27 lis 2013

30. You know I can't fight the feeling and every night I feel it, right now I wish you were here with me.



“Let us always meet each other with smile, for the smile is the beginning of love.”


            Święta Bożego Narodzenia to czas radości. Czas miłości, szczęścia i zbliżenia. Spędzenia chwil z rodziną i odpoczynku od całego rocznego gwaru. Święta to dobro. Wielu ludzi spędza je na swój własny, kulturowy sposób. Osobno, lecz jednak razem. Z partnerami, lub bez, ale wciąż myślami właśnie przy nich. Zupełnie tak jak wszyscy nasi bohaterowie.

LOUIS & ELEANOR

            Przepiękna brązowowłosa dziewczyna siedzi przy stole w uroczej, białej sukieneczce tuż obok wyższego od niej chłopaka, który ma na sobie czarne spodnie oraz swoją ulubioną pasiastą koszulę, którą ubiera ostatnio każdego roku na tą właśnie okazję. Często dziwi się, iż wciąż jest na niego dobra. W tym domu są dosłownie wszyscy. Jego dziadkowie, rodzice, ojczym oraz pięć młodszych sióstr, które świata nie widzą poza jego wspaniałą dziewczynę, co kompletnie mu nie przeszkadza, a wręcz jest zdumiony tym, że cała rodzina dogaduje się z nią tak dobrze. Gdyby choć jednak osoba w jego gronie nie darzyłaby jej zbytnią sympatią, zapewne zastanawiałby się w czym jest tak wielki problem. Louis od zawsze miał wszystko, czego potrzebował. A od pewnego czasu, jego życie zmieniło się jeszcze bardziej. Poznał cudowny chłopaków, którzy są jego najlepszymi przyjaciółmi. Gdyby nie One Direction, nie byłoby tego wszystkiego. Zapewne nie poznałby nawet swojej drugiej połówki. Kiedy zaczyna narzekać na całą tą sławę, zbyt nachalne fanki i wyssane z palca plotki, nagle się zatrzymuje, aby pomyśleć. I zdaje sobie sprawę, że to wszystko tak naprawdę nie może być takie złe. Nie może go męczyć. Bo właśnie gdyby nie to wszystko, w jego życiu nie pojawiliby się ci wszyscy cudowni ludzie. Do tej pory pamięta również, jaki miało przebieg jego spotkanie z jeszcze jedną dziewczyną, która tak bardzo zamieszała w ich dotychczasowych życiu. Sofi. Czasami zastanawia się, co by było, gdyby nie wpadł na nią na rogu Oxfrod Street. Tak naprawdę nie znałby jej. Nie zaprosiłby na spotkanie, nie spotkał w klubie, nie zaproponował wspólnego wyjazdu na małe wakacje. To wszystko by się nie wydarzyło. A co najgorsze, życie Harry’ego byłoby zupełnie inne. Doskonale wiedział, że z pewnością nie należałoby ono do lepszych, niż jest teraz. Ta dziewczyna zmieniła go nie do poznania. Znów stał się dokładnie takim samym Harry’m, jakim był przedtem. Louis niewiarygodnie cieszył się, że jego przyjaciel na nowo może być szczęśliwy. Że w końcu znalazł dla siebie kogoś, kogo kocha całym sercem, i jest gotów oddać naprawdę wiele, aby ten właśnie związek przetrwał.
- Louis, pomożesz mi kroić indyka? – doszedł go głos starszej brunetki, która krzątała się po kuchni niczym szalona, czego absolutnie się nie dziwił, bo żeby dać radę zrobić perfekcyjną kolację dla dwunastoosobowej rodziny, trzeba być mistrzem wyższej klasy i to zdecydowanie.
- Eleanor! Proszę, zrób mi makijaż! Chcę być księżniczką! Zrób ze mnie księżniczkę! – odezwała się mała Daisy, ciągnąc za skrawek sukienki brunetki.
- Ja też chcę, ja też! – dołączyła się jej siostrzyczka, na co dziewczyna zaśmiała się uroczo.
- Dziewczynki, dajcie Eleanor spokój. To nie bal przebierańców – odparła tym razem ich matka w pośpiechu.
- W porządku. To zajmie mi chwilkę. No chodźcie moje księżniczki – odparła, goniąc dziewczynki do ich pokoju. Louis chwycił delikatnie jej ramię, patrząc na nią z czułością.
- Jesteś najlepsza, wiesz o tym?
- Nie… To one są niezwykłe – uśmiechnęła się do niego, dając mu buziaka. Kąciki jego ust mimowolnie podniosły się ku górze, gdy miłość jego życia zniknęła nagle z jego oczu. ‘Jak dobrze być znowu w domu’.

ANNIE

Chicago to jedno z piękniejszych miejsc na ziemi. Annie bywała w wielu krajach i miastach. Jednak Chicago zimą jest jedyne i niepowtarzalne. Jednak kompletnie dla niej puste. Spojrzała na Matt’a, który przyszedł do jej rodziców. Był jak zwykle szarmancki i bardzo kulturalny. Mężczyźnie nie brakowało nic ani w wyglądzie, ani w charakterze. Ale był to Matt, a nie Niall, który spędzał święta ze swoją rodziną w Mullingar.
 - A potem pojechaliśmy do Aspen na kilka dni! – ojciec Palmer wybuchnął gromkim śmiechem, jakby wyjazd na narty był najśmieszniejszą rzeczą na świecie. Rodzice spojrzeli na blondynkę wyczekująco. Chyba liczyli, że także zacznie się śmiać, jednak jej myśli krążyły w zupełnie innej części kuli ziemskiej.
- Tak, Aspen jest świetne zimą – skomentowała krótko, wracając do własnego świata. Do Niall’a. Do jego ciepłych rąk, zatapiając się we wspomnieniu jego niebieskich oczu.
Kiedy chłopak zdecydował się już wracać do siebie, Annie odprowadziła go do drzwi i próbując zachować jak najmilszy wyraz twarzy.
- Annie? – szatyn wyprostował się, po czym głęboko zajrzał jej w oczy – Mam nadzieję, że będzie wam dobrze – spojrzała na niego zszokowana. O czym on mówił? Skąd wiedział o Niall’u? – Twój tata mi powiedział. I zgadza się na zerwanie umowy. Nikt przy tym nie ucierpi. Ani interes mojego ojca, ani Twojego. Lubię Cię Annie i bardzo chciałbym, żebyś była z nim szczęśliwa. To świetny chłopak – nachylił się do jej policzka, muskając je delikatnie – Wesołych świąt. - Blondynka zamknęła drzwi. Czy to się stało na prawdę? Czy ta chora umowa została zerwana? Był to dla Annie najlepszy i najbardziej nie oczekiwany prezent świąteczny jaki kiedykolwiek dostała. Miała Niall’a, była wolna, a szczęście tryskało z każdej części jej ciała. Cała historia z Matt’em oraz początek związku nie mogły zakończyć i rozpocząć się lepiej. Kiedy uściskała rodziców, dziękując jej za to co dla niej zrobili, usłyszała jak z kieszeni jeansów wydobywa się dźwięk przychodzącego połączenia.
- Halo? – krzyknęła radośnie do słuchawki, podchodząc do ogromnego drzewka ustrojonego w złoto-srebrne bombki i ozdoby świąteczne – Niall, mam Ci coś do powiedzenia!
- Tak? Coś czuję, że to będą dobre wiadomości. – odpowiedział śmiechem, a w brzuchu blondynki wybuchły jak bomba miliony motylków drażniąc ją i pieszcząc – Chcę już wszystko wiedzieć!
 - Zerwali umowę! Matt zerwał umowę!
- Czyli... – Horan przetrawił informację w zastraszająco szybkim tempie – Czyli jesteś wolna?
- Tak! – Annie usłyszała w słuchawce głośne krzyki blondyna, a po innych odgłosach, domyśliła się, że skacze po łóżku.
- Annie… – szepnął, kiedy uspokoił się na tyle, że mógł już rozmawiać.
- Tak?
- Kocham Cię.

LIAM & DANIELLE

            Radość. Na chwilę obecną kwitła w nich ogromna radość, iż pierwsze święta mogą spędzać w swoim towarzystwie. Bez nikogo innego. Tylko on i ona. W swoim własnym małym kącie na obrzeżach Londynu. Dodatkowym towarzystwem był dla nich mały piesek rasy husky o imieniu Loki. Jak na razie, zdaniem ich obu zdecydowanie za wcześnie było na dziecko, więc w nagrodę kupili sobie pieska, który sprawiał im ogromną radość. Wiedzieli, że kochają się na tyle, że jeśli nikt i nic im nie przeszkodzi, zostaną ze sobą na zawsze. Już teraz zdarzały się dni, w których przeprowadzali rozmowy na temat dzieci. Oboje je uwielbiali i chcieli mieć ich jak najwięcej. Może to śmieszne, bo w końcu Liam skończył dopiero dwadzieścia lat, a Danielle dwadzieścia cztery, i zdecydowanie bliżej było jej do macierzyństwa, niż jej partnerowi, ale o to nie martwili się w żadnym wypadku. Wiedzieli, że mają czas. Ogrom czasu.
- Myślisz, że lepsze będzie wino pół-wytrawne, czy pół-słodkie?
- Zapewne do jedzenia pije się pół-wytrawne, ale wiesz, że wole pół-słodkie – uśmiechnęła się do niego szeroko, wyciągając do niego głowę z kuchni.
- W takim razie niech będzie pół-słodkie – powiedział już do siebie, rozpalając po chwili drzewo w kominku. Obydwoje mieli na sobie luźne ubrania, nie strojąc się zanadto, ale i tak wbrew pozorom wyglądali bez skazy. Ona, z burzą brązowych loków i minimalnym make-up’em, i on, z odkrytymi ramionami i włosami zaczesanymi do góry. Zdawało się, iż świat nie widział bardziej perfekcyjnej pary.
- Miło jest spędzić dziś z tobą ten dzień – podszedł do niej, chwytając od tyłu w pasie.
- Jest cudownie. Nie mogłabym sobie wymarzyć czegoś lepszego – uśmiechnęła się szeroko, odwracając do niego przodem, chwytając dłońmi za kark.
- Czasami się zastanawiam jak trzy lata temu, mogłaś zwrócić na mnie uwagę. Byłem smarkaty i zupełnie niedoświadczony.
- Tak, ale… Podobały mi się twoje włosy – zaśmiała się cicho, powodując ten sam gest u niego.
- Jeśli chcesz, zawsze mogę zapuścić – podniósł do góry brew, wprowadzając ją tym samym w stan euforii.
- Tak też mi się podoba. Niedługo ty wyrobisz się jeszcze bardziej, a ja będę stara i brzydka – powiedziała ze smutkiem, choć oboje wiedzieli, że do końca tak nie myśli. Miała pewność, że nawet jeśliby tak było, Liam nie zostawiłby jej za żadne skarby świata.
- Nigdy! A wiesz dlaczego?
- Dlaczego? – zapytała, patrząc na niego przepełnionym miłością wzrokiem.
- Bo byłaś – musnął jej usta – jesteś – powtórzył gest – i będziesz, najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem.- Dziewczyna zagryzła wargę i ponownie wpiła się w usta chłopaka. Po krótkiej chwili, gdy usłyszeli bulgoczącą wodę w garnku, szybko się od siebie oderwali, by mulatka mogła zapanować nad kolacją.
- To gdzie to wino?

KATHRIN

            Wyspy kanaryjskie to dość mało adekwatne miejsce, do nastroju świąt Bożego Narodzenia, które kojarzą się wyłącznie ze śniegiem, zimnem i choinką. Kathrin jednak nie miała za bardzo wyjścia, gdy jej rodzice zaproponowali wyjazd właśnie w owe miejsce. Bardzo chciała spędzić z nimi ten czas, bowiem widywali się niewiarygodnie rzadko, ze względu na ich pracę. Czasami zastanawiała się, czy nie jest im obojętna. W końcu ludzie zazwyczaj chcą spędzać każdą wolną chwilę ze swoimi dziećmi i mieć ich zawsze blisko siebie, jednak w tym wypadku było inaczej. Jej rodzice zawsze starali się wychować ją tak, aby była zdana na siebie, i rzeczywiście tak też się stało. Oczywiście, gdy przeprowadzali się do Manchesteru, proponowali jej nie raz, aby również do nich dołączyła, lecz ona wybrała inną drogę. Nie wyobrażała sobie innego miejsca zamieszkania niż Londyn. To w nim się wychowała i to w nim miała zamiar spędzić resztę swojego życia. Nie miała żadnego rodzeństwa, więc była zdana rzeczywiście zupełnie sama na siebie. Wiedziała, że rodzice z jednej strony chcą dla niej dobrze, i czuwają, aby nigdy niczego jej nie brakowało, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że jednak często wyjątkowo brakowało jej ciepłego uścisku matki, czy śmiesznych pogawędek z ojcem, ale wiedziała, iż tak już musi być.
- Katharino skarbie, podaj mi proszę owoce morza – powiedziała jej matka zza stołu, która zawsze zwracała się do niej bardzo oficjalnie. Nie lubiła tego, ale wiedziała, że właśnie to jest tak bardzo charakterystyczne dla jej matki. Mimo tego uśmiechnęła się do kobiety, i podała jej to o co prosiła.
- A jak układa się twój związek z Zeyn’em? – odezwał się tym razem ojciec, na którego słowa podniosła jedynie brwi, nie mając pojęcia, że nawet nie orientuje się on w jej życiu miłosnym.
- Ma na imię ZAYN, tato. I nie jesteśmy ze sobą już od roku.
- Oh, przepraszam. Zmieniasz chłopców tak często, że już się w tym gubię – zaśmiał się siwowłosy mężczyzna, powodując tym samym chichot u swojej żony, co niestety mało spodobało się Kathrin, ale nic nie mogła w tym przypadku zrobić.
- W sumie to nie masz racji, tato. Teraz jestem dopiero w drugim poważnym związku…
- I jak ten młodzieniec ma na imię?
- Tayler – odpowiedziała krótko, biorąc kęs krewetki. Typowe świąteczne jedzenie.
- Widziałam zdjęcie! Bardzo przystojny chłopiec, zawsze miałaś dobry gust – odezwała się znowu blond włosa kobieta, powodując tym samym lekki uśmiech na twarzy córki.
- Mam nadzieję, że jego zarobki są adekwatne do twojego stylu życia – popatrzył na córkę z ukosa, wciąż będąc trochę rozbawiony, nie wiadomo nawet czym.
- Mojego stylu życia? Uważasz, że jestem drogą księżniczką? – zdenerwowała się trochę, bowiem granice zaszły już zbyt daleko.
- Oh, Katharino, nie denerwuj się. Ojciec nie miał tego na myśli.
- Nie miał? A co w takim razie miał na myśli? – spojrzała na nią, po czym znów pokierowała wzrok na mężczyznę – Widzisz mnie dwa razy w roku jeśli dobrze pójdzie i prawdą jest, że nie wiesz o mnie nic. Co robię, gdzie pracuję, czy studiuję, lub puszczam się na prawo i lewo – przy ostatnich słowach zauważyła, iż wzbudziła w nich zaskoczenie – Zupełnie nic. Więc proszę, nie oceniaj mojego stylu życia, bo kompletnie nie zdajesz sobie sprawy jaki jest – westchnęła, wstając ze swojego miejsca – Dziękuje za kolację, ale jestem już pełna. Obu wam życzę miłej nocy – zakończyła swój monolog, kierując się na plażę, zostawiając przy tym w osłupieniu swoich rodziców. Tym razem w jej myślach kłębiło się tylko pytanie: Po co tu przyjechała, skoro wiedziała, że zakończenie całej tej farsy będzie dokładnie takie, jakie wydarzyło się przed chwilą?


NIALL

Powiedział, że ją kocha. Kocha ją bardziej niż minutę wcześniej i mniej niż sześćdziesiąt sekund później. Annie wreszcie była jego i tylko jego. Była jego najdoskonalszym marzeniem. Wykreowanym w głowie, jednak okazała się prawdziwa, żyła, oddychała i również go kochała. Czy naprawdę mógłby prosić o więcej? Miał wszystko. Cudowną rodzinę, z którą właśnie spędzał czas w święta, cudownych fanów i najlepszych przyjaciół na świecie. Chłopcy z zespołu byli jego drugą rodziną. Jego powodem do śmiechu, strachu i czasami smutku, ale kochał ich na swój własny sposób i cieszyło go niezmiernie to, że byli przy nim nawet wtedy, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili. Zszedł na dół. Przed chwilą zakończył prawie półgodzinną rozmowę z Annie. Radość i szczęście nie uszła uwadze jego brata Greg’a, więc kiedy wkroczył do salonu, ciemnowłosy od razu pociągnął go za sobą. Stanęli koło kominka. Obydwie pary oczu spoglądały w tańczące języki ognia.
- Udało się?
- Annie jest wolna. I tylko moja – szepnął, nadal patrząc w otwór kominka. Greg poklepał brata po plecach i z dumą poczęstował go męskim uściskiem.
- Najlepsze święt...
- Greg! – blondwłosa szwagierka Horana weszła do salonu i trzymając na rękach małego Theo, wskazała ruchem głowy na drzwi prowadzące do wnętrza kuchni – Greg, może byś mi tak pomógł, co? – spojrzała wymownie na swojego małżonka, po czym przeniosła wzrok na blondyna – Pobawisz się z Theo?
- Jasne – Niall wziął bratanka na ręce, a para odmaszerowała do kuchni. Mały Horan był oczkiem w głowie swojego wuja. Był grzeczny i zaczynał już gaworzyć po swojemu. Chłopak kołysał go, aż w końcu mały zasnął w jego ramionach
- Chciałbym mieć takiego syna jak Ty – szepnął, poprawiając malusią bluzeczkę – Z Annie. Z taką dziewczyną, którą bardzo kocham.

ZAYN

            Ciemnooki mulat pojawił się z samego rana w jego rodzinnym domu w Bradford. Nie widział swojej rodziny przez bardzo długi czas, więc wizyta w ich gronie była dla niego ogromną odskocznią i radością. Nie czuł się lepiej w żadnym innym towarzystwie. Cieszył się, że pomimo tej całej sławy i życia w One Direction, mógł wrócić do ludzi, którzy kochali go bez tego wszystkiego,  pomimo, iż był  absolutnie żywą maszynką do robienia pieniędzy. Ogarniała go radość, gdy mógł zrobić prezent swoim siostrom, matce. Uśmiech na ich twarzach był dla niego niesamowitym zjawiskiem, bo to właśnie one były dla niego najważniejsze.
- Mój kochany synek. Tak długo cię nie widziałam – w samym progu, przywitała go piękna czarnowłosa kobieta, do której był tak bardzo podobny.
- Jak się masz, mamo? – uścisnął ją mocno, rozkoszując się zapachem jej włosów. W domu dało się wyczuć woń ciasteczek i budyniu.
- Dobrze. A jak ty się masz? Stajesz się coraz mężniejszy – pogłaskała go po policzkach, jak zwykle się wzruszając.
- Nic nowego – westchnął – Niedługo premiera filmu – uśmiechnął się promiennie. Uwielbiał przed mamą pokazywać swój zachwyt i radość z tego, czego dokonał z pozostałą czwórką przyjaciół. – No i wychodzi płyta, i jeszcze zaplanowaliśmy trasę koncertową – mówił jak najęty, gdy Patricia patrzyła na niego z wyrazem miłości. Kochała swojego jedynego syna ponad wszystko. Dał im tak wiele, i miał ogrom w nadmiarze. Nigdy nie traktowała go jako bankomat. Musiałaby być najgorszą matką świata, żeby czynić coś tak okropnego. Gdy patrzyła tak na niego, przypominały jej się wszystkie wspaniałe chwile. Kiedy latał po mieszkaniu i śpiewał różnymi głosami, śmiejąc się całą buzią. Ona jak i córki chwilami miały dosyć, ale ten widok sprawiał jej niebywałe szczęście. Jej mały Zayn jednak dorastał, musiała się z tym pogodzić.
- Jestem z ciebie bardzo dumna synku.
            Chłopak siedzi na dużym parapecie swojego pokoju. Rozgląda się po krajobrazie za oknem, który jest mu tak dobrze znany. Choć dobrze skrywa swoją prawdziwą twarz i absolutnie nikt nie podejrzewa jakie emocje nim targają, tak naprawdę czuje się wręcz fatalnie. Jest zagubiony i samotny. Trzyma w ręku telefon. Chciałby jej złożyć życzenia. Dać jakikolwiek znak życia. Chciałby znów ją trzymać w ramionach. Ale zepsuł to. Już nigdy nie dostanie tej szansy. Nigdy nie będzie mógł powiedzieć, jak bardzo ją kocha, i choć minęło już dużo czasu, on musi jednak patrzeć na widok jej, śmiejącej się w ramionach kogoś innego. Z jednej strony przepełnia go jednak radość. Radość, że ona jest szczęśliwa. Nic wtedy innego się nie liczy. Ale co z tego, skoro to on jedyny jest tym, który cierpi z miłości?


HARRY

            Lokowaty chłopak przebywa już od paru godzin w Holmes Chapel. Wraz ze swoją siostrą wybrał się na krótkie zakupy, aby zdobyć jeszcze ostatnie potrzebne produkty do kolacji. Znowu się czuje tak, jak za każdym razem, gdy ma szanse tu wrócić. Wolny i zupełnie normalny. Grono jego najbliższych sprawia, że nie jest jakąś wyjątkową gwiazdą, której wszystko trzeba podać na tacy. Czuje się wyjątkowo, ale… na swój własny sposób. Cieszy się, że znów może zobaczyć swoją wspaniałą siostrę, jedyną w swoim rodzaju mamę oraz ojczyma, i choć jego prawdziwy ojciec nie może spędzić z nimi tegorocznych świąt, ma jednak wrażenie, że jest naprawdę szczęśliwy. Pomimo, iż przy jego boku nie ma również jedynej kobiety jego życia, jak zawsze jest z nią myślami. W jego głowie nie przesiaduje nikt inny poza tą jedną osobą, czego nigdy wcześniej nie miał okazji odczuć. Nie miał pojęcia, że można się tak bardzo zakochać.
- No mów mi tu zaraz jak twój Matt’ie? – zaśmiał się, opatulając siostrę ramieniem.
- W porządku – powtórzyła jego gest, gdy po raz kolejny usłyszała to śmieszne zdrobnienie. – Jest nam razem wspaniale. Kiedy z nim przebywam, czuje się naprawdę nieziemsko. To cię może śmieszyć, ale naprawdę tak jest.
- Dlaczego pomyślałaś, że może mnie to śmieszyć? – popatrzył na nią niezrozumiale.
- No wiesz… Ty nigdy nie pochwalałeś takich związków. Sądziłeś, że jeszcze będziemy mieli na to czas.
- Tak. I właśnie teraz nastał twój czas. Mój też – uśmiechnął się sam do siebie, wspominając ponownie obraz pięknej blondynki.
- Czyli z tą dziewczyną tak na serio, serio? – powiedziała zaskoczona, na co wybuchł śmiechem.
- To takie dziwne, że jestem zakochany? – wywrócił oczami rozbawiony.
- Tak! – spojrzała na niego znów zdumiona, nie wierząc, iż jej brat to rzeczywiście ten sam człowiek, który stoi tuż naprzeciwko niej. – Ty!? Człowiek, który lubi raczej krótkie przygody i dobrą zabawę? Ten sam, który wydawało mi się, że przez przynajmniej kolejne dwadzieścia lat nie powie, że jest zakochany? Uwierz lub nie, ale jestem zszokowana. Ty chyba też.
- Tu ci przyznam rację, bo rzeczywiście jestem zaskoczony. Ale ona zmieniła moje życie. Jest taka… normalna? Zupełnie normalna dziewczyna. A na dodatek niewiarygodnie piękna i dobra. Zabawna, przyjazna i kochająca – pokręcił głową, zdając sobie sprawę z ilości jej zalet. – Po prostu nie wierzę, że mnie to spotkało. Nie wierzę, że chce właśnie mnie. Tyle przeszła. Tyle wypłakała. I nadal ze mną jest – zaśmiał się pod nosem, powtarzając po raz kolejny te same słowa. – Jak to możliwe? – skierował się tym razem do Gemmy.
- Sama nie wiem jak to możliwe. Musi cię chyba bardzo kochać – zażartowała, patrząc po chwili na niego poważnie – A czy ty kochasz ją? – nastała chwila ciszy, gdy chłopak przymrużył oczy i wziął głęboki oddech, a po chwili znów spojrzał na siostrę. 
- Kocham ją do szaleństwa. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że może istnieć tak wielka miłość. Że można naprawdę, w prawdziwym życiu, być kimś tak bardzo zafascynowanym… Tak dobrze się z kimś czuć… Ale można. To naprawdę jest możliwe.
- W takim razie nie pozwól jej odejść. Jeden błąd może zniszczyć wszystko, a gdy do tego dojdzie, możesz już nigdy nie spotkać kogoś takiego jak ona.

            Śmiech, zabawa, otwieranie prezentów i wspomnienia. Można powiedzieć, że tak właśnie wygląda wigilijny wieczór idealnej rodziny. I tak właśnie było. Harry miał idealną rodzinę. Nigdy temu nie zaprzeczał, i choć przeżył w życiu swoje, miał świadomość, że rozwód rodziców wpłynął na nich samych w pozytywny sposób. Bardzo lubił swojego ojczyma, a jeszcze bardziej cieszyło go to, że jego matka jest przy nim równie szczęśliwa.
- Rzuciłam pięć!
- Nie prawda kochanie, rzuciłaś trzy. Robisz trzy kroki.
- Jak możecie mnie robić w balona? – odezwała się zdezorientowana Ann, siedząc ze swoją rodziną na dywanie, grając przy tym w ulubioną grę. – Harry? Ile rzuciłam?
- Przykro mi mamo, ale Robin ma rację.
- Ohh, nie wierzę! Wraz z Gemmą pasujemy! Nie gramy z oszustami!
- Hej! Mi idzie całkiem dobrze, mów za siebie! – odparła blondynka, powodując tym samym śmiech u brata i ojczyma. Znienacka przerwał im głos komórki jednego z nich.
- Zaraz przyjdę, nie pozabijajcie się – mówił wciąż rozbawiony Harry, szybko podbiegając do komórki.
- Halo?
- Jak przebiega twój wigilijny wieczór? – usłyszał ciepły, kobiecy głos, który tak bardzo koił jego wszystkie zmysły. Na sam ten dźwięk uśmiechnął się szeroko, modląc się, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Szczerze powiedziawszy to dom wariatów. Nigdzie indziej nie ma bardziej szalonych świąt.
- A co tam się dzieję?
- Gramy w gry, oglądamy zdjęcia, mówimy o tobie… - odparł, przekazując jej w zasadzie całą prawdę, bowiem jej imię zostało wypowiedziane w tym domu naprawdę sporo razy. Ale jak mogłoby być inaczej, skoro chwalił się nią na każdym możliwym kroku?
- O mnie? Co takiego o mnie mówisz? – zachichotała cicho, a on ponownie poczuł się jak w raju. Nie miał pojęcia, że osoba, która z samego początku cholernie go denerwowała, może się okazać tak ważną i kochaną istotą.
- No cóż… Parę twoich zalet. Że często chrapiesz, masz wąsy i duże stopy. Nic wielkiego – mówił, chcąc być w miarę poważnym, ale po drugiej stronie znów usłyszał głośny śmiech.
- To miłe. Jestem taka perfekcyjna nieprawdaż? Jak zareagowali?
- Pokochali cię już od pierwszej cechy.
- Oh, dzięki Bogu. Myślałam, że wąsy mogą być przeszkodzą – udała, że jego słowa przyniosły jej ulgę, co rozśmieszyło go jeszcze bardziej. Niewiarygodne było to, jak za każdym razem potrafiła wzbudzić ogromny uśmiech na jego ustach. Na chwilę zapadła chwila ciszy. Zupełnie tak, jakby chcieli nacieszyć się sobą bez żadnych słów. I choć nawet nie mogli się zobaczyć, sam dźwięk głosów, doprowadzał ich niemalże do szaleństwa. – Bardzo, bardzo za tobą tęsknie – odezwała się, cicho wzdychając. – Czy to nie dziwne? Nie widziałam cię dwa dni.
- Powiedziałbym, że to raczej wspaniałe, a nie dziwne. Ale nie jesteś sama, bo ja też cholernie tęsknie – oparł się o ścianę, marząc o tym, aby dotknąć jej delikatnych dłoni, rozpalonych policzków i pełnych warg, które należały tylko i wyłącznie do niego.
- W takim razie zgaduję, że … to chyba miłość? – doszedł go ponownie jej głos, na co serce zabiło mocniej.
- Tak. To zdecydowanie miłość.

SOFIA

            Prześliczna blond włosa dziewczyna nakrywa do stołu, przy którym stoją trzy krzesła. No w sumie można powiedzieć, że cztery, bo jak to bywa w jej tradycji, czwarte jest wolne, w razie, gdyby zjawił się ktoś niespodziewany. Babcia przygotowuje czerwony barszcz, a mama lepi uszka. To zupełnie jak przywiezienie polskiej tradycji do Anglii. Patrząc na ten obraz, czuje się zdumienie. Najbardziej dlatego, iż pół roku temu, ta właśnie oto dziewczyna, przyjechała do tego kraju zupełnie sama. Nieświadoma niczego co może ją spotkać. Bez dachu nad głową i dobrej pracy. Ostatnią rzeczą o której myślała przybywając tutaj, to znalezienie miłości, która odegrała tak ogromne, kluczowe znaczenie w przeciągu tych kilku miesięcy. Ta właśnie oto miłość sprawiła, iż poczuła, że tak naprawdę żyje. Znów była szczęśliwa. To zupełnie tak, jakby w zamian za jej ojca, człowieka, którego kochała niewiarygodną siłą, ktoś podstawił Harry’ego. Oczywiście nie pełnił roli jej ojca, ale pełnił zupełnie inną, w której spełniał się wręcz znakomicie. Kochał ją, a ona kochała jego. Nie mogła sobie wymarzyć na tę chwilę czegoś bardziej wspaniałego. Żałowała tylko, że nie mógł być z nią w ten wyjątkowy wieczór, lecz cieszyła się, że tak jak ona, szatyn spędza miłe chwile ze swoimi bliskimi. Dokładnie wiedziała, jak bardzo za nimi tęsknił, i chciał poczuć na nowo tę jedyną więź, która łączy go z rodziną. Cieszyła się, że choć są w zupełnie innych miejscach, to jednak spędzają czas podobnie. Z ludźmi, którzy są dla nich najważniejszymi osobami w życiu.
- Cudownie przystrojona, prawda? – odezwała się piękna brunetka, podchodząc do swojej córki, która stała właśnie przodem do zielonej choinki. Opatuliła ją od tyłu ramionami, wdychając zapach jej słonecznych włosów.
- Piękna. Chociaż trochę koślawa – zaśmiały się obie.
- No i trochę za dużo ozdób gdzieniegdzie. Dopiero teraz to zauważam.
- Tata zawsze potrafił świetnie ubierać choinki, pamiętasz? – obróciła głowę do matki. – Jako jedyny z nas zawsze miał to wyczucie. Brakuje mi go… - westchnęła cicho, gdy łza zakręciła się w jej oku. Anna spojrzała na nią z bólem, i przytuliła do klatki piersiowej.
- Mnie też go brakuje. Bardzo – załkała, ale nie był to płacz smutku. Był to płacz radości, iż wspomnienia o jej mężu zawsze będą w jej pamięci, i w chwilach takich jak ta, gdy stoi z córką pełna szczęścia i miłości, może wspominać, jakim cudownym człowiekiem był Robert. – Wierzę, że właśnie patrzy na nas z góry. I wiesz co? Śmieje się, że rozmazujemy sobie cały makijaż – zaśmiały się ponownie, wycierając łzy spod oczu.
- Tak. Pewnie masz rację.
- Wiesz… Nie możemy się załamywać. Musimy żyć dalej. Tata nigdy nie zniknął. On wciąż z nami jest. Po prostu pod inną postacią. Nie możemy go zobaczyć, ale możemy go poczuć. Na przykład w zimowym wietrze, płatkach śniegu, zapachu powietrza. On już zawsze z nami będzie – Sofia kiwała głową, gdy jej matka po raz kolejny zalewała ją potokiem wzruszających słów. - Wierzę, że kiedyś wszyscy się znowu spotkamy, ale teraz musimy dołożyć starań, żeby nie zmarnować sobie życia. – kobieta pogłaskała policzek córki. – Ty musisz żyć pełnią życia, szczęściem i miłością. Żyj dniem dzisiejszym i nie martw się o jutro. Kochaj, i bądź kochana, bo miłość to najlepsze uczucie na świecie. Nie przychodzi ot tak, kiedy tego chcemy. Zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie, i często zastanawiamy się dlaczego pokochaliśmy akurat tę osobę. Potem zdajemy sobie sprawę, że to właśnie została nam z góry przypisana. To właśnie dlatego ją tak bardzo kochamy…
- Mamo? – blondynka spojrzała na uśmiechniętą już matkę. – Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie. Proszę cię, zostań już tu ze mną na zawsze… - wtuliła się ponownie w jej ciepłe ramiona, modląc się, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Oh, skarbie. Jeśli zdecydujesz się tu zamieszkać na stałe, obiecuję, że nadejdzie dzień, kiedy przyjadę i zamieszkam razem z tobą. Ale na razie nie mamy na to odpowiednich warunków.
- Tak… Masz rację – westchnęła cicho, zdając sobie sprawę z porażki. Wierzyła jednak, że słowa matki okażą się słuszne, i rzeczywiście niebawem Londyn będzie dla niej takim samym domem, jak dla Sofi. – Ale obiecaj, że tak się stanie.
- Czy kiedykolwiek cię zawiodłam? – kąciki ich ust ponownie się podniosły, a spojrzenia przepełnione były jeszcze większą miłością i ciepłem. – Obiecuję.

***

MOI KOCHANI!
Najdłuższy rozdział ever, jak sami widzicie. Ale chciałam opisać te święta w każdej perspektywie, żebyście mieli dokładny obraz odczuć naszych bohaterów. Wydaje mi się, że przez te właśnie perspektywy, poznaliście ich jeszcze bardziej i wiele rzeczy, których się jednak nie spodziewaliście, zostało rozwiniętych. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jest słodko, nawet bardzo, ale jak na razie mam dość kłótni, a życie jest piękne, więc dlaczego ma nie być słodko? Chcę po prostu podkreślić jak wszyscy się bardzo kochają, co przecież również zdarza się w prawdziwym życiu, nie mam racji?
Dziękuje za komentarze, i choć niby było czterdzieści, ale w sumie tylko przez jedną czytelniczkę, która dodała parę komentarzy za jednym razem, to jednak dodaję, bo przecież nie mogę was tyle trzymać w niewiedzy!
Chcę jeszcze dodać, iż perspektywę Niall'a i Ann'ie pisała moja Endżi, za co strasznie jej dziękuje! KONIECZNIE WCHODZCIE NA JEJ BLOGA!

KOCHAM!

13 lis 2013

29.If this world is wearing thin and you're thinking of escape I'll go anywhere with you.



“You may say I'm a dreamer, but I'm not the only one. I hope someday you'll join us.
And the world will live as one.”


            Osoba, która była ci najbliższa przez kilka ostatnich miesięcy, nagle, z nieznajomej ci przyczyny, staje się kimś zupełnie obcym. Patrzysz na nią i masz wrażenie, że wszystkie chwile przeżyte razem nigdy nie istniały, nie miały swojego miejsca. Nawet gdybym próbowała, nawet gdybym chciała, nie mogłoby być tak jak przedtem. Zawsze wyobrażałam sobie, że pierwsze spotkanie Harry’ego z moją mamą będzie wyglądać zupełnie inaczej. Ja, siedząca tuż obok niego w silnie, zaciśniętych ramionach, przepełniona szczęściem i radością, a naprzeciwko nas moja mama. Pogodna i niezmiernie uradowana, iż jej córka w końcu odnalazła kogoś, kto jest dla niej ważny. Kogoś, kto ją rozumie i docenia. Kogoś, kto jest całym jej życiem.
            Tymczasem to właśnie ja byłam tą osobą, która siedziała naprzeciwko Harry’ego. Nie byłam w jego ramionach, a już na pewno nie kipiałam radością. Kathrin zajmowała miejsce tuż obok mnie, i nie zwracając na nic uwagi, mieszała bez celu w swoim talerzu. Babcia po mojej lewej stronie, na głównym miejscu przy stole, a naprzeciw niej mama, która znajdowała się po mojej prawej. Sytuacja niebywale niezręczna i niezbyt ekscytująca. Właściwie wciąż zadawałam sobie pytanie, jak to się stało, że siedzimy tu w piątkę, zupełnie sztywni, nie mający ani jednego tematu do rozmowy?
- No więc… Jak się masz Harry? – odezwała się moja mama, o dziwo nie kalając bardzo języka angielskiego, czym bardzo mnie zaskoczyła, ale coraz bardziej byłam z niej dumna.
- Ymm, dobrze, dziękuje. A jak paniom minęła podróż? – uśmiechnął się przyjaźnie, nie spoglądając nawet w moją stronę. Moja mama już miała coś powiedzieć, gdy wtrąciła się babcia.
- No wiesz kochaniutki, lot do Anglii był niezwykle ekscytujący. Czułam się zupełnie tak, jak czterdzieści lat temu, gdy sama przyjechałam do tego pięknego kraju szukając przygody – puściła mu oczko, a ja coraz głębiej zapadałam się po ziemię. – Nie masz pojęcia co robiłam, gdy byłam w twoim wieku – zachwycała się kobieta, a chłopak patrzył na nią z rozbawieniem i ciepłem w oczach. Byłam wdzięczna, że pomimo naszej kłótni, zachowywał się godnie pochwały.
- Nie wątpię! – zażartował sympatycznie.
- Nawet sobie nie wyobrażasz. Londyn, Walia, Manchester, Liverpool… Wszystkie te miasta były dla mnie kolejnym domem. I w każdym z nich oczywiście znajdowałam dogodne towarzystwo. Oh, Anglicy byli wtedy tacy namiętni i niegrzeczni…
- Babciu! – zwróciłam jej uwagę, bo jak dla mnie, zdecydowanie powinna zakończyć swój niesmaczny monolog. Mama patrzyła na mnie ze zdezorientowaną miną, bowiem zapewne pięćdziesiąt procent wypowiedzi babci, nie potrafiła jednak zrozumieć. Szczęściara.
- Czy teraz płeć męska się zmieniła? – skierowała swoje pytanie do lokowatego, nie zwracając na mnie zbytniej uwagi.
- Myślę, że nadal jesteśmy tak samo namiętni i niegrzeczni jak za pani czasów. No i warto również dodać, że na pewno jesteśmy uzbrojeni w wielką cierpliwość, zrozumiałość i tolerancję – spojrzał tym razem na mnie, a ja wiedziałam, że dalsza rozmowa nie potoczy się zbyt dobrze.
- Wspaniale – skomentowała krótko babcia, biorąc łyk czerwonego wina.
- Warto również dodać, że mężczyźni w Anglii są…
- Nieco przewrażliwieni i bardzo niecierpliwi, prawda Harry? – zabrałam głos, patrząc na niego pewnym siebie wzrokiem. – Ah, i zapomniałabym o najważniejszym. Są cholernie nieufni i na dodatek lubią kontrolować swoje partnerki. Czasem traktują je jak przedmiot, bo uważają je chyba za nieradzące sobie istotki, które bez nich byłyby jak dzieci we mgle – ciągnęłam, a sytuacja robiła się coraz bardziej temperamentna.
- No tak. Bo niektóre obcokrajowiczki są tak pewne swego, że zupełnie nie pozwalają wyrazić swojego zdania owym partnerom. Mają zbyt duży honor i dumę, żeby przyznać się do błędu, i przyjąć choć mały podarunek. Sądzą, że same wszystko załatwią i kompletnie nie obchodzi ich zdanie innych, czyż nie? – uśmiechnął się ironicznie, a ton naszych głosów coraz bardziej się podnosił.
- No tak! Bo przecież obcokrajowiczki to najgorsze kobiety w nowych krajach – podniosłam się z krzesła, bliska wybuchu. - Dziwne, że w ogóle mają do nich wstęp. Jeśli jesteście tak biedni, może wiążcie się z kobietą swoich obyczajów. No, Harry. Nie zawiesiłeś ostatnio oka na jakieś ładnej Angielce?
- Proszę, przestańcie – odezwała się Kathrin, próbując załagodzić sytuację, ale obydwoje puściliśmy jej prośbę mimo uszu.
- Na Angielce nie – również wstał, mierząc się ze mną wzrokiem – Ale ostatnio zdarzyło mi się zawiesić oko na jednej Polce, której plakaty, przedstawiającej ją w samej bieliźnie były zawieszone w jedynym sklepie z bielizną w całym centrum handlowym. Świetny widok. A najlepsze było w tym wszystkim to, że ta oto właśnie Polka, okazała się moją dziewczyną. Cóż za śmieszny zbieg okoliczności, nie uważasz? Prawie popuściłem z wrażenia.
- No coś ty. W takim razie masz wielkie szczęście. Zapewne cieszyłeś się z sukcesu swojej dziewczyny? No wiesz, w końcu taka reklama to nie codzienność. A może się mylę? Może wpadłeś do jej domu jak huragan, i zjechałeś z góry do dołu za to, że chciała zrobić coś sama, bez wyrażenia twojej zgody. To chyba do ciebie podobne. A tak na marginesie, może na drugi raz trzeba zainwestować w pieluchy – odgryzłam się chamsko, bowiem nie miałam zupełnej ochoty na dalsze ciągnięcie tej konwersacji.
- Dość! – krzyknęła moja matka, dosłownie zabijając nas wzrokiem. Choć nie często potrafiła się skupić na angielskiej konwersacji by cokolwiek zrozumieć, tym razem jednak zdawało mi się, że chyba nie miała z tym większego problemu. – Naprawdę zachowujecie się jak dzieci. Ile wy macie lat? – moja jak i Harry’ego mina stopniowo stawała się coraz to łagodniejsza, a poczucie winy zdecydowanie dawało o sobie znać. Na pewno nie pokazaliśmy się z dobrej strony. Oboje. – Przecież jesteście w sobie tacy zakochani! Co się stało? Czy pozwolicie, żeby jedna rzecz zrujnowała wszystko, co budowaliście tak długo? Czy pozwolicie, żeby wszystkie wasze starania i dobre chwile poszły na marne? Sofio … - spojrzała na mnie – Jesteś moją córką, ale tym razem nie jestem po niczyjej stronie. Powinnaś zaufać swojemu chłopaki, i powiedzieć mu o tym co zadecydowałaś. Pamiętaj, że zawsze najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa – spuściłam głowę, nie wiedząc nawet co powiedzieć. – A ty, Harry – skierowała się tym razem do zielonookiego – Musisz wykazać choć trochę wyrozumiałości i dać swojej dziewczynie podejmować swoje decyzję. Jako jedyny powinieneś wiedzieć o tym najlepiej, że człowieka nie można ot tak tego pozbawić, nie mam racji? – chłopak skinął niezauważalnie głową, a ja byłam pod cholernym wrażeniem, jak moja mama radzi sobie z językiem.


Wiem, że powinnam raczej skupić się na tym CO mówi, a nie po jakim języku, ale naprawdę było to dla mnie niewiarygodne. – Ja skończyłam na dzisiaj mój posiłek. Wy chyba również. Jeśli wyjaśnicie sobie parę spraw i przestaniecie zachowywać się jak dwoje rozkapryszonych nastolatków, zgłoście się do mnie na normalną rozmowę. Na razie nie mam na to ochoty – zakończyła swój monolog i wstała od stołu, kierując się do pokoju, który przydzieliłam jej na czas wizyty.
- Tak… Ja też już pójdę. Jeśli będziesz mnie potrzebować, dzwoń – odezwała się blondynka – Do widzenia Pani – skinęła głową do mojej babci, która wciąż siedziała wygodnie na krześle sącząc jak gdyby nigdy nic kolejną już lampkę wina.
- Ah, ta młodzież. Temperamentna i niezwykle wybuchowa – mówiła z takim spokojem i relaksem, iż myślałam, że zaraz wyciągnie cygaro. Na szczęście tak się nie stało.
- Babciu, mogłabyś nas zostawić? – zwróciłam się do niej grzecznie, bo nie wydawała żadnych oznak odejścia.
- Tak, tak oczywiście. Porozmawiajcie sobie, kochani. I niczym się nie martwcie. Zakochani zawsze sobie wybaczają. Poza tym w związkach potrzebny jest dreszczyk emocji i trochę dzikości – uśmiechnęła się szeroko, dając Harry’mu soczystego buziaka w policzek, czym ponownie byłam zdegustowana i zawstydzona. Po chwili opuściła pokój, a ja stałam dalej w miejscu wpatrując się w zielone tęczówki chłopaka, które nie były już przepełnione tak wielkim gniewem.
- Wybaczcie. Zapomniałam o winie – pojawiła się znowu, zupełnie bez pozorów, biorąc ze sobą butelkę. Tym razem miałam nadzieję, iż niczego nie zapomniała, co sprawdziłam dokładnie przed jej wyjściem.


Nikt z nas się nie odzywał. Zupełnie tak, jakbyśmy nie mieli sobie nic do powiedzenia. Znienacka głośno odchrząknęłam, na co on ciężko westchnął.
- Nic nie mówisz… - odparł po chwili.
- Po prostu… Zastanawiam się jak mogliśmy do tego dopuścić.
- Każdemu się zdarza. Nam widocznie też. Przyznaję, że nie zachowałem się godnie pochwały. Po prostu… Byłem zły, wściekły. Gdy te zdjęcia ujrzały światło dzienne, jak zwykle Paul poprosił mnie na rozmowę i sama chyba zdajesz sobie sprawę co powiedział – popatrzył na mnie znacząco, a mnie zrobiło się wstyd, co nie zmienia faktu, że byłam również zdenerwowana, bo w końcu znowu ich menadżer musiał dać mu wykład na mój temat. Już wyobrażam sobie, co usłyszał lokowaty.
- Przepraszam. To rzeczywiście nie było dobrze przemyślane. I nie zdawałam sobie sprawy, jak skutki tej sytuacji wpłyną na twój rozwój kariery. Pewnie zrobiłam ci wstyd – westchnęłam już lekko zdruzgotana.
- Nie… - ominął stół i podszedł do mnie. – Nie zrobiłaś mi wstydu. Po prostu byłem cholernie zazdrosny wiedząc, że nie tylko ja oglądam moją dziewczynę w bieliźnie – uśmiechnął się lekko, na co zachichotałam.
- To prawie tak jak w stroju kąpielowym – wziął moją dłoń, i przyłożył do swego policzka.
- Jestem głupkiem. Powinienem być dumny, że mam tak idealną kobietę. I naprawdę cieszę się za twój sukces.
- To było jednorazowe. Obyłoby się bez tego… Po prostu bardzo chciałam zobaczyć się z mamą i wtedy myślałam tylko o tym – przytuliłam się do niego, bowiem nie mogłam dłużej usiedzieć bez ciepła jego ciała. Tak bardzo mi tego brakowało, iż czułam się tak, jak za pierwszym razem będąc w jego ramionach.
- Postaram się zastopować. I jeśli tego chcesz, nie będę płacił za wszystko, na co nie masz ochoty. Ale wiedz, że staram ci się dogodzić jak tylko się da.
- Wiem – uśmiechnęłam się przez łzy. Rozpłakałam się, ale musiałam w końcu dać upust emocjom, które kumulowały się we mnie przez ostatnie dni – To ja byłam głupia myśląc, że się mnie wstydzisz i chcesz zrobić na złość.
- Tak… - zastanawiał się nad czymś – W tej kwestii naprawdę byłaś trochę głupiutka – odsunął się i spojrzał na mnie znów z tą ogromną radością i miłością w oczach. – Kocham cię najbardziej na świecie. Jestem przy tobie, bo nie ma na świecie innego miejsca, w którym mógłbym być – jego usta zbliżyły się do moich, a po chwili złączyły się w długim pocałunku. Czułam się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Byłam szczęśliwa. Znowu byłam szczęśliwa. Tym razem moja mama mogła zobaczyć mnie w takim stanie, jakim chciałam, żeby mnie ujrzała. Ja, stojąca tuż obok niego, w silnie zaciśniętych ramionach, przepełniona szczęściem i radością. Bo w końcu odnalazłam kogoś, kto jest dla mnie ważny. Kogoś, kto mnie rozumie i docenia. Kogoś, kto jest całym moim życiem.
- W takim razie jesteś gotów by spotkać się ponownie z moją mamą? – uśmiechnęłam się, puszczając mu oczko.
- Myślę, że w tej chwili zrobimy lepsze wrażenie. Muszę ją przeprosić – odparł, biorąc mnie za rękę.
- Chodź – pocałowałam jego dłoń, i skierowaliśmy się do pokoju szatynki. Cieszyłam się, że powiedziała nam tyle ważnych i prawdziwych słów. Gdyby nie ona, może byśmy się nie pogodzili? Może Harry wyszedłby stąd bez żadnego słowa pożegnania czy nadziei na lepsze jutro? Tego nie wiedziałam. Cieszyłam się tą chwilą.
- Mamusiu… - stanęliśmy w drzwiach, gdzie przepiękna kobieta w średnim wieku wpatrywała się w krajobraz za oknem. Odwróciła się w naszą stronę, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Cieszę się, że pomogłam – podeszła do nas, biorąc w dłoń nasze splecione ręce.
- Chciałem przeprosić za moje zachowanie. Mam nadzieję, że dostanę drugą szansę na pokazanie się z tej lepszej strony – kąciki jego ust się podniosły, a mnie na sam widok miękły kolana. Jak zwykle zresztą, gdy wykonywał ten gest.
- Oczywiście… Mamy mnóstwo czasu. Zostaniesz na herbatę?
- Bardzo bym chciał, ale niestety mamy wywiad w radiu, i moja nieobecność zapewne niezbyt zadowoliłaby mojego menadżera – spojrzał tym razem na mnie, na co skinęłam ze zrozumieniem głową.
- Oczywiście. Nigdy nie można zaniedbywać swoich obowiązków. A co robisz na święta, Harry? Jesteś zajęty? Byłoby nam bardzo miło, gdybyś spędził z nami czas – słowa mojej mamy były proste i poprawnie wypowiadanie. Zapewne brała kilka lekcji angielskiego, nawet mi o tym nie mówiąc, aby zrobić mi niespodziankę. Byłam zdumiona jej ogromnym staraniem i postępkiem.
- To cudowna propozycja i bardzo się cieszę, ale spędzam święta również z moją rodziną – uśmiechnął się na samą myśl – Nie widziałem ich bardzo długo…
- Oh, oczywiście. Nie wiem czemu o tym nie pomyślałam. Wspaniale to słyszeć. Mam nadzieję, że pozdrowisz ich od nas.
- Oczywiście – skinął zadowolony głową. – Zostawiam was same. To pierwszy pani dzień tutaj, a już tyle dziwnych sytuacji – zaśmiał się, na  co powtórzyłyśmy jego gest. – Odwiedzę was jeszcze…
- Mamy taką nadzieję – odparła mama. – Jesteś bardzo dobrym chłopakiem, Harry. Cieszę się, że moja córka spotkała na swojej drodze właśnie ciebie – kąciki moich ust podniosły się wyżej,
na usłyszenie owych słów. Chłopak spojrzał na mnie z ciepłem, i bardziej ścisnął moją dłoń.
- Ja cieszę się jeszcze bardziej.

                                                       HARRY

Music on

Tak. Byłem szczęśliwy. Czy można być bardziej? Wątpię. Miałem wszystko, czego pragnę. Wszystko czego nigdy nie śmiał być oczekiwać. Wszystko co kocham. Mówi się, że tak niewiele potrzeba do szczęścia. Ja natomiast miałem tak wiele, iż nie wiem za co spotkało mnie tyle dobrego. Rodzina, przyjaźń, kariera, ONA… Ona w postaci miłości. Miłości na całe życie. Miłości, która nigdy nie ustaje. Która nie szuka niczego złego i nie zazdrości. Czy możliwe było, żebym kiedykolwiek się od niej uwolnił? Żebym kiedykolwiek mógł związać się z inną kobietą? NIE. Na chwilę obecną, nie było to dla mnie możliwe. Bo gdyby mnie opuściła, przestałbym istnieć. Nie miałbym wielu powodów do radości, nadziei i wiary. Nie byłoby osoby, która obdarzyłaby mnie ciepłem, uściskiem czy pocałunkiem. Na widok nikogo innego nie poczułbym tego, co czuję gdy widzę właśnie JĄ. Moje życie nie byłoby takie samo. Zabrakłoby w nim tego, co teraz tak bardzo je dopełnia. Zabrakłoby szczęścia…

Szczęście to ta chwila co trwa...Szczęście to piórko na dłoni,
Co zjawia się, gdy samo chce i gdy się za nim nie goni.
Szczęście to ta chwila co trwa, niepewna swej urody.
To zieleń drzew, to dzieci śmiech, słońca zachody i wschody.
Więc nie patrz w dal, bo szczęście jest tuż obok nas.
W zwyczajnym dniu, w zapachu domu,
Wśród chmur, w ciszy traw - jest blisko nas,
Dlatego...
Póki radość jest w nas, póki wielka miłość płynie w nas,
Warto żyć, warto śnić, warto być...
Póki śmiech tłumi łzy, póki wciąż mamy sny,
Warto śmiać się, cieszyć się, warto kochać...
A kiedy pragniemy całym sercem, zawsze coś nas do celu pcha.
I znów tak cudownie potajemnie, cały świat sprzyja nam...
Ja wiem, więc proszę, uwierz mi , nieważne w życiu są przyszłe dni.
I jeśli piękno żyje w nas, to dajmy mu siłę i pozwólmy mu trwać.
I jeśli możesz komuś całe serce dać,
kochać raz na zawsze - nigdy nie będziesz sam.
Gdy się kocha, można czekać wiek,
To co dobre już zostanie, nigdy nie będziesz sam.
Nasze myśli podniebne, niech szybują wśród chwil.
Słowa już niepotrzebne,
Tylko gest... cisza... i Ty...


           

Dom One Direction

            Przyjaźń. Tak ważna jest dla nas przyjaźń. Kochamy się jak bracia i wiemy, że zawsze możemy na siebie liczyć. One Direction to nie tylko zespół. To rodzina, przyjaciele, zabawa i radość. One Direction to siła, jakiej zazdrościć może nam nie jeden człowiek.
            Kolejny rok się kończył, a następny zaczynał. Tak wiele osiągnęliśmy. Tak wiele zostało nam dane od losu, że do tej pory nie możemy uwierzyć, iż ta historia przydarzyła się właśnie nam. Ta cała przygoda przytrafiła się tej piątce najzwyczajniejszym chłopaków, którzy nie grzeszyli urodą, sławą czy urokiem. Natomiast mieli wielki dar. Umiejętność słuchu. Gdy brzmiały ich głosy, płynęli głęboko, a każdy kto miał okazję usłyszeć i zobaczyć to na własne oczy, popadał w zachwyt i ekscytację. Setki koncertów, miliony sprzedanych biletów oraz płyt, w której kolejna z nich była w drodze, a także premiera filmu, która miała nastąpić już na początku kolejnego roku. Czy ktokolwiek w ogóle przypuszczał, że osiągniemy tyle co dotychczas?
- Ja nigdy nawet bym o tym nie śnił… - westchnął blondyn, siedząc wygodnie na kanapie we wspólnym salonie.
- Tak. To zabawne prawda? – zaśmiał się Liam. – Tyle przetrwaliśmy.
- Napady szalonych fanek… - oznajmił Louis.
- Zwiedzenia całego świata – odezwałem się tym razem z zachwytem.
- Zakochiwanie się w prezenterkach programów – Niall popatrzył na mnie z rozbawieniem, na co skarciłem go wzrokiem.
- Nie zapomnijcie o potajemnych związkach – zwrócił uwagę Zayn, ukradkiem zerkając na mnie. Bo w końcu tylko my mieliśmy taką, a nie inną sytuację. Tylko my mogliśmy poczuć się wykorzystani, i mieć świadomość jak to jest, gdy dzieję się coś wbrew twojej woli. Teraz wydawało mi się to śmieszne. Z Taylor wszystko skończone i w końcu mogę żyć tak jak chcę. Zayn natomiast dalej brnie w sytuację z Perrie, tym razem z własnej woli. Wydaję mi się, że przyzwyczaił się do takiego życia i jakimś trafem, nie chcę pozwolić jej odejść. Może nawet w końcu się zakochał po raz drugi?
- No i w końcu znalezienie prawdziwych miłości – Louis spojrzał na wszystkich z zadumą. Każdy z nas uśmiechnął się pod nosem, nie mówiąc ani słowa. – W końcu możemy powiedzieć, że jesteśmy szczęśliwi?
- Tak – odparł Liam, zwracając tym naszą uwagę. On i Danielle tworzyli cudowny związek, którego zawsze im zazdrościłem, a teraz ja sam mogłem się pochwalić czymś najpiękniejszym co mogło mi się wydarzyć.
- Myślę, że to nie szczyt moich oczekiwań, ale tak… Jestem szczęśliwy – westchnął Zayn. Klepnąłem go po ramieniu, na znak, że on również pewnego dnia odnajdzie to, co sprawi, że jego życie nabierze barw. Każdy z nas ma prawo walczyć o to, czego pragnie.
- Kto by pomyślał na początku wakacji, że będę całkiem innym człowiekiem? – przyszło kolej na mnie – Życie dało mi więcej, niż mógłbym się spodziewać. Mam cudownych przyjaciół – spojrzałem na nich z sentymentem – Wspaniałą rodzinę i najlepszą dziewczynę na ziemi. Nie mógłbym być bardziej szczęśliwy.
- Niall? – mulat spojrzał wymownie na blondyna, który siedząc wygodnie na fotelu, rozmyślał nad czymś nieznanym reszcie chłopaków, lecz ja dokładnie wiedziałem co chodziło mu po głowie.
- Tak – westchnął chłopak, udając, że niczym się nie przejmuje –I cieszę się waszym szczęściem.
- Nie powiedziałeś tego dosłownie – odezwał się zaniepokojony Lou.
- Czego?
- Że jesteś szczęśliwy – blondyn pokiwał rozbawiony głową.
- Jestem szczęśliwy. Zadowoleni? – skłamał. Znaliśmy się na tyle, że każdy z nas wiedział, kiedy z drugim jest coś nie w porządku, a Horan widocznie dawał to po sobie znać.
- Byłbym zadowolony, gdyby te słowa były prawdą… - westchnął pasiasty.
- Co mam wam powiedzieć? Że tak, mam wszystko, za
co inni mogliby zabić. Bo w końcu sława, kariera, pieniądze, uwielbienie ludzi na całym świecie to wspaniała rzecz, czyż nie? – patrzyliśmy na niego z bólem. Jak to możliwe, że tak cudowny człowiek jak Niall, za cholerę nie mógł doznać uczucia, którego tak bardzo pragnął? Czy za każdym razem coś musiało stawać mu na przeszkodzie? – Wiecie… Oddałbym to wszystko za to, żeby nie być już samotnym. Dwadzieścia lat to dużo. Nie chcę już tak żyć… - schował w dłoniach twarz, a każdemu z nas doskwierało uczucie przykrości i współczucia. Podszedłem do chłopaka i usiadłem tuż obok.
- Wiesz… Uważaj na to co mówisz. Bo nigdy nie wiesz, kiedy twoje prośby się spełnią.
- Co? – zapytał, patrząc na mnie zdezorientowany, a w tym samym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi frontowych. Uśmiechnąłem się szeroko, i wziąłem chłopaka po ramię.
- Już czas – kiwnąłem głową, a blondyn wciąż nie wiedział o co może mi chodzić. Podeszliśmy do drzwi i stanęliśmy obok siebie. Pewny siebie spojrzałem na niego po raz ostatni i otworzyłem szeroko drzwi, gdzie stała drobna, lekko uśmiechnięta blondynka, której w oczach mogłem dostrzec te same uczucia co w oczach przyjaciela. Chłopak spojrzał zaskoczony na kobietę, a wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Teraz był zdumiony i o wiele bardziej ożywiony. W jego tęczówkach skakały iskierki szczęścia.
- Annie…

***

Witajcie mordki!
Jak się podoba rozdział? Pisałam go z jakimś sentymentem. W ogóle czuję się, jakby to był ostatni rozdział tego opowiadania, a przecież tak nie jest. Jeszcze duuużo przed nami, mam nadzieję, że się cieszycie, bo ja ogromnie.
Zadowoleni ze zgody naszych bohaterów? Mam nadzieje, że tak. Jakoś nie mogę na nich patrzeć, gdy są pokłóceni. Dużo słów miłości, ale tego też potrzeba.

Będę wdzięczna, jeśli pod tym postem pojawi się minimum 40 komentarzy, bo jeśli nie, to rozdział się szybko nie pojawi. Ja też nie mam kompletnie czasu, i wstawiam rozdziały tak szybko tylko dlatego, bo robię to dla was. Proszę zróbcie mi prezent, bo naprawdę jest mi przykro, kiedy widzę liczbę wejść i obserwatorów a tylko mało ponad 20 komentarzy. Na innych blogach jest ich o wiele więcej, dlatego nie wiem czy nie staracie się bo mój blog jest po prostu słaby? Jeśli tak nie jest, to dajcie mi to do zrozumienia.

ZAPRASZAM PONOWNIE NA FILMIK O HARRY’M!



KOCHAM!