“She loved a
boy, he didn’t know, but she couldn’t let him go…
She screamed his
name, he didn’t heard, she tried again once every year.
She cried once
more, as he stood and bowed, because she was just another girl in the crowd.”
Piątek.
Dla wielu ludzi jest to dzień zbawienny, bowiem zaczyna on weekend a kończy
ciągłą pracę, zajęcia szkolne i wszystkie tym podobne pierdoły. Weekend =
Ciągły melanż. Dzisiejszy piątek jednak nie należał do tych zwyczajnych.
Właśnie w tym dniu jeden z moich najlepszych przyjaciół obchodził swoje dwudzieste
urodziny. Wiedziałam, że nie mogę go zawieść, a kiedy zadzwonił do mnie dzień
wcześniej, nie miałam odwagi odmówić jego propozycji:
-
Cześć ślicznotko! Dzwonię, żeby zaprosić cię na najlepszą imprezę świata.
Mianowicieee… werbleee.. – zaczął chłopak, na co głośno się zaśmiałam.
-
Wiem, twoje urodziny. Wyobraź sobie, że jeszcze pamiętam!
-
Eh! Zepsułaś nastrój. Ale właśnie tak. Stwierdziłem, że zrobię je w domu, bo w
końcu imprezy w willi One Direction są niezapomniane – powiedział z
entuzjazmem, na co przyznałam mu rację. W końcu to na imprezie w ich domu
pierwszy raz całowałam się z Harry’m. Ale koniec, dość już o nim.
-
O której mam się zjawić?
-
Myślę, że o osiemnastej zaczną się już zbierać goście, więc przychodź o której
chcesz, ale niezbyt późno!
-
Właśnie miałem zamiar do niej dzwonić po tobie, wiesz, jeszcze zostało mi
trochę gości do poinformowania tak więc trzymaj się i do zobaczenia! Kocham cię
siostro! – powiedział na odchodne, na co ponownie się uśmiechnęłam.
-
Ja ciebie też kocham blondasu! (…)
Dochodziła właśnie godzina osiemnasta,
ale postanowiłyśmy z Blake, że nie będziemy się śpieszyć i wpierdzielać na
głupca i zajdziemy do chłopaków dopiero przed dwudziestą. Leżałam na swoim
łóżku i czytałam jedną z moich ulubionych książek, którą znałam na pamięć, ale
wciąż ogromną przyjemność sprawiało mi poznawanie owej historii na nowo.
-
Hej piękna – powitała mnie znienacka Kathrin, wchodząc do mojego pokoju z
dwiema filiżankami czarnej kawy. – Masz już koncepcję w co się ubrać?- zapytała
podając mi kubek.
-
Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia. Chciałabym, żeby to było coś
wyjątkowego, w końcu to urodziny Niall’a, ale sama wiesz, że mój fundusz nie
pozwala mi na częste zakupy – westchnęłam. Czy kiedykolwiek znajdę lepszą
pracę, czy do końca życia spędzę czas harując w kawiarni pana Stevenson’a?
Chociaż co ja sobie wyobrażałam? Nie jestem nawet po studiach, więc niby gdzie
mieliby mnie przyjąć? Do największej korporacji w Londynie? Wątpliwe.
-
Wiesz co? – powiedziała zastanawiając się nad czymś głęboko – Zaraz wracam –
odezwała się znów po chwili, by zniknąć za drzwiami mojego pokoju, a po
niecałych dwóch minutach pojawić się znowu z płaskim białym pudełkiem.
-
Co to? – zapytałam zdezorientowana, gdy siadła tuż obok mnie.
-
Otwórz – uśmiechnęła się szeroko, więc zrobiłam tak jak kazała. Moim oczom
ukazała się cudowna, gorsetowa sukienka z piórkami o pięknych pastelowych
kolorach. Nie wiem czy kiedykolwiek widziałam coś bardziej zjawiskowego.
-
Nieziemska – powiedziałam z szeroko otwartymi oczami, oglądając materiał z
każdej strony – Zakładasz ją dzisiaj?
-
Nie, głuptasie. Przyniosłam ją dla ciebie. Wysłała mi ją moja mama, gdy była
ostatnio na zakupach w Paryżu. Czasami pozwala sobie na takie wyskoki. Niestety
jednak, ta kobieta kupuje mi takie rozmiary, które chciałaby, żeby wyglądały na
mnie idealnie, lecz niestety nie mam tak pokaźnego biustu i jest zdecydowanie
za duża. Założę ją dopiero, gdy zainwestuje w sylikony. Na ciebie będzie w sam
raz – odpowiedziała, dotykając mojego biustu, na co się zaśmiałam.
-
Nie wiem czy mogę w niej wyjść. Jest od twojej mamy… Co jeśli się obleję albo
zahaczę o coś piórkiem? Wiesz, że jestem do tego zdolna – powiedziałam po
chwili, na co wywróciła oczami.
- Za bardzo szukasz problemu, Sofii! Tym razem ufam ci, że dobrze się nią zaopiekujesz.
Poza tym, to tylko sukienka – mówiła, na co znów uśmiechnęłam się szeroko. – Do
tego twoje kremowe szpilki, kilka dodatków i będziesz wyglądać zabójczo!
-
Dziękuje Kathrin. Zawsze ratujesz mi tyłek – uścisnęłam ją mocno i znów
powróciłam do oglądana sukienki. Chyba się zakochałam.
-
W końcu od tego jestem!
Po niecałych dwóch godzinach, można
powiedzieć, że byłyśmy gotowe. Sukienka, która leżała na mnie wyśmienicie,
idealnie eksponowała moje pełne piersi, z których byłam cholernie dumna; smukłe
ramiona i długie nogi, na których spoczywały wysokie szpilki. Biżuteria, którą
miałam na sobie, perfekcyjnie komponowała się z całością, a kremowa kopertówka
była jedynie dopełnieniem całego kostiumu. Moje długie blond włosy były lekko
pokręcone, tworząc cienkie fale, a kobiecy i jednocześnie delikatny makijaż
ukazywał niewinność, ale i pewność siebie. Jednym słowem: rozkosznie. Albo mi
się wydawało, albo ostatnio gdzieś porzuciłam kolejne kilogramy i byłam teraz
naprawdę szczupła. Lubiłam siebie w tym wydaniu, ale nie chciałam, żeby ktoś
zauważył iż schudłam, bowiem od razu mogliby mieć nierealne domysły, z jakiego
powodu się to działo.
Ogromnie byłam ciekawa, czy na
urodzinach u Horan’a pojawi się Taylor. Miałam głęboką nadzieję, że tak się
jednak nie wydarzy, ale już nie raz przekonałam się, iż moja nadzieja bywała
totalnie zgubna, choć szczerze wątpiłam, żeby ktokolwiek ją tam chciał,
wliczając w to również Harry’ego.
W między czasie, gdy spryskiwałam
szyję i nadgarstki swoimi ulubionymi perfumami, w drzwiach zjawiła się Kathrin,
ubrana w czarne szpilki i tego samego koloru skórzaną sukienkę, która dzięki
temu, że była obcisła, podkreślała jej smukłe ciało. Na ustach widniała różowa
szminka, która jeszcze bardziej dodawała jej uroku.
-
I jak? Wyglądam wystarczająco drapieżnie? – zapytała, przystawiając do warg
czerwone paznokcie.
-
Bardzo drapieżnie. Zapewne, gdy tam wejdziesz, pomylą cię z pumą – zaśmiałam się,
wygładzając swoją sukienkę.
-
Tak! To byłoby coś. Mogłam założyć czarną perukę – rozmarzyła się, na co
spojrzałam na nią z pod byka.
-
To nie bal przebierańców, Kathrin.
-
Wiem, ale czasem można zaszaleć, czyż nie? Dobrze, podwijamy kiecki i lecimy,
nie będą na nas czekać wieczności – jak powiedziała, tak też zrobiłyśmy.
Pośpiesznie wsiadłyśmy do jej mustanga i po niecałych pięciu minutach byłyśmy
pod domem chłopaków. Zaczęłam się denerwować nie na niby, bowiem nie wiedziałam
jaka będzie moja reakcja, gdy w końcu ujrzę Harry’ego pierwszy raz od ponad
dwóch tygodni. I niby jak potoczy się nasza rozmowa? Czy my w ogóle będziemy
rozmawiać? Na pewno nie, gdy w zasięgu mojego wzroku dostrzegę Taylor.
-
Hej mężczyzno! Nie jesteś już nawet nastolatkiem! Czuję się taka smarkata –
zrobiłam smutną minę, na co się zaśmiał.
-
No wiesz, nawet wyrosło mi parę nowych włosków na klacie. Naprawdę czuję się
dorosły.
-
Wszystkiego najlepszego! – powiedziałyśmy równo z Kathrin, wręczając chłopakowi
torebkę z prezentem, którym była sporych rozmiarów figurka hamburgera oraz
najnowsza płyta WestLife.
-
Widzę, że znacie mnie lepiej niż ktokolwiek. Kocham was – zaśmiał się, całując
nas w policzek w podziękowaniu za podarunek. – Zapraszam do salonu. Bar jest
dostępny dla wszystkich. Jest nawet parkiet, gdzie możecie potańczyć.
-
Postarałeś się – odezwała się Blake, patrząc na neonowe światła, które były
zainstalowane w cholernie dużym salonie. Kanapy zostały odsunięte na bok, przez
co było jeszcze więcej miejsca niż dotychczas. W rogu za konsolą stał DJ, a za
barem dwóch facetów, którzy serwowali drinki, a wśród nich tym razem nie było
Niall’a, który za pierwszym razem, gdy się tu pojawiłam, rozdawał je bardzo
chętnie.
-
Muszę siku – powiedziała mi do ucha przyjaciółka – Zaraz wracam – po chwili
zniknęła za rogiem, a ja stałam bezczynnie patrząc na zebrany tłum. Było wielu
znajomych blondasa, których nie miałam jeszcze okazji poznać, a nawet jakbym to
zrobiła, to i tak zapewne zapomniałabym wszystkie imiona.
-
Sofii? – doszedł mnie miły, kobiecy głos.
-
Annie! Miło cię widzieć – przywitałam się z dziewczyną, która wyglądała
naprawdę nieziemsko. Biała koszulka, do tego zapięty, czarny żakiet oraz
krótkie spodenki i czarne szpilki, które wyglądały na niej zjawiskowo. Czy to
możliwe, że wszystkie angielskie dziewczyny były tak piękne? Annie poznałam na
ślubie menadżera chłopaków, który jednocześnie był jej wujkiem. O ile sobie
przypominam była również po części przy tej cholernie niezręcznej sytuacji,
która nastąpiła pod koniec mojego pobytu na owym weselu, co musiało być bardzo nie
na miejscu. – Cieszę się, że przyszłaś – odezwałam się z uśmiechem.
-
Byłam trochę zaskoczona, że Niall mnie zaprosił, ale w prawdzie powiedziawszy
jestem uradowana z tego powodu. To naprawdę miły i zabawny chłopak.
-
Jest cudownym przyjacielem. I zapewne również wspaniałym partnerem – uśmiechnęłam
się, patrząc na nią znacząco.
-
Tak, na pewno – rozmarzyła się, patrząc w oddali na niebiesookiego, który
rozmawiał z jakimś brunetem, znienacka spoglądając na Annie. – Ale to by się
nie udało. Mój wujek nie raz ostrzegał mnie, że nie powinnam się brać za
facetów, z którymi on pracuje.
-
Twój wujek ma duże wymagania – powiedziałam wzdychając, podnosząc przy tym
głos, orientując się po chwili, że jednak nie było to zbyt mądre posunięcie –
Przepraszam, Annie. To twój wujek. Nie powinnam tak mówić.
-
Nie. Masz całkowitą rację. Mów wuj jest okropny w tej kwestii. Nigdy mi nie
mówi o swojej pracy i ja też się zbytnio nie orientuje jak traktuje swoich podopiecznych,
ale definitywnie jest zbyt wymagający. Czasami mam wrażenie, że ogranicza im
własną wolność – zrobiła smutną minę, na co skinęłam głową. Widzę, że była
bardzo spostrzegawcza.
-
To trochę skomplikowane, ale może rzeczywiście tak jest lepiej? – podniosłam swój
wzrok, a ku mojemu zdziwieniu, dostrzegłam w oddali Harry’ego. BEZ TAYLOR.
-
W czym lepiej? W tym, że nie mogą mieć własnej woli? Nie żartuj. Wiem, że nie
chcesz mówić tego na głos, bo jestem jego siostrzenicą, ale wiem swoje i
przyznaję, że wujek Paul nie jest zbyt wyrozumiałym człowiekiem. Z tego co
widzę, ciebie łączy coś ze Styles’em?
-
Szczerze powiedziawszy, nie wiem czy mam mówić o tym w czasie teraźniejszym –
prychnęłam – Parę rzeczy się zmieniło. Ale jak już mówiłam, może tak lepiej? –
spojrzałam na nią z lekkim uśmiechem i żalem w oczach.
-
Nigdy nie daj sobie wmówić, że jest lepiej, skoro sama czujesz, że nie jest.
Poza tym widziałam tą akcję z Taylor na weselu. Dałaś znakomity pokaz. Byłam
pod wrażeniem – zaśmiała się, na co odwzajemniłam jej gest. Po chwili rozmowy
podszedł do nas blondyn, uśmiechając się od ucha do ucha, stojąc tuż obok
Annie. Zapewne nie tylko ja byłam tak spostrzegawcza i widziałam, że tych
dwojga cholernie do siebie ciągnie.
-
Widzę, że ploteczek ciąg dalszy.
-
My nie plotkujemy, Niall – zwróciłam mu uwagę, grożąc palcem – My konwersujemy!
-
Nie przesadzaj Hori. Tym razem wasza kolej na ‘plotkowanie’ – zrobiłam cudzysłów
palcami, wymawiając ostatnie słowo – Ja poszukam reszty – dokończyłam po chwili
i zostawiłam tę dwójkę samą. Na pewno nie chciałam być piątym kołem u wozu, a ta
oto para potrzebowała spędzić trochę czasu razem.
Skierowałam się w stronę dużego
balkonu na pierwszym piętrze, i widząc, że nikogo na nim nie ma, stanęłam przy
barierce i wyciągnęłam z torebki papierosa. Dawno nie paliłam, ale zawsze
miałam przy sobie coś zapasowego. W sumie nie wiedziałam dlaczego teraz go
odpalałam. Po prosu potrzebowałam tej ulgi, która towarzyszyła mi przy
wpuszczaniu dymu w płuca. Nie byłam nałogowcem, ale miałam na tą ochotę.
-
Myślałem, że rzuciłaś to świństwo – doszedł mnie ochrypły głos, a ja w momencie
poczułam radość w sercu. Tak bardzo mi go brakowało.
-
Niby czemu? Bo zaczęłam się spotykać z gwiazda światowego boysbandu? Chociaż w
sumie nie wiem, czy dobrze się wyraziłam. W końcu nie widzieliśmy się przez
ostatnie dwa tygodnie. To chyba raczej nie związek – odpowiedziałam z ironią w
głosie, wpuszczając ponownie dym. Sama nie wiem dlaczego tak zareagowałam, ale
nie miałam na to wpływu.
-
Zrobiłem ci coś, że tak się zachowujesz? – zapytał, stojąc tuż obok mnie, patrząc
z ukosa na moją twarz.
-
Nie – westchnęłam – Po prostu cały czas jestem pod jakąś cholerną presją – mój wzrok
wędrował gdzieś prosto przed siebie w nieznany mi punkt.
-
Pięknie wyglądasz – odezwał się po chwili ciszy, głaskając dłonią pół policzek,
na co automatycznie zamknęłam oczy.
-
To sukienka Kathrin – uśmiechnęłam się lekko.
-
Nie mówiłem o sukience – spojrzał na mnie z czułością, a ja pocałowałam go w
kącik ust, tuląc do jego torsu.
-
Tęskniłam.
-
Ja za tobą bardziej – głaskał mnie po włosach, dając mi przy tym niewyobrażalne
ukojenie. Po prostu był ze mną i to teraz się liczyło najbardziej.
-
Jak było w trasie?
-
Jak zawsze. Dość…Intesywnie. A ty co robiłaś przez cały czas?
-
Pracowałam. Myślałam o tym co się stało, choć starałam się odpędzać te
wydarzenia – odsunęłam się od niego, opierając o barierkę, spoglądając znów w
nieznanym kierunku – Wiesz, to dziwne, że utrzymywałam kontakt ze wszystkimi
dookoła, a z tobą nie.
-
To się kiedyś skończy. Obiecuję.
-
Sam nie wiesz nawet kiedy nadejdzie ten dzień. I czy w ogóle nadejdzie.
Myślisz, że jak skończysz z Taylor, to bez problemu będziesz mógł się widywać
ze mną? Znając twojego menadżera, to szczerze wątpię.
-
Więc czego ode mnie oczekujesz?
-
Nie wiem. Może przestania robić jakiejkolwiek nadziei – spojrzałam na niego, a
moje oczy świeciły ze wzruszenia, ale nie mogłam teraz płakać.
-
Zapewne ty jesteś o wiele lepsza w robieniu nadziei – oddalił się również i
spojrzał gdzieś w bok, byle nie na mnie.
-
Skąd ci to przyszło do głowy?
-
Dlaczego mi nie powiedziałaś, że rozmawiałaś ze Steven’em? – powiedział ni stąd
z owąd.
-
A to ma jakieś znaczenie? – zakpiłam, śmiejąc się lekko, niedowierzając w jego
słowa.
-
Skoro jesteśmy w związku, myślę, że jednak ma. W końcu dobierał się kiedyś do
ciebie.
-
Nie wierzę w to co mówisz – zrobiłam duże oczy, kręcąc przy tym głową –
Oskarżasz mnie, że nie powiedziałam ci o jednej niewinnej rozmowie z gościem,
który rzeczywiście próbował mnie uwieść ponownie, ale grzecznie odmówiłam,
broniąc cię przy tym jak tylko mogłam, w między czasie, gdy ty spotykasz się z Taylor!?
Nie rozśmieszaj mnie.
-
Jesteś zaskoczony? W takim razie chyba mało o mnie wiesz – stwierdziłam szybko,
i wyminęłam go, chcąc się dostać do środka.
-
Poczekaj – zatrzymał mnie, obracając do siebie – Przepraszam. Jestem palantem.
I dopóki nie powiedziałaś mi jak to wszystko wygląda, nie zdawałem sobie sprawy
jakim jestem egoistą – odezwał się zakłopotany – Po prostu szaleństwo na twoim
punkcie jest tak wielkie, że sam nie wiem co mam zrobić. Jestem cholernym
zazdrośnikiem i zapewne to się nigdy nie zmieni, więc musisz się z tym
pogodzić.
-
Chcę, żebyś był zazdrosny – powiedziałam, kładąc obie dłonie na jego
rozgrzanych policzkach – Ale chcę również, żebyś mi ufał. Bo to w końcu ty
zawsze mówiłeś, że zaufanie jest kluczem dla dobrego związku, czyż nie? Więc
musimy zdobyć ten klucz.
-
Masz rację – westchnął, delikatnie całując moje usta, a ja mogłam się znów
poczuć tak jak na początku naszej znajomości. – Ale w tym momencie nie myślę o
zdobywaniu kluczy zaufania, ale o tym, jak wielką mam na ciebie ochotę –
przegryzł dolną wargę, na co się zaśmiałam. Jak zawsze potrafił znaleźć
odpowiedni moment do tego typu zagrań.
-
Bardzo wielką – czułam jego oddech na swojej skórze, i duże dłonie, obejmujące
kurczowo moje pośladki. - Wiesz… W końcu będziemy mogli zrobić to w normalnym
miejscu, takim jak mój pokój. Dokładnie tak jak chciałaś.
-
Dlaczego nazywasz seks ‘tym’ ? – zapytałam, przedrzeźniając jego słowa niegdyś skierowane
do mnie.
-
Czy mnie się wydaję, czy pani Olesińska stała się bardziej dzika niż
dotychczas?
-
Absolutnie.
Nie zwracając na nic uwagi, skierowaliśmy
się do pokoju Harry’ego, który również znajdował się na piętrze, więc nie
mieliśmy zbyt daleko. Gdy tylko weszłam do pomieszczenia, wszystkie wspomnienia
wróciły. To wydawało się teraz takie zabawne. Nasza kłótnia, pierwszy pocałunek
po którym dałam mu mocnego liścia w policzek i moja niekontrolowana złość,
która buzowała jak nigdy, ale też w głębi serca radość i podniecenie, bowiem
nigdy wcześniej nie czułam się tak, jak tamtego dnia, gdy Harry Styles
całkowicie zawładnął moim sercem.
Kochaliśmy się długo, bez pośpiechu,
po kilka razy, mając nadzieję, że owa noc nigdy nie dobiegnie końca.
Nadrabialiśmy całą czułość, którą nie obdarzaliśmy siebie nawzajem w przeciągu
tych dwóch tygodni i zapewne nie będziemy darzyć przez najbliższy czas, ale w
tamtym momencie nie chcieliśmy myśleć o tym co nadejdzie, ale o tym co było i
trwało, bowiem uczucie, które nas łączyło było niespotykane i na pewno
przepełnione otwartą miłością.
Nie miałam pojęcia, że przyjście
tutaj, tak bardzo zaowocuje spędzony czas z Harry’m, ale byłam wdzięczna, że w
końcu się zgodziłam. Byłam wdzięczna, że miałam go przy sobie, i choć nie
chciałam już nigdy wypuścić, wiedziałem jednak, że będę musiała.
***
Witajcie
koteczki!
Jestem
trochę podekscytowana tym rozdziałem. Śmiało mogę stwierdzić, że mi się podoba.
Miałam mieszane uczucia co do końcówki, ale w końcu wybrałam taką, a nie inną
opcję.
Jak
widzicie, w tym rozdziale jest więcej Annie, bowiem od tego momentu również
będzie pełniła ważną funkcję w opowiadaniu!
Bardzo
bym was prosiła, żeby każdy kto czytał, skomentował i napisał choć jedno słowo.
Strasznie mi na tym zależy!
Jeśli
ktoś chciałby szablon, śmiało proszę pisać do mnie na twitterze. Chętnie
zrobię.
KOCHAM
WAS !