“I am here to love you, to hold you in my arms, to protect you.”
NARRACJA TRZECIOOSOBOWA
- Tak, przy telefonie – (…) - ale to niemożliwe! –(…)- Wszystko z nią w
porządku ? A co z Robertem ? –(…)- Mój Boże... – słowa, które dochodziły z
kuchni bardzo zaintrygowały szesnastoletnią szatynkę. Nie czekając dłużej
odłożyła na stolik czytaną jeszcze przed chwilą książkę i zrywając się na
proste nogi, podbiegła do owego pomieszczenia, gdzie znajdowała się jej babcia,
która w tym momencie zanosiła się gromkim szlochem.
- Babciu co się stało ? – zapytała przerażona dziewczyna, klękając koło
płaczącej staruszki
- Twoi rodzicie mieli wypadek – powiedziała kobieta, przecierając gorzkie
łzy haftowaną chusteczką
- Co? Wszystko z nimi w porządku? Mają jakieś obrażenia? Mów babciu! –
krzyknęła dziewczyna błąkając się po pomieszczeniu
- Zosiu… Twój tata. On … nie żyję.
Białe szpitalne ściany
wprowadzają w jeszcze bardziej melancholijny nastrój, który zdecydowanie nie
pomaga w oczekiwaniu na wieści o poszkodowanych. Czas dłuży się nieubłaganie, a
nadzieja, która na samym początku sięga najwyższego szczytu, maleje z każdą
kolejną godziną, minutą, sekundą… Ten rodzaj oczekiwania jest chyba najgorszym
jakie istnieje. Nie oczekujesz na narodziny dziecka, ani też na pobranie krwi
czy odbiór badań. Oczekujesz na wieść, która może zmienić twoje życie w raj
albo co gorsza, w piekło. Nikt nie wie jaki będzie ostateczny sąd, lecz każdy
ze zdeterminowaniem oczekuje najlepszej możliwości. Nie wszystkim się jednak
udaje…
- Jak tylko dojedziesz, od razu zadzwoń proszę. W
końcu jedziesz w ciemno i nie wiemy co się stanie, gdy już będziesz na miejscu
– odezwała się blondynka, stojąc wciąż na dworcu kolejowym, z którego jej córka
miała zaraz wyjeżdżać.
- Dobrze mamo nie martw się, zadzwonię na pewno. Dam
radę! Tata nade mną czuwa – odpowiedziała brunetka, patrząc w górę, ściskając
przy tym złoty naszyjnik podarowany przed ojca.
- Wiem córeczko. Kocham Cię – rzekła kobieta, ściskając
dziewczynę po raz ostatni.
- Ja was też kocham! – odparła, posyłając im w powietrzu
ostatniego buziaka i chwytając czarną walizkę, skierowała się w stronę pociągu.
Trwają przygotowania do operacji przywiezionej
kilkanaście minut wcześniej młodej dziewczyny. Jej twarz niegdyś zarumieniona,
teraz pozostaje blada. Blond kosmyki opadają na smukłe ramiona, a duże niebieski
oczy pozostają niewidoczne pod zamkniętymi powiekami. Jej szczupłe ciało, na
którym widnieje piękna sukienka zostaje na chwilę przykryte białym
prześcieradłem. Nie jest już tak ciepła jak jeszcze przed chwilą, a puls coraz
bardziej daję oznaki zminimalizowanego tempa. Z powodu postrzału w prawe płuco,
ledwo oddycha samodzielnie, przez co jest podłącza do respiratora. Nie wiadomo
czy przeżyje.
- Miło mi, nazywam się Kathrin Blake, a ty
chyba jesteś tu nowa? – zapytała blondwłosa, ściskając przy tym rękę
niebieskookiej.
- Aż tak widać? Jesteś trzecią osobą,
która mi to mówi, nie wspominając już o tych wszystkich ludziach, którzy patrzą
na mnie z żalem – odpowiedziała, obdarowując ją dużym uśmiechem.
- W sumie stwierdziłam to po akcencie,
walizce i imieniu – zaśmiała się, patrząc na dużą czarną torbę, która
spoczywała na lekko mokrym już chodniku – A widząc po niej, to chyba pojawiłaś
się i nie masz na razie zamiaru uciekać?
- Coś mi się zdaję, że jeśli dalej będzie
mi doskwierać tyle szczęścia jak do tej pory, to zanim się obejrzę już będę w
pociągu w drodze powrotnej – prychnęła szatynka, rozglądając się po otoczeniu.
- A gdzie mieszkasz? – zapytała po raz
kolejny blondynka.
- Problem w tym, że przyjechałam tu w
ciemno i nie mam się zbytnio gdzie podziać, więc będę wdzięczna, jeśli tylko
pokażesz mi drogę do jakiegoś motelu i nie będę ci zawracać głowy – odparła z
nadzieją, że dziewczyna ją posłucha i spełni ową prośbę.
- To nie będzie potrzebne – powiedziała z zaciekawieniem, po czym chwyciła jej walizkę,
obróciła się na pięcie i zaczęła iść w prawą stronę.
- Jak to ? – zapytała niebieskooka,
podbiegając do niej w szybkim tempie.
- Po prostu chodź za mną. A i tak na
marginesie, ciężką masz tą walizkę – zaśmiała się, na co ciemnowłosa zareagowałam
tak samo i chwyciła drugą część uchwytu torby, by nieść ją razem z dziewczyną w
miejsce, którego jeszcze nie znała.
Na korytarzu tuż obok drzwi, w
którym operowana jest postrzelona dziewczyna, stoi wysoki szatyn, patrząc ze
łzami na obraz za szybą. Wypłakał już wszystko co tylko mógł, ale wciąż nie
brakuje mu kolejnych kropli, spływających po jego rozgrzanych policzkach.
Zaciska mocno pięść, a drugą dłoń trzyma na szybie. Patrząc z zewnątrz, można
powiedzieć, że jest kompletnie zdruzgotany, lecz tak naprawdę jest o wiele
gorzej. Jego serce stopniowo pęka na miliony małych kawałeczków, a cały świat zdaje
się umierać. Dlaczego? Bo to właśnie jego świat leży po drugiej stronie szyby.
Znienacka poczuła na sobie wzrok
kolejnego przechodnia. Jej oczy skierowały się w lewą stronę, gdzie ujrzała
wysoką szczupłą blondynkę oraz trochę wyższego od niej chłopaka z czapką, spod
której wystawały brązowe loki. Chwilowo oniemiała, bowiem nastolatek był
naprawdę przystojny. Miał w sobie coś, co powodowało, że mogłaby na niego
patrzeć bez chwili wytchnienia. Był naprawdę czarujący. Wydawało jej się nawet,
że skądś już kojarzyła tą twarz, ale za nic nie mogła sobie przypomnieć skąd.
Zauważyła, że owa postać również zadziornie na nią spogląda, nie mrugając nawet
przy tym oczu. Ta chwila była odrobinę dziwna, bowiem nigdy wcześniej nie
spotkała się z tego typu sytuacją. Kiedy ktoś na nią spoglądał, często
spuszczała wzrok, żeby nie robić tego samego. W tym przypadku było całkowicie
inaczej. Nie chciała odciągnąć oczu od nieznajomego. Niestety po chwili, to on
przestał patrzeć w jej kierunku, bowiem zagadany przez swoją towarzyszkę,
otrząsnął się z natłoku myśli i zajął się blondynką. Nie czekając chwili dłużej, poszła dalej,
zdecydowanie przyśpieszając przy tym kroku. I w sumie tyle go widziała, lecz
była świadoma, że na długo nie zapomni tej twarzy.
- Harry, wszystko będzie dobrze –
niebieskooki blondyn trzyma dłoń na ramieniu przyjaciela, dodając mu przy tym
otuchy, choć sam ledwo stoi na prostych nogach. Operowana dziewczyna jest jego
najlepszą przyjaciółką i cudowną osobą. Nie wie jakby przeżył, gdyby jej
istnienie się zakończyło, dlatego zamiast dopuszczając do siebie najgorsze
myśli, stoi wraz z pozostałymi przyjaciółmi z zespołu, którzy od razu po
telefonie Styles’a, przyjechali do Londyńskiego szpitala. Kathrin stoi
nieruchomo, zasłaniając dłonią usta, aby nie wydawać głośnego jęku z nadmiaru
przerażenia i bólu. Obok niej przystojny mulat, który przytula się do jej boku,
również niemało załamany ową sytuacją, która zeszła na nich jak grom z jasnego
nieba. Dalej Louis, który dzielnie próbuje powstrzymać łzy, choć wszystko dusi
w środku. Jako jedyny spogląda na sytuację za szklaną szybą. Eleanor wraz z
Danielle klęczą obok drzwi pokoju operacyjnego, popijając czarną kawę z
plastikowych kubków. Ich oczy są napuchnięte, ale już nie wylewa się z nich ani
jedna kropla łez. Annie przysiaduje obok Harry’ego, starając się pomóc swojemu
chłopakowi w pocieszeniu zielonookiego. Choć jej przyjaźń z Sofi nie jest
długa, zdążyła się do niej przyzwyczaić na tyle, by cierpieć razem z
pozostałymi.
- Jak to się
mogło stać? – lokowaty łka, siedząc ze spuszczoną głową na pobliskiej ławce.
- Nie wiem,
Harry. Nie potrafię ci na to odpowiedzieć. Wszystko będzie dobrze… - odpowiada
Niall, po raz kolejny cytując ostatnie słowa.
- Nie! –
szatyn w prędkością wstaje. – Mam dość mówienia, że wszystko będzie dobrze.
Byłoby dobrze, gdybym do jasnej cholery nie zachował się jak dupek lub poszedł
za nią, kiedy wyszła z tego przeklętego klubu. Zamiast tego, leży tutaj
nieruchoma, walcząc o swoje życie. A najgorsze w tym wszystkim jego to, że trwa
to już trzy godziny, a my do tej pory nie dowiedzieliśmy się zupełnie nic, więc
kurwa nie! Nie będzie dobrze – wybucha z nadmiaru emocji, a jego głos z
ledwością można usłyszeć na wyższym piętrze szpitala. Wszyscy stoją nieruchomo,
rozpaczając coraz bardziej, bo w zasadzie nikt nie wie na co innego mógłby się
zdać.
- Przestań!
– mówi Tomlinson, podtrzymując go mocno za umięśnione ramiona. – Ona jest ważna
dla każdego z nas, nie tylko ty rozpaczasz, wiec weź się w garść i znajdź w
sobie nadzieję, bo tylko ona może nas uratować.
- Co ty do cholery robisz? – odparła szatynka,
próbując wyrwać się z ramion lokowatego.
- Nie rób scen skarbie, staram ci się pomóc –
wypowiedział słowa tuż do jej ucha, przy okazji muskając je lekko ustami, na co
zadrżała.
- Teraz skarbie, a wcześniej byłam idiotką,
niedorajdą, łamagą i pijaczką. Czy ty człowieku w ogóle zastanawiasz się nad
tym co robisz? – mówiła bez końca, a ja on jedynie na co miał ochotę to jak najszybciej
ją uciszyć, najlepiej stykając swoje usta z jej, ale to byłaby chyba przesada
na dziś.
- Skończyłaś? – zapytał, pokazując znudzenie.
- Nie, nie skończyłam! Niby jak chciałeś mi pomóc? –
zapytała ponownie, na co zmarszczył lekko brwi.
- Może i nie darzę cię zbytnio sympatią, ale nie chcę
patrzeć jak dajesz się wykorzystać jakiemuś dennemu kolesiowi – odezwał się, choć
wiedział, że tymi słowami rozpętał prawdziwą wojnę.
- Słucham? Czy ty siebie słyszysz? Jestem dorosła i
potrafię o siebie zadbać. Poza tym, to był zwykły taniec, zresztą dlaczego ja
Ci się w ogóle tłumaczę? – zapytała, próbując znów wyswobodzić się z jego
silnych ramion, na co w żadnym wypadku jej nie pozwolił.
- Puść mnie! – zacisnęła wargi
- Nie – odpowiedział krótko, uśmiechając się
ironicznie
- Puść mnie! – powtórzyła, lecz wiedziała, że jej siły
idą na marne i po prostu westchnęła, dalej bujając się z nim w rytm muzyki.
- Jeszcze mi podziękujesz – wypowiedział, niemal
stykając się z jej ustami.
Operacja nie ma końca, ale stan
pacjentki zdecydowanie nie ulega polepszeniu. Lekarze z każdą kolejną godziną
tracą siły, lecz nie przestają walczyć o jej życie. Na korytarzu panuje cisza.
Każdy jest zagłębiony w swoich myślach, a nawet jakby się odezwał, zapewne
byłoby tu puszczone mimo uszu.
- Pan
Styles? – nagle zjawia się dwóch, ciemnoskórych facetów w mundurach, zwracając
uwagę całej dziewiątki.
- Tak, to ja
– odzywa się chłopak, podchodząc do obu mężczyzn.
- Austin
Clark i Mathew Adams z wydziału policyjnego. Prowadzimy sprawę w związku z
postrzeleniem Zofii Olesińskiej. Myśleliśmy, że zajmie nam to o wiele dłużej,
ale sprawy potoczyły się w prostszy sposób.
- Co ma pan
na myśli? – tym razem do rozmowy wkracza Louis.
- Okazało
się, że świadkiem postrzału była młoda dziewczyna, przez co mogliśmy wykonać
jego portret. Niestety do tej pory nie udało nam się znaleźć poszukiwanego, ale
jak się okazało jest nim niejaki Josh Newton – lokowaty na usłyszenie tych słów
otwiera szeroko oczy i zasłania usta dłonią. Zdesperowany kręci głową i wali
pięścią w ścianę.
- Czy coś
się stało? – pyta zdezorientowany policjant.
-
Dowiedziałem się o tym niedawno, ale podczas jednego z wywiadów, ten człowiek
zadawał Sofi dziwne pytania, dosłownie tak, jakby chciał ją w czymś pogrążyć.
Później spotkała go pod pubem, ale próbował grać zupełnie kogoś innego tak,
żeby tylko nie domyśliła się, że jest tym, kogo podejrzewa. Kilka dni temu
mówiła mi, że od jakiegoś czasu ma przeczucie, jakby ją ktoś śledził… - chłopak
odwraca się i zaciska mocno powieki. – Do jasnej cholery dlaczego wcześniej
tego nie rozgryzłem? Dlaczego jej nie wierzyłem!? – przeciera dłońmi twarz i
wzdycha głęboko, zwracając się znów do mężczyzn. – Musicie go znaleźć.
- Jak na
razie dotarliśmy do jego lokum i ku naszemu zdziwieniu okazało się, że chyba
miał niemałą obsesję na pana punkcie.
- Moim? –
pyta zdziwiony Harry, na co pozostała reszta podchodzi bliżej i z uwagą
wsłuchuje się w ich konwersację.
- Znaleźliśmy
wiele zdjęć, wywiadów oraz reportaży na pana temat, a także pamiętnik, w którym
opisywał wydarzenia z pańskiego życia. Widocznie śledził każdy ruch. No i
jeszcze coś… - ciemnoskóry spojrzał ze współczuciem na chłopaka. – Były również
fotografie pańskiej dziewczyny oraz dokładnie opisy jak zamierza ją zamordować
– lokowaty zaciska pięści najmocniej jak potrafi, a jego szczęka pozostaje
widocznie zarysowana. Złość kumuluje się w nim jak nigdy wcześniej, a chęć
dopadnięcia podłego drania jeszcze bardziej, lecz wie, że nie może opuścić
najważniejszej w życiu osoby, która znajduje się właśnie w tym miejscu.
- Czyli to
przeze mnie? – mówi zły, a w jego oczach znów pojawiają się łzy. – To ja
powinienem tam leżeć, nie ona – wskazuje na pokój za szybą, nie wiedząc co ma
ze sobą począć.
- Musi się
pan uspokoić i w żadnym wypadku nie obwiniać za to co się stało. Najwidoczniej
mamy do czynienia z psychopatą, dlatego zrobimy co w naszych siłach, żeby go
dorwać.
Zaczęła ponętnie kręcić biodrami i błądzić rękoma po
swoim rozgrzanym do granic możliwości ciele. W tym momencie nic się nie
liczyło. Była tylko muzyka i ona sama. Potrzebowała tego. Rozluźnienia, zabawy
i braku użalania się nad przeszłością. Wiedziała, że tata by tego chciał. A
byłby uradowany, gdyby zobaczył, że bawiła się w naprawdę miłym i bezpiecznym
towarzystwie i nic złego się nie dzieję. Nagle poczuła, że ktoś ją obserwuje. I
gdy podniosła wzrok, rzeczywiście tak było, bowiem wiele zebranych tu osób,
głownie mężczyzn, patrzyło na jej ciało i poczynania z ogromnym podziwem i nutką
pożądania, lecz nie chodziło tu dosadnie o obserwacje tychże osób, lecz o kogoś
zupełnie innego. I rzeczywiście kolejny raz się nie myliła, bowiem gdy jej
wzrok powędrował w stronę dużej ściany, pomalowanej na głęboko granatowy kolor,
jedyne co dostrzegła to znów te zielone, hipnotyzujące tęczówki, rozchwiane
brązowe włosy, w których grzywka była przeczesana w prawą stronę oraz idealna
postura ciała z masą tatuaży na wyrzeźbionych bicepsach i odsłoniętej po części
klatce piersiowej. Widząc jego zdeterminowaną twarz, miała ochotę podejść i
ponownie wlepić w niego swoje rozgoryczone wargi, lecz wiedziała, że ta
sytuacja nie może się ponownie powtórzyć. Oddychała szybko i niepewnie. Mogła
ze swobodą powiedzieć, że na nikogo innego w tym momencie nie patrzył i jedynie
to właśnie ona była w zasięgu jego wzroku. Czy to kolejna zagrywka, czy
naprawdę tak bardzo intrygowała szatyna, że on sam nie mógł się opanować?
Przysięgła, że odkryję w końcu kim tak naprawdę jest Harry Styles i jakie są
jego zamiary.
- Jeśli
czegoś się dowiemy, będę z panią w stałym kontakcie – szatyn rozmawia przez
telefon z matką operowanej dziewczyny, choć słowa, które wypowiadał były
najgorszymi, które musiał kiedykolwiek przekazać. Połączenie zostaje po chwili
przerwane, a on wraca do pozostałych przyjaciół.
- I co? –
pyta Zayn, wciąż trzymając w swoich ramionach Kathrin.
- Przyleci
pierwszym samolotem – wzdycha, i siada tuż obok Liam’a.
- Wiesz o
tym, że nie mogłeś na to nic poradzić… - odzywa się przyjaciel, na co
zielonooki prycha.
-
Oczywiście, że mogłem Liam. Naprawdę próbujesz mi wpoić kłamstwo i kolejne
pocieszenie?
- W tym
momencie nie jest ci to potrzebne. Staram się dać ci do zrozumienia, że nie
powinieneś się użalać nad tym, że to wszystko mogło się potoczyć inaczej.
Musisz wierzyć, że najlepsze jeszcze przed wami.
- Ciekawe co
ty byś powiedział, gdyby zamiast Sofi, leżała tu Danielle! – zdenerwowany,
patrzy na smutną mulatkę, lecz po chwili jego emocje stopniowo opadają. –
Przepraszam, nie miałem tego na myśli. Nie chciałem tego. Nie chciałem tego dla
żadnego z was, ale dla niej? Chciałem ją chronić ponad wszystko, a w
ostatecznej mecie wynikło z tego, że teraz to właśnie ona musi ponosić za
wszystko winę – wzdycha, opierając głowę na ścianie. – Nie wiem czy przeżyję,
jeśli ona umrze…
- O, jednak jesteś – uśmiechnął się szeroko,
podpływając do szatynki.
- O, wyobraź sobie, że nie przyszłam tu postać i
patrzeć tępo jak pływasz.
- Czemu nie zanurzysz się cała? – zapytał, marszcząc
brwi z niezrozumieniem.
- Bo woda jest już trochę zimniejsza niż wcześniej –
powiedziała zakłopotana, ocierając dłońmi o ramiona.
- Po prostu się zanurz, zaraz będzie lepiej – chwilę
stała w niepewności, gdy w końcu zdecydowała się i szybko zniknęła w wodzie po
sam czubek głowy. Gdy się wynurzyła, jej włosy były całkowicie mokre, ale zimno
nie doskwierało już tak bardzo.
- Mówiłem – odezwał się ponownie, wpatrując się
nieustannie w jej oczy.
- Harry…? – odezwała się niepewnie.
- Tak?
- Kochasz Taylor? – zapytała przełykając ślinę ze
zdenerwowania. Nie wiedziała dlaczego zadała to pytanie. Nie miała również
pojęcia dlaczego też chciała znać na nie odpowiedź. Może sama się już w tym
wszystkim pogubiła? Może po prostu chciała wiedzieć bo…
- Przecież wiesz, jak między nami jest – westchnął
ciężko, spoglądając gdzieś w bok.
- Co masz na myśli? – zapytała, nie wiedząc o co mu
dokładnie chodzi.
- Wiem, że Louis ci wszystko powiedział. Dobrze znasz
moje relacje z Taylor i zdajesz sobie sprawę, że to wszystko jest kompletną
bzdurą.
- Ale przecież niedawno mówiłeś, że naprawdę ją kochasz
– powiedziała zdezorientowana.
- Chciałem ci po prostu zrobić na złość – oblizał
nerwowo usta językiem.
- Dlaczego?
- Bo … - zatrzymał się na chwilę wzdychając ciężko –
Byłem tak zły na siebie, że to ty tak bardzo zwróciłaś moją uwagę, a później
dlatego, że mnie odrzuciłaś. Nie wiem co się stało. Byłem innym człowiekiem.
Mściwym, wrednym i zbyt pewnym siebie. Gdy się pojawiłaś, to przyszło ze
zdwojoną siłą, ale gdy w końcu moje uczucia w stosunku do ciebie zaczęły się
zmieniać i coraz bardziej łagodnieć, zdałem sobie sprawę, że to ty czynisz mnie
lepszym człowiekiem – zatrzymał się znów i spojrzał na nią wzrokiem pełnym obaw
– Po prostu… Zakochuje się w tobie Sofi.
Kolejna lekarka wychodzi z pokoju operacyjnego,
lecz mija całą dziewiątkę, nie pozostawiając ze sobą ani krzty komentarza, lecz
cała grupa i tak mimowolnie wstaje i zaczyna się ożywiać.
- Ile to do
cholery może trwać? Dlaczego nie dostaliśmy jeszcze żadnych wieści? – odzywa
się Kathrin wręcz krzycząc, gdy Zayn stara się ją powoli uspokajać.
- Ja również
nie wytrzymam tej niepewności – Annie wzdycha, przytulając się mocniej do
blondyna.
- Idźcie do
domu – mówi Harry, widząc zmęczenie na twarzach przyjaciół. Dochodzi już szósta
nad ranem, a żadne z nich nie zmrużyło oka przez całą zeszłą noc. – Zostanę, a
jeśli czegoś się dowiem od razu dam wam znać.
- Nie możemy
cię tak zostawić… - odzywa się po chwili Niall.
- Musimy
brać pod uwagę każdą możliwość, a nie chcę żebyście byli przy tej najgorszej –
Harry wzdycha, pozostawiając ciemny wzrok na podłogowych kafelkach. Jest
załamany, lecz próbuje grać twardego. W jego głowie zaczynają się tworzyć różne
scenariusze, a zmęczenie również i jemu daje po sobie znać.
- O czym ty
w ogóle myślisz? – Louis wybucha, podchodząc do niego bliżej. – Ona nie umrze,
rozumiesz!? Nie umrze!
- Nie chcę tego. Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Ja tego też nie chcę, Harry. Dlatego może
potraktujmy to jako drobne potknięcie i wróćmy w końcu do rzeczywistości –
spojrzała na niego z bólem, którego miała nadzieję nie było widać aż tak
bardzo. Nie chciała pokazać swojej słabości, i tego, że tak naprawdę niczego
innego nie pragnęła, jak być w jego ramionach już na zawsze. Ale to nie było
pisane jej życie.
- Potknięcie? – prychnął – Myślisz, że to wszystko
było tylko potknięciem? Czymś zbędnym i bezuczuciowym? – podszedł bliżej,
chwytając ją za ramię – Bo ja tak nie myślę.
- Co mam ci powiedzieć? To było najważniejszym
przeżyciem w moim całym życiu, ale co mam zrobić? Powiedz mi, co mam zrobić?
- Po prostu bądź ze mną – spojrzał czule w jej oczy,
znienacka muskając delikatnie jej usta. Pocałunek nie należał do długich, lecz
raczej tych chwilowych i przecenionych uczuciem.
- Wiesz, Harry… – zaczęła, oswobadzając się z jego
silnych ramion, gdy jedna łza spłynęła po jej policzku - Czasami w życiu zdarza
Ci się olśnić. Czytałeś kiedyś książkę ‘Noce w Rodanthe’? Opowiada ona o dwójce
ludzi po przejściach, których znienacka połączyło najsilniejsze uczucie na
świecie. Prawdziwa miłość. Nie taka, która łączy większość ludzi na świecie,
którzy biorą ślub ze sobą bo tak trzeba, bo zmusza ich na to wiek lub wzajemne
przyzwyczajenie. Uczucie, które objawia się w przeciągu kilku dni, lecz
pozostaje na całe życie, mimo tego, że tych dwojga ludzi dzieli rozłąka, a
następnie śmierć. Właśnie takiego uczucia pragnę. Pragnę wzajemnego szacunku i
kompromisu. Zaufania oraz oddania. Fascynacji i namiętności, i choćbym musiała
czekać na to całe życie lub pozostać sama na wieczność, zaryzykuję, bo to
właśnie przyszłość, której oczekuję, i jeśli nie jesteś gotów by mi to
zapewnić, zrozumiem, lecz nie trzymaj mnie dalej w zbędnej nadziei, bo dłużej
tak nie mogę.
- Synku! – do korytarza wbiega
piękna, czarnowłosa kobieta w średnim wieku, a obok niej o połowę młodsza szatynka.
- Mamo! – lokowaty doskakuje do niej
i wtula się w jej ciepłe ramiona. – To przeze mnie. Ona tam leży przeze mnie! –
chłopak łka, a matka powtarza jego gest. Gemma stoi obok i zaciska mocno wargi,
lecz to nie wstrzymuje ją od wylewania pojedynczych łez.
- Spokojnie skarbie… Już dobrze –
Ann bierze Harry’ego za rękę i razem siadają na osobnej ławce. - Są już jakieś
wieści?
- Nic… Wciąż
ją operują. Nie wiem co mam o tym myśleć – nastała chwila ciszy, a każde z nich
zagłębiło się na chwilę w rozmyśleniach. – Ona jest dla mnie najważniejsza,
mamo. Nie mogę jej stracić…
- Pamiętasz
jak przyjechaliście do mnie w odwiedziny? Mówiłeś, że była tak zestresowana,
jak mało kto, lecz poradziła sobie znakomicie. Wiedziałam wtedy, że zawsze już
będziemy razem, choć następnego dnia się wahałam. Zastanawiałam się jak poradzi
sobie z tym wszystkim, co otacza ciebie. Ale później mijały kolejne miesiące, a
ja wiedziałam, że równie z tym radzi sobie doskonale. Ona jest ucieleśnieniem
twoich marzeń, Harry. Dzięki niej, stałeś się tym, kim jesteś teraz. Musisz
spojrzeć prawdzie w oczy i starać się myśleć pozytywnie. Ona nie odejdzie, bo
potrafi radzić sobie z trudnościami jak mało kto. W tym przypadku również tak
będzie. Jestem tego pewna.
- Wróciłeś – powiedziała szeptem na widok lokowatego
chłopaka.
- Wróciłem – odparł, spoglądając na nią z
nieodgadnionym bólem. Stali w ciszy, wpatrując się w swoje oczy, mając
nadzieję, że ktoś z nich przerwie tą cholerną udrękę i będzie tak jak
wcześniej. – Ale mam mało czasu – powiedział po chwili, gdy skinęła lekko głową
na znak zrozumienia, choć tak naprawdę nie rozumiała tego kompletnie. Nie
chciała rozumieć.
- Wejdziesz na chwilę? – odezwała się ponownie, a on
przekroczył próg jej drzwi.
- Płakałaś? – zapytał, wpatrując się w jej zaczerwione
oczy.
- Nie spodziewałam się, że aż tak będzie widać –
skinęła głową w dół, aby nie mógł zobaczyć udręki, która wciąż kryła się w jej
spojrzeniu. Chłopak podszedł do niej i chwycił za podbródek, podnosząc jej twarz
ku niemu.
- Nie chcę, żebyś płakała. Nigdy więcej – zmarszczył
brwi tak, jakby to co mówił było ostatnim jego ostrzeżeniem.
- A co, jeśli jest to silniejsze ode mnie? – spojrzała
w jego przepełnione gehenną tęczówki.
- Nie jestem wart twoich łez. Nikt nie jest ich wart.
- Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste? To
wszystko ma się ot tak skończyć. Myślisz, że jak się z tym czuję? Gdy już
zaczynało być dobrze, wszystko musiało się spieprzyć. Zapewne byłoby to o wiele
łatwiejsze, gdybym… - zatrzymała się, zaciskając mocno powieki.
- Gdybyś co? – milczała – Gdybyś co, Sofio?
- Gdybym się w tobie nie zakochała, Harry – jej głowa
znów podążyła w dół, a powieki, z których wydobywały się krople łez,
pozostawały zamknięte. Chłopak musnął ustami czubek jej głowy, a po chwili
oparł się o niego brodą.
- Przyszedłem… Przyszedłem, żeby ci coś powiedzieć –
zaczął spokojnie, lecz jego głos drżał. – Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale
chcę, żebyś wiedziała jedno… - jej wzrok znów skupił się na jego twarzy, gdy
zauważyła, że jego oczy również delikatnie lśnią. – Kocham cię Sofi, naprawdę
cię kocham. W życiu nie przypuszczałem, że kiedyś to powiem. Na początku
broniłem się tego jak ognia, ale przy końcu nie dałem już rady. Gdy po raz
pierwszy cię zobaczyłem, nie było to wtedy na mieście, gdy przechadzałaś się
ulicami Oxford’u. Było to dzień wcześniej. Siedziałaś na ławce z wielką walizką
przy boku – wpatrywała się w niego zahipnotyzowana, przypominając sobie ten
właśnie dzień – Byłaś taka zagubiona, samotna. Oczarowałaś mnie – zaśmiał się
lekko, patrząc gdzieś w bok, by tylko się nie rozpłakać. Dokładnie widziała, że
z tym walczy, ale przychodziło mu to z ogromną trudnością – Wtedy zobaczyłem w
tobie kogoś wyjątkowego, chociaż nawet nie wiedziałem jak masz na imię ani kim
jesteś. Pragnąłem do ciebie podejść, ale wtedy przyszła Kathrin. Jeszcze wtedy
nie wiedziałem, że to ona. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdybym wtedy
rzeczywiście do ciebie przyszedł – przybliżył się, kładąc dłonie na jej
policzkach – Może zakochałabym się już wtedy? Może uparłbym się i uniknął
całego zamieszania z Taylor? Może to wszystko potoczyłoby się inaczej niż
teraz.
- Widocznie tak musiało być…
- Nie. Wcale nie – podniósł głos, jak gdyby był
wściekły, że to wszystko miało taki, a nie inny ciąg wydarzeń. – Tak naprawdę ja
jestem temu wszystkiemu winien. Nie Paul, nie Taylor, tylko ja – łzy płynęły z
jego oczu, a ona po raz pierwszy widziała go w takim stanie. – Wszystko przez
to, że nie mogę mieć własnego zdania do cholery – kopnął stojące obok krzesło,
w wyniku czego przewróciło się na podłogę.
- Ciiiii – szepnęła, przytulając się do niego. Miała
nadzieję, że choć trochę go uspokoi i jak się okazało tak też było. –Zostaniesz
ze mną? – spojrzała na niego z nadzieją, a ten swój wzrok pokierował na drzwi.
- Nie możesz…
- Zostanę. Dopóki nie zaśniesz – odezwał się znowu, po
czym wziął ją na ręce i kierując się w stronę sypialni, po chwili położył ją na
wygodnym łóżku, a sam usadowił się obok.
- Ja też cię kocham, Harry…
Po następnej godzinie, Harry’emu
udało się namówić przyjaciół do opuszczenia szpitala i zapewnił ich, iż da znać
jak tylko zawiadomią go o najmniejszym szczególe. Ta sytuacja dołowała go
doszczętnie, dlatego nie dziwne, iż sam wyglądał jak kompletny wrak człowieka.
Rozmyślał nad wszystkim. Jak pierwszy raz ją zobaczył, jak ogromne wrażenie
zrobił na nim kolor jej tęczówek, z jaką gracją stawiała kolejne kroki i jak
bardzo magiczny był dla niego jej najmniejszy dotyk. Była dla niego chodzącą
doskonałością. Kobietą idealną, przed którą nie miał żadnych sekretów. Prychał
na myśl, że mógłby z niej zrezygnować. Co mogłoby nastąpić, gdyby nie było przy
nim tej jednej jedynej dziewczyny, którą kochał ponad swoje życie? Był gotów
oddać wszystko, aby tylko doszła do siebie. Miał wiarę, i nie potrafił zdołać
się jej pozbyć za wszelką cenę.
- Moja cudowna kucharka. Zawsze lubiłaś gotować – blondynka
pocałowała córkę w czoło, na co kąciki jej ust podniosły się w górę.
- Tak – zaśmiała się – Pamiętam jak z tatą robiliśmy
ci różne wykwintne dania, które jednak nie zawsze ci smakowały – przypomniała
sobie owe momenty, i choć powinna poczuć smutek, było wręcz przeciwnie. Wizyta
mamy jeszcze bardziej przypomniała jej o zmarłym ojcu, lecz nie chciała
rozpaczać. Wspominając bliskie osoby, powinno się zachować radość i entuzjazm,
bowiem choć te chwile nigdy nie wrócą, na zawsze zapadną w pamięć.
- Myślał, że jest następcą Kurt’a Scheller’a. Raz
ugotował jakieś francuskie danie i tak się zatrułam, że całą noc wymiotowałam i
nie wiedziałam jak się nazywam. Przepraszał mnie przez kolejny tydzień -
zaśmiała się równie entuzjastycznie, lecz po chwili nastał moment ciszy. – Był
cudownym mężczyzną. Bardzo wylewnym – uśmiechnęła się ciepło – Co oczywiście
nie przeszkadzało mi w żadnym wypadku. Na każdym kroku podkreślał, jak bardzo
mnie kochał. Mówił, że rozświetliłam jego życie i jestem najlepszą osobą, jaką
mógł spotkać na swojej drodze – jej oczy zaszkliły się, gdy córka patrzyła na
nią z bólem – Ciebie również kochał najbardziej na świecie. Byłaś jego
promykiem. Nie mógł sobie wymarzyć lepszej córki. Zawsze był z ciebie dumny i
powtarzał, że wyrośniesz na wspaniałą osobę. Byłby zadowolony, że wychowaliśmy
cię na tak dojrzałą, piękną kobietę.
- Oh, mamo – przytuliła ją, niewiarygodnie się
wzruszając, bowiem słowa, które mówiła, były niezwykle prawdziwe i niesamowite,
lecz z drugiej, bardzo bolesne. Zapewne dlatego, iż już nigdy nie zobaczy tego
człowieka. Nigdy nie będzie mogła go przytulić, nazwać tatą… Nigdy już nie
usłyszy, jak bardzo go kocha.
- Życzę ci takiego samego związku, który łączył mnie z
twoim tatą. Byliśmy niewiarygodnie szczęśliwi, a ty byłaś najsmaczniejszym
owocem naszej miłości. Spotkanie kogoś, kto pokocha się z wzajemnością, jest
wspaniałym uczuciem. Ale spotkanie bratniej duszy jest uczuciem chyba jeszcze
wspanialszym. Bratnia dusza to ktoś, kto rozumie cię lepiej niż ktokolwiek
inny, kocha cię bardziej niż ktokolwiek inny, będzie przy tobie zawsze, bez
względu na wszystko. Podobno nic nie trwa wiecznie, ale czasami miłość trwa
nawet wtedy, kiedy ukochana osoba odejdzie.
- Co z nią?
– samotnego chłopaka doszedł dojrzały kobiecy głos, a gdy podniósł swój wzrok,
ukazała mu się sylwetka matki Sofi.
- Nie dają
znać od paru godzin. To czekanie mnie zabija – chłopak wzdycha i obydwoje
patrzą za szybę.
- Ona jest
wszystkim co mi pozostało – kobieta łka, a lokowatego ten widok załamuje coraz
bardziej. Nie tylko widok jej matki, ale także właśnie tej dziewczyny, która
leży bezbronna na łóżku po drugiej stronie. Jego dziewczyny…
- Gdybym
mógł cofnąć czas, zrobiłbym to bez zawahania. Bo prawdą jest, że dałem jej
odejść. Nawet nie przejmowałem się tym, co spotka ją w drodze do domu… Nie
myślałem o tym w ten sposób. Okazało się jednak to najgorsze, a ja nie mogłem
zrobić nic. Jeśli jest tu choć jeden winny tej sytuacji, jestem nim ja… -
brunetka patrzy na niego ze wzruszeniem, a po chwili szczelnie zamyka w swoich
ramionach.
- Dałeś
mojej córce szczęście, o jakim nigdy nie marzyła. Dałeś jej coś, czego nie
mogłam dać ja. Zawsze będę ci za to wdzięczna. Ona również. Pokazałeś jej nowy świat
i otworzyłeś drzwi do życia, które zawsze chciałam, żeby miała… - z sali pośpiesznie wychodzi pielęgniarka, i
kieruje swój wzrok na dwójkę przed drzwiami.
- Operacja
zakończyła się pozytywnie. Jej stan jest stabilny – kobieta wzdycha z radością,
a w oczach Harry’ego pojawiają się iskierki szczęścia. Jeszcze nigdy nie był
tak bardzo szczęśliwy, jak teraz.
- Czy możemy
do niej pójść? – pyta z nadzieją brunetka, gdy pielęgniarka patrzy na nią z
zastanowieniem
- Tylko
jedna osoba. Jeszcze się do końca nie przebudziła, więc tym bardziej nie można
jej męczyć – obydwoje patrzą na siebie z niecierpliwością, gdy po chwili odzywa
się matka Sofi.
- Idź. To ty
jesteś jej najbardziej potrzebny.
-Bardzo, bardzo za tobą tęsknie – odezwała się, cicho
wzdychając. – Czy to nie dziwne? Nie widziałam cię dwa dni.
- Powiedziałbym, że to raczej wspaniałe, a nie dziwne.
Ale nie jesteś sama, bo ja też cholernie tęsknie – oparł się o ścianę, marząc o
tym, aby dotknąć jej delikatnych dłoni, rozpalonych policzków i pełnych warg,
które należały tylko i wyłącznie do niego.
- W takim razie zgaduję, że … to chyba miłość? –
doszedł go ponownie jej głos, na co serce zabiło mocniej.
- Tak. To zdecydowanie miłość.
Chłopak wchodzi niepewnie do sali, a
widok bladej piękności zapiera dech w jego piersiach. Nie z powodu stałego
pożądania czy zachwytu, lecz nieposkromionej miłości i bólu. Tak bardzo
chciałby znów zobaczyć jej uśmiech, iskierki szczęścia w jej oczach oraz zapach
cynamonu, którym zawsze odświeżała go dogłębnie po wyjściu z kąpieli. Teraz nie
mógł tego odczuć. Podszedł bliżej i siadł na krześle obok, chwytając jej kruchą
dłoń w swoją.
- Jesteś
zbyt słaba, by cokolwiek powiedzieć, a ja zbyt tchórzliwy, aby wyznać jakim
cholernym draniem się okazałem. Ale taka jest właśnie prawda. Wiedziałem, że
nasz związek od czasu mojego powrotu nie był taki, jaki chciałaś żeby był, a ja
nie zrobiłem nic, by choć trochę się postarać. Nie zważałem na twoje uczucia i
to chyba było największym potwierdzeniem jak bardzo się zmieniłem i na nowo stałem
osobą, którą byłem przed poznaniem ciebie. To ty mnie wtedy uratowałaś.
Sprawiłaś, że zacząłem postrzegać zupełnie inaczej otaczający mnie świat.
Rodzinę, przyjaźń, szczęście, miłość… Tym razem również chciałaś mnie uratować,
ale to ja nie chciałem od ciebie pomocy. Zamiast zdań sobie sprawę, że to
właśnie ty jesteś osobą, która czyni mnie lepszym człowiekiem, pomyślałem, że w
jakiś sposób chcesz mnie kontrolować. Że
chcesz, abym stał się taki, jaki chciałaś żebym był. I to okazało się słuszne,
bo ja również chcę być tym, jakim ty chcesz, żebym się okazał. Bo w takiej
postaci jestem czegoś wart. Może nie ciebie, bo zdaje mi się, że nigdy nie będę
wystarczająco dobry, żeby zasługiwać na kogoś tak niesamowitego jak ty… Wiedz,
że żałuję wszystkiego co się stało, bo to właśnie przeze mnie tu leżysz. W tym
momencie chciałabym, aby chwila, w której się poznaliśmy nigdy nie nastąpiła,
bo właśnie wtedy nie byłoby cię tutaj. Ale gdy myślę, że nie nastąpiłby również
te wszystkie chwile, które z tobą przeżyłem, to znowu mój świat pozostałby
pusty i bez jakiegokolwiek sensu. Bo jesteś najważniejszą wartością mojego
życia. Bez ciebie bym nie istniał… - jedna kropla spływa po jego policzku, gdy
znienacka czuje lekki uścisk dłoni.
- Harry –
odzywa się aksamitny, przemęczony głos. – Myślałam, że cię straciłam.
- To ja
myślałem, że straciłem ciebie – odzywa się wzruszony, a jednocześnie szczęśliwy
z tej cudownej chwili. – Nigdy więcej mnie nie opuszczaj… - patrzy na nią z
miłością, gdy kąciki jej ust się lekko podnoszą.
- Więc
zawsze przy mnie bądź…
***
NIGDY,
PRZENIGDY NIE WSTAWIŁAM DŁUŻSZEGO ROZDZIAŁU.
MAM
NADZIEJĘ, ŻE WAS NIE ZAWIODŁAM.
ZAPRASZAM NA PROMO OPOWIADANIA!
KOCHAM!
Cholera jasna ja płaczę! Czemu zawsze płaczę przy Twoich opowiadaniach, co?
OdpowiedzUsuńCzęść cudna, naprawdę wystraszyłaś mnie. Z kolejnym zdaniem myślałam, że już tego nie przeżyje, traciłam nadzieje...
Na szczęście moje obawy się nie sprawdziły.
co do wspomnień, genialny pomysł, bo one tylko nadały charakteru części. Czekam na następną.
Ojejky, ten rozdział jest świetny! Bardzo podobało mi się to, jak wplątywałaś w to ich wspomnienia (momenty z poprzednich rozdziałów). Myślałam, że się tam popłaczę. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Sofi jest cała i zdrowa. Wiedziałam, że to ten dziennikarz! Wiedziałam! Zabiłabym tego gnoja najchętniej :c Pozdrawiam, Weronika :) xx
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam!
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! Aż się poplakalam ze wzru
OdpowiedzUsuńPoplakalam sie, rozdzial boski i cudowny i ijdjudcnotjm <3
OdpowiedzUsuńDzis krotki kom bo na tel jestem..
KOCHAM Twoje opowiadanie :*
@KissMeAgainBabe
O jeju, jaki piękny koniec <3
OdpowiedzUsuń@lola_hej
jezu aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa cudowny!
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE...
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite... Nawet nie wiem jak to opisać.
Jezuu... <3333
Dobra, oddaję honor. Wyszło świetnie. Wzruszyłam się ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDOBRE I TO ;))))))))))))
UsuńCudooowny rozdział! :D
OdpowiedzUsuńTak to prawda, to chyba najdłuższy rozdział, jaki tutaj wstawiłaś. :D
Ale się wszyscy o nią martwią.. Hmm. Jak słodko. ♥
Harry się o wszystko obwinia.. No może to trochę jego wina..
Jak dobrze, że przeżyła :)
Czekam na next.
Pozdrawiam i weny życzę. <3
~ @Roxy_Wachowiak
♥ ♥ ♥
Jeju jaki piękny, cudowny Omg płacze jak to dobrze, że przeżyła
OdpowiedzUsuńCudowny i te wspomnienia.... <3
OdpowiedzUsuńA końcówka zdecydowanie najlepsza. *.*
Piękne ;)
OdpowiedzUsuńOMG! Końcówka mnie rozwaliła i normalnie się popłakałam :') Rozdział jest po prostu cudowny <3 Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńAgan :*
Świetny normalnie genialny , czekam na dalszą część pozdrawiamy Rysia i Agata
OdpowiedzUsuńO. Mój. Boże! Ten rozdział był taki dosuhdowjbsjsowududp *_____* Zdecydowanie za dużo emocji! Boże, moje łzy wydostaly sie za wiele razy <3 A długość idealna była! Wydaję mi się, że raczej nie dało by się tego rozdziału napisać krótko. I jeny, kiedy czytałam ten rozdział to po prostu co chwilę miałam zmienny humor! Raz smutna, potem wesoła, następnie łzy, potem znowu śmiech i tak w kółko ;-; Wgl to myślałam, że Sophi już nie przeżyje :O I że epilog to będzie przygotowanie na jej pogrzeb. I by był taki narrator jak w Przed Świtem cz.1 na samym końcu. Jeśli nie oglądałaś to nie wiesz o co mi chodzi xd Dobra, mniejsza z tym! Ważne, że Sophi żyje i nie będzie już żadnych smutków! Haha :P
OdpowiedzUsuńCzekam na NN ;* Weenyyy <33333333333
Płakałam cały rozdział! Tak się cieszę, że Sophi żyje! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! Kocham <3
OdpowiedzUsuńI się rozryczałam T.T Sposób w jaki opisujesz wszystkie uczucia jest po prostu niesamowity! Powinnas napisac ksiażkę! Byłam tak zniecierpliwoona czekając na to co będzie z Sophi, że kiedy tylko przeczytałam, że żyje od razu się rozryczałam i jeszcze to wyznanie Harrego! normalnie wodospad xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny♥
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Blog Award, więcej u mnie na blogu
http://never-let-mi-go.blogspot.com/
Plakalam, niesamowity rozdzial :*/Add
OdpowiedzUsuńHey.
OdpowiedzUsuńChciałam Ci powiedzieć,że tym rozdziałem sprawiłaś,że miałam łzy w oczach i długo po przeczytaniu płakałam jak głupia i sama nie wiem czy to były łzy smutku czy też radości.
Długość rozdziału była idealna...jak dla mnie mógł by być o wiele dłuższy niż jest.
Nie ma co ukrywać masz wielki talent pisarski,świetnie opisujesz uczucia bohaterów,a główny wątek Twojego opowiadania mam wrażenie,że jest przez Ciebie fantastycznie przemyślany. Z ręką na sercu Twoje opowiadanie jest u mnie na miejscu 2,które czytam.
Chciałam Ci życzyć dużo weny i świetnych pomysłów na inne opowiadania.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
Pozdrawiam
Kasia :)
bardzo Ci dziękuje! prawie płakałam przy tym komentarzu! Pozdrawiam! :*
Usuńkocham ♥
OdpowiedzUsuń