24 wrz 2013

23.Whoever you love now, whoever you kiss, the ones in between us I’m willing to miss.



“She loved a boy, he didn’t know, but she couldn’t let him go…
She screamed his name, he didn’t heard, she tried again once every year.
She cried once more, as he stood and bowed, because she was just another girl in the crowd.”


            Piątek. Dla wielu ludzi jest to dzień zbawienny, bowiem zaczyna on weekend a kończy ciągłą pracę, zajęcia szkolne i wszystkie tym podobne pierdoły. Weekend = Ciągły melanż. Dzisiejszy piątek jednak nie należał do tych zwyczajnych. Właśnie w tym dniu jeden z moich najlepszych przyjaciół obchodził swoje dwudzieste urodziny. Wiedziałam, że nie mogę go zawieść, a kiedy zadzwonił do mnie dzień wcześniej, nie miałam odwagi odmówić jego propozycji:
- Cześć ślicznotko! Dzwonię, żeby zaprosić cię na najlepszą imprezę świata. Mianowicieee… werbleee.. – zaczął chłopak, na co głośno się zaśmiałam.
- Wiem, twoje urodziny. Wyobraź sobie, że jeszcze pamiętam!
- Eh! Zepsułaś nastrój. Ale właśnie tak. Stwierdziłem, że zrobię je w domu, bo w końcu imprezy w willi One Direction są niezapomniane – powiedział z entuzjazmem, na co przyznałam mu rację. W końcu to na imprezie w ich domu pierwszy raz całowałam się z Harry’m. Ale koniec, dość już o nim.
- O której mam się zjawić?
- Myślę, że o osiemnastej zaczną się już zbierać goście, więc przychodź o której chcesz, ale niezbyt późno!
- Dzwoniłeś już do Kathrin?
- Właśnie miałem zamiar do niej dzwonić po tobie, wiesz, jeszcze zostało mi trochę gości do poinformowania tak więc trzymaj się i do zobaczenia! Kocham cię siostro! – powiedział na odchodne, na co ponownie się uśmiechnęłam.
- Ja ciebie też kocham blondasu! (…)

            Dochodziła właśnie godzina osiemnasta, ale postanowiłyśmy z Blake, że nie będziemy się śpieszyć i wpierdzielać na głupca i zajdziemy do chłopaków dopiero przed dwudziestą. Leżałam na swoim łóżku i czytałam jedną z moich ulubionych książek, którą znałam na pamięć, ale wciąż ogromną przyjemność sprawiało mi poznawanie owej historii na nowo.
- Hej piękna – powitała mnie znienacka Kathrin, wchodząc do mojego pokoju z dwiema filiżankami czarnej kawy. – Masz już koncepcję w co się ubrać?- zapytała podając mi kubek.
- Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia. Chciałabym, żeby to było coś wyjątkowego, w końcu to urodziny Niall’a, ale sama wiesz, że mój fundusz nie pozwala mi na częste zakupy – westchnęłam. Czy kiedykolwiek znajdę lepszą pracę, czy do końca życia spędzę czas harując w kawiarni pana Stevenson’a? Chociaż co ja sobie wyobrażałam? Nie jestem nawet po studiach, więc niby gdzie mieliby mnie przyjąć? Do największej korporacji w Londynie? Wątpliwe.
- Wiesz co? – powiedziała zastanawiając się nad czymś głęboko – Zaraz wracam – odezwała się znów po chwili, by zniknąć za drzwiami mojego pokoju, a po niecałych dwóch minutach pojawić się znowu z płaskim białym pudełkiem.
- Co to? – zapytałam zdezorientowana, gdy siadła tuż obok mnie.
- Otwórz – uśmiechnęła się szeroko, więc zrobiłam tak jak kazała. Moim oczom ukazała się cudowna, gorsetowa sukienka z piórkami o pięknych pastelowych kolorach. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam coś bardziej zjawiskowego.
- Nieziemska – powiedziałam z szeroko otwartymi oczami, oglądając materiał z każdej strony – Zakładasz ją dzisiaj?
- Nie, głuptasie. Przyniosłam ją dla ciebie. Wysłała mi ją moja mama, gdy była ostatnio na zakupach w Paryżu. Czasami pozwala sobie na takie wyskoki. Niestety jednak, ta kobieta kupuje mi takie rozmiary, które chciałaby, żeby wyglądały na mnie idealnie, lecz niestety nie mam tak pokaźnego biustu i jest zdecydowanie za duża. Założę ją dopiero, gdy zainwestuje w sylikony. Na ciebie będzie w sam raz – odpowiedziała, dotykając mojego biustu, na co się zaśmiałam.
- Nie wiem czy mogę w niej wyjść. Jest od twojej mamy… Co jeśli się obleję albo zahaczę o coś piórkiem? Wiesz, że jestem do tego zdolna – powiedziałam po chwili, na co wywróciła oczami.
- Za bardzo szukasz problemu, Sofii! Tym razem ufam ci, że dobrze się nią zaopiekujesz. Poza tym, to tylko sukienka – mówiła, na co znów uśmiechnęłam się szeroko. – Do tego twoje kremowe szpilki, kilka dodatków i będziesz wyglądać zabójczo!
- Dziękuje Kathrin. Zawsze ratujesz mi tyłek – uścisnęłam ją mocno i znów powróciłam do oglądana sukienki. Chyba się zakochałam.
- W końcu od tego jestem!

            Po niecałych dwóch godzinach, można powiedzieć, że byłyśmy gotowe. Sukienka, która leżała na mnie wyśmienicie, idealnie eksponowała moje pełne piersi, z których byłam cholernie dumna; smukłe ramiona i długie nogi, na których spoczywały wysokie szpilki. Biżuteria, którą miałam na sobie, perfekcyjnie komponowała się z całością, a kremowa kopertówka była jedynie dopełnieniem całego kostiumu. Moje długie blond włosy były lekko pokręcone, tworząc cienkie fale, a kobiecy i jednocześnie delikatny makijaż ukazywał niewinność, ale i pewność siebie. Jednym słowem: rozkosznie. Albo mi się wydawało, albo ostatnio gdzieś porzuciłam kolejne kilogramy i byłam teraz naprawdę szczupła. Lubiłam siebie w tym wydaniu, ale nie chciałam, żeby ktoś zauważył iż schudłam, bowiem od razu mogliby mieć nierealne domysły, z jakiego powodu się to działo.
            Ogromnie byłam ciekawa, czy na urodzinach u Horan’a pojawi się Taylor. Miałam głęboką nadzieję, że tak się jednak nie wydarzy, ale już nie raz przekonałam się, iż moja nadzieja bywała totalnie zgubna, choć szczerze wątpiłam, żeby ktokolwiek ją tam chciał, wliczając w to również Harry’ego.
            W między czasie, gdy spryskiwałam szyję i nadgarstki swoimi ulubionymi perfumami, w drzwiach zjawiła się Kathrin, ubrana w czarne szpilki i tego samego koloru skórzaną sukienkę, która dzięki temu, że była obcisła, podkreślała jej smukłe ciało. Na ustach widniała różowa szminka, która jeszcze bardziej dodawała jej uroku.
- I jak? Wyglądam wystarczająco drapieżnie? – zapytała, przystawiając do warg czerwone paznokcie.
- Bardzo drapieżnie. Zapewne, gdy tam wejdziesz, pomylą cię z pumą – zaśmiałam się, wygładzając swoją sukienkę.
- Tak! To byłoby coś. Mogłam założyć czarną perukę – rozmarzyła się, na co spojrzałam na nią z pod byka.
- To nie bal przebierańców, Kathrin.
- Wiem, ale czasem można zaszaleć, czyż nie? Dobrze, podwijamy kiecki i lecimy, nie będą na nas czekać wieczności – jak powiedziała, tak też zrobiłyśmy. Pośpiesznie wsiadłyśmy do jej mustanga i po niecałych pięciu minutach byłyśmy pod domem chłopaków. Zaczęłam się denerwować nie na niby, bowiem nie wiedziałam jaka będzie moja reakcja, gdy w końcu ujrzę Harry’ego pierwszy raz od ponad dwóch tygodni. I niby jak potoczy się nasza rozmowa? Czy my w ogóle będziemy rozmawiać? Na pewno nie, gdy w zasięgu mojego wzroku dostrzegę Taylor.
- Witajcie moje piękne! – powitał nas w drzwiach blondas, obdarowując obie szczelnym uściskiem.
- Hej mężczyzno! Nie jesteś już nawet nastolatkiem! Czuję się taka smarkata – zrobiłam smutną minę, na co się zaśmiał.
- No wiesz, nawet wyrosło mi parę nowych włosków na klacie. Naprawdę czuję się dorosły.
- Wszystkiego najlepszego! – powiedziałyśmy równo z Kathrin, wręczając chłopakowi torebkę z prezentem, którym była sporych rozmiarów figurka hamburgera oraz najnowsza płyta WestLife.
- Widzę, że znacie mnie lepiej niż ktokolwiek. Kocham was – zaśmiał się, całując nas w policzek w podziękowaniu za podarunek. – Zapraszam do salonu. Bar jest dostępny dla wszystkich. Jest nawet parkiet, gdzie możecie potańczyć.
- Postarałeś się – odezwała się Blake, patrząc na neonowe światła, które były zainstalowane w cholernie dużym salonie. Kanapy zostały odsunięte na bok, przez co było jeszcze więcej miejsca niż dotychczas. W rogu za konsolą stał DJ, a za barem dwóch facetów, którzy serwowali drinki, a wśród nich tym razem nie było Niall’a, który za pierwszym razem, gdy się tu pojawiłam, rozdawał je bardzo chętnie.
- Muszę siku – powiedziała mi do ucha przyjaciółka – Zaraz wracam – po chwili zniknęła za rogiem, a ja stałam bezczynnie patrząc na zebrany tłum. Było wielu znajomych blondasa, których nie miałam jeszcze okazji poznać, a nawet jakbym to zrobiła, to i tak zapewne zapomniałabym wszystkie imiona.
- Sofii? – doszedł mnie miły, kobiecy głos.
- Annie! Miło cię widzieć – przywitałam się z dziewczyną, która wyglądała naprawdę nieziemsko. Biała koszulka, do tego zapięty, czarny żakiet oraz krótkie spodenki i czarne szpilki, które wyglądały na niej zjawiskowo. Czy to możliwe, że wszystkie angielskie dziewczyny były tak piękne? Annie poznałam na ślubie menadżera chłopaków, który jednocześnie był jej wujkiem. O ile sobie przypominam była również po części przy tej cholernie niezręcznej sytuacji, która nastąpiła pod koniec mojego pobytu na owym weselu, co musiało być bardzo nie na miejscu. – Cieszę się, że przyszłaś – odezwałam się z uśmiechem.
- Byłam trochę zaskoczona, że Niall mnie zaprosił, ale w prawdzie powiedziawszy jestem uradowana z tego powodu. To naprawdę miły i zabawny chłopak.
- Jest cudownym przyjacielem. I zapewne również wspaniałym partnerem – uśmiechnęłam się, patrząc na nią znacząco.
- Tak, na pewno – rozmarzyła się, patrząc w oddali na niebiesookiego, który rozmawiał z jakimś brunetem, znienacka spoglądając na Annie. – Ale to by się nie udało. Mój wujek nie raz ostrzegał mnie, że nie powinnam się brać za facetów, z którymi on pracuje.
- Twój wujek ma duże wymagania – powiedziałam wzdychając, podnosząc przy tym głos, orientując się po chwili, że jednak nie było to zbyt mądre posunięcie – Przepraszam, Annie. To twój wujek. Nie powinnam tak mówić.
- Nie. Masz całkowitą rację. Mów wuj jest okropny w tej kwestii. Nigdy mi nie mówi o swojej pracy i ja też się zbytnio nie orientuje jak traktuje swoich podopiecznych, ale definitywnie jest zbyt wymagający. Czasami mam wrażenie, że ogranicza im własną wolność – zrobiła smutną minę, na co skinęłam głową. Widzę, że była bardzo spostrzegawcza.
- To trochę skomplikowane, ale może rzeczywiście tak jest lepiej? – podniosłam swój wzrok, a ku mojemu zdziwieniu, dostrzegłam w oddali Harry’ego. BEZ TAYLOR.
- W czym lepiej? W tym, że nie mogą mieć własnej woli? Nie żartuj. Wiem, że nie chcesz mówić tego na głos, bo jestem jego siostrzenicą, ale wiem swoje i przyznaję, że wujek Paul nie jest zbyt wyrozumiałym człowiekiem. Z tego co widzę, ciebie łączy coś ze Styles’em?
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy mam mówić o tym w czasie teraźniejszym – prychnęłam – Parę rzeczy się zmieniło. Ale jak już mówiłam, może tak lepiej? – spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem i żalem w oczach.
- Nigdy nie daj sobie wmówić, że jest lepiej, skoro sama czujesz, że nie jest. Poza tym widziałam tą akcję z Taylor na weselu. Dałaś znakomity pokaz. Byłam pod wrażeniem – zaśmiała się, na co odwzajemniłam jej gest. Po chwili rozmowy podszedł do nas blondyn, uśmiechając się od ucha do ucha, stojąc tuż obok Annie. Zapewne nie tylko ja byłam tak spostrzegawcza i widziałam, że tych dwojga cholernie do siebie ciągnie.
- Widzę, że ploteczek ciąg dalszy.
- My nie plotkujemy, Niall – zwróciłam mu uwagę, grożąc palcem – My konwersujemy!
- Ah, no tak oczywiście. Bo ja cię przecież nie znam – odezwał się, na co ponownie się zaśmiałam.
- Nie przesadzaj Hori. Tym razem wasza kolej na ‘plotkowanie’ – zrobiłam cudzysłów palcami, wymawiając ostatnie słowo – Ja poszukam reszty – dokończyłam po chwili i zostawiłam tę dwójkę samą. Na pewno nie chciałam być piątym kołem u wozu, a ta oto para potrzebowała spędzić trochę czasu razem.


            Skierowałam się w stronę dużego balkonu na pierwszym piętrze, i widząc, że nikogo na nim nie ma, stanęłam przy barierce i wyciągnęłam z torebki papierosa. Dawno nie paliłam, ale zawsze miałam przy sobie coś zapasowego. W sumie nie wiedziałam dlaczego teraz go odpalałam. Po prosu potrzebowałam tej ulgi, która towarzyszyła mi przy wpuszczaniu dymu w płuca. Nie byłam nałogowcem, ale miałam na tą ochotę.
- Myślałem, że rzuciłaś to świństwo – doszedł mnie ochrypły głos, a ja w momencie poczułam radość w sercu. Tak bardzo mi go brakowało.
- Niby czemu? Bo zaczęłam się spotykać z gwiazda światowego boysbandu? Chociaż w sumie nie wiem, czy dobrze się wyraziłam. W końcu nie widzieliśmy się przez ostatnie dwa tygodnie. To chyba raczej nie związek – odpowiedziałam z ironią w głosie, wpuszczając ponownie dym. Sama nie wiem dlaczego tak zareagowałam, ale nie miałam na to wpływu.
- Zrobiłem ci coś, że tak się zachowujesz? – zapytał, stojąc tuż obok mnie, patrząc z ukosa na moją twarz.
- Nie – westchnęłam – Po prostu cały czas jestem pod jakąś cholerną presją – mój wzrok wędrował gdzieś prosto przed siebie w nieznany mi punkt.
- Pięknie wyglądasz – odezwał się po chwili ciszy, głaskając dłonią pół policzek, na co automatycznie zamknęłam oczy.
- To sukienka Kathrin – uśmiechnęłam się lekko.
- Nie mówiłem o sukience – spojrzał na mnie z czułością, a ja pocałowałam go w kącik ust, tuląc do jego torsu.
- Tęskniłam.
- Ja za tobą bardziej – głaskał mnie po włosach, dając mi przy tym niewyobrażalne ukojenie. Po prostu był ze mną i to teraz się liczyło najbardziej.
- Jak było w trasie?
- Jak zawsze. Dość…Intesywnie. A ty co robiłaś przez cały czas?
- Pracowałam. Myślałam o tym co się stało, choć starałam się odpędzać te wydarzenia – odsunęłam się od niego, opierając o barierkę, spoglądając znów w nieznanym kierunku – Wiesz, to dziwne, że utrzymywałam kontakt ze wszystkimi dookoła, a z tobą nie.
- To się kiedyś skończy. Obiecuję.
- Sam nie wiesz nawet kiedy nadejdzie ten dzień. I czy w ogóle nadejdzie. Myślisz, że jak skończysz z Taylor, to bez problemu będziesz mógł się widywać ze mną? Znając twojego menadżera, to szczerze wątpię.
- Więc czego ode mnie oczekujesz?
- Nie wiem. Może przestania robić jakiejkolwiek nadziei – spojrzałam na niego, a moje oczy świeciły ze wzruszenia, ale nie mogłam teraz płakać.
- Zapewne ty jesteś o wiele lepsza w robieniu nadziei – oddalił się również i spojrzał gdzieś w bok, byle nie na mnie.
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że rozmawiałaś ze Steven’em? – powiedział ni stąd z owąd.
- A to ma jakieś znaczenie? – zakpiłam, śmiejąc się lekko, niedowierzając w jego słowa.
- Skoro jesteśmy w związku, myślę, że jednak ma. W końcu dobierał się kiedyś do ciebie.
- Nie wierzę w to co mówisz – zrobiłam duże oczy, kręcąc przy tym głową – Oskarżasz mnie, że nie powiedziałam ci o jednej niewinnej rozmowie z gościem, który rzeczywiście próbował mnie uwieść ponownie, ale grzecznie odmówiłam, broniąc cię przy tym jak tylko mogłam, w między czasie, gdy ty spotykasz się z Taylor!? Nie rozśmieszaj mnie.
- Odmówiłaś?  - zapytał z niedowierzaniem, jakby w ogóle mnie nie znał.
- Jesteś zaskoczony? W takim razie chyba mało o mnie wiesz – stwierdziłam szybko, i wyminęłam go, chcąc się dostać do środka.
- Poczekaj – zatrzymał mnie, obracając do siebie – Przepraszam. Jestem palantem. I dopóki nie powiedziałaś mi jak to wszystko wygląda, nie zdawałem sobie sprawy jakim jestem egoistą – odezwał się zakłopotany – Po prostu szaleństwo na twoim punkcie jest tak wielkie, że sam nie wiem co mam zrobić. Jestem cholernym zazdrośnikiem i zapewne to się nigdy nie zmieni, więc musisz się z tym pogodzić.
- Chcę, żebyś był zazdrosny – powiedziałam, kładąc obie dłonie na jego rozgrzanych policzkach – Ale chcę również, żebyś mi ufał. Bo to w końcu ty zawsze mówiłeś, że zaufanie jest kluczem dla dobrego związku, czyż nie? Więc musimy zdobyć ten klucz.
- Masz rację – westchnął, delikatnie całując moje usta, a ja mogłam się znów poczuć tak jak na początku naszej znajomości. – Ale w tym momencie nie myślę o zdobywaniu kluczy zaufania, ale o tym, jak wielką mam na ciebie ochotę – przegryzł dolną wargę, na co się zaśmiałam. Jak zawsze potrafił znaleźć odpowiedni moment do tego typu zagrań.
- Jak wielką? – zapytałam, oblizując jego pełne usta.
- Bardzo wielką – czułam jego oddech na swojej skórze, i duże dłonie, obejmujące kurczowo moje pośladki. - Wiesz… W końcu będziemy mogli zrobić to w normalnym miejscu, takim jak mój pokój. Dokładnie tak jak chciałaś.
- Dlaczego nazywasz seks ‘tym’ ? – zapytałam, przedrzeźniając jego słowa niegdyś skierowane do mnie.
- Czy mnie się wydaję, czy pani Olesińska stała się bardziej dzika niż dotychczas?
- Myślę, że panu Styles’owi się bardzo dobrze wydaję. Czy coś w tym złego?
- Absolutnie.
            Nie zwracając na nic uwagi, skierowaliśmy się do pokoju Harry’ego, który również znajdował się na piętrze, więc nie mieliśmy zbyt daleko. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, wszystkie wspomnienia wróciły. To wydawało się teraz takie zabawne. Nasza kłótnia, pierwszy pocałunek po którym dałam mu mocnego liścia w policzek i moja niekontrolowana złość, która buzowała jak nigdy, ale też w głębi serca radość i podniecenie, bowiem nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak tamtego dnia, gdy Harry Styles całkowicie zawładnął moim sercem.
            Kochaliśmy się długo, bez pośpiechu, po kilka razy, mając nadzieję, że owa noc nigdy nie dobiegnie końca. Nadrabialiśmy całą czułość, którą nie obdarzaliśmy siebie nawzajem w przeciągu tych dwóch tygodni i zapewne nie będziemy darzyć przez najbliższy czas, ale w tamtym momencie nie chcieliśmy myśleć o tym co nadejdzie, ale o tym co było i trwało, bowiem uczucie, które nas łączyło było niespotykane i na pewno przepełnione otwartą miłością.
            Nie miałam pojęcia, że przyjście tutaj, tak bardzo zaowocuje spędzony czas z Harry’m, ale byłam wdzięczna, że w końcu się zgodziłam. Byłam wdzięczna, że miałam go przy sobie, i choć nie chciałam już nigdy wypuścić, wiedziałem jednak, że będę musiała.

***

Witajcie koteczki!
Jestem trochę podekscytowana tym rozdziałem. Śmiało mogę stwierdzić, że mi się podoba. Miałam mieszane uczucia co do końcówki, ale w końcu wybrałam taką, a nie inną opcję.
Jak widzicie, w tym rozdziale jest więcej Annie, bowiem od tego momentu również będzie pełniła ważną funkcję w opowiadaniu!
Bardzo bym was prosiła, żeby każdy kto czytał, skomentował i napisał choć jedno słowo. Strasznie mi na tym zależy!
Jeśli ktoś chciałby szablon, śmiało proszę pisać do mnie na twitterze. Chętnie zrobię.

KOCHAM WAS !

17 wrz 2013

22.How long will I love you? As long as stars are above you and longer if I can.




Smutek, ból, rozpacz, przygnębienie, bezsilność. Wszystkie te cechy towarzyszą każdemu niewinnemu śmiertelnikowi w głębokich chwilach zwątpienia. Pozostaje pytanie: czy każdy niewinny śmiertelnik zasługuje na dawkę tak ekstremalnych uczuć? Czy każdy taki śmiertelnik w jakikolwiek sposób potrafi się temu przeciwstawić? Zatrzymać? Uwolnić? Z pewnością tak byłoby łatwiej, ale od samego początku człowiek uczy się, iż życie wcale nie jest łatwe, i musi radzić sobie ze wszystkimi przeciwnościami czy tego chce czy nie. Co z tego, że bywają też te dobre chwile, kiedy i tak wracamy do punktu wyjścia by cierpieć, bowiem sami nie potrafimy sobie z tym wszystkim poradzić. Nie mamy innego wyjścia, jak przetrwać niechciane katusze i jakimś sposobem żyć dalej. Ale czy choć garstka z nas potrafi to uczynić?
            Wiedziałam, że ja na pewno nie znajdowałam się w tej garstce. Życie nauczyło mnie wstawać, gdy upadnę. Być ponad wszystkie problemy i działać tak, aby wrócić do chwili, gdzie szczęście znów witało w moich progach. Przezwyciężyłam wiele ciężkich momentów, ale nie byłam maszyną, która nie posiadała jakichkolwiek uczuć. Byłam człowiekiem. Wrażliwą i delikatną istotą, która również miała powody do cierpienia, i nie kryła się ze łzami czy melancholią.
            Właśnie w tym momencie siedziałam w salonie na kanapie w objęciach osoby, która rozumiała mnie jak nikt inny. Wiedziałam, że dzięki niej poczuję się lepiej, że jest nadzieją na pozytywne myślenie i człowiekiem, który jakimś cudem pomoże mi wspiąć się znowu na wyższy szczebel. Bo to właśnie Kathrin była osobą, której mogłam powierzyć wszystkie moje cierpienia, a ona bez żadnego słowa potrafiła wysłuchać i pomóc mi tak, jak nikt inny na tym świecie.
            Choć może z początku nie dałam po sobie poznać, że dotknęła mnie sytuacja na ślubie, to jednak gdy wróciłam do domu, nie mogłam dłużej udawać. Pamiętam, że chciałam być silna. Nie pokazywać moich słabości, a broń Boże płakać przy drugiej osobie. Nie chciałam powtórki z momentu, gdy nadeszła śmierć mojego taty, a ja siedziałam całymi nocami w domu przeklinając Boga o to, że mi go zabrał. Chodzenie do szkoły wydało się katuszą, bowiem nawet na zwykłej lekcji potrafiłam się rozkleić do granic możliwości, gdy tymczasem wszyscy zebrani patrzyli na mnie jak na dziwaka. Bezsilnego dziwaka, który nie miał w sobie ani cząstki wytrzymałości czy odwagi.
             Teraz to wszystko znów powróciło. Powodem moich łez był ON. Ale czy ON był winien czemukolwiek? Może jedyną złą przyczyną tego wszystkiego była ONA? Lecz czy to też miało jakiś sens? A może było to coś zupełnie innego? Jakaś nieznana mi dotąd siła, która zaatakowała moją duszę, nie patrząc przy tym na konsekwencje moich uczuć. MIŁOŚĆ? Czy miłość potrafi tak ranić?
- Co teraz będzie Kathrin? – załkałam cicho, gdy moja twarz była praktycznie już cała mokra od potoku łez.
- On wróci. Na pewno wróci – mówiła szeptem, jak gdyby bała się, że może zranić mnie głośnym dźwiękiem swoich slow. Jej dłoń delikatnie gładziła czubek mojej głowy, zapewniając tym samym, że stopniowo uspakajałam targające mną emocje.
- Czy ty przeżywałaś to samo co ja?
- Tak – westchnęła, odpowiadając nie od razu.
- Czy ktoś ci pomógł, tak jak ty pomagasz teraz mnie? – uwolniłam głowę z jej objęć, by spojrzeć tym razem na jej smutny wyraz twarzy.
- Nie. Byłam sama – utkwiła wzrok w oknie, za którym deszcz padał tak mocno, jak gdyby był przypieczętowaniem złego nastroju owego wieczora. – Całkiem sama.
- Przykro mi.
- Dlatego pragnę pomóc tobie. Nie chcę, żebyś przeżywała tego z podwojoną siłą, tak jak ja.
- Szkoda, że nie poznałyśmy się wcześniej. Skopałabym Zayn’owi tyłek – powiedziałam z powagą, na co dziewczyna zaśmiała się automatycznie.
- To nie była jego wina – zaczęła, gdy położyłam głowę na jej kolanach, a ona tymczasem okręcała wokół palca kosmyk moich włosów –To nie jest też wina Harry’ego. Oni są po prostu pod nadzorem i nie mogę nic zrobić w tej sprawie.
- Gdyby chcieli, jakoś by to przezwyciężyli.
- Nie, Sofio. Nie mogą zrobić absolutnie nic. Na początku obwiniałam Zayn’a za wszystko przez co musiałam przejść, ale później zdałam sobie sprawę, że on tak naprawdę był bez winy. Również przeżywał to tak samo jak ja. Pamiętam, gdy po kryjomu do mnie wydzwaniał, a ja głupia nie odbierałam, bo stwierdziłam, że musi zawalczyć o mnie bardziej, kiedy on tak naprawdę był bezbronny. Uwierz mi. Harry naprawdę chce z tobą być. Widzę jak na ciebie patrzy. Ten wzrok mówi sam za siebie, bo gdy tylko cię widzi, w jego oczach automatycznie pojawiają się iskierki szczęścia. Jego wzrok jest uzależniający. Niczym hipnoza. Gdy się w niego wpatrujesz, jesteś zaczarowana, zupełnie tak, jak on jest oczarowany tobą. To jak wpatrywanie się w przystań. W jego oczach znajdziesz swoje miejsce. Swój dom. To właśnie przy nim jest twoje miejsce. Zapewne ma ochotę tu przyjść i trzymać cię w ramionach, ale nie może – westchnęła, a pojedyncza łza spłynęła po moim policzku – Po prostu nie może.

*


            Gdy nadeszła późna nocna godzina, przekazałam Kathrin, żeby swobodnie wróciła do Tayler’a i nie przejmowała się mną zanadto. I tak spędziła ze mną sporo czasu, więc nie byłam śmiała prosić ją o to, żeby została na noc. Poza tym chciałam trochę pobyć sama, by odpocząć i móc się choć trochę odstresować i pomyśleć, choć tak naprawdę już nie miałam na to kompletnie siły.
            Po długiej kąpieli pościeliłam łóżko, i zakładając na siebie legginsy i ciepły sweter, przykryłam się kołdrą po samą szyję. Było mi zimno. Nie wiedziałam co jest tego powodem, ale zbytnio w to nie wnikałam. Nie dałam oznak życia nikomu z chłopaków, czy też El lub Danielle, co zapewne było trochę nie w porządku z mojej strony, ale jakimś cudem przeczuwałam, że mnie zrozumieją. Co prawda to Louis i Niall martwili się najbardziej. Można było stwierdzić to z łatwością po widoku kilku niedobranych połączeń i nieprzeczytanych wiadomości, lecz w żadnym wypadku nie pofatygowałam się o oddzwonienie lub odpisanie. Harry nie odzywał się w ogóle. Zupełnie nic. Jakbym w ogóle nie istniała, lub równie dobrze nie istniał on.
            Nie miałam pojęcia czemu to wszystko było tak cholernie trudne, ale zrozumiałam, że nie mogę się więcej nad sobą użalać. Gdy coś się zaczyna, kiedyś musi skończyć, i bardzo dobrze miałam tego świadomość, i jeśli takie miało być zakończenie mojej znajomości z Harry’m, zrozumiałam. Jakoś musiałam dać radę. Nawet, jeżeli kosztowałoby mnie to więcej niż przypuszczałam, bowiem ludzie popełniają w życiu dużo błędów. Błędy są częścią naszego życia i zapewne jest to całkowicie nieuniknione, i może w moim wypadku to Harry był błędem?
            Znienacka usłyszałam głośne pukanie do drzwi, co chwilowo mnie przestraszyło, ale zdałam sobie sprawę, że zapewne Kathrin czegoś zapomniała lub ewentualnie przemyślała sytuację i stwierdziła, że nie ma zamiaru zostawić mnie samej na noc.
            Nie czekając dłużej skierowałam się w stronę hałasu, i gdy znalazłam się przy drzwiach frontowych, gwałtownie otworzyłam je na rozcież.
- Wróciłeś – powiedziałam szeptem na widok lokowatego chłopaka.
- Wróciłem – odparł, spoglądając na mnie z nieodgadnionym bólem. Staliśmy w ciszy, wpatrując się w swoje oczy, mając nadzieję, że ktoś z nas przerwie tą cholerną udrękę i będzie tak jak wcześniej. – Ale mam mało czasu – powiedział po chwili, gdy ja skinęłam lekko głową na znak zrozumienia, choć tak naprawdę nie rozumiałam tego kompletnie. Nie chciałam rozumieć.
- Wejdziesz na chwilę? – odezwałam się ponownie, na co skinął głową. Nie wiedziałam jak się zachować. Podejrzewam, że on również nie miał żadnego pojęcia jak to wszystko pociągnąć, ale na obecną chwilę liczyło się dla mnie jedynie to, że tu był. – Płakałaś? – zapytał, wpatrując się w moje zaczerwione oczy.
- Nie spodziewałam się, że aż tak będzie widać – skinęłam głową w dół, aby nie mógł zobaczyć udręki, która wciąż kryła się w moim spojrzeniu. Chłopak podszedł do mnie i chwycił za podbródek, podnosząc moją twarz ku niemu.
- Nie chcę, żebyś płakała. Nigdy więcej – zmarszczył brwi tak, jakby to co mówił było ostatnim jego ostrzeżeniem.
- A co, jeśli jest to silniejsze ode mnie? – spojrzałam w jego przepełnione gehenną tęczówki. Z wyrazu twarzy był tak bardzo przewidywalny. Zupełnie jak ja.
- Nie jestem wart twoich łez. Nikt nie jest ich wart.
- Nie rozumiesz, że to nie jest takie proste? To wszystko ma się ot tak skończyć. Myślisz, że jak się z tym czuję? Gdy już zaczynało być dobrze, wszystko musiało się spieprzyć. Zapewne byłoby to o wiele łatwiejsze, gdybym… - zatrzymałam się, zaciskając mocno powieki.
- Gdybyś co? – milczałam – Gdybyś co, Sofio?
- Gdybym się w tobie nie zakochała, Harry – moja głowa znów podążyła w dół, a powieki, z których wydobywały się ponownie krople łez, pozostawały zamknięte. Chłopak musnął ustami czubek mojej głowy, a po chwili oparł się o niego brodą.
- Przyszedłem… Przyszedłem, żeby ci coś powiedzieć – zaczął spokojnie, lecz jego głos drżał. – Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale chcę, żebyś wiedziała jedno… - mój wzrok znów skupił się na jego twarzy, gdy zauważyłam, że jego oczy również delikatnie lśnią. – Kocham cię Sofi, naprawdę cię kocham. W życiu nie przypuszczałem, że kiedyś to powiem. Na początku broniłem się tego jak ognia, ale przy końcu nie dałem już rady. Gdy po raz pierwszy cię zobaczyłem, nie było to wtedy na mieście, gdy przechadzałaś się ulicami Oxford’u. Było to dzień wcześniej. Siedziałaś na ławce z wielką walizką przy boku – wpatrywałam się w niego zahipnotyzowana, przypominając sobie ten właśnie dzień – Byłaś taka zagubiona, samotna. Oczarowałaś mnie – zaśmiał się lekko, patrząc gdzieś w bok, by tylko się nie rozpłakać. Dokładnie widziałam, że z tym walczy, ale przychodziło mu to z ogromną trudnością – Wtedy zobaczyłem w tobie kogoś wyjątkowego, chociaż nawet nie wiedziałem jak masz na imię ani kim jesteś. Pragnąłem do ciebie podejść, ale wtedy przyszła Kathrin. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to ona. Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdybym wtedy rzeczywiście do ciebie przyszedł – przybliżył się, kładąc dłonie na moich policzkach – Może zakochałabym się już wtedy? Może uparłbym się i uniknął całego zamieszania z Taylor? Może to wszystko potoczyłoby się inaczej niż teraz.
- Widocznie tak musiało być, Harry.
- Nie. Wcale nie – podniósł głos, jak gdyby był wściekły, że to wszystko miało taki, a nie inny ciąg wydarzeń. – Tak naprawdę ja jestem temu wszystkiemu winien. Nie Paul, nie Taylor, tylko ja – łzy płynęły z jego oczu, a ja po raz pierwszy widziałam go w takim stanie. – Wszystko przez to, że nie mogę mieć własnego zdania do cholery – kopnął stojące obok krzesło, w wyniku czego przewróciło się na podłogę.
- Ciiiii – szepnęłam, przytulając się do niego. Miałam nadzieję, że choć trochę go uspokoję i jak się okazało tak też było. –Zostaniesz ze mną? – spojrzałam na niego z nadzieją, a ten swój wzrok pokierował na drzwi. - Nie możesz…
- Zostanę. Dopóki nie zaśniesz – odezwał się znowu, po czym wziął mnie na ręce i kierując się w stronę sypialni, po chwili położył mnie na wygodnym łóżku, a sam usadowił się obok. Na początku leżeliśmy na bokach, i spoglądaliśmy na siebie bez przerwy, nie mówiąc ani słowa. Po jakimś czasie niezmiernie chciałam poczuć jego bliskość, więc najmocniej jak mogłam wtuliłam się jego klatkę piersiową, wdychając uzależniający mnie zapach jego ciała. – Ja też cię kocham, Harry – podniosłam się nagle, by móc spojrzeć w jego oczy, na co ten pochylił się lekko w dół i musnął z wielką delikatnością moje usta, zupełnie tak, jakby miał okazję robić to po raz ostatni.
            Nie wiedzieć kiedy odpłynęłam w krainę snu, gdzie jedynie co widziałam to przepełnione cierpieniem zielone tęczówki, łzy spływające po mojej twarzy i kpiący wzrok niebieskich oczu, wpatrujący się we mnie z nienawiścią.

*


            Czas. Każdemu z nas jest potrzebny czas. Niestety leci tak nieubłaganie szybko, że całe nasze życie w szybkim tempie przebiega nam przed oczami. Ja i Harry definitywnie potrzebowaliśmy czasu. Kochaliśmy się. Prawdziwie. Zupełnie tak, jak tego chciałam. Ale… No właśnie, czy zawsze musi być jakieś ale? Postanowiliśmy zaczekać, aż cała ta sytuacja ucichnie. Chcieliśmy przebywać w swoim towarzystwie cały czas, ale to mogłoby być dodatkowym utrudnieniem, ze względu na to, iż menadżer chłopaków, wyraźnie powiedział lokowatemu, że nie może się ze mną widywać dla dobra całej sprawy. Czy może być coś bardziej okrutnego, niż postawienie komuś ultimatum? Ograniczenie wolności i podejmowania własnych decyzji? Widocznie w ich świecie było to zupełnie normalne. Świecie, do którego ja nie należałam, i nigdy nie będę należeć.
            Nie widziałam się z nim już dobre dwa tygodnie. Kontakt utrzymywałam jedynie z Niall’em, oczywiście Louis’em i nawet z Zayn’em, który okazał się naprawdę wspaniałym przyjacielem i często przychodził do mnie z różnymi smakołykami na oglądanie filmów lub zwykłe pogaduszki.      
            To zazwyczaj Tomlinson zdawał mi relacje, co nowego dzieje się u Styles’a i założę się, że jemu również przekazywał jak radzę sobie ja. To robiło się naprawdę dziwne, zważywszy na to, iż dwójka zakochanych w sobie ludzi, zachowuje się dokładnie tak, jakby się nie znała. Miałam doskonałą świadomość, że Harry nie robi z Taylor nic, czego nie chciałby, żebym ja robiłam z innym facetem. I to było w tym wszystkim najlepsze. Choć nie odzywaliśmy się do siebie i nie utrzymywaliśmy kontaktu, mieliśmy do siebie zaufanie, co było podstawą udanego związku. Ale czy my w ogóle byliśmy w związku? I na dodatek udanym? Nie wiedziałam ile jeszcze dam radę znosić to wszystko i czekać na niego, aż w końcu będzie skłonny być ze mną i nie przejmować się zupełnie niczym. Jak na razie, mało się na to zapowiadało, a mnie na pewno nie było łatwiej.
            Przez ostatni tydzień, chłopcy byli w trasie koncertowej po Anglii. Mieli wrócić za dwa dni, więc czekałam z niecierpliwością, aż w końcu będę mogła ujrzeć choć część ważnych mi osób. Szkoda tylko, że nie tą najważniejszą.
            Aktualnie podawałam zamówienie starszemu małżeństwu, które codziennie odwiedzało naszą kawiarnię o tej samej porze, by napić się ciepłej kawy i zjeść ulubioną szarlotkę. Amanda, która ostatnie dni również była dla mnie niesamowitym wsparcie, siedziała tuż obok, sącząc waniliowego shake’a.
- Wiesz, Niall ma za parę dni urodziny. Poszłabyś ze mną po pracy do galerii kupić mu jakiś prezent? – zapytała mulatkę, uśmiechając się na odchodne do starszego małżeństwa.
 - Jasne. I tak nie mam zbytnio co robić, więc tym lepiej, że zaproponowałaś. Niall w ogóle robi gdzieś urodziny?
- Nie mam pojęcia. Zapewne albo chłopaki coś dla niego przygotują w domu, lub zaprasza zaprosi znajomych do jakiegoś klubu. Nie pytałam.
- I masz zamiar iść? – odezwała się, patrząc na mnie wyczekująco.
- Nie – odpowiedziałam krótko, wzdychając.
- Dlaczego?
- Dobrze wiesz dlaczego, Am. Mam układ z Harry’m i nie będziemy się widywać.
- Tak. Tylko, że Niall nie jest tylko jego przyjacielem, ale też twoim. Masz prawo być na jego urodzinach tak samo jak on – powiedziała wyrozumiale, i choć nie dawałam tego po sobie poznać, wiedziałam, że ma rację.
- To całkiem inne okoliczności.
- Dobrze wiesz Sofi, że mówię prawdę i ty też tak sądzisz. Powinnaś iść na te urodziny. Nie dlatego, że boisz się, iż spotkasz Harry’ego, ale powinnaś to zrobić dla Niall’a. Sama mówiłaś, że nie chcesz, aby osoby trzecie były wplątane w wasze problemy, a teraz chcesz pokazać, że jest zupełnie na odwrót.
- Tak. Chyba masz rację. Zastanowię się nad tym – uśmiechnęłam się lekko, na co ta wywróciła oczami.
- Cholera! – usłyszałam znienacka głos dziewczyny.
- Wiem, że nie podoba ci się to co mówię, ale muszę się nad tym zastanowić – westchnęłam, a ona potrząsnęła moją ręką.
- Nie o to chodzi. Zobacz tego przystojniaka na dwunastej – szepnęła do mojego ucha, a ja automatycznie spojrzałam przed siebie, gdzie ujrzałam mężczyznę umięśnionego, o ciemnych włosach i brązowych oczach.
- Sofia? – odezwał się pierwszy, podchodząc pewnym krokiem do lady.
- Witaj Steven. Dawno się nie widzieliśmy – uśmiechnęłam się lekko, na co ten momentalnie odwzajemnił gest.
- Wow. Ledwo cię poznałem. Zmieniłaś kolor włosów?
- Spostrzegawczy jesteś – zachichotałam cicho, nie zwracając uwagi na Amandę, która stała oszołomiona i przypatrywała się całej tej sytuacji.
- Wyglądasz naprawdę pięknie. Zresztą zawsze byłaś piękna, o ile sobie przypominam.
- Oh, mówisz tak jakbyśmy naprawdę nie widzieli się parę lat, a minęły zaledwie dwa miesiące?
- No cóż. Jak dla mnie to były wieki – odpowiedział i spojrzał na mnie swoim hipnotyzującym wzrokiem. Ten mężczyzna był naprawdę niesamowicie czarujący i prezentował się niezwykle efektownie, ale w tym momencie nie myślałam o nim w TEN sposób. – Jak ci się powodzi? Masz kogoś? Ostatnim razem pamiętam, że odbił mi ciebie jakiś lokowaty chłoptaś – na samo wspomnienie zachciało mi się niekontrolowanie śmiać, ale jakimś cudem się powstrzymałam. Jak mogłam już wtedy nie zauważyć, że Harry był o mnie zazdrosny i próbował odciągnąć ode mnie każdego faceta, z którym miałam od czynienia?
- Tak pamiętam. A co do związku… To skomplikowane – westchnęłam, ścierając przy tym blat.
- Jak bardzo skomplikowane? – spojrzał na mnie znów uwodzicielskim wzrokiem, przy którym zapewne większość kobiet na ziemi byłaby podniecona do granic możliwości, ale nie ja. Już nie.
- Bardzo skomplikowane – odpowiedziałam zakłopotana.
- W takim razie może mógłbym ci jakoś pomóc? – odezwał się, uśmiechając się kokietująco.
- Wydaję mi się, że jest to sprawa pomiędzy mną, a tym lokowatym chłoptasiem – uśmiechnęłam się kpiąco, a jego wyraz twarzy automatycznie zmienił się z pewnego siebie na zdecydowanie bardziej zażenowany.
- Jak sobie życzysz. W takim razie poproszę cappuccino. Najlepiej na wynos.
- Jasne – powiedziałam satysfakcjonująco, bowiem jeszcze nigdy wcześniej nie byłam z siebie tak bardzo dumna jak teraz. Nie chciałam być nie miła, lecz czarno na białym było widać, że Steven próbował mnie uwieść mimo tego, iż nie miałam na to kompletnie ochoty. Wiedziałam, że był miłym chłopakiem, ale również zbyt pewnym, a chwilami nachalnym, a mnie na pewno coś takiego nie było potrzebne. Harry byłby dumny. Chociaż czy jego to w ogóle obchodziło?

***

Witajcie kochani!
Rozdział zupełnie inny niż wszystkie. Jest w nim sporo romantyzmu i słodkości, wiem. Miałam wrażenie, że może zbyt dużo, ale ani razu nie było momentu w tym opowiadaniu tak bardzo intymnego i rozczulającego więc postanowiłam, że mam prawo napisać jedną z takich scen. Nie wiem czy wam się podoba czy nie, ale ja jestem usatysfakcjonowana, zupełnie tak jak moja kochana Annie, która często bywa moją inspiracją w tym opowiadaniu i zapodaje nowe pomysły.
Czekam na opinie ! Jeśli ktoś by chciał mogę zrobić szablony na zamówienie, na wzór mojego, bo lekko mi się nudzi.

KOCHAM WAS!