“Love is
a fire. But whether it is going to warm your hearth or burn down your house,
you can
never tell.”
Od przyjazdu Harry’ego minęły dwa
tygodnie. Czułam się zdecydowanie o wiele bezpieczniej, gdy to właśnie on był
przy mnie. Moje chwilowe paranoje były czasem nie do ogarnięcia, choć do tej
pory nie przyznałam mu się o tych dziwnych sytuacjach. Po prostu nie chciałam
go dodatkowo zamartwiać, poza tym zazwyczaj wpadał do mnie po pracy, i razem
szliśmy do domu, dlatego nie musiałam się o nic martwić. Od końca jego trasy
koncertowej nie tylko czułam większe bezpieczeństwo, ale czasem również i irytację.
Zdawałoby się, że wszystko było w jak najlepszym porządku, a Harry wciąż
pozostawał taki sam, lecz czasem coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Dużo
czasu spędzał poza domem, zabawiając się ze swoimi ‘nowymi’ przyjaciółmi, a
parę dni temu wspominał mi również o wizycie w Nowym Yorku, w zasadzie nie
proponując mi nawet, żebym jechała razem z nich. Co prawda ten fakt mnie lekko
zabolał, a ja nie miałam pojęcia co jest przyczyną takiego zachowania. Nie
wiedziałam czy wstydzi się mnie pokazać swojej amerykańskiej elicie, czy może
nie chce, abym dowiedziała się z kim tak naprawdę się zadaje, i z łatwością
mogłabym przyznać, że ta myśl była cholernie niezadowalająca, ale gdy tylko
zaczynałam rozmowę na ten temat, on sprytnie mnie zbywał. Starałam się również
porozmawiać o tym z Niall’em i Louis’em, i jak sami również zresztą
stwierdzili, rzeczywiście wydawał się inni, lecz niestety nie znali tego głównej
przyczyny, bo w trakcie pobytu w USA, pomijając koncerty czy próby, praktycznie
wszędzie chodzili oddzielnie. A przynajmniej Styles trzymał się lekko na
uboczu. Od samego początku wiedziałam, że Harry w jakiś sposób jest liderem
tego zespołu, i w prawdzie powiedziawszy nie widziałam w tym większego sensu,
bo skoro tworzyli zespół, każdy powinien być ważny tak samo. Na dodatek on był
tym najmłodszym i zdawało się, że najmniej doświadczonym w całej sławie oraz
znajomości z celebrytami, ale jak widać rzeczywistość była całkowicie inna.
Aktualnie oboje szliśmy wraz z White
ulicą Tower Bridge, chcąc choć trochę odetchnąć od zabieganej codzienności.
Uwielbiałam spędzać z nim chwile sam na sam, bo odczuwałam, iż tak naprawdę
właśnie w takich momentach oboje niczego nie udajemy i jesteśmy sobą. Noc była
jedną z najpiękniejszych, jakie miałam okazję przeżyć w tym mieście, a na
granatowym niebie widniało miliony świecących gwiazd. U boku ukochanego
chłopaka, rzeczywiście można ją było zaliczyć do najbardziej perfekcyjnych.
-
Wydaję ci się – uśmiechnęłam się do niego lekko, po chwili spoglądając na
Tamizę.
-
Znam cię jak mało kto, i uwierz, że wiem kiedy jest coś nie tak.
- To
nic… Po prostu ostatnio sporo się działo. Twoja trasa, moja praca, publiczne
ujawnienie się Kathrin i Zayn’a, ten wielki chaos w prasie, jakiego jeszcze
chyba nie widziałam… Chyba ekscytacja i zmęczenie wzięły nade mną górę. To
wszystko.
- Mam
nadzieję, że nie jesteś na tyle zmęczona, aby nie pójść ze mną na jutrzejsze urodziny
do Ed’a? – zagadnął z wielkim entuzjazmem, jakiego mnie niestety ostatnio
brakowało.
- Chcesz ze mną iść? – zapytałam lekko zdumiona,
bo w końcu ostatnio jednak mało potrzebował mojego towarzystwa. I chyba w tej
chwili również przesadzałam, aż za bardzo. Narzekałam jakby brakowało mi czegoś
do szczęścia, a prawdą było, że miałam idealne życie z Harry’m u boku. Jak
mogłam go winić za cokolwiek?
-
Pewnie. Będzie wiele jego przyjaciół z partnerkami, więc ty również się zjawisz
– przybliżył się, muskając moje usta. Czyli jednak moja wizyta u jego
przyjaciela była czystą transakcją. Jak wszyscy to wszyscy.
-
Dobrze – pokiwałam głową, odrywając się od niego na chwilę, patrząc w tył. Znów
to samo uczucie, iż ktoś wręcz pali nas swoim wzrokiem. Dlaczego nie mogłam się
od tego uwolnić?
- Coś
się stało? – zapytał znów po chwili, gdy zdezorientowana spojrzałam w jego
stronę.
-
Nie. Nic się nie dzieję.
-
Sofi… - obdarował mnie TYM wzrokiem, który znaczył nic innego jak konieczne
wyjaśnienia. Westchnęłam cicho, gotowa do wyznania prawdy.
-
Ostatnio mam dziwne przeczucie, że ktoś mnie śledzi…
-
Ostatnio, czyli od kiedy?
- Nie
wiem… Od jakiś niecałych dwóch miesięcy.
- To
dziwne... – zastanowił się na chwilę. – Kto miałby cię śledzić? Może to po
prostu nachalni paparazzi albo moje fanki?
- Nie…
To coś innego. Jakby bardziej mrocznego. Kiedy odwracam głowę, nikogo nie ma,
ale czasem widzę cienie, albo nawet sylwetki kryjące się za drzewami.
-
Może to przez to przemęczenie? Albo pod moją nieobecność byłaś lekko
spanikowana, i może to było tego przyczyną? – nie takiej reakcji się spodziewałam,
ale jak widać moje odczucia były dla mojego chłopaka zwykłą głupotą. Cóż, może
rzeczywiście tak było.
- Tak…
- pokiwałam twierdząco głową. – Pewnie masz rację.
Nastała sobota, czyli planowany
dzień na urodziny Ed’a. Z reguły bardzo lubiłam rudowłosego. Był naprawdę
dobrym przyjacielem, i uważałam, że jako jeden z nielicznych, ma naprawdę dobry
wpływ na Harry’ego. Było żal mi jedynie tego, iż jako jedyna pójdę tam prawie
nikogo nie znając. Z chłopaków miał iść jedynie Niall, i to bez Annie, bowiem
przebywała aktualnie w Liverpoolu na jakiś prywatnych szkoleniach. Reszta wraz
ze swoimi dziewczynami przebywała na małych wakacjach, więc szczerze
powiedziawszy nie mogłam zbyt liczyć na choć małe wsparcie od płci pięknej. Miałam
jedynie nadzieję, że Harry będzie zachowywał się tak samo, jak zachowuje się
przy mnie, bo inaczej może wyniknąć z tego nie mały problem. Nie chciałam się
zachowywać jak mała dziewczynka, która narzeka na zachowanie swojego chłopaka,
ale chwilami sama nie mogłam się już powstrzymać. Obiecaliśmy sobie szczerość,
a ja nie zamierzałam trzymać buzi na kłódkę. Przynajmniej w takich sytuacjach.
Ubrana w piękną czarno-kremową
sukienkę z kokardką pod szyją oraz w tych samych kolorach szpilkach wyglądałam naprawdę
bardzo gustownie. Oczywiście nie mogłam się pochwalić tym, iż sama kupiłam owy
komplet, bo szczerze powiedziawszy znając życie musiałabym wydać na niego całą
swoją wypłatę. Postanowiłam posłuchać lokowatego i ubrać się w to, co
specjalnie dla mnie zakupił, by nie było widać między nami jakiejś materialnej
różnicy. Mnie średnio na tym zależało, ale sama już nie wiedziałam jak było z
nim.
Rozpuściłam długie, falowane
włosy i już gotowa do wyjścia, skierowałam się na dół na dźwięk dzwonka do
drzwi. Chłopak miał na sobie czarne jeansy, tego samego koloru marynarkę oraz
lekko przezroczystą koszulę, spod której z ledwością można było ujrzeć dwie
jaskółki i motylka. Na sam ten widok mój uśmiech stał się jeszcze szerszy i nie
czekając dłużej musnęłam wargami jego rozchylone usta.
- Jak
zwykle będziesz tam najpiękniejsza – oznajmił, idąc przodem do czarnego land
rovera.
- A
ty najpiękniejszy – zaśmiałam się, usadawiając się na miejscu pasażera. –
Będzie dużo ludzi?
-
Chyba tak. Wynajął cały klub więc zapewne przyjdą wszyscy, którzy mieli z nim
do czynienia.
-
Niall jedzie z nami?
-
Nie, powiedział, że musi coś jeszcze załatwić, więc pojedzie osobno – kiwnęłam głową,
gdy reszta drogi minęła nam prawie w ciszy. Nie wiem czemu, ale wydawało mi
się, że od powrotu Harry’ego, w naszym związku coś się powoli wypalało, a ja
byłam na tyle zdruzgotana tą myślą, że nie miałam nawet ochoty myśleć nad tego
powodem. Kiedyś było zupełnie inaczej. Gadaliśmy byle co, żeby tylko gadać.
Śmialiśmy się jak głupi i żyliśmy chwilą, nie martwiąc się o konsekwencje.
Teraz zdawało się być inaczej. Często uważaliśmy na słowa, jakbyśmy z jakiegoś
powodu mieli urazić drugiego, iż powie się coś niestosownego. Nasze spotkania wciąż
zaliczały się do udanych, ale już mniej pasjonujących i namiętnych. Nawet nasz
seks wyglądał całkowicie inaczej, i w sumie moja ochota na niego robiła się
coraz mniejsza, choć jeszcze nie dawno tak naprawdę nie mogłam się nasycić tym
niewiarygodnie przystojnym facetem. Teraz była to jakby zwykła, monotonna
codzienność, jakby nasz związek był już czystą formalnością, choć tak naprawdę
nie zaliczał się do tego w ogóle. Byliśmy ze sobą bo tego chcieliśmy. Ale tak
myśleliśmy kiedyś. Teraz już sama nie wiedziałam czego obydwoje tak naprawdę
chcemy.
Klub był ogromny, a liczba osób w
nim przewyższała moje wszelkie oczekiwania. Mijałam tłumy osób, które widziałam
pierwszy raz na oczy. Jednych kojarzyłam z telewizji, jeszcze innych ze
wcześniejszych organizowanych imprez, na które miałam przyjemność bywać, a
pozostałych nie znałam już kompletnie. Czułam się trochę jak zdezorientowane dziecko,
które zgubiło się w supermarkecie, i jedynie czeka na moment, gdy jego mamusia
w końcu je znajdzie i zabierze do upragnionego domu. Lecz miałam świadomość, że
mnie nikt nie znajdzie, a tym bardziej nie zabierze do miejsca, w którym teraz
wolałabym być.
Harry przedstawiał mnie wielu
osobom, choć i tak z ledwością zapamiętałam choć połowę z tych imion. Jedni
patrzyli na mnie wzrokiem ludożerców, inni byli neutralni, a następni tak
słodcy, że aż miało się ochotę zwymiotować. Może tak naprawdę to ze mną działo
się coś nie w porządku, a nie wiedzieć czemu obwiniałam Harry’ego, który tak
naprawdę wciąż był tą samą cudowną i szlachetną osobą?
-
Sofi, to Alexa. Moja bardzo dobra przyjaciółka – podeszliśmy ze Styles’em do
wysokiej, nad wyraz chudej brunetki, która miała na sobie obcisłą białą
sukienkę, jeszcze bardziej podkreślającą jej smukłą figurę, lecz wbrew pozorom
wydawała się chyba najbardziej sympatyczna ze wszystkich, których dzisiaj
poznałam.
- W
końcu cię mogę poznać – podała mi rękę, z szerokim uśmiechem na ustach. – Hazza
tyle o tobie opowiadał, że nie mogłam się doczekać.
-
Mnie również jest miło poznać przyjaciół, Harry’ego – odwzajemniłam gest,
starając się pokazać z jak najlepszej strony, choć w prawdzie nie wiem dlaczego
mi tak na tym zależało.
-
Szkoda tylko, że nie byłaś z nami w Los Angeles w trakcie ich trasy. Ominęło
cię wiele zabawy – moja mina powoli zrzedła, lecz próbowałam tego nie okazywać.
- Nie
wątpię – odpowiedziałam, jakbym zupełnie nie przejmowała się jej słowami. Nie
wiem o jakiego rodzaju zabawę jej chodziło, i nie byłam do końca pewna czy chcę
wiedzieć. – Przeproszę was na chwilę, muszę iść do toalety – dobra mina do złej
gry była w tym przypadku moim największym atutem, ale musiałam choć na chwilę
pobyć sama, aby uwolnić się od tego wielkiego gwaru i chaosu. Spojrzałam
w ogromne lustro, i nawet dokładnie nie wiedziałam kogo w nim widzę. Na pewno
nie tą wesołą, całkowicie pospolitą dziewczynę w jeansach i luźnej koszulce,
która zupełnie nie przejmuje się opinią innych i żyje swoim własnym życie,
będąc z niego w stu procentach szczęśliwa. Tą dziewczyną byłam niecały rok
temu, gdy dopiero przyjechałam do tego miejsca i powoli zaczynało mi się
naprawdę podobać. Tą dziewczyną byłam jeszcze nawet trzy miesiące temu, gdy w
trasie koncertowej chłopaków mogłam się swobodnie rozluźnić i cieszyć towarzystwem
najlepszych przyjaciół. Więc kim była kobieta stojąca tuż przede mną? W pięknej,
wykwintnej sukience, wysokich butach, drogiej biżuterii i zupełnie smutnej
twarzy? Wiedziałam tyle, iż udawana mina była jedynym priorytetem, bowiem bez
niej cały wieczór wyglądałby zupełnie inaczej. Ale czy owe udawanie mogło
istnieć jeszcze przez dłuższy czas?
-
Proszę, proszę, proszę. Kogo my tu mamy i tym razem? – usłyszałam głos, którego
nie słyszałam naprawdę długo i wprawdzie był on ostatnim, który chciałam
usłyszeć i w tej chwili.
-
Taylor – uśmiechnęłam się ironicznie, podchodząc bliżej niej. – Czy nasze
spotkania w toalecie nie wydają ci się już podejrzane?
-
Cóż, nie moja wina, że na każdej imprezie spędzasz w niej trzy czwarte całego
czasu.
- Co
tu robisz?
-
Warto byłoby zapytać co ty tutaj robisz, zwłaszcza, że to ja jestem
przyjaciółką Ed’a, a ty tylko dziewczyną jego przyjaciela o ile dobrze mi wiadomo,
chyba, że coś mnie ominęło?
-
Chcesz czegoś, czy znów próbujesz uprzykrzyć mi w jakiś sposób życie?
- Oh,
proszę. Myślisz, że nie mam nic innego do roboty? To było fajne parę miesięcy
temu, kiedy z radością patrzyłam na twoją porażkę i widziałam wściekłość oraz
ból na twojej twarzy. W prawdzie sprawiało mi to nawet przyjemność – spojrzała w
górę, rozmarzając się na chwilę. – A teraz naprawdę nie jestem tobą
zainteresowana. Mam na głowie zupełnie inne sprawy, i choć nie wiedziałam, że
kiedykolwiek to powiem, ale nawet życzę ci z Harry’m szczęścia! – dotknęła mojego
ramienia, gdy po chwili je strzepnęłam. – Ale muszę ci powiedzieć, że już dość
czasu jest między wami zbyt kolorowo. Wbrew pozorom, trochę już go poznałam, i
wiem, że towarzystwo tych bogatszych i znanych wpływa na niego, aż za bardzo.
Czasami zastanawiam się czy potrafi sobie z tym samodzielnie poradzić. Jestem
od was starsza o cztery lata i siedzę w tej branży już zbyt długo, wiem co
mówię – spojrzała na mnie z ironicznym współczuciem, choć tak naprawdę w głębi
duszy podejrzewałam, że po raz pierwszy była dość poważna w swoich słowach. – Jest
jeszcze młody i to wszystko rajcuje go jak małego chłopczyka. Cieszy się, że celebryci
poświęcają mu choć trochę swojej uwagi. Na domiar złego, to właśnie jego
wszyscy najbardziej kochają z zespołu, i może się wydawać, że on sam się z tym
nie zgadza i absolutnie nie jest mu to na rękę, ale tak naprawdę czuję się tym
w stu procentach usatysfakcjonowany – mój oddech stawał się coraz szybszy, gdy
patrzyłam na nią z lekkim bólem w oczach, lecz miałam nadzieję, że zbierające
się łzy, nie wypłyną nagle, ze względu na całkowitą kompromitację przy tej wywłoce.
- Oh, czyżbyś uświadomiła sobie, że mówię prawdę? Uwierz, tym razem nie chcę ci
na złe. To dziwne, ale naprawdę nie – podeszła do lustra, wyjmując jak zwykle
krwisto czerwoną szminkę, po chwili malując sobie nią usta. – Byłaś moim
wrogiem numer jeden, ale teraz nie zależy mi na twojej przegranej. Jestem w
związku i czuję się fantastycznie, ale widząc po tobie, chyba nie jesteś
całkowicie szczęśliwa?
- Nie
wiesz nic… - odezwałam się z wrogością, gdy obdarzyła mnie rozbawionym
wzrokiem.
-
Oczywiście – zaśmiała się. – Przypomnij sobie tylko moje słowa, kiedy naprawdę
stanie się to, czego boisz się najbardziej. Udanej imprezy! – odwróciłam się na
pięcie i z gracją wyszła z pustej toalety. W tym momencie nie byłam w stanie
myśleć zbyt racjonalnie, a głowa bolała mnie od nadmiaru emocji i możliwej
smutnej prawdy. Nie chciałam wierzyć w jej słowa. Co gorsza, nie miałam nawet
zamiaru przyjmować ich do świadomości, lecz dlaczego jakiś wewnętrzny głos
mówił mi, że to wszystko może okazać się realne? Czym prędzej wyszłam z
ubikacji, lecz po chwili przystanęłam, słysząc jakieś damskie głosy.
- Ona
kompletnie tu nie pasuje. Wygląda jak jakieś zagubione dziecko. Nie mam pojęcia
gdzie Harry ma oczy, zadając się z czymś takim.
-
Widziałyście kampanie, w której reklamowała bieliznę. Myślałam, że do tego typu
widowisk biorą raczej szczupłe piękności, a nie grubaski.
-
Spokojnie, to nie potrwa długo. Rozmawiałam z nią przez chwilę, i chyba jest
odrobinę załamana całym otaczającym ją światem. Jest zbyt miękka, aby temu
podołać. Niebawem zostawi Harry’ego, a on znowu będzie mógł dołączyć do naszej wspólnej
imprezy w LA – śmiechów nie było końca, lecz w mojej głowie jedyne co mogło się
zdać usłyszeć to niekontrolowany płacz, zdenerwowanie, ogromny gniew i ból.
Może byłam miękka, ale nie na tyle, aby puścić całą tą sytuację płazem.
- Oh,
przez przypadek usłyszałam waszą rozmowę – podeszłam do nich, wdrażając się w konwersację. – Cóż… - podeszłam do nieznanej mi blondynki. – Cieszę się,
że ty nie jesteś tak zagubiona jak ja, i cudownie dajesz sobie radę w tym
prestiżowym świecie. Przecież to jedna z najważniejszych wartości życiowych,
mam rację? – zrobiłam dwa kroki dalej, i już stałam obok jednej z
przedstawionych mi wcześniej ‘modelek’. – Zazdrość cię nigdzie nie zaprowadzi,
złotko. Żałuję, że nie wzięli ciebie do tej kampanii. Cóż, może potrzebowali
kobiety, a nie wieszaka? – uśmiechnęłam się ironicznie, podchodząc dalej do
osoby, której najmniej spodziewałabym się o wypowiedziane wcześniej słowa.
Szłam
przed siebie, znienacka na kogoś wpadając tak mocno, że prawie odbiłam się od
ściany.
-
Hej, hej! Spokojnie.
-
Niall!? W końcu człowiek zrównoważony psychicznie.
-
Również sądzisz, że tutejsza atmosfera jest do dupy? – zagadnął, patrząc na
mnie z niesmakiem.
-
Totalnie – westchnęłam wciąż zdruzgotana sytuacją, która miała miejsce kilka
sekund temu. – Jak to możliwe, że wasza piątka kompletnie różni się od
tutejszych bufonów?
-
Cóż, nam jeszcze do końca nie odbiło – zaśmiał się, choć na chwilę poprawiając
mój humor.
- Mam
nadzieję, że to się nigdy nie stanie, bo nie będziesz już miał we mnie
przyjaciółki – pogroziłam mu palcem, na co podniósł dłonie w efekcie rozejmu. –
Widziałeś Harry’ego?
-
Rozmawia chyba właśnie z Ed’em – rozejrzał się po pomieszczeniu, przypuszczam,
że w celu znalezienia obydwóch mężczyzn. – O, tam! – kiwnął palcem na lożę przy
barze, gdzie w ekspresowym tempie podeszłam.
- Harry,
naprawdę wolałabym już wrócić do domu…
- Co?
Dopiero przyszliśmy – odstawił swojego drinka, patrząc na mnie zdziwionym i
lekko zniesmaczonym wzrokiem.
-
Tak, ale jak do tej pory nie doświadczyłam zbyt miłych sytuacji.
-
Sofi, naprawdę nie wiem o co ci chodzi. Czy za każdym razem musisz znaleźć
jakieś „ale” ? – jego słowa momentalnie zbiły mnie z tropu, a zaskoczenie nie
miało końca. Ed po chwili słuchania naszej konwersacji postanowił się w szybkim
tempie zmyć, przez co stałam wraz z Harry’m oko w oko bez jakiegokolwiek innego
towarzystwa. Do czasu…
-
Harry! Czy coś się stało? – doszła do nas Alexa, uśmiechając się tak szeroko,
że myślałam, iż kąciki jej ust dojdą do uszu.
- Jak
zwykle to samo – spojrzał na mnie, odpowiadając jednocześnie na jej pytanie.
-
Jeśli chcesz zostać, proszę bardzo, ale ja nie posiedzę tu ani chwili dłużej.
- Oh,
naprawdę ci się tu nie podoba? Pełno ludzi dałoby wiele, aby się tu pojawić –
odezwała się znów dziewczyna, a ja jedyne na co miałam w tej chwili ochotę to
walnąć jej z liścia tak mocno, aż obróci się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Ty cholerna
hipokrytko! Przestań używać swojej gry, bo niebawem przejrzy cię każdy, kto ma
z tobą do czynienia!
-
SOFI! – Harry spojrzał na mnie wkurzonym wzrokiem, ale w tym momencie miałam to
całkowicie gdzieś.
-
Słucham? – odezwała się Alexa.
- To
co słyszysz suchotniku, i zejdź z moich oczu bo za chwilę sytuacja potoczy się tak,
że w żaden możliwy sposób, nie będzie się potrafiła obronić – spojrzałam na nią
z wściekłością, na co po chwili rzeczywiście zniknęła. Styles przez cały ten
czas obdarowywał mnie zdezorientowanym wzrokiem, zapewne zadając sobie pytanie,
co mogło się stać, że mimowolnie wybuchłam, co nie było zbyt w moim zwyczaju.
- Co
się z tobą dzieję?
- Czy
ty nie widzisz tej cholernej sztuczności, która cię oblepia? Że ci ludzie są
bandą chamów, którzy kompletnie nie zważają na ludzkie uczucia? Bo jeśli
naprawdę tego nie widzisz, musisz być cholernie ślepy, albo głupi.
-
Całkowicie ci odbiło, Sofi. Nie wiem czy za dużo wypiłaś, czy masz jakąś
paranoję, ale chyba powinnaś się ogarnąć.
- Ja
się powinnam ogarnąć? To ty powinieneś ogarnąć siebie, zanim staniesz się
dokładnie taki jak oni. Chyba, że już się stałeś? – popatrzyłam na niego z
odrazą. – Taylor może jest egoistyczną małpą, ale przynajmniej ma swój własny
rozum. Ty jak widać go nie posiadasz – prychnęłam, choć wiedziałam, że w ten
sposób ranię jego uczucia całkowicie, ale ktoś musiał uświadomić mu to przed
tym, aż będzie za późno.
-
Wiesz… Mogłem się spodziewać, że tego typu słowa wyjdą z ust Paul’a, chłopaków
z zespołu, a nawet mojej rodziny, ale nigdy nie spodziewałem się, że wyjdą z
twoich – spojrzał na mnie z żalem, a moje łzy już za moment miały wyjść na
światło dzienne. Nie mogłam płakać. Musiałam okazać troskę, a nie użalać się
nad sobą, a tym bardziej nad nim.
-
Wyszły z osoby, która najbardziej chce cię uratować, naprawdę tego też nie
widzisz? – odparłam, na co prychnął rozbawiony.
-
Widocznie to ty masz najlepszy wzrok, a to ja jestem ślepy na wszystkie sprawy.
Jeśli tak bardzo chcesz ratować świat, to idź ratować kogoś innego – przybliżył
się do mnie, spoglądając gniewnie w moje oczy. – Bo ja na pewno tego nie
potrzebuję – odparł na odchodne, po czym minął mnie bez żadnego słowa.
Wybuchłam. Czy mogłam dalej kłębić w
sobie te cholerne skrajne uczucia? W żadnym wypadku. Na dzisiejszy wieczór było
tego zdecydowanie za dużo, a ja nie miałam już ani siły, ani tym bardziej chęci
z tym walczyć. Poddałam się, bo nie wiedziałam co innego mogłabym zrobić.
Wybrałam, i on również wybrał. Jak widać nie mogłam tego uniknąć w żaden
sposób, choć od samego początku starałam się od tego bronić. Niestety nie
wyszło, a jedyne na co mi się zdało to cierpienie i przyjęcie tego z
podniesioną głową. Ale ja nie mogłam mieć podniesionej głowy. Nie w momencie,
gdy miłość twojego życia zmienia się tak bardzo, iż woli towarzystwo marionetek,
które osobiście pociągają za swoje sznurki.
Oddaliłam
się od klubu na tyle, aby iść już ciemną ulicą zupełnie sama. Ani jednej żywej
duszy, tylko ja. Nie byłam nawet skłonna zamówić taksówki, bo to oznaczałoby
rozmowę, na którą tym bardziej nie byłam zdana w żaden możliwy sposób.
Kroki. Jedyne co mogłam usłyszeć to
kroki. I nie były to moje kroki, lecz kogoś za mną. Przez chwilę miałam
nadzieję, że to może Harry. Może zdał sobie sprawę ze swoich czynów i
postanowił wszystko naprawić? Pełna żalu odwróciłam się za siebie i
rzeczywiście ujrzałam męską sylwetkę. Tyle, że na głowie nie było pojedynczych loków,
a na umięśnionych barkach nie widniała czarna marynarka. Blond czupryna
postawiona na żel, ciemna obcisła koszulka oraz jeansy, a na dłoniach
rękawiczki. Co prawda nie byłam w stanie zobaczyć rysów twarzy, lecz jedynie kontury.
Mój oddech stał się całkowicie nierównomierny, a zimne ręce drżały z
przerażenia. Przełknęłam ślinę i wytarłam spływające łzy.
-
Czego chcesz?
-
Tego, czego pragnę od ostatnich miesięcy. Pamiętasz mnie? Jestem twoim stałym
przyjacielem – odparł, a moje oczy nagle przybrały największą z możliwych
wielkości.
- Ty…
To ty mnie śledziłeś.
-
Mądra dziewczynka – zaśmiał się, choć mnie nie było do śmiechu w żadnym
wypadku. - Wiesz… Jestem ciekawy co zrobiłby Harry na myśl, iż coś się stało
jego dziewczynie w trakcie, gdy wracała sama do domu z imprezy, podczas której
on wolał spędzać towarzystwo ze swoimi uroczymi przyjaciółmi. Myślisz, że
poczułby ulgę, czy raczej obwiniał siebie za całą tą sytuację? – strach przejął
kontrolę nad moim ciałem do tego stopnia, że nie byłam zdana na ani jeden ruch.
Ucieczkę, krzyk… Zupełne nic.
-
Dlaczego to robisz? – zapytałam, myśląc, że dostanę odpowiedź, lecz nic takiego
nie nastąpiło.
- No
tak… Przecież się nie dowiesz. Nie będziesz już żyła – pokręcił z rozbawieniem
głową, po chwili celując we mnie czymś na kształt… pistoletu.
- Nie
musisz tego robić – mówiłam załamana, wiedząc, że i tak nawet jakbym chciała,
nie uniknę najgorszego, a ucieczka i tak nie dałaby kompletnie nic. Mogłam się
jedynie modlić, iż cała ta sytuacja była jedynie najgorszym koszmarem.
-
Ależ muszę. Bez tego nie byłoby zabawy – położył palec na spuście, gdy z bólem
przymknęłam zmęczone powieki. – Żegnaj, Sofi.
***
WIEM,
WIEM, WIEM. JESTEŚCIE ZAGUBIENI, ZDEZORIENTOWANI I TOTALNIE ZASKOCZENI. DO
KOŃCA CZĘŚCI 2 ROZDZIAŁY I EPILOG.
ZAPRASZAM WAS NA FILMIK PROMUJĄCY OPOWIADANIE!
KOCHAM!
Nie, nie nie! Ona nie może umrzeć! Nie! Ja tego nie przeżyje!
OdpowiedzUsuńWow! To się porobiło o.O
OdpowiedzUsuńCiekawe co się stanie z Harrym jak Sofii umrze?
Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału ^^
Pozdrawiam ; 33
This is perfect!
OdpowiedzUsuńNo w takim momencie przerwać ! :P
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, zawsze jestem pod wrażeniem. ♥
Sofi nie moye zginąć! Nie tak! Jest za młoda! I za piękna! I na dodatek jest zakochana! Harry ogarniaj dupę i ją ratuj! Cokolwiek! To się nie może zakończyć w taki sposób!
OdpowiedzUsuńUmieram z ciekawości co się wydarzy!
Pozdrawiam i życzę weny♥
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie tyle jestem zagubiona, zdezorientowana i kompletnie zaskoczona, co poprostu zirytowana i zniesmaczona. Ten rozdział nie jest zły, ale jest fatalnie napisany. bardzo cię też proszę o ogarnięcie faktu, że wprawdzie i na prawdę nie oznacza tego samego. Czytam to opowiadanie od samego początku, miewalas gorsze chwile, ale ten rozdział to raczej porażka. Plus za szybkie dodanie rozdziału. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie! Nie! Nie! Ona nie moze umrzec!
OdpowiedzUsuńNiech Harry ogarnie swoj sexy tylek i ja uratuje!
Prosze! Prosze zrob 2 czesc opowiadania! Prosze! KOCHAM Twoje opowiadanie. <3
Rozdzial CUDNY *___*
@KissMeAgainBabe :**
Boskie kiedy next??
OdpowiedzUsuńUwielbiaaammm <3 Uwielbiam Twoje opowiadanie,najlepsze jakiekolwiek czytałam ;) Każdy rozdział czytałam z wielkim zainteresowaniem i na każdy czekam niecierpliwie ;)
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszej weny ;)Może jakaś druga część ?
Oj Harry, weź ty się człowieku ogarnij i mnie nawet nie denerwuj, bo przyjadę do ciebie i skopię ci ten twój seksowny tyłek. Nie wierzę, że możesz być takim idiotą. Biedna Sofi, szkoda mi jej :( Ja na jej miejscu też bym wtedy tak wybuchła... Ta Alexa jest straszna. No najchętniej skopałabym szmatę :/ Taylor w sumie miała trochę racji.. Nie trochę, a naprawdę dużo. Ciekawe kto chce zabić naszą Sofi. Blond czupryna i od razu kojarzy mi się ten dziennikarz. Ale czy on chciałby ją zabić? Wątpię. Ale w sumie.. Kto go tam wie. Mam nadzieję, że nie zabijesz Sofi i wszystko będzie okej. Pozdrawiam, Weronika :) xx
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział . Twój blog jest moim ulubionym blogiem , a czytam ich naprawdę dużo . Pozdrawiam Rysia
OdpowiedzUsuńBoże! Harry weź rusz ten swój seksi tyłek i jej pomóż. Ona przecież nie może umrzeć, to by było coś strasznego! Jestem ciekawa dlaczego ten facet chce ją zabić, co ona mu takiego zrobiła albo może ktoś ją wynajął..:o
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tylko jeszcze dwa rozdziały, nienawidzę momentu kiedy kończy się jakiś ff, mimo, że ciągnięcie go nie ma czasem sensu, ale ten jestem najlepszym ff jaki czytam :* Nie mogę się doczekać następnego rozdziału<3
o matko, co się porobiło... powtarzam! OGARNIJ SIE HARRY! kurde, ręce mi się trzęsą haha ale mam nadzieje, że on jej nie zabił, że to jakiś sen albo nie wiem... kurde no ona nie może zginąć matko XDD
OdpowiedzUsuńa co do rozdziału, wyszedł dobry :)
O mamo ! Rozdział cudowny, Ty jestes cudowna, czekam na następny z niecierpliwością ;)) xx
OdpowiedzUsuńO mój boże! *___* To jest meega! Rozdział jest genialny! Tylko za końcówkę to mam ochotę Cię zabić xD Kurde no xd Sophi nie może przecież zginąć! ;O No bo co? Druga część będzie się odbywać w świecie umarłych, a Sophie będzie duchem? No wątpię xDD Pewnie tu zaraz jakiś batman wbije (czyt. Harry, Niall) i jebnie tego gościa xd A Sophi zostanie uratowana, jeeeeeeeeej! XDD
OdpowiedzUsuńCzekam na NN ;* Weenyyy <3333333333333333333333
NIE. MAM. POJĘCIA. CO. MOGĘ. NAPISAĆ.
OdpowiedzUsuńŚwietny :D
OdpowiedzUsuńNie, nie ona nie może umrzeć...
Ale jestem ciekawa kto to był, ten co do niej strzelał....?
Czekam na następny :D
~ @Roxy_Wachowiak
♥ ♥ ♥
Wow! Rozdział boski i nie mogę się doczekać następnego. A co do filmiku to jest FENOMENALNY. *.*.*.*.*.* uwielbiam twoje opowiadanie.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, masz talent! i podziwiam go// czekam na next
OdpowiedzUsuń@JuliaBorkiewic1
Cudowny rozdział :) Czekam oczywiście na kolejny
OdpowiedzUsuńAgan :*