“Life
isn't about finding yourself. Life is about creating yourself.”
Kolejne dni nie wyróżniały się
niczym innym, jak tylko siedzeniu w swoim towarzystwie, śmianiu z byle czego,
wspólnej zabawy oraz uczestnictwie w koncertach chłopaków. Przez to wszystko
mogę przysiąc, że znałam ich teksty piosenek bardziej niż oni sami, przez co
często łapałam ich nawet na drobnych pomyłkach podczas śpiewania, ale wolałam
im o tym nie wspominać.
Holandia przywitała nas niesamowicie
piękną pogodą, i tym ogromnym ciepłem, które biło od ludzi na kilometr.
Cieszyłam się, iż mogę odwiedzić ten cudowny kraj. Czułam się w nim na swój
sposób bezpieczna, i nie miałam za żadne skarby pojęcia czym właściwie było to
spowodowane. Tutejsi fani chłopaków byli niesamowicie oddani, a często nawet ja
byłam proszona o wspólne zdjęcie, co zaskakiwało mnie niewyobrażalnie, lecz
bardziej w ten pozytywny sposób.
Niebawem Eleanor miała wrócić do Manchesteru,
Annie odwiedzić rodzinę w Chicago, a ja powrócić do swojego życia w Londynie.
Tęskniłam za Kathrin coraz bardziej z każdym kolejnym dniem, i w prawdzie
powiedziawszy nie miałam najmniejszej ochoty zostawiać jej samej, ale pragnęłam
również spędzić miłe chwile z moim chłopakiem, dlatego była to sytuacja
wprawdzie bez wyjścia, lecz przyjaciółka zapewniła mnie, że zanim się obejrzę,
znów się spotkamy.
Aktualnie całą ekipą siedzieliśmy w
bardzo dużym pomieszczeniu, które służyło za tak zwaną garderobę chłopaków,
lecz w prawdziwe powiedziawszy nigdy nie przypuszczałam, iż garderoba może
okazać się rzeczywiście tak wielka. Chociaż logicznie myśląc, miejsce przeznaczone
dla pięciu niewyżytych i tryskających energią chłopaków zdecydowanie powinno
mieć całkiem spore rozmiary.
-
Skarbie, co robisz? – doszedł mnie głos lokowatego, gdy wraz z Calder
siedziałyśmy na brązowej kanapie, robiąc sobie zdjęcia dla zabicia nudy, wykonując
przy każdym kolejnym coraz to bardziej śmieszną minę.
- Pstrykamy
sobie foteczki na instagrama – wyprzedziła mnie szatynka.
-
Dzięki, skarbie – odezwał się znów, patrząc w zabawny sposób na dziewczynę,
przez co mój śmiech stał się jeszcze głośniejszy.
- Odkąd
pamiętam, to nie jest twój skarb – zwrócił mu uwagę Tomlinson, siedząc na
podkręcanym fotelu, gdzie ich stylistka układała mu włosy.
-
Powiedz to jej – odpowiedział mu zdezorientowany Harry, wskazując na zielonooką,
puszczając w radiu głośniej muzykę. Jak zwykle chodził bez koszulki, w samych jeansowych
rurkach, co nie zdziwiło mnie zanadto, dlatego każdy mógł patrzeć na niego tak,
jak ja oglądałam go prawie każdego dnia.
-
Harry, twoja kolej – odezwała się tym razem Lou, z którą od razu po pierwszym
spotkaniu załapałam świetny kontakt, a najbardziej w świecie lubiłam jej małą
córeczkę, którą traktowałam jak młodszą siostrę, jak chyba każdy z nas tu
zebranych, oprócz oczywiście jej prawowitych rodziców.
Dziewczynka przydreptała do mnie w
szybkim tempie, siadając na kolanach, co podejrzewam lubiła najbardziej.
Wyciągnęła swój magiczny zeszycik z kolorowankami oraz kredki, po czym zaczęła przecierać
żółtą mazią po rysunkowej kaczuszce.
-
Pomalujemy razem? – zwróciłam się do niej, na co rozchichotana pokiwała
twierdząco głową. W pewnym momencie spojrzałam w stronę mojego chłopaka, który
zachwycając się suszeniem włosów, delektował się tym robiąc śmieszne gesty.
- A
tobie co? – odezwałam się, przymrużając lekko oczy zza moich czarnych
korygujących okularów, dając tym samym wolność moim oczom. Nie wyglądałam
najgorzej, a soczewki postanowiłam odłożyć na czas, gdy w prawdzie nie potrzebowałam
ich tak bardzo. Poza tym Harry’mu podobało się to bardziej, niż cokolwiek
innego, dlatego zbytnio nie narzekałam. I w tym momencie pominęłam fakt, iż ostatnio
powiedział, że wyglądam w nich jak jego prywatna, seksowna sekretarka. Przy
takich chwilach ręce naprawdę mi opadały.
- Nawet
go o to nie pytaj, ja już się przyzwyczaiłam – odparła stojąca bezczynnie Lou,
czekając aż zadowoli Styles’a na swój własny sposób.
- Po
prostu… lubię ten wiatr w suszarce – rzekł rozmarzony, na co rozbawiona
wywróciłam oczami.
-
Wiatr? Serio? Ile ty masz lat, pięć? – zaśmiałam się. – Przypuszczam, że Lux
ujęłaby to w mądrzejszy sposób, prawda? – spojrzałam na blondwłosą dziewczynkę,
która nie miała zapewne zbytnio pojęcia o naszej rozmowie, ale i tak śmiała się
do woli.
- I
przyznaj się tu do czegoś co sprawia ci przyjemność, a zostaniesz skarcony –
westchnął lokowaty, przez co wyłonił u wszystkich wybuch śmiechu.
-
Jeśli takie coś sprawia ci przyjemność, nie wiem jak musisz się czuć w łóżku z
Sofi – zagadnął Payne, na co szatyn skarcił go wzrokiem.
- Oh,
uwierz Liam. Sama się zastanawiam, czy aby na pewno robię wszystko co w mojej
mocy, żeby uzyskać ten sam efekt radości co teraz – odparłam rozbawiona, co nie
było nowością przy ciągłych żartach tej doskonałej piątki.
-
Jesteście w miarę gotowi? Zagrajmy w kosza! Gra we dwójkę nie jest tak
satysfakcjonująca jak w większą ilość – oznajmiła Annie, zjawiając się nagle z
Malikiem u boku.
-
Hej! Szło nam całkiem nieźle, nie narzekaj – odparł urażony mulat, trzymając w
dłoniach pomarańczową piłkę.
- W sumie
można zagrać, czemu nie – odezwała się rozpromieniona El, chwytając dłoń
swojego chłopaka.
-
Okej, w takim razie każdy ma przerwę i chwilę na trochę zabawy – oznajmił tym
razem Paul, z którym od czasu nurtujących sytuacji z Taylor, również o dziwo
utrzymywałam pokojowe stosunki. Chyba w końcu poddał się na dobre, co
całkowicie było mnie jak i Harry’mu na rękę.
- Nie
jestem chyba najlepsza w kosza – zagadnęłam niepozornie, bo jak Boga kocham
naprawdę nie lubiłam tej gry od czasu gimnazjum, gdzie bez skrupułów dostałam
piłką w oko, czego skutkiem było chodzenie ze śliwkową plamą na twarzy przez
kolejne dwa tygodnie.
- Oh,
jesteś dobra we wszystkich kwiatuszku – po cudownej relaksacji, Harry podszedł
do mnie, owijając ramiona wokół mojej szyi.
- Nie
mów do mnie kwiatuszku, to mi się źle kojarzy – zrobiłam zabawnie wściekłą minę, przypominając
sobie chwilę, gdy oboje nie byliśmy w zbyt dobrych stosunkach, a on bezczelnie
nazywał mnie właśnie w ten sposób. Złość kumulowała się z każdym kolejnym tym
słowem coraz bardziej, dlatego wolałabym zapomnieć o tym przykrym wydarzeniu.
- Nie
narzekaj. Wiesz, że już wtedy cię kochałem – odparł, jakby czytając mi w
myślach, muskając mój policzek.
-
Czyżby? – spojrzałam na niego spod byka, na co pewnie pokiwał głową.
- Wy
się namyślcie, a my idziemy na boisko – doszedł nas głos Liam’a, gdy po chwili
całe towarzystwo opuściło pomieszczenie, przez co zostaliśmy tylko we dwoje.Wciąż
nie byłam do końca pewna mojej decyzji, ale w końcu jeśli gramy wszyscy to
wszyscy. Już miałam się zbierać, gdy znienacka usłyszałam ponownie głos, a raczej
pisk Styles’a.
-
Moja ulubiona piosenka! – podbiegł do radia, i jeszcze bardziej je podgłosił,
choć jak na mój gust i tak leciało wystarczająco zbyt głośno, ale jak widać nie
mnie to oceniać. Spojrzałam na niego z podejrzeniem w oczach, a on jak nigdy
nic zaczął sobie podśpiewywać i w śmiesznie ponętny sposób robić kokietujące
ruchy, na co jak zwykle nie mogłam powstrzymać śmiechu.
- Co
ty mi robisz z głową człowieku?
- Nie
podoba ci się? Mówiłaś, że jestem dobrym tancerzem.
-
Kiedy tak mówiłam? – zapytałam, zastanawiając się nad jego słowami, bowiem
raczej nie przypominałam sobie owej sytuacji.
-
Albo to nie byłaś ty? – odparł zamyślony, na co zmarszczyłam czoło, patrząc na
niego z żenadą. Ten chłopak czasami zbyt poważnie wpływał na moją psychikę,
przez co rujnowała się kompletnie, i bałam się, że za niedługo to ja będę
zachowywała się jak beztroska dwunastolatka.
- Idę
– westchnęłam, mijając jego sylwetkę, na co złapał mnie za ramię, a gdy
odwróciłam się i spojrzałam na jego twarz, nie pozostawało mi nic innego jak po
raz kolejny się roześmiać. Walnęłam się w czoło, i pokręciłam tym samym głową.
- Powinni
cię zamknąć w pokoju bez klamek i zawinąć w kaftan.
-
Widzisz, podziałało. Zawsze cię rozbawię.
-
Tak, dobrze, że nie strzelasz swoich sucharów, bo mogłabym gorzko zapłakać – po
chwili zostawiłam go z pseudo obrażoną miną i dołączyłam do pozostałych.
Szczęściem było, iż miałam na sobie
materiałowe szorty, luźną bluzkę oraz trampki, co zapewniło mi ogromną wygodę i
wielki komfort. O dziwo mój chłopak dołączył do nas zaraz po mnie, tyle, że tym
razem nałożył na siebie koszulkę. Dobre i to. Szybko podzieliliśmy się na
drużyny, do których zaliczała się również stylistka Lou, reszta zespołu grająca
na instrumentach oraz sam Paul. W mojej drużynie, gdzie kapitanem był Malik,
należeli również Niall, Josh, Eleanor, Dan oraz Higgins, natomiast w drugiej
Harry, Tomlinson, Liam, Annie, Sandy, Teasdale oraz John. Sam mąż Lou wraz z
ich córeczką stwierdził, że będzie sędziował, dlatego bez problemu mogliśmy
zacząć grę.
Oczywiście
nie było tak źle jak myślałam, a nawet mogę stwierdzić, że szło mi całkiem
nieźle. Zapewne dlatego, iż nasza drużyna była tak bardzo zgrana, że lepszej
sobie wymarzyć nie mogłam. Z łatwością mogę również stwierdzić, iż gra w
przeciwnej drużynie niż Harry była jeszcze bardziej ekscytująca i zabawna, a
gdy widziałam ich porażki, oraz jego miny na te oto skutki, myślałam, że już
kompletnie padnę na kolana.
-
Podaj Sofi! – usłyszałam zdyszany głos Malika, gdy piłka z rąk Josh’a,
aktualnie znajdowała się w moich rękach. Czym prędzej pokozłowałam ją w stronę
kosza, i już miałam rzucać, gdy moją drogę przeciął mi sam Harry.
- Nie
wygrasz – uśmiechnęłam się kpiąco, gdy ten wciąż stał przede mną.
-
Lepiej nie, bo wiesz, że się nie dam – odparłam, patrząc na niego kokietująco,
przygryzając przy tym wargę, przez co wiedziałam, że bez problemu dosięgnę
celu. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, wciąż kozłując piłkę, i starając się w
ponętny sposób kręcić tyłeczkiem. Nie wiedziałam czy moje żenujące starania
rzeczywiście się opłaciły, ale gdy znów odwróciłam się w jego stronę, i
zobaczyłam, że stoi bez ruchu, niebezpiecznie szybko oddychając, wykorzystałam
sytuację, a po chwili piłka znalazła się w koszu.
-
Punkt dla nas – usatysfakcjonowana wyszczerzyłam zęby, gdy spojrzał na mnie
zszokowany.
- Ty
podstępna mała glizdo. Zrobiłaś to specjalnie.
-
Mówiłam ci, że wygram, a ty swoje – zanim się spojrzałam, lokowaty w szybkim
tempie złapał mnie za biodra, i przerzucił sobie przez ramię. Śmiałam się tak
bardzo, że nawet nie miałam zupełnie siły się w jakikolwiek sposób wyrwać.
-
Dobrze, koniec tego dobrego! Wygraliśmy – krzyknął Horan, przybijając piątki
naszej drużynie.
-
Cudownie.
Dochodziła godzina siedemnasta, a ja
bezczynnie siedziałam na kanapie wraz z Annie, objadając się wszystkimi
słodkościami, które miałyśmy okazję znaleźć w naszym wspólnym apartamencie,
który miał chyba pięćdziesiąt sypialni, dwadzieścia łazienek i pięć kuchni. No
może przesadziłam, ale dla całej ekipy absolutnie nie zabrakło tu miejsca.
-
Gdzie idziesz? – zapytałam lokowatego, który ubrany w czarne szorty oraz szarą
koszulkę i adidasy, kierował się z butelką wody do drzwi wyjściowych.
- Na
siłownie. Dziś moje ćwiczenia z Matt’em.
-
Mogę iść z tobą?
-
Zrezygnujesz z wcinania słodyczy, żeby iść ze mną poćwiczyć? – odparł zdumiony,
tak jakby w ogóle nie było to możliwe. Okej, może nie koniecznie sport jest
moją ulubioną czynnością, ale czasem trzeba się poświęcić.
-
Oczywiście. Czy to takie dziwne? – zapytałam, wzruszając ramionami, robiąc przy
tym głupią minę, na co spojrzał na mnie jak na kretynkę. Mówiłam, że jego
zachowanie szybko mi się przyjmie, no i masz.
-
Okej, okej. Włóż coś wygodnego, czekam jeszcze pięć minut i wychodzę – rozłożył
się na kanapie, stukając palcami o jej kant. Zdziwiłam się, że nie wyciągnął
stopera, no ale cóż, czasem jednak potrafi mnie zaskoczyć.
Skierowałam się do mojego pokoju, i
jakimś cudem znalazłam czarne spodenki, bardzo podobne do szortów Harry’ego, do
tego krótką koszulkę na ramiączkach oraz adidasy. W dniu pakowania, byłam w stu
procentach pewna, że jednak nie będą mi na nic potrzebne, ale jak widać myliłam
się. Spięłam włosy w luźnego kucyka tak, aby mi nie przeszkadzały i można
powiedzieć, że byłam zwarta i gotowa do ćwiczeń.
-
Mówiłem pięć minut, a nie piętnaście – od razu po wejściu do salonu doszedł
mnie chrypkowaty głos, na co wywróciłam oczami.
- Nie
dąsaj się. Nie było mnie raptem siedem. Naucz się korzystać z zegarka –
westchnęłam, na co pokręcił głową, lecz nie odzywał się już nic.
Po niedługiej chwili znaleźliśmy się
w hotelowej siłowni, gdzie nie było absolutnie nikogo oprócz prywatnego
trenera. Zastanawiałam się, po co ludzie tworzą takie miejsca, skoro i tak nie
są zbyt często używane? Wątpię, że osoby będące na wczasach myślą o tym, żeby
zejść na dół poćwiczyć, ale to już inna bajka. Może zrobili ją specjalnie na
przyjazd One Direction? Kto wie.
Już od dwudziestu minut biegałam na
bieżni obok Harry’ego i miałam serdecznie dość. Jak widać moja kondycja, której
nabrałam przez ostatnie dwa lata kompletnie wisiała na włosku, czego skutkiem
była kolka i niemałe wyczerpanie. Spojrzałam na Styles’a
zrezygnowana, lecz on
w pełni energii i zadowolenia pokazał mi jedynie język, i nie wiedziałam czy
był to znak jego zwycięstwa, czy może przekonanie mnie, abym się nie poddawała.
-
Nudzi mnie już to – odparłam zdyszana, na co się zaśmiał.
-
Mówiłem, że mogłaś zostać – zwrócił mi uwagę, na co westchnęłam.
-
Chciałam spędzić z tobą czas, a ty mi się tak odwdzięczasz.
-
Przepraszam. Ale wiedz, że nie musisz robić tego co ja. Zaraz będę ponosił
ciężary, i obawiam się, że temu już nie do końca podołasz więc idź poćwicz coś
innego.
- Tak
zrobię – odparłam, i z radością zeszłam z tej cholernej bieżni, by skierować
się do sprzętu działającego na brzuch.
Po kolejnej godzinie miałam
serdecznie dość, dlatego w spokoju usiadłam na ławce i wypróżniłam całą butelkę
półlitrowej wody zaledwie jednym chłystem.
-
Wiesz dalej co robić? – usłyszałam głos Matt’a, w trakcie gdy Harry zabierał
się do podnoszenia tych nieszczęsnych ciężarów.
-
Tak, nie martw się. Zrobię wszystko do końca, a ty możesz się już zbierać –
oznajmił, a moja radość wręcz nie znała granic. Po chwili postawny blondyn
pożegnał się ze mną skinieniem głowy i zniknął z zasięgu naszych oczu.
Podeszłam bliżej lokowatego, a rządza podniecenia była tak wielka, że sama nie
wiedziałam co mam ze sobą w tej chwili zrobić. Widok jego sylwetki bez koszulki,
do tego podnoszącego sztangi, był nadwyraz pociągający. Już nawet nie
przeszkadzał mi pot, który zalewał go całego, czemu kompletnie nie byłam
zdziwiona, w końcu sama się nieźle zmachałam.
-
Jesteś cholernie seksowny – odparłam, wachlując się ręką, bowiem temperatura w
pomieszczeniu sięgała naprawdę wysokiej liczby, a atmosfera robiła się coraz
bardziej gorąca.
-
Dzięki – uśmiechnął się promiennie. – Tobie też niczego nie brakuje.
- Czy
to nie dziwne, że pociągasz mnie nawet, jeśli leje się z ciebie litrami?
-
Jeśli to ma cię pocieszyć, to ja pragnąłbym ciebie nawet jakbyś była
wysmarowana gó…
-
Dobra nie kończ, zrozumiałam – zaśmiałam się, lecz po kolejnych dwóch minutach,
gdy nie kończył swojej czynności, nie było mi do ponownego śmiechu. Moje
podniecenie wspinało się na kolejny szczyt, i robiłam wszystko co mogłam, aby
jakoś ustąpiło. Nawet pstrykanie palcami, czy zaciśnięcie ud w niczym nie
pomogło, także w tej sytuacji byłam kompletnie bezradna.
- To
nie jest śmieszne, zrób coś – odparłam zniecierpliwiona, bo przecież ile można
było wytrzymać?
- Ale
co?
- Nie
wiem. Odłóż tą sztangę – rzekłam pośpiesznie, na co wykonał wskazaną przeze
mnie czynność.
- I
co teraz? – zapytał, spoglądając na mnie podejrzliwie, i tylko tyle było mu
dane powiedzieć, bowiem bez jakiegokolwiek pozwolenia, rzuciłam się na niego
niczym wygłodniała lwica, podgryzając jego dolną wargę. Bez problemu znaleźliśmy wolną
ścianę, do której od razu zostałam przyciśnięta. Chłopak delikatnie muskał moją
szyję, wkładając w tym samym czasie swoją dużą dłoń do koronkowych majtek.
- Tak
– dyszałam niekontrolowanie szybko, starając się to robić w miarę cichy sposób,
lecz w tego typu warunkach było to niezmiernie trudnym aspektem. Jego dwa palce
bez problemu wsunęły się do mojego wnętrza, dotykając przy tym głównego punktu
mojego spełnienia.
-
Jesteś mokra – wymsknęło mu się, na co spojrzałam na niego z pożądaniem.
-
Ciekawe kto jest tego powodem.
- Tylko ja – ukazał rząd białych zębów, i ponownie zatopił się w
moich wargach. Po krótkiej chwili zdałam sobie sprawę, iż on sam nie może
dłużej wytrzymać zupełnie tak jak ja. Szybko pozbyłam się jego szortów wraz z
bokserkami, a on uczynił ten sam gest wobec mnie. Złapał mnie w pasie i podniósł
tak, abym mogła opleść nogami jego biodra, po czym wbił się w mnie tak, że
niespodziewanie krzyknęłam z nadmiaru podniecenia.
-
Przepraszam – szepnęłam, na co zachichotał. Jak widać nawet w uprawianiu seksu
byliśmy nadwyraz komiczni, ale czy to w czymkolwiek przeszkadzało? Absolutnie
nie. Bo tylko on był osobą, przed którą nie miałam ani trochę wstydu. Mogłam
przy nim robić wiele niestosownych, a nawet nie pasujących do kobiet rzeczy, a
on i tak kochał mnie całym sobą.
Schowałam twarz w zagłębieniu jego
szyi, ściskając ją mocno dłońmi. Jestem pewna, że mój nierównomierny oddech i
ciche odgłosy wpływały na niego tak bardzo, iż miałam świadomość, że niebawem
nadejdzie jego jak i moje spełnienie. Pchnięcia stawały się coraz to głębsze i
mocniejsze, co wprawiało mnie w kompletny stan ekstazy. Tego się po prostu nie
dało wytłumaczyć, a seks w tak nietypowych miejscach, gdy mieliśmy świadomość,
iż w każdej chwili może ktoś wejść, stawał się jeszcze bardziej ekscytujący i
namiętny. Zupełnie tak, jakby nikt oprócz naszej dwójki nie istniał. Parę minut
później, gdy mój organizm nie wytrzymał, a on doznał całkowitego spełnienia tuż
za mną, wątpię czy w ogóle potrafiłabym ustać na nogach, dlatego byłam
wdzięczna lokowatemu, że jakimś cudem mnie jeszcze podtrzymywał. Koszykówa,
siłownia i seks? Bardziej zmęczona nie byłam nigdy w życiu.
- Co
ty ze mną robisz kobieto? – usłyszałam jego cichy szept, gdy opierałam głowę o
ścianę, aby móc w jakikolwiek sposób unormować oddech.
- To
przez ciebie. Jeśli jeszcze kiedykolwiek zaproponuje ci, że pójdę z tobą na
siłownie, zamknij mnie w klatce.
- Nie
ma mowy. To ty byłaś największą atrakcją mojej wizyty tutaj.
- I
jak to się skończyło? Tym, że zaraz usnę na podłodze. Zaniesiesz mnie? –
zrobiłam zdesperowaną minę, na co wybuchł śmiechem.
-
Myślisz, że mam na to siłę?
- W
końcu podnosiłeś ciężary. Myślę, że te pięćdziesiąt siedem kilo nie zrobi ci
większej różnicy.
-
Kiedyś mnie wykończysz – westchnął, ubierając na siebie bokserki, gdy ja w tym czasie,
kiedy jeszcze mogłam ustać na nogach, założyłam dolną część bielizny oraz
spodenki.
-
Wiem, ale jeszcze nie teraz.
***
WITAJCIE
MOI KOCHANI!
Jak
się podoba rozdział? Coś ostatnio pojawia się więcej namiętnych scen, ale mogę
sobie dać uciąć rękę, że na pewno wam to nie przeszkadza.
Do
końca tej części zostało jeszcze jakiej mniej więcej cztery rozdziały i epilog.
Pamiętajcie, że to od was zależy, czy pojawi się również i druga część.
Zapomniałam zapytać pod ostatnim postem jak podoba wam się nowy wygląd bloga?
Oczywiście nagłówek zrobiony przez moją ukochaną Endżi, której bloga możecie
znaleźć pod tym adresem: http://high-price.blogspot.com/
Tymczasem
zapraszam was na moją kolejną, nową historię, do której pomysł pojawił się w
przeciągu kilku ostatnich dni, i zdecydowałam, że koniecznie muszę się z wami
nim podzielić. Mam nadzieje, że jest warto, i że spodoba się wam dokładnie tak
samo jak mnie.
Niebawem
ujrzycie trailer, także bądźcie cierpliwi.
KOCHAM!
IDEALNY CUDOWNY WSPANIAŁY !
OdpowiedzUsuńJak zawsze zresztą, i te sceny z pewnością nikomu nie przeszkadzają :D
a co do drugiej części to TAK TAK TAK TAK ! ;)
Kocham wszystkie Twoje opowiadania i jestem stałą czytelniczką :)
Czekam cierpliwie na następne rozdziały i na Happy end w drugiej części :)
@Zuza_honey :)
Uwielbiam te namiętne sceny. Kiedy jest między nimi wszystko dobrze czekam tylko czasem na te momenty. Szkoda, że Sofi będzie musiała wracać do Londynu, ale oni i tak sobie poradzą :*
OdpowiedzUsuńTo takie trochę, dobra co ja piszę bardzo straszne, że już niedługo koniec. Choć Ty nigdy nas nie opuszczasz i piszesz coraz to lepsze opowiadania. Życzę dużo weny i takich tam :*
http://one-story-with-many-tears.blogspot.com/
Wygląd bloga jest świetny i myślę, że drugi blog też taki będzie ;)
OdpowiedzUsuńhttp://uciekacnadno.blogspot.com/
Rozdział cudowny cfhtybujhfsetertbrftgerybservgvtrybrt *_*
OdpowiedzUsuńWygląd bloga piękny!
OMG! Po prostu KOCHAM Twoje opowiadanie! <3
Kolejna część? Tak! Tak! TAK! Nie przeżyje bez 2 części tego cudnego opowiadania!
Moge z czystym sumieniem powiedzieć że NIGDY nie czytałam lepszego opowiadania
o oczywiście poza Twoimi pozostałymi. Chociaż to i tak jest moim ulubionym *.*
Powinnam teraz kończyć portfolio, uczyć się na jutrzejsze zaliczenie z matmy
i kartkówke z geo, no ale nie mogłam się powstrzymać i musiałam przeczytać.
Prosze trzymaj kciuki bo od tych 3 ocen zależy to czy rozdzice zapłacą mi za fryzjera :D
Chce mieć brązowe pasemka *.* ^^
P.S. KOCHAM Twoje opowiadanie <333
@KKISS_YOU_1D :**
myśle że ręki byś nie straciła bo to NA PEWNO nam NIE PRZESZKADZA :DD
OdpowiedzUsuńte rozdziały są zabujczeee ! jeszcze jak się włączy tą muzyke to omg *.*
rozdział zajebisty i ostatnio tylko takie na tym blogu widze <3
mega, mega, mega !!!!
czekam na następny <3
kocham xx
a no i co do drugiej części to MUSI BYĆ !.
OdpowiedzUsuń♥
OdpowiedzUsuńCudo! Cóż więcej powiedzieć :D Uwielbiam sceny SofixHarry! Mogłabym czytac je w kółko, bo wychodzą Ci świetnie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny♥
Boskie!!! Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału :) Błagam cię o drugą część :P
OdpowiedzUsuńAgan :*
Jezuu *__* Końcówka genialna! :D Ja to bym tam chyba padła na miejscu Sophi, haha xDD Takiej kondycji to ja nie mam xDD A wygląd bloga jest świetny :D A tak btw to cieszę się, że założyłaś trzeciego bloga i mam ogromną nadzieję, że mimo tylu opowiadań to nie zablokujesz żadnego bloga z powodu braku weny <3 Bo tak niestety często jest ;x
OdpowiedzUsuńCzekam na NN ;* Weenyyy <33333333333333333333
jestem Twoją faaaaaaaaanką, serio. Kilka razy potrafię sprawdzić czy dodałaś jakiś rozdział. Co do tego rozdziału, jak zawsze wciągający, a co do 2 części to musi być koniecznie♥
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Libster Adwar więcej na moim blogu :)) http://kolomanska11.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCUDOWNE! *.* Masz talent!
OdpowiedzUsuńhttp://never-say-goodbye-baby.blogspot.com/