie, lecz ona z nim zerwała, bo stwierdziła, że sama chcę się doskonalić pod względem kariery. Byliśmy z Malik’iem parą jakieś pół roku i było naprawdę wyjątkowo. Chłopcy bardzo mnie polubili i oczywiście ja ich również. Strasznie się ze sobą zżyliśmy. Kiedy w końcu ich menadżer stwierdził, że koniecznie musimy to zakończyć, a on musi wrócić do Edwards, czy tego chcę czy nie, bo potrzebują dużo rozgłosu. Wydaję się, że była to sytuacja bez wyjścia, ale ja wiem, że jeśli Zayn by się uparł, to mógłby ze mną zostać. Ale widocznie nie tego chciał. Odeszłam, bo nie mogłam patrzeć jak są znów razem, pomimo tego, że już raz się na niej kompletnie zawiódł. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że wrócili do siebie tylko na trochę, bo Zayn uświadomił sobie, że jednak jej nie kocha tak jak kiedyś, ale i tak nie mogli już nic zrobić, dlatego zostali parą, ale na niby. Później on się ze mną kontaktował, ale ja poznałam Tayler’a i nie miałam zamiaru ponownie się wciągać w to całe bagno, bo znów zostałabym zraniona, a tego bym sobie nie wybaczyła. No i to chyba cała historia – westchnęła kryjąc twarz pod białą pościelą. Słuchałam jej z ogromną uwagą i nie mogłam uwierzyć, że to wszystko spotkało tą biedną dziewczynę. Było mi ogromnie przykro, bowiem nikt nie zasługuje sobie na takie traktowanie. Jak w ogóle można komuś dyktować warunki, tylko dlatego, bo podpisał jakąś cholerną umowę? Jeśli kazaliby mu skoczyć w ogień, to też by to zrobił?
- Przykro mi Kathrin – odezwałam się całując dziewczynę w czoło
- Niepotrzebnie kochana, teraz jest dobrze – uśmiechnęła się lekko, na co ja odwzajemniłam gest.
- Dobrze, że poznałaś Tayler’a.
- Tak. I choć czasem doprowadza mnie do szału, to wiem, że właśnie jego potrzebowałam po całym tym zamieszaniu. Po prostu pojawił się w odpowiednim miejscu i czasie, za co mu ogromnie dziękuje. No, a co z tym Harry’m? Jak Boga kocham, ten chłopak zaczął świrować. Nie znałam go od tej strony. – dokończyła
- Co masz dokładnie na myśli? I jak to się stało, że pojawiliście się nagle znikąd? – zapytałam zdezorientowana. Blake opowiedziała mi całą wczorajszą sytuację, która zaszła w klubie, a moja buzia była już otwarta z szoku do granic możliwości. Czyli jednak był zazdrosny! Na pewno! Po prostu tylko chciał nam zamydlić oczy, wykręcając się głupimi wymówkami. Co za cholernik. Czy istnieją jeszcze na tym świecie przekleństwa lub nieprzyjemne epitety, których bym nie skierowała w myślach w jego stronę? Wątpię.
- Ej Sofi, a powiedz mi. On Ci się podoba choć trochę? – zapytała siadając tym razem na łóżku, jakby czekała na jakieś mega wielkie odkrycie.
- Nie! Nienawidzę go! – odparłam z poirytowaniem w oczach.
- Laska, ale ja nie pytam jakie żywisz do niego uczucia, tylko czy Cię pociąga – zaśmiała się
- No.. to znaczy. No jest w miarę okej. – zaczęłam się lekko jąkać, co dziewczyna od razu wyczuła i na pewno miała pewność, że jednak kręcę. Popatrzyła na mnie tym SWOIM wzrokiem, którym zawsze mnie miażdżyła totalnie, a ja zakryłam twarz w poduszkę.
- O kurwa! On Ci się podoba! – zaczęła krzyczeć i skakać po łóżku. Z kim ja się zadaję?
- Dobra do cholery! Jest zajebiście przystojny, ma cudowny głos, piękne oczy i mega świetne ciało, ale nic więcej! Jest kompletnym sukinsynem, a ja nie mam zamiaru się zadawać z tego typu człowiekiem– odparłam całkowicie poważnie. Teraz już wiedziała co czuję, ale nie przeszkadzało mi to. Wiedziałam, że mogę jej powiedzieć wszystko, a to co aktualnie mówiłam, było naprawdę szczere i kompletnie zgodnie z prawdą.
- Dobrze kochanie, tylko się nie bulwersuj. Poza tym Harry jest, BYŁ zupełnie inny. Nie wiem co się stało z tym chłopakiem. Może to przez tą Taylor? Sama nie wiem, ale wydaję mi się, że cholernie go do Ciebie ciągnie i dlatego się tak zachowuje – odpowiedziała, co lekko mnie wprawiło w osłupienie.
- W takim razie ma bardzo dziwne metody – odparłam wzdychając. Postanowiłam, że nie będę się tym dalej przejmować, bo mam na głowie inne, ważniejsze rzeczy, niż rozmyślanie nad ważniaczkiem Styles’em. Obie z Kathrin postanowiłyśmy zrobić sobie dzień - nic nie robienia, dlatego czym prędzej przebrałyśmy się w luźniejsze ciuchy, a w moim przypadku była to o dwa rozmiary za duża bluza spider-man’a,
którą kupiłam jeszcze w Polsce, do tego pierwsze lepsze szorty, które wpadły mi do ręki i standardowo, moje słodkie, lecz najwygodniejsze na świecie kapcie z kokardką. Dziewczęco i na luzie. Cały strój kompletnie do siebie nie pasował, ale nie przeszkadzało mi to w żadnym wypadku, bowiem wraz z Blake, nie czułyśmy przy sobie absolutnie żadnego wstydu. Poza tym, raczej nie zapowiadało się, że będziemy mieć gości, więc kolejny plus.


Po dwóch godzinach oglądania jakiejś typowej szmiry i skakania po kanałach, postanowiłyśmy w końcu włączyć jakiś film, bowiem przyrzekłam, że dłużej nie przeżyję słuchania tych cholernie bezsensownych programów rozrywkowych i reality show. Kathrin przysiadła tuż przy szafce z ogromną ilością i różnorodnością filmów na dvd, a ja tymczasem wstałam do kuchni, by zabrać na seans miskę sałatki owocowej, którą zrobiłyśmy kilka chwil wcześniej. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi i dość się zdziwiłam, bowiem nikt wcześniej nie dawał nam znać, że ma zamiar wpaść. Może to listonosz, lub coś w tym stylu? Kładąc miskę z sałatką na stole, w podskokach podeszłam do drzwi, lecz jak bardzo musiało być widać moje zdziwienie, gdy w drzwiach stanęła piątka, dobrze znanych mi chłopaków.
- Lou? – wyszeptałam pozostając wciąż w lekkim szoku.
- Hej, stoi przed tobą piątka największych przystojniaków w Wielkiej Brytanii, a ty widzisz tylko Louis’a? – zapytał zdezorientowany, ale również rozbawiony mulat, stojący tuż obok mojego przyjaciela.
- Ja, przepraszam. Nie spodziewałam się was. Wejdźcie – otrząsnęłam się i wpuściłam do środka, a za każdym kolejnym wejściem, zostałam obdarowana ciepłym uściskiem. No może oprócz tego ostatniego, bowiem był to nie kto inny, jak ON. Spojrzał na mnie spod byka i przeszedł obojętnie, lecz nie zdążył przekroczyć progu salonu, bowiem chwyciłam go za ramię.
- A ty co tu robisz? – zapytałam, gdy chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Przyszedłem z chłopakami, nie miałem ochoty siedzieć sam. Masz coś przeciwko kwiatuszku? – odparł z tym swoim ironicznym uśmieszkiem, którego wręcz nienawidziłam. Dobra, tak serio to może nie był tak bardzo ironiczny, a jego uśmiech, to jeden z najpiękniejszych zjawisk na całym świecie. I dlaczego ja to mówię?
- Po pierwsze, nie mów do mnie kwiatuszku, a po drugie, tak, zgadłeś. Po wczorajszym mam Cię dość na najbliższe sto lat – powtórzyłam jego czynność, a na moich ustach pojawił się ten sam rodzaj uśmiechu.
- Oh, proszę Cię! Jestem pewien, że w środku wręcz krzyczysz z radości, że mnie widzisz. – na te słowa jedynie się zaśmiałam głośno. Ten chłopak coraz bardziej zaskakiwał mnie niesamowitą pewnością siebie i poczuciem humoru, w tym przypadku, bardzo kiepskim poczuciem humoru.
- Oczywiście żartujesz prawda? Jesteś największą zmorą mojego życia, więc szczerze wątpię w Twoje chore przypuszczenia. – chłopak nie mówiąc nic, zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, co było dla mnie dość żenujące, bowiem mój strój był taki jaki był, no i prawie całkowicie odkrywał moje nogi, więc z drugiej strony miał na co popatrzeć. Jeszcze te kapcie. Zabierzcie mnie stąd!
- Ładne nogi – znienacka przerwał tą dziwnie niezręczną ciszę, na co ja spojrzałam na niego wielkimi oczami. Em, czy on pochwalił właśnie moje nogi?
- Słucham? – zapytałam zdezorientowana, nie wiedząc kompletnie co innego mam odpowiedzieć.
- Słyszałaś. Ale nie bierz sobie tego tak do serca, bo to chyba jedyny komplement jaki ode mnie będziesz miała okazję usłyszeć – odpowiedział po chwili, a we mnie aż zawrzało. Przysięgam, że ten chłopak nie posiedzi tu dłużej niż pięć minut, bo własnoręcznie urwę mu łeb.
- Mam głęboko gdzieś Twoje komplementy – zakpiłam, choć o dziwo brzmiało to zaskakująco spokojnie. Jestem naprawdę świetną aktorką.
- „Gdzieś”, czyli które miejsce masz dokładnie na myśli? – zbliżył się ku mojej twarzy, a ja widziałam w jego oczach, że nie mógł wytrzymać ze śmiechu, co było irytujące, bo ja nie widziałam w tym kompletnie nic śmiesznego.
- Zejdź mi z oczu – wyminęłam go, po czym udałam się do salonu, gdzie zdążyła się już usadowić cała reszta. W końcu jacyś W MIARĘ normalni ludzie.
- Niall, jeśli chcesz mogę Ci przynieść talerzyk – zaśmiałam się patrząc na blondyna, który zachłannie wyjadał sałatkę prosto z tej ogromnej miski.
- Jesteś kochana, ale nie trzeba – obdarował mnie uśmiechem i jak gdyby nigdy nic, powrócił do poprzedniej czynności.
- Ty idioto, ona miała na myśli to, że nie jesteś tu sam i może ktoś się jeszcze skusi, a nikt nie ma ochoty na jedzenie tej sałatki po Tobie. – odezwał się znienacka Liam, którego słowa kompletnie mnie rozbawiły i chwilami już nie mogłam powstrzymać się od wybuchu śmiechem.
- Ohh – zmieszał się niebieskooki odstawiając miskę ze wstydem.
- Spokojnie blondasku, jedz i niczym się nie przejmuj, zaraz jej dorobię – odparłam, po czym udałam się do kuchni w celu zrobienia większej ilości tej magicznej sałatki. Dobrze, że w tym domu wprost roi się od różnego rodzaju owoców. Pogrążona w przygotowaniu posiłku, nagle usłyszałam dochodzące kroki tuż za uchem, a już po chwili, obok mnie pojawił się Tomlinson opierający się o kuchenny blat.
- Jesteś zła, że wpadliśmy bez uprzedzenia? – zapytał z miną zbitego psa
- No coś ty. Poza tym to dom Kathrin, więc nie mam być o co zła – obdarzyłam go najpiękniejszym uśmiechem, jaki tylko mogłam z siebie wydobyć.
- Tak, ale przyjaźnię się z Tobą i głównie to Ciebie chciałem zobaczyć. Następnym razem obiecuję, że dam znać.
- Lou, proszę Cię. Jestem bardzo zadowolona, że przyszedłeś z chłopakami. Wiesz, będziemy mogli się bliżej poznać i w ogóle, tak jak chciałeś.
- Jesteś cudowną – uśmiechnął się całując mnie w policzek.
- Ale trzymam Cię za słowo, że następnym razem dasz znać, bo nie chcę się pokazać po raz kolejny ubrana jak mały ułom – odezwałam się po chwili, na co chłopak wybuchnął jedynie śmiechem.
- Ty nigdy nie wyglądasz jak ułom. Poza tym pasują Ci te kapcie super bohaterze ! – odpowiedział, na co szturchnęłam go w ramię. Wyśmiewa się ze mnie i nawet tego nie kryje!
- Spadaj pasiasty – burknęłam, a on znienacka pomógł mi kroić owoce.
- Przepraszam Cię za wczorajsze zachowanie Harry’ego. Nie wiem co znowu w niego wstąpiło, ale już Ci o tym opowiadałem i mówiłem, że dzieję się z nim ostatnio coś niedobrego. To znaczy, przy nas jest całkiem normalny, w sumie prawie taki jak zawsze był, ale gdy pojawiasz się ty, lub przebywa w towarzystwie Taylor, jest zupełnie innym człowiekiem – powiedział zdruzgotany, bowiem zapewne zauważył, że wczoraj wyszłam z imprezy właśnie głównie przez tego kretyna.
- Już Ci mówiłam, żebyś za niego nie przepraszał. Nie jesteś jego powiernikiem, a on może to zrobić sam, ale jakoś mu się do tego nie śpieszy – odparłam pocieszając w jakiś sposób szatyna, lecz po chwili poczułam w środku, po raz kolejny dziwne wibracje i dreszcze na dźwięk tego cholernie seksownego głosu.
- Komu się do czego nie śpieszy? – zapytał opierając się o framugę drzwi.
- Nie ważne – odparł Lou – Idę do chłopaków – odezwał się znów po chwili, a ja myślałam, że po raz kolejny uduszę go własnymi rękami. Czy on zawsze musi mnie zostawiać na lodzie w takich sytuacji? A później co robi, to jedynie przeprasza za zachowanie swojego przyjaciela. Gdyby był przy mnie większość czasu, to nie musiałby tego robić, bowiem wtedy nie miałabym nawet okazji porozmawiać ze Styles’e, przez co nie miałby również powodów do przepraszania. Co się dzieję z tym światem?
- Pomóc Ci? – zapytał o dziwo całkiem przyjaznym tonem. Teraz pytanie, czy mam być również miła, czy raczej dalej nie wyrażać jakiejkolwiek sympatii i być obojętna?
- Nie musisz. Już kończę – odparłam krojąc już ostatni potrzebny do sałatki owoc. Chłopak przybliżył się do mojej osoby i był już tylko o krok dalej. Denerwowało mnie to, bowiem zawsze gdy stał tak blisko, nie mogłam się skupić na tym co mam mówić. Wywierał na mnie presję i nie miałam pojęcia dlaczego tak się działo.
- To świetnie, bo trochę zaczyna mi się nudzić, a z Tobą zawsze jest ciekawie. - spojrzałam w jego zielone tęczówki, czego od razu pożałowałam, bowiem nie mogłam sobie pozwolić na chwilę słabości, a wpatrując się w jego oczy, nie miałam innego wyboru.
- Co masz na myśli? – zapytałam zaskoczona i zdezorientowana, przerywając tę chwilę zapomnienia. Ze mną jest zawsze ciekawie? Niby pod jakim względem?
- No jak to – zaśmiał się – Nie ma innej osoby, z którą lubiłbym się bardziej droczyć czy kłócić. Przynajmniej choć trochę umilasz mi czas – zaśmiał się, a ja miałam ochotę wbić mu ten malusieńki nożyk, który właśnie trzymałam, prosto w tyłek.
- Kurczę, rzeczywiście to takie zabawne uprzykrzać komuś życie – udawałam, że się śmieje. – Tylko uświadom sobie w końcu Styles, ze ja Ci nie dam sobą pogrywać, a o ile sobie przypominam, to zawsze ty zaczynałeś kłótnie, ale to ja sprawiam, że nie wiesz co powiedzieć, więc nie musisz się trudzić, bo i tak wygram – powiedziałam wprost do jego ust, bowiem stał już na tyle blisko, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi.
- Nie bądź taka pewna siebie księżniczko, bo może Cię to zgubić – odparł, robiąc kolejny krok w tył, a ja poczułam na plecach końcówkę blatu, dlatego nie miałam najmniejszej możliwości się ruszyć dalej.
- Jedynie zbyt pewnym osobnikiem tutaj jesteś ty, ja po prostu znam swoją wartość – zagryzłam zęby wpatrując się w jego zielone oczy, które przeszywały mnie od środka.
- Hej, i co z tą sałatką? – doszedł nas głos mojej przyjaciółki, na co jedynie odetchnęłam z ulgą, bowiem chłopak automatycznie się ode mnie odsunął – Przepraszam, przeszkodziłam w czymś? – zapytała po chwili wpatrując się w naszą dwójkę.
- Nie. Przyszłaś w samą porę – odparłam, patrząc się po raz ostatni wściekłym, a zarazem satysfakcjonującym wzrokiem na Styles’a, po czym ruszyłam za oddalającą się już sylwetką blondynki, lecz nie było mi dane przejść zbyt dużej odległości, bowiem po chwili poczułam mocniejsze szarpnięcie za ramię, więc nie miałam innego wyjścia niż odwrócenie się do tego irytującego osobnika, który po raz kolejny był niebezpiecznie blisko.
- Chcesz grać? Więc zagrajmy.

***
Cześć kochani! Skończyłam wszystkie maturki, mam wakacje, więc tak jak obiecałam, dodaję rozdział. Szczerze wam powiem, iż nie podoba mi się on w ogóle i uważam, że chyba jest najgorszym jaki pojawił się na tym blogu i nie mam pojęcia czym to jest spowodowane. Ale od teraz zacznie się robić naprawdę ciekawie. Mam taką nadzieję! Bardzo dziękuje za wszystkie komentarze, wyświetlenia i obserwujących! Jesteście cudowni!
Jeśli ktoś nie widział trailer’a opowiadania, to po raz kolejny zapraszam TUTAJ!

Kocham was!
Buzibuzi :*

16 maj 2013

7.But with that moon in the sky, who wants to be alone?


Sofia

Jakim cholernym cudem, ten gnojek jest taki czarujący? Nie wiem co w nim widzę. Może te tatuaże na rękach, które wystają spod czarnej koszulki? Lub brązowe kosmyki włosów, które niegdyś były lokami, a teraz są proste i przy okazji wyglądają naprawdę seksownie. Albo te zielone, hipnotyzujące oczy, które w tym momencie tak wrogo się we mnie wpatrują? No właśnie. Wszystko pięknie, ale coś tu nie gra. Czego ten chłopak ode mnie chcę? Co ja mu zrobiłam? Czy to przez to, że nie zdołałam się mu podlizać, tylko broniłam swoich racji, które do cholery były prawdą? Myślał, że owinie sobie mnie wokół palca, a ja niczym zauroczona istotka będę tylko potulnie kiwać głową i przyznawać mu rację? Nigdy w życiu. Co prawda, był zabójczo przystojny. Naprawdę w niektórych chwilach nie mogłam się powstrzymać od zmierzenia go wzrokiem z góry na dół, ale dawałam radę. A co najlepsze, czułam to samo z jego strony. Kiedy tylko podeszliśmy, chłopak od razu zwrócił na mnie uwagę. Jego oczy były niczym pięciozłotówki, a przez chwilę miałam wrażenie, że zaparło mu nawet dech w piersiach. Może to jakieś omamy, ale znam swoją wartość i wiem, że wyglądałam teraz naprawdę smakowicie. No cóż, ten gbur musi się obejść smakiem, bowiem nie mam zamiaru zamienić z nim nawet jednego słowa. Muszę być po prostu w miarę opanowana i wszystko pójdzie po mojej myśli.
- Chłopaki, Perrie – zwrócił się Lou do zebranych przyjaciół – Chciałem wam przedstawić moją przyjaciółkę, to jest Sofia – uśmiechnął się patrząc na mnie. Odwzajemniłam gest, po czym skinęłam głową i spojrzałam po kolei na chłopaków i fioletowowłosą dziewczynę siedzącą tuż obok Zayn’a. W końcu jeszcze pamiętam ich imiona. No mniej więcej. Z nazwiskami jest pewnie gorzej. Wszyscy chłopcy uśmiechnęli się serdecznie i podali mi rękę. No oczywiście oprócz Styles’a, a jak żeby inaczej. Przecież on już mnie ZNAŁ.
- Czekaj, czekaj. To ty jesteś tą dziewczyną, na którą Harry naskoczył w kawiarni? Louis nam opowiadał. Szkoda mi Cię, kompletnie mu odbiło – oznajmił mulat, patrząc współczująco w moje oczy, a już po chwili jego czekoladowe tęczówki powędrowały na zdezorientowanego całą sytuacją loczka, który już od dobrych paru minut nie spuszczał ze mnie wzroku. Otóż wiem to, nie dlatego bo sama się w niego wpatrywałam, co to, to nie. Po prostu czasami ma się takie poczucie, że ktoś Cię obserwuje, nawet jeśli sama nie obdarzasz tego kogoś spojrzeniem.
- Odjeb się Malik – odezwał się szatyn, patrząc na swojego przyjaciela z premedytacją.
- Ogarnijcie się – przerwała nagle dziewczyna, która jak do tej pory przebywała jako jedyna w ich gronie – Jestem Perrie – podała mi rękę i przedstawiła grzecznie, na co odwzajemniłam gest. To zapewne była ta dziewczyna, która wraz z Zayn’em udawała związek. Jak na pierwszy rzut oka wydawała się dość sympatyczna, ale na ogół nie oceniam ludzi po dwóch minutach rozmowy. Na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu.
- Cieszę się, że mogę was poznać. Wiem, że dla Lou było to ważne, bo bardzo się zbliżyliśmy- zaczęłam, lecz nie dane mi było dokończyć, bowiem przerwał mi zielonooki.
- Jak bardzo? – zapytał wścibsko, wpatrując się w moją stronę.
- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i świetnie się dogadujemy, to tyle. – odpowiedziałam zmieszana. Cholera! Miałam nic do niego nie mówić, a już na samym początku oblałam. Coś chyba mi to nie wyjdzie.
- O co Ci chodzi Styles?- zapytał tym razem swojego przyjaciela Tomlinson. Sama chciałam się tego dowiedzieć, ale chyba nie było nam dane, bowiem Hazza szybko go zbył, mamrocząc pod nosem coś w stylu „Idę po drinka”. A idź człowieku, droga wolna, najlepiej się już nie pokazuj.
- A właśnie, cholera! Byłbym zapomniał. Mam dla was jeszcze jedną niespodziankę – zachwycił się pasiasty, a po chwili zza jego pleców wyłoniła się Kathrin. Kurde, całkowicie o niej zapomniałam.
- Cześć wam – odezwała się lekko zmieszana spuszczając wzrok. Trochę dziwiła mnie ta sytuacja. Skoro znała ich wszystkich, a z Lou powitała się tak przyjaźnie, to dlaczego z resztą nie mogła?
- Świetnie – bąknęła nagle ni stąd ni zowąd fioletowo włosa. Okej, robi się dziwnie.
- Jak tam Zayn, nic nie powiesz?- zapytała bruneta moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią nie wiedząc zupełnie o co chodzi, ale ta nie słysząc odpowiedzi od chłopaka, jedynie prychnęła pod nosem.
- Kathrin, miło Cię widzieć! – przerwał niezręczną ciszę Liam, podchodząc do blondynki, a zaraz po nim została przytulona przez Horana. Czyli chyba wszystko było w porządku. Postanowiłam, że pogadam o tym z Blake, ale dopiero później. Tu było tak głośno, że i tak zbytnio pewnie nic bym nie zrozumiała.
- Dziewczyny, usiądźcie z nami. Ja idę po coś do picia. Czego sobie życzycie? – zapytał nas Lou, wskazując przy tym miejsce do siedzenia.
- Ja poproszę malibu – oznajmiła Kathrin, która usiadła tuż obok Niall’a.
- W takim razie mi możesz wziąć tequile – odpowiedziałam uśmiechając się przy tym grzecznie.
- Zaraz wracam – powiedział jeszcze w pośpiechu, a już po chwili go nie było. Spojrzałam na przyjaciółkę, która zawzięcie konwersowała z sympatycznym blondynkiem. Był tak radosny i słodki, że chyba nie dało się go nie lubić. Tuż obok nich siedziała Perrie ze swoim chłopakiem, którzy o dziwo nagle podejrzanie umilkli i tępo wpatrywali się w parkiet tańczących ludzi.
- Mmm tequila! Rasowa dziewczyna – nagle odezwał się Liam, wyrywając mnie z natłoku myśli.
- To miał być komplement? – zapytałam chichocząc i mrużąc przy tym śmiesznie oczy.
-Zdecydowanie. Jesteś stąd?
- W sumie to jestem Polką. Przyjechałam do Londynu by w celu znalezienia pracy – odpowiedziałam po chwili
- Sama? Jesteś chyba młodziutka. Musi być Ci ciężko – odezwał się znowu, siedząc dokładnie naprzeciwko mnie.
- Oj Liam, jestem zaledwie o rok od Ciebie młodsza. – zaśmiałam się – Poza tym kiedyś musi nastąpić czas na zmiany, a ja lubię ryzyko – dokończyłam. Przecież nie powiem mu, że tak naprawdę musiałam tu przyjechać, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. Jak na razie nie jestem z nimi aż tak blisko, by zwierzać się z najskrytszych sekretów. O tym wie w sumie jedynie Kathrin. Choć chłopcy wydawali się naprawdę świetni, to mam jeszcze czas na poznanie ich lepiej. No chyba, że widzę ich po raz ostatni. Kto wie? Znienacka spojrzałam w prawą stronę i tuz przy barze ujrzałam Harry’ego, który zawzięcie o czymś dyskutował z Lou. Niebieskooki co chwilę gestykulowałam dłońmi, jakby za wszelką cenę chciał chłopakowi coś wpoić do tego lokowatego łba. Zielonooki westchnął, a po chwili spojrzał w moją stronę. Zmieszana tym, że dałam się przyłapać na obserwacji, szybko spuściłam wzrok przełykając przy tym ślinę, a już po chwili wdrożyłam się w konwersację z Kat i Niall’em.
            Po paru chwilach nawet się nie zorientowałam, a przy naszym stoliku stali dwaj, wspomniani wcześniej chłopcy/mężczyźni, sama już nie wiem jak na nich wołać. Tommo miał już w końcu dwadzieścia jeden lat, więc w prawdzie był już prawdziwym mężczyzną, lecz w środku, miał jeszcze duszyczkę beztroskiego dzieciaka, co tak naprawdę było naprawdę słodkie, zaś temu drugiemu daleko było do mężności. Najpierw niech się nauczy jak traktować kobiety, a potem pogadamy.
- Twoje malibu – skierował do Kathrin - Oraz Twoja tequila – odezwał się do mnie Lou, stawiając przed nami trunki. Podziękowałyśmy krótko i obie zebrałyśmy się do picia alkoholu. Pasiasty w momencie usiadł na fotelu, który znajdował się tuż obok Liam’a, a jedyne wolne miejsce, które przypadało Harry’mu było na sofie, dosłownie koło mojego boku. Świetnie. Czy mogłabym sobie wymarzyć coś bardziej ekscytującego? Zmieszany chłopak spojrzał jeszcze raz, czy aby na pewno nie ma nigdzie indziej wolnego miejsca, lecz po jednoznacznym rozczarowaniu usiadł tuż obok mnie, ocierając się lekko o moją odkrytą nogę. Najlepsze było to, że Blake stwierdziła, iż koniecznie musi zadzwonić, więc wychodzi do ubikacji, dlatego można z łatwością powiedzieć, że zostałam kompletnie sama, bowiem z Horan’em również nie miałam zbytnio okazji pogadać, ponieważ rozmawiał zacięcie o czymś z mulatem, a Edwards, która siedziała po środku zagadanej dwójki, zupełnie nie miała do mnie dostępu. Poza tym i tak po jej minie widziałam, że nie ma zbytnio ochoty na pogaduszki. Ogólnie sytuacja wcale nie była niezręczna, w ogóle. Mam jednak nadzieję, że czuć ten jednoznaczny sarkazm. Zniecierpliwiona stukałam paznokciami o wierzch stolika i czekałam na jakiekolwiek zbawienie, choć wiedziałam, że idzie to zupełnie na marne. Wzięłam ponownie szklankę z moim trunkiem i wpoiłam niewielką ilość do ust.
- Żebyś się tylko nie opiła – usłyszałam po lewej stronie chrypkowaty głos, który przepełniony był nutką kpiny i rozbawienia.
- Słucham? – odezwałam się, kierując wzrok na jego twarz, lecz patrzał przed siebie i nie zwracał na mnie zupełnie uwagi.


- To co słyszałaś. I nie stukaj paznokciami o stół, rozprasza mnie to – oznajmił ponownie, tym razem zbliżając twarz do mojej. Dzieliła nas niebezpieczna odległość i mało brakowało, abym poczuła jego oddech na swoich wargach, ale w tej chwili nie myślałam o jego czerwonych, przepełnionych goryczą ustach, choć były naprawdę niesamowite, lecz o tym, że czym prędzej chciałabym mu strzelić w tę piękną, arogancką buźkę.
- Ty masz chyba jakieś problemu psychiczne człowieku. Niby za co mnie tak nienawidzisz? Oh niech zgadnę, zapewne nie masz ani jednego konkretnego i dobrego powodu, bo jesteś tylko zadufaną w sobie gwiazdką, której wszyscy muszą się podporządkować. Wybacz, że okazałam się tą, która Cię rozczarowała – dokończyłam swój jakże mądry monolog, z którego byłam naprawdę dumna, bowiem chłopak siedział wściekły, nie móc wydobyć z siebie nawet jednego słowa.
- Nie znasz mnie – powiedział po chwili zaciskając mocno wargi i marszcząc brwi.
- To prawda, nie znam Cię, a tak szybko zdążyłam sobie wyrobić o Tobie negatywną opinię. Chyba nie uważasz, że bez powodu? – zakupiłam – A teraz przesuń się, bo nie mam zamiaru siedzieć dłużej w Twoim towarzystwie – wstałam, lecz niestety nie doczekałam się nawet ruchu palcem ze strony chłopaka. Westchnęłam i szybkim, zdecydowanym ruchem przeszłam koło niego, obijając się tym samym o jego nogi. Zasrany dupek. Spodziewałam się, że ten wieczór chociaż odrobinę będzie milszy, ale widać, że się myliłam, bowiem ten gnojek w jednej chwili wszystko zburzył.


Skierowałam się szybko w stronę dużego balkonu, który był wbudowany w klub i znajdował się na pierwszym piętrze. Był bardzo elegancki i nowoczesny, zresztą jak cała reszta pomieszczenia. Sięgnęłam do mojej torebki  i wyciągnęłam z niej paczkę papierosów, po czym wzięłam jednego i odpaliłam, rozkoszując się po chwili dymem, który wędrował do moich płuc. Byłam niesamowicie zdenerwowana, więc palenie niezmiernie pomagało mi w takich momentach. Sama nie wiedziałam czemu to robię. Dawało mi to swego rodzaju ulgę i zadowolenie. Palenie nie jest czymś strasznym. Zazwyczaj ludzie zastanawiają się jak do cholery można palić? Przecież to psuje zdrowie i inne tego typu pogadanki. To rzeczywiście prawda, ale nie jest to znowu tak straszne jak ćpanie czy nawet picie alkoholu, oczywiście w większych ilościach.
- Nie wiedziałem, że palisz – usłyszałam znienacka męski głos i choć słyszałam go tylko raz w życiu, to bezwątpienia wiedziałam do kogo należał. Uśmiechnęłam się w duchu, bowiem zdałam sobie sprawę, że ten wieczór może nie będzie do końca taki zły. Nie musiałam się nawet odwracać, bo po chwili obok mnie znalazł się Steven.
Wyglądał nawet bardziej oszałamiająco niż na basenie, co nie wiedziałam, że jest możliwe. Miał na sobie stonowaną fioletową koszulę, do tego czarny krawat oraz rurki i buty tego samego koloru. Wyglądał bardzo męsko i elegancko. No w sumie nie dziwię się, bo dziwne, żeby do tego typu klubu przyszedł w dresach i trampkach.
- A co? Przeszkadza Ci to? – zapytałam zaciągając się po raz kolejny.
- Nic związane z Tobą mi nie przeszkadza – spojrzał na mnie ukazując rząd białych zębów. Dziwne, że w ogóle jeszcze oddychałam.  
- Cieszę się, że jesteś – odparłam bez zastanowienia. Może to za wcześnie, ale niech wie, że swoim pobytem naprawdę wyjątkowo umila mi ten wieczór, bo gdyby nie on, zapewne musiałabym wrócić do tego lokowatego półgłówka, co zupełnie nie szło mi na rękę.
- Ja też się cieszę, bo inaczej nie spotkałbym Ciebie – odwrócił się do mnie przodem. Spojrzałam w dół i zagryzłam wargę, a po chwili moje oczy ponownie były skierowane na jego twarz. – Przyszłaś sama? – odezwał się ponownie
- Nie, jestem z Kathrin. Spotkałyśmy też mojego przyjaciela i siedzimy teraz w loży z jego znajomymi. Chcesz dołączyć? – zapytałam mając nadzieję, że jego odpowiedź będzie pozytywna.
- Wolałabym z Tobą zatańczyć – puścił mi oczko, a ja nie zdołając nic powiedzieć, jedynie uśmiechnęłam się w jego stronę. – Mogę? – zapytał nastawiając swoją dłoń w moją stronę. Bez zastanowienia chwyciłam ją i podążyłam w stronę ogromnego parkietu, gdzie nie obyłoby się bez macających się lub całujących par. Trochę mnie to przerażało, bo klubowy parkiet to ostatnie miejsce, w którym chciałabym się całować i to publicznie, ale widocznie innym to nie przeszkadzało. Zanim się obejrzałam, stałam już ze Steven’em na środku sali i w rytm idealnej dla tego momentu piosenki, zaczęliśmy poruszać swymi ciałami w sposób, jaki jeszcze tego nie robiłam. To nie był zwykły taniec. To było ocieranie się wzajemnie o swoje ciała z wielką namiętnością i pasją, ale nie powiem, żeby mi się to nie podobało, wręcz przeciwnie, miałam nadzieję, że ten moment się nigdy nie skończy. Jeszcze nie wiedziałam jak bardzo się przeliczyłam.

Harry

            Znudzony konwersacją moich przyjaciół, wciąż siedziałem zupełnie sam, sącząc przy tym kolejne już tego wieczora piwo. Whisky, którą Lou przyniósł specjalnie dla Sofii, leżała na stoliku wypita tylko do połowy. Chyba wzięła sobie do serca moją radę. Pewnie w szybkim tempie opróżni ją jak tylko wróci. O ile w ogóle wróci. Przyznam, że rzeczywiście wyprowadziłem ją trochę z równowagi. Chociaż sam nie wiem czy to ja ją, czy raczej ona mnie. W sumie zdania są sprzeczne. To ja zacząłem tą bezsensowną bójkę, ale zaś ona ją zakończyła. Totalnie mnie zgięła i zarazem zaskoczyła słowami, które wypowiedziała. Jednocześnie mam również świadomość, że miała rację. Świetnie, dobrze, że Harry Styles potrafi się chociaż przed samym sobą przyznać do błędów. Czyli dawny ja, jeszcze gdzieś tam głęboko w mojej duszy siedzi. Szkoda tylko, że nie potrafi wyjść na światło dzienne. A może to nie jego wina? Może moje nowe wcielenia mu po prostu na to nie pozwala? Tego jak na razie się nie dowiem. Nim się obejrzałem, to z nudów zacząłem stukać opuszkami palców o metalowy stolik. Jakim trzeba być egoistą, żeby kogoś o to obwiniać, a po chwili robić to samo? Nagle z myśli wyrwał mnie głos blondynki siedzącej niedaleko mnie.
- O cholera! To przecież Sofia z tym chłopakiem! – zaśmiała się zakrywając dłonią twarz. Spojrzałem w kierunku, gdzie zawiesił się wzrok niebieskookiej i dostrzegłem szatynkę z jakimś lekko napakowanym brunetem. Dziewczyna poruszała się w tak seksowny sposób, że jestem pewien, iż każdy koleś siedzący na tej sali miałby ochotę ją przelecieć, a na sam widok jej cieknie ślinka. Z jednej strony nie dziwię się. Wyglądała naprawdę oszałamiająco. Długie, falowane włosy opadały swobodnie na jej plecy, idealny makijaż i opalona skóra. Do tego idealne proporcje ciała i nogi, za które przysięgam mógłbym zabić. Czy naprawdę dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak bardzo jest perfekcyjna? W całym widoku przeszkadzał jedynie ten nieznajomy mi do tej pory koleś, który całkowicie wpatrzony w jej twarz, ocierał swoje ciało o jej, błądząc przy tym dłonią po jej plecach, zjeżdżając po chwili na tyłek, co mi się nie spodobało. Chociaż nie, to za mało powiedziane. Cholernie mi się to nie spodobało. Powiedziałabym nawet, że w tym momencie czułem jak wszystko we mnie buzuje, a oczy nie potrafią oderwać się od tańczącej pary. Czy to była oznaka zazdrości? Nie, to nie możliwe. Przecież nie mogłem być zazdrosny o kogoś kogo nie lubię, czyż nie? Poza tym mam dziewczynę. Więc co do jasnej ciasnej sprawia, że mam ochotę podejść i jak najszybciej wyrwać ją z uścisku tego kretyna? Wziąłem kilka głębokich wdechów i skierowałem głowę w stronę Blake.
- Kathrin! Idziemy na parkiet – zacząłem, i nawet nie pozwoliłem jej na jakąkolwiek reakcję, bowiem już ciągnąłem ją za rękę w stronę parkietu, by starać się znaleźć jak najbliżej obściskującej się dwójki.
- Harry, co Cię ugryzło? – zapytała zdezorientowana blondynka chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi.
- Co to za koleś, który tańczy z Sofią? – zupełnie ominąłem jej pytanie. Może było to niegrzeczne, ale liczył się czas, a ja nie mogłem pozwolić na to, żeby ta parka poleciała zaraz w ślinkę. Tylko dlaczego nie mogłem na to niby pozwolić? Kurwa, nie mam pojęcia.
- To Steven, poznałyśmy go dzisiaj na basenie. Sofia jest w nim totalnie zauroczona i on w niej też – oznajmiła po chwili – Ale o co Ci chodzi? – zapytała odchylając głowę i patrząc tym razem z niezrozumieniem na moją twarz.
- Musimy coś zrobić. Nie chcę, żeby trafiła na jakiegoś idiotkę, który tylko ją wykorzysta – odezwałem się i miałem nadzieję, że mówię w miarę przekonująco.
- Co? Harry przecież ty jej nienawidzisz, odbiło Ci?


- To, że niezbyt się lubimy, nie znaczy, że chcę, aby trafiła na jakiegoś pierwszego lepszego psychola, który tylko się z nią prześpi i zostawi – odparłem po chwili zastanowienia. Dziewczyna była bardzo spostrzegawcza, ale chyba nie na tyle, żeby rzeczywiście odwołać mnie z kwitkiem.
- Wydaję mi się, że jesteś po prostu zazdrosny. – spojrzałem na nią spod byka – Ale powiedzmy, że Ci wierzę. Co chcesz niby z tym zrobić? – dokończyła, a ja popatrzyłem na nią z satysfakcją.
- Zrobimy odbijanego – uśmiechnęłam się lekko z tego jakże mądrego, a zarazem najbardziej daremnego pomysłu, jaki miałem okazję kiedykolwiek wymyślić.
- Powaliło Cię? Nie znam tego gościa, nie będę z nim tańczyła.
- Będziesz. Zanim się obejrzysz, a wlecisz w jego ramiona i powiesz tylko, że Twój przyjaciel pilnie chciał porozmawiać z Sofią, bo mamy coś do uzgodnienia, a jeśli będziesz niezręcznie to opowiesz mu o tym jak chciałaś go poznać – dziewczyna patrzyła na mnie z coraz to większym strachem w oczach, a ja miałem ochotę w tej chwili sobie pogratulować.
- Harry, nie ma mowy, nie będę…- niestety nie dokończyła, bowiem pokierowałem ją w stronę parki, mówiąc tylko krótkie „odbijany” , pociągając przy tym za sobą zdezorientowaną szatynkę. Jej mina była totalnie bezcenna, a moja satysfakcja i zadowolenie nie do opisania.
- Co ty do cholery robisz? – odezwała się znienacka próbując wyrwać się z moich ramion.
- Nie rób scen skarbie, staram Ci się pomóc – wypowiedziałem słowa tuż do jej ucha, przy okazji muskając je lekko ustami, na co lekko zadrżała.
- Teraz skarbie, a wcześniej byłam idiotką, niedorajdą, łamagą i pijaczką. Czy ty człowieku w ogóle zastanawiasz się nad tym co robisz? – mówiła bez końca, a ja miałem ochotę jak najszybciej ją uciszyć, najlepiej stykając moje usta z jej, ale to byłaby chyba przesada na dziś.
- Skończyłaś? – zapytałem pokazując znudzenie
- Nie, nie skończyłam! Niby jak chciałeś mi pomóc? – zapytała ponownie, na co zmarszczyłem lekko brwi.
- Może i nie darzę Cię zbytnio sympatią, ale nie chcę patrzeć jak dajesz się wykorzystać jakiemuś dennemu kolesiowi – odezwałem się, choć wiedziałem, że tymi słowami rozpętałem prawdziwą wojnę.
- Słucham? Czy ty siebie słyszysz? Jestem dorosła i potrafię o siebie zadbać. Poza tym to był zwykły taniec, zresztą dlaczego ja Ci się w ogóle tłumaczę? – zapytała próbując znów wyswobodzić się z moich ramion, na co kompletnie jej nie pozwoliłem.
- Puść mnie! – zacisnęła wargi
- Nie. – odpowiedziałem krótko uśmiechając się ironicznie
- Puść mnie! – powtórzyła, lecz wiedziała, że jej siły idą na marne i po prostu westchnęła, dalej bujając się ze mną w rytm muzyki.
- Jeszcze mi podziękujesz – wypowiedziałem niemal stykając się z jej ustami. Między nami panowała bardzo mała odległość, co nie uszło uwadze dziewczyny.
- Mam Cię głęboko gdz.. – nie zdążyła dokończyć, bowiem podszedł do nas owy Steven. Obdarzył mnie kategorycznie wściekłym spojrzeniem, ale nie przejąłem się tym zanadto. Odwrócił się w stronę Sofii i złapał ją za rękę.
- Wybacz, ale muszę lecieć. Kumpel wdał się w bójkę i trzeba go jakoś dociągnąć do mieszkania – oznajmił, a dziewczyna mimowolnie posmutniała.


- Szkoda, ale uważaj na siebie! I przepraszam, że nie poświęciłam Ci wystarczająco dużo uwagi – obdarowała tym razem mnie ironicznym wzrokiem, na co lekko się zaśmiałem.
- Spokojnie, mamy dużo czasu – odpowiedział uśmiechając się do dziewczyny – Do zobaczenia – dokończył, po czym musnął ją delikatnie w prawy policzek. Ciota, jakby nie mógł od razu wpić się w jej usta. No zapewne ja bym tak zrobił. Hm, i kto tu kogo nie szanuję? Drobny szczegół. Chłopak odszedł, a ja wciąż stałem z szatynką na parkiecie.
- Zadowolony? – zapytała zaciskając po raz kolejny zęby. Wściekłość aż z niej kipiała, co bez jakiekolwiek problemu dało się zauważyć.
- Nawet nie wiesz jak bardzo – odezwałem się z promiennym uśmiechem na ustach.
- Frajer – dodała, po czym ominęła mnie i skierowała się w stronę stolika. Jednym duszkiem wypiła szklankę whisky – mówiłem, że jest pijaczką, a następnie odnalazła swoją torebkę i pożegnała się z każdym z moich przyjaciół, kierując się po chwili wraz z Kathrin w stronę wyjścia. Bardzo udany wieczór.

**

Cześć skarby! Pomimo niewystarczalnej wymaganej liczby komentarzy, napisałam rozdział, bo sama byłam ciekawa jak to wszystko skleję do kupy. Kurde, nienawidzę Styles'a w tym rozdziale, dosłownie :o Jak mogłam zrobić z niego takiego dupka? Sama się dziwię, no ale od czegoś musiałam zacząć. Mam nadzieję, że nie jesteście rozczarowani. Dziękuje za coraz większa liczbę obserwujących! Proszę o komentarze, bo one na prawdę motywują!

Kocham was!
buzibuzi :*