27 lis 2013

30. You know I can't fight the feeling and every night I feel it, right now I wish you were here with me.



“Let us always meet each other with smile, for the smile is the beginning of love.”


            Święta Bożego Narodzenia to czas radości. Czas miłości, szczęścia i zbliżenia. Spędzenia chwil z rodziną i odpoczynku od całego rocznego gwaru. Święta to dobro. Wielu ludzi spędza je na swój własny, kulturowy sposób. Osobno, lecz jednak razem. Z partnerami, lub bez, ale wciąż myślami właśnie przy nich. Zupełnie tak jak wszyscy nasi bohaterowie.

LOUIS & ELEANOR

            Przepiękna brązowowłosa dziewczyna siedzi przy stole w uroczej, białej sukieneczce tuż obok wyższego od niej chłopaka, który ma na sobie czarne spodnie oraz swoją ulubioną pasiastą koszulę, którą ubiera ostatnio każdego roku na tą właśnie okazję. Często dziwi się, iż wciąż jest na niego dobra. W tym domu są dosłownie wszyscy. Jego dziadkowie, rodzice, ojczym oraz pięć młodszych sióstr, które świata nie widzą poza jego wspaniałą dziewczynę, co kompletnie mu nie przeszkadza, a wręcz jest zdumiony tym, że cała rodzina dogaduje się z nią tak dobrze. Gdyby choć jednak osoba w jego gronie nie darzyłaby jej zbytnią sympatią, zapewne zastanawiałby się w czym jest tak wielki problem. Louis od zawsze miał wszystko, czego potrzebował. A od pewnego czasu, jego życie zmieniło się jeszcze bardziej. Poznał cudowny chłopaków, którzy są jego najlepszymi przyjaciółmi. Gdyby nie One Direction, nie byłoby tego wszystkiego. Zapewne nie poznałby nawet swojej drugiej połówki. Kiedy zaczyna narzekać na całą tą sławę, zbyt nachalne fanki i wyssane z palca plotki, nagle się zatrzymuje, aby pomyśleć. I zdaje sobie sprawę, że to wszystko tak naprawdę nie może być takie złe. Nie może go męczyć. Bo właśnie gdyby nie to wszystko, w jego życiu nie pojawiliby się ci wszyscy cudowni ludzie. Do tej pory pamięta również, jaki miało przebieg jego spotkanie z jeszcze jedną dziewczyną, która tak bardzo zamieszała w ich dotychczasowych życiu. Sofi. Czasami zastanawia się, co by było, gdyby nie wpadł na nią na rogu Oxfrod Street. Tak naprawdę nie znałby jej. Nie zaprosiłby na spotkanie, nie spotkał w klubie, nie zaproponował wspólnego wyjazdu na małe wakacje. To wszystko by się nie wydarzyło. A co najgorsze, życie Harry’ego byłoby zupełnie inne. Doskonale wiedział, że z pewnością nie należałoby ono do lepszych, niż jest teraz. Ta dziewczyna zmieniła go nie do poznania. Znów stał się dokładnie takim samym Harry’m, jakim był przedtem. Louis niewiarygodnie cieszył się, że jego przyjaciel na nowo może być szczęśliwy. Że w końcu znalazł dla siebie kogoś, kogo kocha całym sercem, i jest gotów oddać naprawdę wiele, aby ten właśnie związek przetrwał.
- Louis, pomożesz mi kroić indyka? – doszedł go głos starszej brunetki, która krzątała się po kuchni niczym szalona, czego absolutnie się nie dziwił, bo żeby dać radę zrobić perfekcyjną kolację dla dwunastoosobowej rodziny, trzeba być mistrzem wyższej klasy i to zdecydowanie.
- Eleanor! Proszę, zrób mi makijaż! Chcę być księżniczką! Zrób ze mnie księżniczkę! – odezwała się mała Daisy, ciągnąc za skrawek sukienki brunetki.
- Ja też chcę, ja też! – dołączyła się jej siostrzyczka, na co dziewczyna zaśmiała się uroczo.
- Dziewczynki, dajcie Eleanor spokój. To nie bal przebierańców – odparła tym razem ich matka w pośpiechu.
- W porządku. To zajmie mi chwilkę. No chodźcie moje księżniczki – odparła, goniąc dziewczynki do ich pokoju. Louis chwycił delikatnie jej ramię, patrząc na nią z czułością.
- Jesteś najlepsza, wiesz o tym?
- Nie… To one są niezwykłe – uśmiechnęła się do niego, dając mu buziaka. Kąciki jego ust mimowolnie podniosły się ku górze, gdy miłość jego życia zniknęła nagle z jego oczu. ‘Jak dobrze być znowu w domu’.

ANNIE

Chicago to jedno z piękniejszych miejsc na ziemi. Annie bywała w wielu krajach i miastach. Jednak Chicago zimą jest jedyne i niepowtarzalne. Jednak kompletnie dla niej puste. Spojrzała na Matt’a, który przyszedł do jej rodziców. Był jak zwykle szarmancki i bardzo kulturalny. Mężczyźnie nie brakowało nic ani w wyglądzie, ani w charakterze. Ale był to Matt, a nie Niall, który spędzał święta ze swoją rodziną w Mullingar.
 - A potem pojechaliśmy do Aspen na kilka dni! – ojciec Palmer wybuchnął gromkim śmiechem, jakby wyjazd na narty był najśmieszniejszą rzeczą na świecie. Rodzice spojrzeli na blondynkę wyczekująco. Chyba liczyli, że także zacznie się śmiać, jednak jej myśli krążyły w zupełnie innej części kuli ziemskiej.
- Tak, Aspen jest świetne zimą – skomentowała krótko, wracając do własnego świata. Do Niall’a. Do jego ciepłych rąk, zatapiając się we wspomnieniu jego niebieskich oczu.
Kiedy chłopak zdecydował się już wracać do siebie, Annie odprowadziła go do drzwi i próbując zachować jak najmilszy wyraz twarzy.
- Annie? – szatyn wyprostował się, po czym głęboko zajrzał jej w oczy – Mam nadzieję, że będzie wam dobrze – spojrzała na niego zszokowana. O czym on mówił? Skąd wiedział o Niall’u? – Twój tata mi powiedział. I zgadza się na zerwanie umowy. Nikt przy tym nie ucierpi. Ani interes mojego ojca, ani Twojego. Lubię Cię Annie i bardzo chciałbym, żebyś była z nim szczęśliwa. To świetny chłopak – nachylił się do jej policzka, muskając je delikatnie – Wesołych świąt. - Blondynka zamknęła drzwi. Czy to się stało na prawdę? Czy ta chora umowa została zerwana? Był to dla Annie najlepszy i najbardziej nie oczekiwany prezent świąteczny jaki kiedykolwiek dostała. Miała Niall’a, była wolna, a szczęście tryskało z każdej części jej ciała. Cała historia z Matt’em oraz początek związku nie mogły zakończyć i rozpocząć się lepiej. Kiedy uściskała rodziców, dziękując jej za to co dla niej zrobili, usłyszała jak z kieszeni jeansów wydobywa się dźwięk przychodzącego połączenia.
- Halo? – krzyknęła radośnie do słuchawki, podchodząc do ogromnego drzewka ustrojonego w złoto-srebrne bombki i ozdoby świąteczne – Niall, mam Ci coś do powiedzenia!
- Tak? Coś czuję, że to będą dobre wiadomości. – odpowiedział śmiechem, a w brzuchu blondynki wybuchły jak bomba miliony motylków drażniąc ją i pieszcząc – Chcę już wszystko wiedzieć!
 - Zerwali umowę! Matt zerwał umowę!
- Czyli... – Horan przetrawił informację w zastraszająco szybkim tempie – Czyli jesteś wolna?
- Tak! – Annie usłyszała w słuchawce głośne krzyki blondyna, a po innych odgłosach, domyśliła się, że skacze po łóżku.
- Annie… – szepnął, kiedy uspokoił się na tyle, że mógł już rozmawiać.
- Tak?
- Kocham Cię.

LIAM & DANIELLE

            Radość. Na chwilę obecną kwitła w nich ogromna radość, iż pierwsze święta mogą spędzać w swoim towarzystwie. Bez nikogo innego. Tylko on i ona. W swoim własnym małym kącie na obrzeżach Londynu. Dodatkowym towarzystwem był dla nich mały piesek rasy husky o imieniu Loki. Jak na razie, zdaniem ich obu zdecydowanie za wcześnie było na dziecko, więc w nagrodę kupili sobie pieska, który sprawiał im ogromną radość. Wiedzieli, że kochają się na tyle, że jeśli nikt i nic im nie przeszkodzi, zostaną ze sobą na zawsze. Już teraz zdarzały się dni, w których przeprowadzali rozmowy na temat dzieci. Oboje je uwielbiali i chcieli mieć ich jak najwięcej. Może to śmieszne, bo w końcu Liam skończył dopiero dwadzieścia lat, a Danielle dwadzieścia cztery, i zdecydowanie bliżej było jej do macierzyństwa, niż jej partnerowi, ale o to nie martwili się w żadnym wypadku. Wiedzieli, że mają czas. Ogrom czasu.
- Myślisz, że lepsze będzie wino pół-wytrawne, czy pół-słodkie?
- Zapewne do jedzenia pije się pół-wytrawne, ale wiesz, że wole pół-słodkie – uśmiechnęła się do niego szeroko, wyciągając do niego głowę z kuchni.
- W takim razie niech będzie pół-słodkie – powiedział już do siebie, rozpalając po chwili drzewo w kominku. Obydwoje mieli na sobie luźne ubrania, nie strojąc się zanadto, ale i tak wbrew pozorom wyglądali bez skazy. Ona, z burzą brązowych loków i minimalnym make-up’em, i on, z odkrytymi ramionami i włosami zaczesanymi do góry. Zdawało się, iż świat nie widział bardziej perfekcyjnej pary.
- Miło jest spędzić dziś z tobą ten dzień – podszedł do niej, chwytając od tyłu w pasie.
- Jest cudownie. Nie mogłabym sobie wymarzyć czegoś lepszego – uśmiechnęła się szeroko, odwracając do niego przodem, chwytając dłońmi za kark.
- Czasami się zastanawiam jak trzy lata temu, mogłaś zwrócić na mnie uwagę. Byłem smarkaty i zupełnie niedoświadczony.
- Tak, ale… Podobały mi się twoje włosy – zaśmiała się cicho, powodując ten sam gest u niego.
- Jeśli chcesz, zawsze mogę zapuścić – podniósł do góry brew, wprowadzając ją tym samym w stan euforii.
- Tak też mi się podoba. Niedługo ty wyrobisz się jeszcze bardziej, a ja będę stara i brzydka – powiedziała ze smutkiem, choć oboje wiedzieli, że do końca tak nie myśli. Miała pewność, że nawet jeśliby tak było, Liam nie zostawiłby jej za żadne skarby świata.
- Nigdy! A wiesz dlaczego?
- Dlaczego? – zapytała, patrząc na niego przepełnionym miłością wzrokiem.
- Bo byłaś – musnął jej usta – jesteś – powtórzył gest – i będziesz, najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem.- Dziewczyna zagryzła wargę i ponownie wpiła się w usta chłopaka. Po krótkiej chwili, gdy usłyszeli bulgoczącą wodę w garnku, szybko się od siebie oderwali, by mulatka mogła zapanować nad kolacją.
- To gdzie to wino?

KATHRIN

            Wyspy kanaryjskie to dość mało adekwatne miejsce, do nastroju świąt Bożego Narodzenia, które kojarzą się wyłącznie ze śniegiem, zimnem i choinką. Kathrin jednak nie miała za bardzo wyjścia, gdy jej rodzice zaproponowali wyjazd właśnie w owe miejsce. Bardzo chciała spędzić z nimi ten czas, bowiem widywali się niewiarygodnie rzadko, ze względu na ich pracę. Czasami zastanawiała się, czy nie jest im obojętna. W końcu ludzie zazwyczaj chcą spędzać każdą wolną chwilę ze swoimi dziećmi i mieć ich zawsze blisko siebie, jednak w tym wypadku było inaczej. Jej rodzice zawsze starali się wychować ją tak, aby była zdana na siebie, i rzeczywiście tak też się stało. Oczywiście, gdy przeprowadzali się do Manchesteru, proponowali jej nie raz, aby również do nich dołączyła, lecz ona wybrała inną drogę. Nie wyobrażała sobie innego miejsca zamieszkania niż Londyn. To w nim się wychowała i to w nim miała zamiar spędzić resztę swojego życia. Nie miała żadnego rodzeństwa, więc była zdana rzeczywiście zupełnie sama na siebie. Wiedziała, że rodzice z jednej strony chcą dla niej dobrze, i czuwają, aby nigdy niczego jej nie brakowało, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że jednak często wyjątkowo brakowało jej ciepłego uścisku matki, czy śmiesznych pogawędek z ojcem, ale wiedziała, iż tak już musi być.
- Katharino skarbie, podaj mi proszę owoce morza – powiedziała jej matka zza stołu, która zawsze zwracała się do niej bardzo oficjalnie. Nie lubiła tego, ale wiedziała, że właśnie to jest tak bardzo charakterystyczne dla jej matki. Mimo tego uśmiechnęła się do kobiety, i podała jej to o co prosiła.
- A jak układa się twój związek z Zeyn’em? – odezwał się tym razem ojciec, na którego słowa podniosła jedynie brwi, nie mając pojęcia, że nawet nie orientuje się on w jej życiu miłosnym.
- Ma na imię ZAYN, tato. I nie jesteśmy ze sobą już od roku.
- Oh, przepraszam. Zmieniasz chłopców tak często, że już się w tym gubię – zaśmiał się siwowłosy mężczyzna, powodując tym samym chichot u swojej żony, co niestety mało spodobało się Kathrin, ale nic nie mogła w tym przypadku zrobić.
- W sumie to nie masz racji, tato. Teraz jestem dopiero w drugim poważnym związku…
- I jak ten młodzieniec ma na imię?
- Tayler – odpowiedziała krótko, biorąc kęs krewetki. Typowe świąteczne jedzenie.
- Widziałam zdjęcie! Bardzo przystojny chłopiec, zawsze miałaś dobry gust – odezwała się znowu blond włosa kobieta, powodując tym samym lekki uśmiech na twarzy córki.
- Mam nadzieję, że jego zarobki są adekwatne do twojego stylu życia – popatrzył na córkę z ukosa, wciąż będąc trochę rozbawiony, nie wiadomo nawet czym.
- Mojego stylu życia? Uważasz, że jestem drogą księżniczką? – zdenerwowała się trochę, bowiem granice zaszły już zbyt daleko.
- Oh, Katharino, nie denerwuj się. Ojciec nie miał tego na myśli.
- Nie miał? A co w takim razie miał na myśli? – spojrzała na nią, po czym znów pokierowała wzrok na mężczyznę – Widzisz mnie dwa razy w roku jeśli dobrze pójdzie i prawdą jest, że nie wiesz o mnie nic. Co robię, gdzie pracuję, czy studiuję, lub puszczam się na prawo i lewo – przy ostatnich słowach zauważyła, iż wzbudziła w nich zaskoczenie – Zupełnie nic. Więc proszę, nie oceniaj mojego stylu życia, bo kompletnie nie zdajesz sobie sprawy jaki jest – westchnęła, wstając ze swojego miejsca – Dziękuje za kolację, ale jestem już pełna. Obu wam życzę miłej nocy – zakończyła swój monolog, kierując się na plażę, zostawiając przy tym w osłupieniu swoich rodziców. Tym razem w jej myślach kłębiło się tylko pytanie: Po co tu przyjechała, skoro wiedziała, że zakończenie całej tej farsy będzie dokładnie takie, jakie wydarzyło się przed chwilą?


NIALL

Powiedział, że ją kocha. Kocha ją bardziej niż minutę wcześniej i mniej niż sześćdziesiąt sekund później. Annie wreszcie była jego i tylko jego. Była jego najdoskonalszym marzeniem. Wykreowanym w głowie, jednak okazała się prawdziwa, żyła, oddychała i również go kochała. Czy naprawdę mógłby prosić o więcej? Miał wszystko. Cudowną rodzinę, z którą właśnie spędzał czas w święta, cudownych fanów i najlepszych przyjaciół na świecie. Chłopcy z zespołu byli jego drugą rodziną. Jego powodem do śmiechu, strachu i czasami smutku, ale kochał ich na swój własny sposób i cieszyło go niezmiernie to, że byli przy nim nawet wtedy, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili. Zszedł na dół. Przed chwilą zakończył prawie półgodzinną rozmowę z Annie. Radość i szczęście nie uszła uwadze jego brata Greg’a, więc kiedy wkroczył do salonu, ciemnowłosy od razu pociągnął go za sobą. Stanęli koło kominka. Obydwie pary oczu spoglądały w tańczące języki ognia.
- Udało się?
- Annie jest wolna. I tylko moja – szepnął, nadal patrząc w otwór kominka. Greg poklepał brata po plecach i z dumą poczęstował go męskim uściskiem.
- Najlepsze święt...
- Greg! – blondwłosa szwagierka Horana weszła do salonu i trzymając na rękach małego Theo, wskazała ruchem głowy na drzwi prowadzące do wnętrza kuchni – Greg, może byś mi tak pomógł, co? – spojrzała wymownie na swojego małżonka, po czym przeniosła wzrok na blondyna – Pobawisz się z Theo?
- Jasne – Niall wziął bratanka na ręce, a para odmaszerowała do kuchni. Mały Horan był oczkiem w głowie swojego wuja. Był grzeczny i zaczynał już gaworzyć po swojemu. Chłopak kołysał go, aż w końcu mały zasnął w jego ramionach
- Chciałbym mieć takiego syna jak Ty – szepnął, poprawiając malusią bluzeczkę – Z Annie. Z taką dziewczyną, którą bardzo kocham.

ZAYN

            Ciemnooki mulat pojawił się z samego rana w jego rodzinnym domu w Bradford. Nie widział swojej rodziny przez bardzo długi czas, więc wizyta w ich gronie była dla niego ogromną odskocznią i radością. Nie czuł się lepiej w żadnym innym towarzystwie. Cieszył się, że pomimo tej całej sławy i życia w One Direction, mógł wrócić do ludzi, którzy kochali go bez tego wszystkiego,  pomimo, iż był  absolutnie żywą maszynką do robienia pieniędzy. Ogarniała go radość, gdy mógł zrobić prezent swoim siostrom, matce. Uśmiech na ich twarzach był dla niego niesamowitym zjawiskiem, bo to właśnie one były dla niego najważniejsze.
- Mój kochany synek. Tak długo cię nie widziałam – w samym progu, przywitała go piękna czarnowłosa kobieta, do której był tak bardzo podobny.
- Jak się masz, mamo? – uścisnął ją mocno, rozkoszując się zapachem jej włosów. W domu dało się wyczuć woń ciasteczek i budyniu.
- Dobrze. A jak ty się masz? Stajesz się coraz mężniejszy – pogłaskała go po policzkach, jak zwykle się wzruszając.
- Nic nowego – westchnął – Niedługo premiera filmu – uśmiechnął się promiennie. Uwielbiał przed mamą pokazywać swój zachwyt i radość z tego, czego dokonał z pozostałą czwórką przyjaciół. – No i wychodzi płyta, i jeszcze zaplanowaliśmy trasę koncertową – mówił jak najęty, gdy Patricia patrzyła na niego z wyrazem miłości. Kochała swojego jedynego syna ponad wszystko. Dał im tak wiele, i miał ogrom w nadmiarze. Nigdy nie traktowała go jako bankomat. Musiałaby być najgorszą matką świata, żeby czynić coś tak okropnego. Gdy patrzyła tak na niego, przypominały jej się wszystkie wspaniałe chwile. Kiedy latał po mieszkaniu i śpiewał różnymi głosami, śmiejąc się całą buzią. Ona jak i córki chwilami miały dosyć, ale ten widok sprawiał jej niebywałe szczęście. Jej mały Zayn jednak dorastał, musiała się z tym pogodzić.
- Jestem z ciebie bardzo dumna synku.
            Chłopak siedzi na dużym parapecie swojego pokoju. Rozgląda się po krajobrazie za oknem, który jest mu tak dobrze znany. Choć dobrze skrywa swoją prawdziwą twarz i absolutnie nikt nie podejrzewa jakie emocje nim targają, tak naprawdę czuje się wręcz fatalnie. Jest zagubiony i samotny. Trzyma w ręku telefon. Chciałby jej złożyć życzenia. Dać jakikolwiek znak życia. Chciałby znów ją trzymać w ramionach. Ale zepsuł to. Już nigdy nie dostanie tej szansy. Nigdy nie będzie mógł powiedzieć, jak bardzo ją kocha, i choć minęło już dużo czasu, on musi jednak patrzeć na widok jej, śmiejącej się w ramionach kogoś innego. Z jednej strony przepełnia go jednak radość. Radość, że ona jest szczęśliwa. Nic wtedy innego się nie liczy. Ale co z tego, skoro to on jedyny jest tym, który cierpi z miłości?


HARRY

            Lokowaty chłopak przebywa już od paru godzin w Holmes Chapel. Wraz ze swoją siostrą wybrał się na krótkie zakupy, aby zdobyć jeszcze ostatnie potrzebne produkty do kolacji. Znowu się czuje tak, jak za każdym razem, gdy ma szanse tu wrócić. Wolny i zupełnie normalny. Grono jego najbliższych sprawia, że nie jest jakąś wyjątkową gwiazdą, której wszystko trzeba podać na tacy. Czuje się wyjątkowo, ale… na swój własny sposób. Cieszy się, że znów może zobaczyć swoją wspaniałą siostrę, jedyną w swoim rodzaju mamę oraz ojczyma, i choć jego prawdziwy ojciec nie może spędzić z nimi tegorocznych świąt, ma jednak wrażenie, że jest naprawdę szczęśliwy. Pomimo, iż przy jego boku nie ma również jedynej kobiety jego życia, jak zawsze jest z nią myślami. W jego głowie nie przesiaduje nikt inny poza tą jedną osobą, czego nigdy wcześniej nie miał okazji odczuć. Nie miał pojęcia, że można się tak bardzo zakochać.
- No mów mi tu zaraz jak twój Matt’ie? – zaśmiał się, opatulając siostrę ramieniem.
- W porządku – powtórzyła jego gest, gdy po raz kolejny usłyszała to śmieszne zdrobnienie. – Jest nam razem wspaniale. Kiedy z nim przebywam, czuje się naprawdę nieziemsko. To cię może śmieszyć, ale naprawdę tak jest.
- Dlaczego pomyślałaś, że może mnie to śmieszyć? – popatrzył na nią niezrozumiale.
- No wiesz… Ty nigdy nie pochwalałeś takich związków. Sądziłeś, że jeszcze będziemy mieli na to czas.
- Tak. I właśnie teraz nastał twój czas. Mój też – uśmiechnął się sam do siebie, wspominając ponownie obraz pięknej blondynki.
- Czyli z tą dziewczyną tak na serio, serio? – powiedziała zaskoczona, na co wybuchł śmiechem.
- To takie dziwne, że jestem zakochany? – wywrócił oczami rozbawiony.
- Tak! – spojrzała na niego znów zdumiona, nie wierząc, iż jej brat to rzeczywiście ten sam człowiek, który stoi tuż naprzeciwko niej. – Ty!? Człowiek, który lubi raczej krótkie przygody i dobrą zabawę? Ten sam, który wydawało mi się, że przez przynajmniej kolejne dwadzieścia lat nie powie, że jest zakochany? Uwierz lub nie, ale jestem zszokowana. Ty chyba też.
- Tu ci przyznam rację, bo rzeczywiście jestem zaskoczony. Ale ona zmieniła moje życie. Jest taka… normalna? Zupełnie normalna dziewczyna. A na dodatek niewiarygodnie piękna i dobra. Zabawna, przyjazna i kochająca – pokręcił głową, zdając sobie sprawę z ilości jej zalet. – Po prostu nie wierzę, że mnie to spotkało. Nie wierzę, że chce właśnie mnie. Tyle przeszła. Tyle wypłakała. I nadal ze mną jest – zaśmiał się pod nosem, powtarzając po raz kolejny te same słowa. – Jak to możliwe? – skierował się tym razem do Gemmy.
- Sama nie wiem jak to możliwe. Musi cię chyba bardzo kochać – zażartowała, patrząc po chwili na niego poważnie – A czy ty kochasz ją? – nastała chwila ciszy, gdy chłopak przymrużył oczy i wziął głęboki oddech, a po chwili znów spojrzał na siostrę. 
- Kocham ją do szaleństwa. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że może istnieć tak wielka miłość. Że można naprawdę, w prawdziwym życiu, być kimś tak bardzo zafascynowanym… Tak dobrze się z kimś czuć… Ale można. To naprawdę jest możliwe.
- W takim razie nie pozwól jej odejść. Jeden błąd może zniszczyć wszystko, a gdy do tego dojdzie, możesz już nigdy nie spotkać kogoś takiego jak ona.

            Śmiech, zabawa, otwieranie prezentów i wspomnienia. Można powiedzieć, że tak właśnie wygląda wigilijny wieczór idealnej rodziny. I tak właśnie było. Harry miał idealną rodzinę. Nigdy temu nie zaprzeczał, i choć przeżył w życiu swoje, miał świadomość, że rozwód rodziców wpłynął na nich samych w pozytywny sposób. Bardzo lubił swojego ojczyma, a jeszcze bardziej cieszyło go to, że jego matka jest przy nim równie szczęśliwa.
- Rzuciłam pięć!
- Nie prawda kochanie, rzuciłaś trzy. Robisz trzy kroki.
- Jak możecie mnie robić w balona? – odezwała się zdezorientowana Ann, siedząc ze swoją rodziną na dywanie, grając przy tym w ulubioną grę. – Harry? Ile rzuciłam?
- Przykro mi mamo, ale Robin ma rację.
- Ohh, nie wierzę! Wraz z Gemmą pasujemy! Nie gramy z oszustami!
- Hej! Mi idzie całkiem dobrze, mów za siebie! – odparła blondynka, powodując tym samym śmiech u brata i ojczyma. Znienacka przerwał im głos komórki jednego z nich.
- Zaraz przyjdę, nie pozabijajcie się – mówił wciąż rozbawiony Harry, szybko podbiegając do komórki.
- Halo?
- Jak przebiega twój wigilijny wieczór? – usłyszał ciepły, kobiecy głos, który tak bardzo koił jego wszystkie zmysły. Na sam ten dźwięk uśmiechnął się szeroko, modląc się, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Szczerze powiedziawszy to dom wariatów. Nigdzie indziej nie ma bardziej szalonych świąt.
- A co tam się dzieję?
- Gramy w gry, oglądamy zdjęcia, mówimy o tobie… - odparł, przekazując jej w zasadzie całą prawdę, bowiem jej imię zostało wypowiedziane w tym domu naprawdę sporo razy. Ale jak mogłoby być inaczej, skoro chwalił się nią na każdym możliwym kroku?
- O mnie? Co takiego o mnie mówisz? – zachichotała cicho, a on ponownie poczuł się jak w raju. Nie miał pojęcia, że osoba, która z samego początku cholernie go denerwowała, może się okazać tak ważną i kochaną istotą.
- No cóż… Parę twoich zalet. Że często chrapiesz, masz wąsy i duże stopy. Nic wielkiego – mówił, chcąc być w miarę poważnym, ale po drugiej stronie znów usłyszał głośny śmiech.
- To miłe. Jestem taka perfekcyjna nieprawdaż? Jak zareagowali?
- Pokochali cię już od pierwszej cechy.
- Oh, dzięki Bogu. Myślałam, że wąsy mogą być przeszkodzą – udała, że jego słowa przyniosły jej ulgę, co rozśmieszyło go jeszcze bardziej. Niewiarygodne było to, jak za każdym razem potrafiła wzbudzić ogromny uśmiech na jego ustach. Na chwilę zapadła chwila ciszy. Zupełnie tak, jakby chcieli nacieszyć się sobą bez żadnych słów. I choć nawet nie mogli się zobaczyć, sam dźwięk głosów, doprowadzał ich niemalże do szaleństwa. – Bardzo, bardzo za tobą tęsknie – odezwała się, cicho wzdychając. – Czy to nie dziwne? Nie widziałam cię dwa dni.
- Powiedziałbym, że to raczej wspaniałe, a nie dziwne. Ale nie jesteś sama, bo ja też cholernie tęsknie – oparł się o ścianę, marząc o tym, aby dotknąć jej delikatnych dłoni, rozpalonych policzków i pełnych warg, które należały tylko i wyłącznie do niego.
- W takim razie zgaduję, że … to chyba miłość? – doszedł go ponownie jej głos, na co serce zabiło mocniej.
- Tak. To zdecydowanie miłość.

SOFIA

            Prześliczna blond włosa dziewczyna nakrywa do stołu, przy którym stoją trzy krzesła. No w sumie można powiedzieć, że cztery, bo jak to bywa w jej tradycji, czwarte jest wolne, w razie, gdyby zjawił się ktoś niespodziewany. Babcia przygotowuje czerwony barszcz, a mama lepi uszka. To zupełnie jak przywiezienie polskiej tradycji do Anglii. Patrząc na ten obraz, czuje się zdumienie. Najbardziej dlatego, iż pół roku temu, ta właśnie oto dziewczyna, przyjechała do tego kraju zupełnie sama. Nieświadoma niczego co może ją spotkać. Bez dachu nad głową i dobrej pracy. Ostatnią rzeczą o której myślała przybywając tutaj, to znalezienie miłości, która odegrała tak ogromne, kluczowe znaczenie w przeciągu tych kilku miesięcy. Ta właśnie oto miłość sprawiła, iż poczuła, że tak naprawdę żyje. Znów była szczęśliwa. To zupełnie tak, jakby w zamian za jej ojca, człowieka, którego kochała niewiarygodną siłą, ktoś podstawił Harry’ego. Oczywiście nie pełnił roli jej ojca, ale pełnił zupełnie inną, w której spełniał się wręcz znakomicie. Kochał ją, a ona kochała jego. Nie mogła sobie wymarzyć na tę chwilę czegoś bardziej wspaniałego. Żałowała tylko, że nie mógł być z nią w ten wyjątkowy wieczór, lecz cieszyła się, że tak jak ona, szatyn spędza miłe chwile ze swoimi bliskimi. Dokładnie wiedziała, jak bardzo za nimi tęsknił, i chciał poczuć na nowo tę jedyną więź, która łączy go z rodziną. Cieszyła się, że choć są w zupełnie innych miejscach, to jednak spędzają czas podobnie. Z ludźmi, którzy są dla nich najważniejszymi osobami w życiu.
- Cudownie przystrojona, prawda? – odezwała się piękna brunetka, podchodząc do swojej córki, która stała właśnie przodem do zielonej choinki. Opatuliła ją od tyłu ramionami, wdychając zapach jej słonecznych włosów.
- Piękna. Chociaż trochę koślawa – zaśmiały się obie.
- No i trochę za dużo ozdób gdzieniegdzie. Dopiero teraz to zauważam.
- Tata zawsze potrafił świetnie ubierać choinki, pamiętasz? – obróciła głowę do matki. – Jako jedyny z nas zawsze miał to wyczucie. Brakuje mi go… - westchnęła cicho, gdy łza zakręciła się w jej oku. Anna spojrzała na nią z bólem, i przytuliła do klatki piersiowej.
- Mnie też go brakuje. Bardzo – załkała, ale nie był to płacz smutku. Był to płacz radości, iż wspomnienia o jej mężu zawsze będą w jej pamięci, i w chwilach takich jak ta, gdy stoi z córką pełna szczęścia i miłości, może wspominać, jakim cudownym człowiekiem był Robert. – Wierzę, że właśnie patrzy na nas z góry. I wiesz co? Śmieje się, że rozmazujemy sobie cały makijaż – zaśmiały się ponownie, wycierając łzy spod oczu.
- Tak. Pewnie masz rację.
- Wiesz… Nie możemy się załamywać. Musimy żyć dalej. Tata nigdy nie zniknął. On wciąż z nami jest. Po prostu pod inną postacią. Nie możemy go zobaczyć, ale możemy go poczuć. Na przykład w zimowym wietrze, płatkach śniegu, zapachu powietrza. On już zawsze z nami będzie – Sofia kiwała głową, gdy jej matka po raz kolejny zalewała ją potokiem wzruszających słów. - Wierzę, że kiedyś wszyscy się znowu spotkamy, ale teraz musimy dołożyć starań, żeby nie zmarnować sobie życia. – kobieta pogłaskała policzek córki. – Ty musisz żyć pełnią życia, szczęściem i miłością. Żyj dniem dzisiejszym i nie martw się o jutro. Kochaj, i bądź kochana, bo miłość to najlepsze uczucie na świecie. Nie przychodzi ot tak, kiedy tego chcemy. Zaskakuje nas w najmniej spodziewanym momencie, i często zastanawiamy się dlaczego pokochaliśmy akurat tę osobę. Potem zdajemy sobie sprawę, że to właśnie została nam z góry przypisana. To właśnie dlatego ją tak bardzo kochamy…
- Mamo? – blondynka spojrzała na uśmiechniętą już matkę. – Jesteś najcudowniejszą kobietą na świecie. Proszę cię, zostań już tu ze mną na zawsze… - wtuliła się ponownie w jej ciepłe ramiona, modląc się, aby ta chwila trwała wiecznie.
- Oh, skarbie. Jeśli zdecydujesz się tu zamieszkać na stałe, obiecuję, że nadejdzie dzień, kiedy przyjadę i zamieszkam razem z tobą. Ale na razie nie mamy na to odpowiednich warunków.
- Tak… Masz rację – westchnęła cicho, zdając sobie sprawę z porażki. Wierzyła jednak, że słowa matki okażą się słuszne, i rzeczywiście niebawem Londyn będzie dla niej takim samym domem, jak dla Sofi. – Ale obiecaj, że tak się stanie.
- Czy kiedykolwiek cię zawiodłam? – kąciki ich ust ponownie się podniosły, a spojrzenia przepełnione były jeszcze większą miłością i ciepłem. – Obiecuję.

***

MOI KOCHANI!
Najdłuższy rozdział ever, jak sami widzicie. Ale chciałam opisać te święta w każdej perspektywie, żebyście mieli dokładny obraz odczuć naszych bohaterów. Wydaje mi się, że przez te właśnie perspektywy, poznaliście ich jeszcze bardziej i wiele rzeczy, których się jednak nie spodziewaliście, zostało rozwiniętych. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jest słodko, nawet bardzo, ale jak na razie mam dość kłótni, a życie jest piękne, więc dlaczego ma nie być słodko? Chcę po prostu podkreślić jak wszyscy się bardzo kochają, co przecież również zdarza się w prawdziwym życiu, nie mam racji?
Dziękuje za komentarze, i choć niby było czterdzieści, ale w sumie tylko przez jedną czytelniczkę, która dodała parę komentarzy za jednym razem, to jednak dodaję, bo przecież nie mogę was tyle trzymać w niewiedzy!
Chcę jeszcze dodać, iż perspektywę Niall'a i Ann'ie pisała moja Endżi, za co strasznie jej dziękuje! KONIECZNIE WCHODZCIE NA JEJ BLOGA!

KOCHAM!

19 komentarzy:

  1. CUDOWNY !!!!!! *.*
    kocham Ciebie :D :* wspaniale piszesz, ten blog na prawdę jest wyjątkowy :3
    Pozdrowienia i weny życzę xoxox

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny! Taki kochany jest ten rozdział:D Niall w końcu będzie naprawdę szczęśliwy. Tylko bardzo szkoda mi Zayna. On by mógł być z Kathrin. :D Już nie moge się doczekać następnego<3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przy każdej perspektywie się wzruszyłam, a przy Niall'u i Sofii (jak rozmawiała z mamą) to normalnie ryczałam <3. Fajnie było zobaczyć ich wszystkich szczęśliwych. Gdy oni się uśmiechali ja również.Normalnie tak się w to wczułam jak bym była na ich miejscu.Ten rozdział jest G E N I A L N Y i do tego ten podkład,który dodaje uroku temu wszystkiemu.

    Kocham Cię xx
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  4. O jeju!*-* Jak słodko! *O* I zgadzam się z Tobą, życie jest piękne :D Też mam dość kłótni <3 A tak btw to bardzo się cieszę, że ten rozdział jest taki długi :D Dużo perspektyw, z czego również jestem zadowolona *-* No i w końcu Annie jest wolna! Niall może już z nią być! Mam nadzieję, że między nimi będzie taka wielka miłość jak między Harry'm i Sofi *_____*

    Czekam na NN ;* Weenyyy <333333333

    OdpowiedzUsuń
  5. Aww świetny rozdział! Nagłówek bloga jest śliczny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Najlepszy rozdział EVER!!! Jest po prostu świetny, boski, wspaniały... Już się nie mogę doczekać kolejnego :)
    just-you-and-one-direction.blogspot.com
    Agan :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmieniłaś szablon *o* ... śliczny.
    A rozdział jak zawsze przecudny. Wg, to tak coś czułam, że Zayn kocha Kath ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Perfekcyjny rozdział *.* ♥

    Tak pięknie, pięknie.. i jeszcze raz pięknie opisujesz uczucia bohaterów ♥

    Jesteś cudowna :* ♥ ♥
    Uwielbiam Twoje opowiadanie! Jeju ja je po prostu KOCHAM ♥

    Wczułam się w postać Sofi, to chyba dobrze ^^

    Chciałabym kiedyś mieć choć w połowie tak cudownego chłopaka jakim jest Harry *.* ♥
    Mam nadzieje, że w miare niedługo go znajde lub on znajdzie mnie... Kto wie?
    W ostatnich dniach troche podłamał mnie fakt, że moge nigdy nie znaleźć tej "drugiej połówki"..

    Uświadomiłam sobie też, że tak naprawde nigdy nie spotkam chłopców...
    Nie powiem im ile dla mnie znaczą i jak ich mocno, mocno całym secem kocham... ♥
    Ale co ja tu będę zanudzała Cie swoimi problemami... albo "problemami"

    Rozdział jest świetny i tak strasznie, strasznie chce przeczytać następny i następny ;)
    Masz ogromny talent do pisania :) Nie zmarnuj go ^^
    Powiem ci w tajemnicy heh, że czytam rozdziały po kilka razy i i tak mi mało ;)

    Buziaki :**
    нαяяу'ѕ ωιfє ♥
    @KKISS_YOU_1D

    OdpowiedzUsuń
  9. Aż zachciało mi się świąt xD Cudowny rozdział *^* prawie się rozkleiłam przy opisie uczuć Zayna xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie prawda ja też dodałam kilka. :** rozdział przecudowny. Pisz dalej i weny życzę. *-*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękujemy za nexta ! <3 Mówiłas ze w tym rozdziale chciałaś podkreślic to jak bardzo oni wszuscy sie kochaja i wiesz co ? Udało Ci się ! <3
    Matka Sofi to naprawdę modrą kobieta. Ta jej mowa o jej mezu Robercie była naprawdę wzruszająca i wydobywała się prosto z serca :>
    A jak opisywałaś ten moment świąt w domu Harrego i Sofi, ten moment w którym ze soba rozmawiali to az serducho rośnie że oni potrafia kochć się aż tak MOCNO .! Nom i te słowa Hazzy "Kocham ją do szaleństwa. Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że może istnieć tak wielka miłość. Że można naprawdę, w prawdziwym życiu, być kimś tak bardzo zafascynowanym… Tak dobrze się z kimś czuć" Normalnie cud miód malina <3
    Oj dawaj nexta kochanie :3
    @JustNikaPlease

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniały rozdział. :D
    Opisane święta wszystkich. Słodko. Wszyscy są naprawdę szczęśliwi... Zazdroszczę im.
    Niall nareszcie będzie mógł być z Annie. :D
    Co się stało Zaynowi... ? Biedaczek... :/
    Biedna Kathrin. Jej rozdzice są żałośni. Czy to ważne ile zarabia i jak ? Ważne chyba jest to, żeby ich córka była szczęśliwa... Według mnie..
    Zmieniłaś szablon. Wspaniały. :D
    Czekam na next.
    Pozdrawiam. <3
    ~ @Roxy_Wachowiak
    ♥ ♥ ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Cudowny rozdział. <3
    Te obchody świąt u wszystkich. Jej. Uroczo.;)
    Louis i Eleanor. <3 Cudowna para, jak i w Twoim blogu i w rzeczywistości. Oraz te księżniczki. :D
    Liam i Danielle oraz winko. <3 Hehe cudnie. :D
    Niall i Annie mogą być nareszcie razem. Jejejejejjej. <3
    Fajnie by było jakby Kathrin i Zayn zeszli się, ale wiadomo świat biznesu. Chociaż z jednej strony Harry'emu i Sofi się udało. :)
    Współczuję Kathrin. Smutne, że rodzice się wcale nią nie interesują. :( No cóż, takie życie. :(
    Zauważyłam, że więcej twarzyczek Sofi i Harry'ego doszło no szablonu. Jest cudowny! *.*
    W skrócie biorąc wszyscy wspaniale i szczęśliwie spędzili ten czas. Czas nie tylko w radości, ale przede wszystkim w miłości. <3
    Czekam na kolejny, kochana!!
    Wenyy! ;***

    OdpowiedzUsuń
  14. Wszystkie perspektywy są świetne! WOW. Zayn... :( /Add

    OdpowiedzUsuń
  15. (*(*(*(*(*.*)*)*)*)*)
    its-just-a-game-fanfiction.blogspot.com/ tu jest nowo rozpoczęte fanfiction o Niallu, którego prowadzę z koleżanką. Jak Ci się będzie nudzić to wpadniesz??
    Przepraszam za spam, naprawdę, ale chciałybyśmy mieć więcej komentarzy ;c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli chcesz mieć więcej pozytywnych komentarzy, to zostawiaj proszę tego typu wiadomości w zakładce SPAM :) pozdrawiam :*

      Usuń