“Happiness
is not something ready made. It comes from your own actions.”
Ostatnie popołudnie z chłopakami nie
zadowalało mnie nawet w najmniejszym stopniu, a świadomość, że nie będę się
widziała z Harry’m przez kolejne całe dwa miesiące była na tyle dobijająca, że
nawet nie chciałam o tym zanadto myśleć. Nie rozstawałam się z nim na krok
przez ostatnie cztery miesiące, a tymczasem miała nadejść nasza pierwsza tak
długa rozłąka, i nie miałam pojęcia jak dam radę w niej przetrwać, lecz nie
miałam innego wyjścia. Wchodząc w związek ze Styles’em od samego początku
wiedziałam na co się piszę oraz, że takie sytuacje będą miały miejsce bardzo
często. Długie okresy nie widzenia się i tęsknoty to jedne z głównych cech tej
chaotycznej pracy, lecz postanowiłam być silna. Miałam Kathrin, a także resztę
dziewczyn, które swobodnie mogą postawić się na moim miejscu, i także muszą to
wszystko znosić, zupełnie tak jak ja, dlatego nie czułam się przez to zupełnie
sama, co było choć odrobinę pocieszające.
Tym razem byliśmy w komplecie wszyscy,
oprócz Blake oczywiście, która niestety nie miała tak wielkiej szansy jak każda
z nas, by spotkać się ze swoim ukochanym, dlatego moje współczucie w stosunku
do niej nie znało końca, ale zarazem była ona najsilniejszą osobą, którą
kiedykolwiek poznałam, więc wiedziałam, że doskonale da sobie radę. Danielle
dołączyła do nas jakieś dwa tygodnie wcześniej, przez co miałyśmy tak wielką
zabawę, jaka nie śniła się żadnej przeciętnej osobie. Oczywiście ja wciąż uważałam
siebie za całkowicie przeciętną, bo w końcu wyróżniałam się tylko tym, że w
prawdzie miałam zupełnie nieprzeciętnego chłopaka, i sama nie dowierzałam, że
to wszystko przytrafiło się właśnie mnie. Wszystkie przygody, wspólne imprezy,
wycieczki, zwiedzanie świata, a nawet normalne siedzenie w towarzystwie tych
wszystkich ludzi było już czymś zupełnie nieprawdopodobnym, ale jak bardzo
radosnym i niezwykłym. Z nimi czułam się szczęśliwa jak nigdy dotąd, a
najpiękniejsze było to, że traktowali mnie zupełnie jak równą sobie, tylko
dlatego, że oni w prawdzie również byli normalnymi chłopakami, oraz
dziewczynami tych chłopaków, którym po prostu się poszczęściło w życiu trochę
bardziej niż pospolitym ludziom. Choć może nie w każdym aspekcie tego słowa
szczęście rzeczywiście odgrywało główną rolę, bowiem wzloty i upadki
pozostawały wciąż niezliczone, ale jakoś sobie radzili, a największym skarbem
jaki posiadali, który pomógł im przezwyciężyć wszystkie trudności była
przyjaźń. Jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna przyjaźń, która zapewne już
zawsze pozostanie tak bardzo zwięzłą i udaną jak teraz.
-
Niall, chciałam cię o coś zapytać – zagadnęłam do chłopaka, gdy wszyscy
siedzieliśmy w samolocie w drodze do Londynu, gdzie każda z nas miała wysiąść,
a chłopcy w dalszej podróży udać się do Irlandii, przez co Annie również
postanowiła z nimi zostać, bowiem z racji tego, iż był to rodzinny kraj
blondyna, z radością chciała spędzić trochę czasu z jego rodziną i bliskimi, co
całkowicie rozumiałam, i w prawdzie strasznie im tego zazdrościłam, ale ja
również miałam swój czas, dlatego nie mogłam jakoś wybrednie narzekać. Następnie
na ich liście znajdowały się całe Stany Zjednoczone i Azja, co niekoniecznie
pałało we mnie radość, bowiem jednak zupełnie inny kontynent to całkiem inna
sprawa, ale nie miałam innego wyjścia, jak pogodzenie się z zaistniałą sytuacją.
- Mianowicie
o co, słońce? – uśmiechnął się szeroko, na co zachichotałam, bowiem tego typu
zwroty w moim kierunku były jak zwykle na początku dziennym, i oczywiście miały
jedynie znaczenie przyjacielskie, nic poza tym.
- Czy
ten czerwony plecak, o tam w rogu – wskazałam palcem w przestrzeń za chłopakiem.
– Należy do ciebie?
-
Tak, a o co chodzi?
- Aaa
o nic, zupełnie o nic – uśmiechnęłam się słodko, i czekając aż usiądzie i
zajmie się rozmową ze swoją dziewczyną, wyjęłam po chwili porcję kanapek
zapakowaną w sreberko i zaczęłam konsumować. Oczywiście należały do nikogo
innego jak właśnie do Horan’a, lecz wydawało mi się, że lepszą opcją będzie mu
nie mówić o mojej drobnej kradzieży.
-
Wiesz, że jeśli się dowie, zapewne będzie planował zbrodnię, a że lecimy
samolotem, nie będziesz miała gdzie uciec? – doszedł mnie szept Zayn’a z prawej
strony, na co uśmiechnęłam się podstępnie.
-
Jeśli, się dowie – podkreśliłam pierwsze słowo, i jak gdyby nigdy nic
powróciłam do wcześniejszej czynności. Co jak co, ale brak zdolności w robieniu
kanapek Niall’owi zarzucić nie można było pod żadnym względem. Niestety mój
spokój nie trwał długo, bowiem po chwili poczułam na sobie groźny wzrok niebieskookiego,
choć przecież jedzenie już dawno przetwarzało się w moim brzuchu.
- A
tobie co? – zmarszczyłam czoło, przyglądając mu się z uwagą, gdy po chwili
podszedł i podał mi swój telefon. Zdezorientowana wzięłam go do ręki, i w
zasadzie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, iż na pierwszej stronie
instagrama widniało moje zdjęcie, dodane z profilu Harry’ego, gdzie bez żadnych
skrupułów jak i powodów do zmartwień, konsumowałam kanapkę Horan’a.
-
Eeee, zostały okruszki? – zrobiłam obrzydliwie słodką minę, myśląc, że może mój
wyraz twarzy niczym kotka ze shrek’a coś da, ale w aspekcie jedzenia, Niall
często stawał się bezlitosny.
-
Zofio Olesińka – zaczął, wypowiadając moje polskie imię i nazwisko ze śmiesznym
akcentem, co od samego początku nie wróżyło niczego dobrego. – Czy kiedykolwiek
w świecie, dałem ci odczuć, że to co moje, jest i twoje? – stanął przede mną
wrogo nastawiony, dlatego nie czekając dłużej skuliłam się, chowając głowę pod
ramieniem Zayn’a, który co chwilę chichotał, jakby było to dla niego czymś
niewiarygodnie zabawnym, lecz ja zdecydowanie nie czułam się zabawna.
-
Tak? – pisnęłam, gdy przez szczeliny palców dłoni ujrzałam, że jego mina staje
się mniej wroga.
- No
więc dlaczego się tak kulisz złotko? – zmarszczyłam brwi, starając się znaleźć
w jego wyrazie twarzy jakiegoś podstępu, ale wydawał mi się raczej szczery. –
Gdybym wiedział wcześniej, zrobiłbym ci nawet więcej – ukazał rząd swoich
białych zębów, targając przy tym moje włosy, co chyba ostatnio polubił jak dla
mnie aż za bardzo, przez co zdecydowanie moje jasne kosmyki cierpiały bardziej,
ale w takiej sytuacji, gdy on był miły, czy ja mogłam być zła?
- A
to za co? – zrobił zdziwioną minę.
- Za
twoje śmiechy, chichy. Jeszcze pytasz? – odparłam z pretensją, lecz teraz
pozostała mi zupełnie inna misja. Spojrzałam na wprost, gdzie zupełnie bez
jakichkolwiek domysłów siedział ten lokowaty potwór, nie dając nic po sobie
poznać. Obierając swoje jabłko ze skórki, zachowywał całkowity spokój, nie
odzywając się zupełnie słowem.
- Ty
podstępny draniu! – wzięłam jabłko i rzuciłam za siebie. Znając mój traf,
zapewne wpadło w ręce Horan’a, więc w sumie nawet byłam zadowolona. - Chciałeś
mnie zdemaskować!
- No
już, nie bierz sobie tak tego do serca – odparł, ściskając mnie za biodra, gdy po
chwili wylądowałam na jego kolanach.
-
Zdecydowanie łagodniej – pokiwał palcem, będąc pewny swoich słów.
-
Wiesz, że nie potrafię się na ciebie gniewać – odparłam uśmiechając się
szeroko, muskając jego pełne wargi.
- Tak
lepiej – mruknął swoim jak zawsze nieziemsko seksownym głosem, który wprawiał
mnie w stan całkowitej bezwładności, ale byłam na tyle twarda, aby się mu
oprzeć. Chociaż raz.
-
Zaraz przyjdę – odparłam pośpiesznie, po czym wstałam z jego kolan i skierowałam
się w przeciwnym kierunku, gdzie akurat siedział Zayn, pisząc zapewne smsa do
swojej ukochanej.
-
Możesz mi się zrekompensować – szepnęłam na tyle, aby nikt mnie nie słyszał.
- Nie
mam za co, Sofi – spojrzał na mnie z pod byka, robiąc swoją głupią, śmieszną
minę, na co wywróciłam oczami.
- Nie
ważne. I tak mi pomożesz – usiadłam obok niego, podpierając brodę na ręce. – Masz
jakieś kompromitujące zdjęcia Harry’ego, które nie ujrzało światła dziennego?
-
Jego nie da się skompromitować. Wiesz, że nie robi sobie nic z takich zdjęć,
których i tak jest pełno w sieci.
-
Wiem, ale muszę się jakoś odwdzięczyć. Proszę, poszukaj czegoś dla mnie –
ustawiłam ręce jak do modlitwy, oczekując jego odpowiedzi, która oczywiście
była pozytywna, bo przecież jak mogło być inaczej? Nikt nie potrafił mi się
oprzeć.
-
Zobaczmy. Powinienem mieć coś na telefon – westchnął w efekcie przegranej
pozycji, a już po chwili miałam dokładnie to czego chciałam. Zaśmiałam się
głośno tak, że zwróciłam tym samym uwagę wszystkich w samolocie, a było w nim
naprawdę sporo ludzi, choć w zasadzie był ich prywatnym.
- A
tobie co? – usłyszałam głos Louis’a, którego chyba przypadkiem wybudziłam z
drzemki.
-
Nic. Po prostu... – stukałam palcami o kant siedzenia, z bezradności wymyślenia
jakiejkolwiek wymówki. – Em… Zayn? – spojrzałam kątem oka na bruneta, tym samym
zrzucając wszystko na niego.
-
Czytamy kawały – jak zwykle zbyt błyskotliwie jak na niego wybrnął z sytuacji,
w efekcie czego nawet klasnęłam dłońmi.
- Dokładnie!
Super śmieszne kawały – zaśmiałam się, szukając wsparcia u przyglądających się
nam osób, ale niestety się nie doczekałam. – Eh, zupełny brak zrozumienia w tym
samolocie – zakończyłam, wywracając oczami, a gdy w końcu na nowo każdy zajął
się sobą, mogłam swobodnie wejść na swój profil i dodać to jakże cudownie
rozkoszne zdjęcia Harry’ego, które wątpię, że jakoś bardzo go zezłości, bowiem
raczej nie był do końca tego typem człowieka, ale zawsze coś. Po chwili zdołałam
usłyszeć kolejno śmiechy naszych przyjaciół, którzy chwilami ledwo trzymali się
na stołkach. Jak dla mnie owa reakcja była chwilami zbyt przesadna, bo w końcu
wyszedł całkiem słodko i niewinnie. I tak niemiłosiernie kochałam go nawet w
tej postaci, dlatego nie widziałam w tym jakiejś konkretnej, wielkiej rzeczy,
ale jeśli rzeczywiście było to tak bardzo śmieszne, tym lepiej dla mnie.
-
Myślę, że Sofi wygrała! – Annie przybiła mi piątkę, przysiadając u mego boku.
-
Stary! Pamiętam, gdy mówiłeś, że to zdjęcie pod żadnym względem nie może wyjść
do sieci, ale stało się – odezwał się Tomlinson, gdy lokowaty spojrzał na mnie
wrogo. Od razu wziął swojego i-phona, i z łatwością mogłam przemyśleć co
dokładnie zrobi. Wejście na instagrama, sprawdzenie aktualności, zobaczenie
zdjęcia, spojrzenie na ilość polubień i komentarzy, złość i zbliżamy się do
końca owego procesu, gdy patrzy na mnie obrażonym wzrokiem, podchodzi, bierze
mnie za fraki i wyrzuca z samolotu. No dobrze, w zasadzie wszystko to było
prawdą, z wyjątkiem tego ostatniego. No i przed ostatniego. O dziwo nie dotknął
mnie nawet palcem. Stał tuż nade mną, gdy ja ściśle oglądałam swoje paznokcie,
robiąc niewinną minę, lecz po chwili i tak zdołałam jedynie wybuchnąć śmiechem,
bo chyba nic innego mi nie pozostało.
-
Wiedz, że wciąż cie kocham. Nawet jakbyś był łysy – złapałam jego dłonie i
splotłam z moimi, lecz to i tak nie zmieniło jego obojętnego wyrazu twarzy,
gdzie usta wciąż pozostawały zaciśnięte, a brwi podniesione, przez co nie
wyglądał nawet na złego, lecz raczej zażenowanego moich postępkiem.
-
Rozejm? – zapytałam z nadzieją, na co jego postawa lekko się rozluźniła.
-
Rozejm, podstępna wiewiórko.
Lotnisko. Najgorsza część całego
wyjazdu, choć każdy z nas miał od początku świadomość, że nastąpi szybciej niż
się obejrzymy. Ale czy naprawdę musiała nastąpić aż tak szybko? Nie mogliśmy
jednak bardzo rozpaczać. W końcu nie rozstawaliśmy się na zawsze, a wydawało
się, iż wszyscy tak właśnie się czuliśmy.
-
Będę bardzo za tobą tęsknić. Za twoimi włosami też… - odparłam, stojąc z Harry’m
twarzą w twarz, obejmując jego kark.
- Ja
za tobą i twoimi łakomymi kradzieżami również – powiedział rozbawiony, na co
zachichotałam.
- Dwa
miesiące, i do mnie wrócisz? – zapytałam, będąc i tak raczej tego faktu pewna.
Nie wiem co musiałoby stanąć na naszej drodze, aby tak się jednak nie stało. Uśmiechnął
się lekko, całując mnie w czoło.
- Dwa
miesiące i wrócę.
-
Tylko pamiętaj, dzwoń każdego dnia i zdawaj mi relacje. Chcę wiedzieć co się
dzieję.
-
Obiecuję, że będę dzwonił nawet trzy razy dziennie – zaśmiał się, gdy jedna łza
spłynęła po moim policzku. Nawet nie wiedziałam dlaczego płaczę. Mój chłopak
musiał wyjechać na dwa miesiące, co jeszcze nie było tragedią. Taką miał pracę
i robił to czego chciał. Dawało mu to radość i cudowne doznania, dlatego nie
musiałam się chyba o nic martwić.
-
Przywieziesz mi figurkę statuy wolności? – odparłam smutno, gdy położył dłonie
na moich rozgrzanych policzkach, ścierając tym samym łzy.
- Dla
ciebie przywiozę nawet nie figurkę, a oryginał – ostatni raz pocałował moje
usta, po czym bez słowa odwrócił się i zostawił mnie w miejscu, gdzie najlepsza
podróż mojego życia została zakończona. Podróż, która nigdy nie wróci, lecz mam
nadzieję, że ON jednak tak.
W efekcie mojego powrotu, był jednak
jeden wielki plus. Znów mogłam zobaczyć moją przyjaciółkę, za którą tak bardzo
tęskniłam przez te całe cztery miesiące. Telefoniczny kontakt to zdecydowanie
za mało, a ja byłam pełna radości, że znów mogłam z nią spokojnie porozmawiać i
opowiedzieć o wszystkich wrażeniach i przeżyciach, które miałam okazję doznać.
Siedziałyśmy właśnie w pobliskim
barze, decydując się na małe świętowanie. Chociaż na tyle mogłyśmy sobie
pozwolić, mając świadomość, iż obaj nasi chłopcy są w zupełnie innym kraju.
- Mam
ochotę się porządnie nawalić – odezwała się blondynka, nie owijając w bawełnę,
i tym razem i ja przyznałam jej całkowitą rację. Również miałam na to niebywałą
ochotę, dlatego bez żadnych sprzeciwień się zgodziłam. – Tequila? – spojrzała na
mnie z zadowoleniem i błyskiem w oku, na co uśmiechnęłam się satysfakcjonująco.
-
Tequila!
- Czy
to nie dziwne, że zeszłam się z Zayn’em, a nie minęło kilka tygodni, gdy na
nowo musieliśmy się rozstać? – była smutna, widziałam to po niej od razu, czemu
kompletnie się nie dziwiłam, bo gdybym była na jej miejscu, zapewne usiadłabym
w wygodnym fotelu i płakała przez cały ten cholerny czas rozłąki.
- Nie
jestem w stanie wyrazić mojego współczucia, i tego jak mi przykro. Ale to na
razie ich ostatnia trasa na kolejny… rok? Później już wszyscy będą o was
wiedzieli i bez problemu pojedziesz z nim gdzie tylko będziesz chciała. Musisz
myśleć o nadchodzącym czasie, a nie o teraźniejszych smutkach.
-
Tak, ale to cholernie dołujące – odezwała się, wypijając jednym chłystem całą
zawartość kieliszka. – Ale nie ważne, nie mówmy o tym. Jesteś zadowolona
podróżą?
-
Właśnie na nowo zaczęłaś ten temat, a ja nie chcę cię bardziej dołować –
poklepałam jej ramię, po czym powtórzyłam jej alkoholowy gest.
-
Jeśli jesteś szczęśliwa, ja również jestem – uśmiechnęła się promiennie, za co kochałam
ją najbardziej. To niemożliwe, jak bardzo jej uśmiech mógł wprawić człowieka w
kompletny stan uradowania i zadowolenia.
-
Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Mam cudownych przyjaciół, rodzinę,
najlepszego chłopaka pod słońcem, a na dodatek zwiedziłam kawał świata. O co
więcej mogłabym prosić?
- O
więcej tequili! – zaśmiała się, zwracając do kelnera po kolejną porcję.
Nawet nie wiem kiedy minęły kolejne
trzy godziny, gdzie znienacka zadzwonił mój telefon, i z ledwością mogłam go
wyciągnąć z mojej małej torebki, bowiem byłam chyba już na tyle pijana, iż moje
niektóre kończyny odmawiały całkowitego posłuszeństwa.
- To
Harry – spojrzałam zdesperowana na blondynkę, na co wybuchła śmiechem.
-
Spoko! To tylko parę kropel tequili. Nic się nie dzieje – mówiła przepitym
głosem, który śmieszył mnie za każdym razem coraz bardziej, gdy miałam okazję
go usłyszeć.
-
Harry, cześć! Co u ciebie? – odebrałam, jak zawsze pełna entuzjazmu.
-
Tylko odrobinkę.
- To
tak świętujesz nasze rozstanie? – w słuchawce usłyszałam czysty dźwięk jego śmiechu,
przez co moje nogi coraz bardziej robiły się jak z waty.
- Nie
mów tego w taki sposób. Czuję się wtedy, jakbyśmy zerwali!
-
Wybacz, nie wiedziałem jakiego innego słowa użyć.
-
Powiedzmy, że tak świętujemy z Kathrin to, że nie ma tu ani ciebie, ani również
Zayn’a, dlatego pijemy także za was.
-
Pijana, ale wciąż pomysłowa. Zaskakujesz mnie coraz bardziej – ponownie ten
cudowny melodyczny dźwięk, przez który w moim sercu niespodziewanie pojawia się
rażąca lawina.
- I
zdarzy się to jeszcze nie raz! – zaśmiałam się, przy okazji również na widok
Kathrin, która wciąż wpajała w siebie niezliczoną ilość kieliszków z trunkiem,
przez co robiłam się trochę zdesperowana, bowiem obawiałam się, że sama nie dam
sobie z nią do końca rady.
-
Trzymam cię za słowo, i nie przeszkadzam. Zadzwoń do mnie jak tylko dojedziesz
do domu.
-
Dobrze mój złoty chłopaku, tak zrobię.
-
Uważajcie na siebie. I pamiętaj, że cię kocham! – zakończył rozmowę, przez co
mimowolnie się rozłączyłam. Na widok zapijaczono zrozpaczonej Kathrin
mój mózg zaczął przyjmować nagłe, dość mądre wnioski, iż zdecydowanie nastała
na nas pora. Jakimś cudem złapałam ją za ramię i wyszłam z miejskiego pubu,
zamawiając wcześniej upragnioną taksówkę.
-
Może pomóc? – doszedł mnie męski głos, na co automatycznie spojrzałam w tamtą
stronę, gdzie ujrzałam postawnego blondyna z zarostem.
- No
cóż, nastąpiła lekka awaria – zmieszana, zmierzwiłam lekko moje włosy, wciąż
przytrzymując upitą blondynkę.
- W
takim razie moja pomoc jest chyba wskazana – kąciki jego ust podniosły się ku
górze, gdy wziął dziewczynę na ręce i zwinnie położył ją na tylnych siedzeniach
samochodu.
-
Dziękuje – odezwałam się, gdy stał już naprzeciwko mnie. – Chyba zaszalałyśmy
aż za bardzo – westchnęłam, lekko się przy tym uśmiechając.
-
Widać powody do świętowania były tego warte.
- No
cóż… Rozstałam się z moim chłopakiem, więc opijałam smutki – zachichotałam,
lecz po chwili zdałam sobie sprawę z nie do końca dobrze sformułowanych słów,
lecz nie miałam głowy, ani tym bardziej sił, aby to sprostować.
- W
takim razie rzeczywiście były tego warte – na nowo obdarzył mnie promiennym
uśmiechem, lecz gdy przyjrzałam mu się bardziej, skądś miałam wrażenie, iż już
widziałam tego rodzaju uśmiech.
-
Jeśli często tu wpadasz, to zapewne tak. Jestem stałym bywalcem.
- Oh –
pokiwałam głową, w efekcie moich błędnych kojarzeń. – W zasadzie byłam tu
pierwszy raz, więc musiałam się pomylić.
-
Zapewne tak – odparł krótko, wciąż wpatrując się w moją twarz, co stawało się
zdecydowanie niezręczne i dość niekomfortowe, dlatego postanowiłam jak
najszybciej opuścić owe miejsce.
-
Muszę iść. Dziękuje za pomoc.
-
Zawsze do usług – odezwał się po chwili, gdy ja tymczasem mogłam swobodnie
wejść do samochodu i kierować się tam, gdzie może nie koniecznie chciałam być
najbardziej na świecie, ale w końcu nie mogłam wsiąść w samolot i polecieć do
Irlandii, dlatego dom na obrzeżach Londynu na tę chwilę powinien być
wystarczająco zadowalający, a z przyjaciółką u mego boku, co prawda zanadto wciętą,
zdecydowanie taki był.
***
Witajcie
skarby!
Jak
podoba wam się taki przebieg zdarzeń.
Wiele
zagadek i przemyśleń dla was, na kolejne rozdziały, których pozostało już tylko cztery + epilog.
Mam
nadzieję, że będziecie ze mną do końca tej części, a zobaczymy czy jest jakaś
szansa na kolejną.
KOCHAM!